0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > Jest sprawa. Polskie...

Jest sprawa. Polskie kino po FPFF w Gdyni 2021

Marcin Radomski

Jaki obraz polskiego kina wyłania się po 46. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych? Panorama polskiego kina została uzupełniona o rasowe filmy gatunkowe, które – nawet jeśli mówią o przeszłości – starają się odnieść do współczesnej sytuacji społeczno-politycznej.

Rodzime kino, oceniane po zakończonym właśnie FPFF, nierzadko nadal odwołuje się do przeszłości, jednak coraz częściej stara się też oddać głos niesłyszalnym i nie boi się kontrowersji. Wszystko to za sprawą zmiany pokoleniowej (rekordowa liczba debiutów lub drugich filmów w Konkursie Głównym). Młodzi nie idą na kompromisy, mówią o kwestiach, które ich rozpalają. Takie są „Wszystkie nasze strachy” w reżyserii Łukasza Rondudy i Łukasza Gutta (Złote Lwy). Opowieść o Danielu Rycharskim (granym przez Dawida Ogrodnika), silnie wierzącym katoliku homoseksualiście tworzącym sztukę na wsi, to film o oswajaniu obcości. Nie ma tu dylematów, jest konkretna postawa, odrzucana przez większość lokalnej społeczności i przedstawicieli Kościoła. Siła filmu tkwi w scenariuszu napisanym przez samo życie. W znamiennej scenie, gdy Danielowi odpada naszywka na bluzie, babcia mówi: „eLGieBeT ci się odpruł” – kobiety nie interesuje symbol ideologii, ale miłość do wnuka. „Wszystkie nasze strachy” to kino dialogu próbujące połączyć pozornie sprzeczne tożsamości. Film potrzebny tu i teraz.

„Wszystkie nasze strachy”, fot. Jarosław Sosiński, Kino Świat

Ale nie tylko „Wszystkie nasze strachy” mówią o poczuciu samotności wśród tłumu. Aleksandra Terpińska w „Innych ludziach” (Najlepszy debiut) redefiniuje podejście do materii kina. Przy braniu na warsztat literatury Doroty Masłowskiej łatwo o potknięcia. Nie w tym przypadku. „Inni ludzie” to przykład wirtuozerii narracyjnej mierzącej się z brawurowym językiem w formie pulsującej rap opery. Pretendujący do bycia wykonawcą hip-hopu lokalny dresiarz Kamil (nagrodzony za rolę Jacek Belar) wdaje się w romans z zamożną kobietą. Sytuacja powoduję lawinę niepowodzeń rozgrywanych w pejzażu dzikiego miasta. Wyrafinowanym stylem, w którym pobrzmiewa echo kina Koterskiego, Terpińska dostarcza silnych emocji, opowiada o klasowości, frustracji, braku miłości. „Inni ludzie” to jeden z najoryginalniejszych polskich filmów ostatnich lat.

„Inni ludzie”, fot. Anna Włoch, Warner Bros Polska

Interesującym, współczesnym filmem jest też „Moje wspaniałe życie” Łukasza Grzegorzka (nagrodzony za reżyserię). Dostajemy opowieść o Joannie (charyzmatyczna Agata Buzek), nazywanej przez innych „Jo”, lektorce języka angielskiego w nyskim technikum. Kobieta przez lata tkwiła w rodzinnych konwenansach, do których nie pasuje. Posiłkując się tytułem książki Kundery, można by powiedzieć, że jej „życie jest gdzie indziej”. Grzegorzek w emancypacyjnej komedii obyczajowej tworzy szczery portret rodziny we wnętrzu, gdzie główna bohaterka wykonuje swoje społeczne role, ale nie czuje się z nimi dobrze. „Moje wspaniałe życie” łączy lekką narrację pełną subtelnego dowcipu i nostalgii, z czułą obserwacją małomiasteczkowej rzeczywistości.

„Moje wspaniałe życie”, Gutek Film

Jeśli chodzi o wspomnianą na początku miłość twórców do przeszłości, wśród filmów Konkursu Głównego znalazło się kilka tytułów odwołujących się do PRL-u i lat 90. Wystarczy wskazać „Żeby nie było śladów” Jana P. Matuszyńskiego, „Hiacynta” Piotra Domalewskiego, „Najmro. Kocha, kradnie, szanuje” Mateusza Rakowicza, „Powrót do Legolandu” Konrada Aksinowicza i „Prime time” Jakuba Piątka. Jedni trzymają się z dala od faktów historycznych, inni zaś bez przerwy wchodzą z nimi w dialog. Większość z tych filmów to kino gatunkowe, balansujące na granicy konwencji, opowieści sensacyjnych, kryminalnych i komediowych.

Jan P. Matuszyński w „Żeby nie było śladów” (Srebrne Lwy) opowiada o starciu jednostki z opresyjnym systemem. Odtwarza realia epoki, wnikliwie przygląda się sprawie Grzegorza Przemyka, skupia się na detalach, dobrze prowadzi wątki bohaterów. Realizacja jest imponująca, zabrakło jednak dramatyzmu narracyjnego znanego z reportażu Cezarego Łazarewicza. Historia Barbary Sadowskiej (matki Przemyka) i Jurka Popiela (kolegi Przemyka) ma w sobie zachowawczy dystans. Film Matuszyńskiego przypomina kino irańskiego reżysera Farhadiego („Rozstanie”) czy Francisa Forda Coppoli („Rozmowa”). W „Żeby nie było śladów” świetną kreację stworzył Tomasz Ziętek (Jurek Popiel). To zbuntowany chłopak z misją, który chce wziąć sprawy w swoje ręce.

Nie sposób pominąć bardzo dobrego „Hiacynta” Piotra Domalewskiego (nagrodzonego za scenariusz Marcina Ciastonia). Twórcy wzięli na warsztat kryminalną akcję „Hiacynt”, wymierzoną głównie w gejowską społeczność lat 80. Robert (Tomasz Ziętek), młody milicjant (przypominający Borewicza i Kapitana Żbika) ma złapać członków grupy przestępczej. „Hiacynt” w przeciwieństwie do „Żeby nie było śladów” bardziej skupia się na człowieku niż opresyjnym wobec niego systemie. Tożsamościowe rozterki wyalienowanego głównego bohatera walczącego samotnie z czającym się za każdym rogiem złem pozwalają zbudować przejmującą historię (wybitna scena przesłuchania). „Hiacynt” jest świetnie zrealizowanym kinem kryminalnym w konwencji noir. I co więcej, pomimo historycznego kostiumu jest to film rezonujący z naszą dzisiejszą rzeczywistością.

„Hiacynt”, fot. Bartosz Mrozowski/ Netflix

O sprawiedliwość społeczną walczy również bohater hybrydy gatunkowej, połączenia komedii i kina akcji, czyli „Najmro. Kocha, kradnie, szanuje” Mateusza Rakowicza. Szalona opowieść inspirowana postacią króla złodziei Zdzisława Najmrodzkiego odczarowuje szary mit PRL-u. To inteligentne kino rozrywkowe na najwyższym poziomie (podobnie jak nieobecni w Gdyni „Teściowie” Jakuba Michalczuka), którego do tej pory bardzo brakowało w naszej kinematografii.

Zaskakująco często w festiwalowych filmach obecne były klocki Lego jako element nostalgii za dzieciństwem reżyserek i reżyserów. Pojawiają się we wspomnianych „Innych ludziach”, a także w „Powrocie do Legolandu” Konrada Aksinowicza, intymnej historii o nastolatku mierzącym się z chorobą alkoholową ojca (jedna z najlepszych w karierze ról Macieja Stuhra). Nowy zestaw klocków Lego to marzenie chłopca, podobnie jak uratowanie taty przed upadkiem. Największym walorem filmu jest narracja, która z komedii coming of age przeradza się w ciężki dramat psychologiczny z domowym horrorem w tle.

Moje największe festiwalowe zaskoczenie to piękna „Sonata” Bartosza Blaschke (nagroda publiczności), opowieść oddająca głosu osobom z niepełnosprawnościami. Pierwowzorem bohatera jest Grzegorz Płonka cierpiący na problemy ze słuchem, a traktowany jako dziecko z niedorozwojem umysłowym. Kinem społecznym jest także słabsza „Lokatorka” Michała Otłowskiego – film inspirowany sprawą Jolanty Brzeskiej jest interwencyjny i zbyt publicystyczny.

W Gdyni pojawiły się filmy słabsze („Ciotka Hitlera” Michała Rogalskiego czy „Przejście” Doroty Lamparskiej), ale Konkurs Główny był wyrównany, co dobrze rokuje dla przyszłości polskiego kina. Na koniec muszę wspomnieć o moim odkryciu. To „Piosenki o miłości” Tomasza Habowskiego (najlepszy film w Konkursie Filmów Mikrobudżetowych). Subtelna, wielopłaszczyznowa opowieść o relacjach rodzinnych i związkowych, ambicjach pokolenia millenialsów, zranionych uczuciach. Film przypomina „Frances Ha” Noaha Baumbacha i francuską Nową Falę, wymyka się gatunkowym matrycom, będąc dramatem obyczajowym i psychologicznym z elementami musicalu. Kwintesencją filmu są słowa głównej bohaterki: „Ciągle chcesz brać, nic nie chcesz dać”. Tego dziś nie można powiedzieć o naszym kinie, które stara się intrygować gatunkowo i formalnie.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 664

(39/2021)
28 września 2021

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj