0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > Pochwała parentyfikacji. Recenzja...

Pochwała parentyfikacji. Recenzja książki „Chcę kota i normalnych rodziców!” Marion Achard [KL dzieciom]

Karolina Stępień

Talula ma zrujnowane życie i nikt jej nie rozumie, ale woli zapisać to w dzienniku, niż porozmawiać ze swoją dziwną rodziną. „Chcę kota i normalnych rodziców!” Marion Achard zmusza do zadania sobie pytania, jakiej literatury antypedagogicznej potrzebują dziś dziecięcy czytelnicy.

Jeśli ktoś, tak jak Talula, prowadził pamiętnik w czasach podstawówki, nie będą mu obce takie frazy, jak: „dzisiaj był dzień gorszy niż zły”, „jeszcze jeden okropny dzień!” albo „jestem w MEGA złym humorze”, poprzedzone emfatycznym „kochany dzienniku!”. Główna bohaterka i zarazem narratorka książki „Chcę kota i normalnych rodziców!” autorstwa Marion Achard właśnie idzie do czwartej klasy i ma mnóstwo powodów do przelewania negatywnych emocji na karty swojego notesu. Nie może znaleźć przyjaciół w grupie rówieśniczej, starszy brat doprowadza ją do szału, pracujący w cyrku rodzice wydają jej się niekompetentni i irytujący, a na dodatek marzy o kocie, ale jej ojciec ma silną alergię – o zwierzętach nie może więc być mowy.

Ze względu na sposób prowadzenia tej opowieści o codzienności, język i charakter głównej bohaterki, a także jej niejako buntowniczy stosunek wobec dorosłych, w szczególności własnych rodziców – czy wręcz potrzebę przewyższenia ich – „Chcę kota i normalnych rodziców!” nasuwa skojarzenia z nurtem literatury wykorzystującej wątki antypedagogiczne. Ciekawe wydaje się spojrzenie na powieść Achard właśnie w tym kontekście.

Mikołajek, Mateuszek, Matylda… Talula?

W książkach przedstawiających świat z dziecięcej perspektywy poprzez wykorzystanie pierwszoosobowej narracji, takich jak te o francuskim Mikołajku René Goscinnego i Jean-Jacques’a Sempégo czy hiszpańskim Mateuszku Elviry Lindo, z którymi na pierwszy rzut oka najbardziej kojarzy się powieść Achard, wszyscy bohaterowie – bez względu na wiek – przedstawiani są z serdecznością i dystansem, w tym nawet rodzice stosujący czasem wątpliwe metody wychowawcze. Trudno niepokoić się tam o losy nieletnich bohaterów; nie wydaje się, żeby takie, a nie inne warunki, w których przyszło im dorastać, mimo że czasem niezbyt szczęśliwe, miały mieć poważne konsekwencje zagrażające beztroskiej lekturze. Przede wszystkim jednak dzieci zdają się radzić sobie całkiem nieźle w każdej sytuacji – badacze literatury antypedagogicznej podkreślą, że w tym przypadku młodzi protagoniści stanowczo kontestują rzeczywistość dorosłych oraz ich działania, dzięki czemu, pod płaszczykiem humoru, ci ostatni są krytykowani przez autorów opowieści, nawet jeśli towarzyszy temu duża doza sympatii.

Z kolei w przypadku „Matyldy” Roalda Dahla, jednej z najbardziej znanych powieści antypedagogicznych, rażąca niekompetencja rodziców koresponduje z narracją przedstawiającą ich w sposób jednoznacznie negatywny. Oczywistym jest, że w domu protagonistki dzieje się źle, dlatego czytelnik z ulgą przyjmuje finał opowieści, w którym Matylda – dzięki swojej dojrzałości i odwadze – opuszcza rodzinę. Analogicznie, w nieco bardziej współczesnym cyklu „Seria niefortunnych zdarzeń” Lemony’ego Snicketa niemal wszyscy dorośli są nieodpowiedzialni, okrutni lub bezmyślni, a pozostawieni sami sobie dziecięcy i nastoletni bohaterowie muszą rozwiązywać problemy na własną rękę, co stanowi zresztą jeden z głównych wątków powieści. To, że dorośli to antagoniści, nie jest w tych tekstach tajemnicą.

Powyższe przykłady, choć reprezentują różne typy narracji antypedagogicznej, pokazują, że rodzice mogą się mylić, a dzieci mają w sobie wolność, siłę, dobrą intuicję, wiedzę i niezgodę na działanie wbrew ich woli. W „Chcę kota i normalnych rodziców!” żadna z tych dwóch tez nie wybrzmiewa dostatecznie jasno, co budzi pewien niepokój dotyczący tego, w jaki sposób dziennik Taluli miałby być odbierany.

Powierzchowne metody wychowawcze pozornie niekonwencjonalnych rodziców 

Powieść Achard jest w pewnym sensie połączeniem przedstawionych powyżej wariacji literatury antypedagogicznej – narracja prowadzona jest z perspektywy piszącej dziennik Taluli i choć dziewczynka bardzo krytycznie podchodzi do swojej rodziny (podobnie jak postaci z serii o Mikołajku czy Mateuszku) zdajemy sobie sprawę, że za jej słowami stoją dorośli twórcy, który spoglądają z dystansem na dziecięcy punkt widzenia i jednocześnie ze zrozumieniem dla „nienormalnych” zachowań dorosłych. Tymczasem większość metod wychowawczych rodziców Taluli wydaje się co najmniej niezrozumiała czy nawet niepokojąca, w dodatku nietrudno znaleźć w tekście dowody na ich zły wpływ na dorastającą protagonistkę. Uzasadnionym byłoby więc oczekiwanie, że szczęśliwym zakończeniem będzie wyzwolenie się dziewczynki z toksycznej rzeczywistości, jak w przypadku Matyldy czy rodzeństwa Baudelaire, choć to naturalnie bardziej groteskowe przykłady. U Achard sytuacja głównej bohaterki nie jest może patologiczna, ale na pewno co najmniej ambiwalentna. Warto zaznaczyć, że o ile niejednoznaczność w przypadku literatury dziecięcej jest czymś wartościowym, bo często otwiera pole do dyskusji i daje większą autonomię młodemu odbiorcy, o tyle w tym przypadku rozmyty przekaz sprawia, że niektórzy czytelnicy mogą postrzegać model rodziny reprezentowany przez bohaterów powieści Achard jako naturalny i nieprowokujący krytyki.

Talula ma ochotę powiedzieć tacie, że bardzo nie lubi zabawy „wolisz to, czy to” („wolisz zjeść kilo wełny, czy wykąpać się w ślimakach?”), w którą rodzic uparcie gra przy śniadaniu, ale tego nie robi, bo boi się, że ojcu będzie przykro albo się obrazi. Nie broni się przed dokuczliwymi komentarzami starszego brata, bo kiedy czasem próbuje, mama na nią krzyczy. Nie używa słów „kupa”, „siusiak” i „cipka”, bo widzi, że nie podoba się to dorosłym. Pomimo że przez większość czasu czuje się „rozbita”, cieszy się, że przynajmniej brak awantur świadczy o jej dojrzałości, nawet jeśli „dostaje dreszczy w brzuchu, kiedy idzie zrobić siusiu”, a na drzwiach do toalety kredą wypisane są zasady zachowania w rodzinie, między innymi „nie odpowiadamy niegrzecznie” i „dzielimy się wszystkim” (właściwie dlaczego?). Ów regulamin, a także system wypisywania wzajemnych pretensji na drzwiach lodówki dowodzi, jak powierzchowne, pełne zakazów i nakazów są metody wychowawcze pozornie niekonwencjonalnych rodziców Taluli. Mimo to bunt dziewczynki ogranicza się głównie do przelewania frustracji na karty pamiętnika.

Zrzucanie na dziecko odpowiedzialności za emocje rodzica 

Z tego powodu nie do końca zgadzam się z publikowanymi w mediach recenzjami książki, zgodnie z którymi powieść prezentuje świat widziany oczami dziecka. Na podstawowym poziomie oczywiście tak, niemniej jednak dorosła instancja nadawcza, dość protekcjonalnie podchodząca do dziecięcej narratorki i w inny niż ona sposób postrzegająca zachowania jej rodziców, jest tu dość wyraźnie widoczna. Najlepszym tego przykładem są wyrastające bezpośrednio z samego tekstu interpretacje powieści charakteryzujące Talulę jako dziewczynkę niedojrzałą czy nie zawsze rozsądną, zaproponowane przez te same osoby, które piszą o dziecięcym punkcie widzenia – to przecież wrażenie idące w kontrze do przekonań autorki dziennika, pewnej, że zachowuje się nie tyle dojrzale, co wręcz dojrzalej od swoich szalonych i lekkomyślnych rodziców.

Intencja autora nie ma współcześnie większego znaczenia dla interpretacji dzieła literackiego, ale w przypadku „Chcę kota i normalnych rodziców!” nie mogłam się powstrzymać przed zabawą w odgadywanie zamysłu pisarki. Zaryzykuję stwierdzenie, że źródłem humoru miała tu być nietuzinkowa, kreatywna, wesoła rodzina, nieco zawstydzająca główną bohaterkę swoim odstępstwem od normy, a nie rodzina dysfunkcyjna, której zachowanie chociażby zniechęca dziewczynkę do dbania o swoje potrzeby fizjologiczne. Tak czy siak, nawet jeśli się mylę, zrzucanie na dziecko odpowiedzialności za emocje rodzica i innego typu problemy związane z parentyfikacją być może były zabawne w latach 90., gdy triumfy święciło „Laboratorium Dextera” Genndy’ego Tartakovsky’ego – dziś raczej nikogo to nie śmieszy, a już na pewno nie psychologów dziecięcych, z którymi rozmawiałam, przygotowując tę recenzję.

Jakiej literatury antypedagogicznej potrzebuje w takim razie współczesny dziecięcy czytelnik? Trudno powiedzieć, ale raczej nie takiej, która opierałaby się na zwykłym odwróceniu ról między dorosłym a dzieckiem, co wydaje się ilustracją obciążającego młodych ludzi zjawiska parentyfikacji lub wyśmianiem przez twórcę cech kojarzonych z tym, co dziecięce. Być może chodziłoby po prostu o teksty, które uwzględniłyby podmiotowość młodego bohatera, narratora i – wreszcie – czytelnika, oraz dały mu szansę na kontestowanie zastanego porządku.

 

Książka:

Marion Achard, „Chcę kota i normalnych rodziców!”, przeł. Maria Braunstein, wyd. Muchomor, Warszawa 2021.

Proponowany wiek odbiorcy: 9+

 

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.

 

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 655

(30/2021)
27 lipca 2021

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE

NAJPOPULARNIEJSZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj