Gdy myślimy o robotach i literaturze dziecięcej, zapewne większości z nas przychodzą do głowy „Bajki robotów” Stanisława Lema [pierwsze wydanie 1964]. Zbiór ten do dziś stanowi pewien ewenement – dotychczas pojawiło się niewiele utworów mogących zdetronizować kanoniczne już obecnie opowiadania. Nie zagrozi im raczej również „Śrubek i tajemnice Maszynerii” Jana Bliźniaka, powieść dla dzieci zilustrowana przez Grażynę Rigall – co nie oznacza, że nie warto się z tą pozycją zapoznać.
Postapokaliptyczna opowieść toczy się w Maszynerii, zmechanizowanej metropolii zamieszkałej przez roboty, w której człowiek dawno odszedł w zapomnienie. Nie jest to świat szczególnie przyjazny, gdyż od jakiegoś czasu panuje w nim niebezpieczna epidemia. Groźny wirus atakuje mieszkańców znienacka, a objawami choroby są nieracjonalne, szalone wręcz zachowania (niekontrolowane odruchy kończyn, bełkot itd.). By uniknąć rozprzestrzeniania się infekcji, chore roboty są zamykane w tak zwanym Warsztacie – tam czekają na moment, w którym lokalne władze znajdą rozwiązanie problemu. Jednym z zakażonych jest ojciec Śrubka, tytułowego bohatera, dziecięcego robota i formującego się rewolucjonisty. A także przyszłego wybawiciela miasta.
Śrubek nie wierzy w wersję wydarzeń przedstawianą przez władze Maszynerii. Wraz z przyjaciółmi organizują różne akcje mające na celu obnażenie kłamstw i nieudolności rządu. By odkryć prawdę, narażają się również organom ścigania – polibotom, bezwzględnym maszynom na służbie miasta. Odpowiadają oni przed Najwyższym Władcą Maszynerii, Jego Maszynencją, usiłującym utrzymać porządek wśród swoich podwładnych. Nie jest to jednak łatwe, gdy Śrubek i jego przyjaciele nieustannie go zaburzają. Podążając za kolejnymi wskazówkami, dzieci-roboty udają się w podróż poza Maszynerię, gdzie czeka na nich rozwiązanie zagadki związanej z wirusem. Po jej odkryciu życie robotów zamieszkujących dystopijne miasto nigdy nie będzie takie samo.
Choć mamy do czynienia ze światem robotów, należy podkreślić, że bohaterowie są już w dość zaawansowanym stadium rozwoju. Mają samoświadomość, darzą siebie uczuciami, tworzą związki, podejmują samodzielne decyzje, potrafią się buntować i wychodzić poza utarte schematy działania. Tym, czego jeszcze potrafią, a co jest ściśle związane z epidemią, jest korzystanie z tkwiącej w nich kreatywności. To ona okazuje się wirusem, którego roboty nie były dotąd w stanie zidentyfikować. Taka przynajmniej jest teza książki Bliźniaka, która (przynajmniej pozornie) wydaje się nieco nieprzystająca. W moim przekonaniu rewolucja może być najwyższą formą kreatywności. Czyżby zatem Śrubek od początku był nią zakażony?
Pomysł na powieść o dystopijnym świecie robotów jest, należy przyznać, niezwykle ekscytujący. W książce Bliźniaka odnajdziemy ciekawe neologizmy (jak wspomniana Jego Maszynencja) i oryginalne rozwiązania fabularne (odczytywanie przez roboty starych twardych dysków przypomina trochę „mechaniczne wykopaliska”). Idea przyświecająca całości też jest niebanalna. Okazuje się, że oto ludzie, pogodzeni z własnym losem i końcem swojej obecności na Ziemi, stworzyli społeczność robotów dosłownie zakażonych kreatywnością. W ten sposób chcieli pozostawić po sobie ślad, przekazać kolejnym istnieniom coś, czego być może sami nie potrafili wykorzystać w pełni, a co uznali za wartość najwyższą, tak jak możliwość tworzenia małych i dużych cudów – w tym między innymi literatury.
Niestety, naturalnym kontekstem dla dzisiejszego czytelnika czy czytelniczki „Śrubka…” jest pandemia koronawirusa. Choć intencja autora mogła być zupełnie inna, obecnie nie da się uciec od tego skojarzenia. Stąd też postawa głównego bohatera, negująca istnienie wirusa i obnażająca spisek zewnętrznych sił chcących (potencjalnie) zniszczyć Maszynerię, wypada co najmniej niefortunnie. Gdy bohater przemawia do tłumu słowami: „Jeśli wśród was jest ktoś z wirusem, nie bójcie się go” [s. 164], trudno się powstrzymać przed przywołaniem wypowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego o „wirusie w odwrocie”, którego „nie należy się bać”. Choć ostatecznie samo istnienie wirusa w Maszynerii nabiera zupełnie odmiennego znaczenia, o którym piszę w poprzednich akapitach, nie da się odczytywać tej książki bez współczesnego kontekstu. Ten jest dla Bliźniaka po prostu wyjątkowo niekorzystny.
Problematyczne pozostaje również rozwiązanie akcji. Nie zdradzając zbyt wiele, napomnę jedynie, że po antywirusowej rewolucji stare siły nie ustępują miejsca nowym – wręcz przeciwnie. Władza rewolucyjna poddaje się retoryce dawnego porządku, uznając dotychczasową władzę za nie do końca złą. Jak czytamy: „[…] żadna zmiana nie może się udać, jeśli nie ma czegoś stałego, co trzyma ją blisko znanej rzeczywistości” [s. 172]. Twierdzenie dyskusyjne, szczególnie że pojawia się w książce dla dzieci. Co więcej, Śrubek wręcz manipuluje resztą mieszkańców, stosując półprawdy, by osiągnąć własny cel – w jego mniemaniu oczywiście słuszny. I znów, trudno uciec od współczesnego polskiego kontekstu i złudnej retoryki „kompromisu”. Ten rzadko zdaje egzamin, choć, kto wie, może w Maszynerii panują nieco inne zasady. Zaznaczę również, że jest to perspektywa dorosłej czytelniczki. Dzieci mogą odczytać ten wątek zupełnie inaczej.
Książka Jana Bliźniaka jest przede wszystkim bardzo poręcznym narzędziem do rozmowy z dzieckiem, co jest ogromną zaletą tej pozycji. Czy Śrubek postępował słusznie? Czy tak właśnie powinni zachowywać się ludzie? Czy dzieci mogą „mieszać się” w politykę? To oczywiście tylko kilka propozycji. Lektura nie jest najłatwiejsza, stąd też polecałabym ją nieco starszym czytelnikom i czytelniczkom. Zdecydowanie warto do niej zajrzeć również po to, by spojrzeć na epidemię z zupełnie innej strony. Kto wie, może „Śrubek..” zachęci kogoś do rewolucyjnego, kreatywnego działania?
Książka:
Jan Bliźniak, „Śrubek i tajemnice Maszynerii”, il. Grażyna Rigall, wyd. Adamada, Gdańsk 2020.
Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.