Anna Janko debiutowała w latach siedemdziesiątych XX wieku, a jej poezja była przyjmowana ze sporym entuzjazmem. Nie inaczej było w przypadku prozy. „Dziewczyna z zapałkami” zdobyła nominacje do licznych nagród, między innymi do Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus. Druga część opowieści o Hance – „Pasja według św. Hanki” – również nie umknęła uwadze czytelniczek i czytelników oraz krytyki literackiej. W 2013 roku zdobyła nominację do Literackiej Nagrody Nike. Od tej pory Anna Janko opublikowała „Małą zagładę” – osobistą historię zanurzoną w przemilczanych wydarzeniach wojennych, „Przeglądarkę”, czyli zbiór felietonów, które pisała dla magazynu „Zwierciadło”, autorski wybór wierszy „Miłość, śmierć i inne wzory” oraz książkę dla dzieci „Oleś i Pani Róża”.
Jako powieściopisarka długo milczała. Aż do dziś. W październiku dostaliśmy nową prozę Janko – „Finalistkę”, która przybliża dalsze losy Hanki.
Miłość ci wszystko wybaczy…
W pierwszej z trzech prozatorskich książek Janko towarzyszyliśmy dwudziestokilkuletniej Ha, która mierzyła się z rozczarowującą rzeczywistością młodej żony i matki. W kolejnej Hanka oddawała się swojej największej pasji, którą jest… miłość. Obok znanego nam już partnera głównej bohaterki – Pawia, bliżej poznaliśmy Mata. Miłość ma to do siebie, że albo kończy się katastrofą, albo – rzadziej – happy endem. W „Finalistce” dowiadujemy się, jak potoczyły się losy tej nowej, w zamierzeniu najpiękniejszej i ostatniej.
Hanka opowiada nam o tym, co działo się u niej mniej więcej między pięćdziesiątym a sześćdziesiątym rokiem życia, wspominając przede wszystkim swoje zakochanie. Bo to miłość, a raczej właśnie zakochanie, stanowi sens jej życia. Napędza ją do działania, do porannego wstawania, pisania, wychodzenia z domu, podróży, kolejnych przeprowadzek.
Do czasu. Bo miłość ma też twarz codziennych zdarzeń – nielubianych dźwięków, które wydaje ta druga osoba, małych złośliwości, które wzajemnie sobie robimy, ciętych ripost, których nie chciałoby się usłyszeć, gestów, których nie można cofnąć. To one sprawiają, że przeradza się często w małą, prywatną katastrofę. Ale „Finalistka” nie tylko opowiada o tym, że złudzenia łatwo się rozwiewają, a miłość do drugiej osoby może nas uratować, nadać sens naszemu życiu i uszczęśliwić wbrew wszystkiemu. To także historia zmian, jakie zachodzą w kobiecie wraz z upływem czasu.
Czas ucieka, choć nikt go nie prosi…
Młoda Ha nie odczuwała upływu czasu, żyła w wiecznym tu i teraz, w stanie ciągłego zakochania. Kto wtedy patrzy na kalendarz. Hanka, która kończy pięćdziesiąt lat, orientuje się, że bezczas się skończył, że dni i tygodnie istnieją, a nawet gorzej – że istnieją też lata, które mijają o wiele szybciej niż kiedyś.
„Finalistka” to przede wszystkim przyglądanie się sobie – swojemu ciału, myślom, zwyczajom, nowym odczuciom i niemocy, która potrafi przyjść znienacka. Pobyt w szpitalu uzmysławia Hance, że nie jest nieśmiertelna. Szpitalne łóżko potrafi wyssać z niej wszystkie siły, doprowadzić ją do stanu tak wielkiej niemocy, że musi się przeczołgiwać do toalety. A to dla Hanki niewyobrażalne. Jak to – ją też spotkała starość? W jej świecie starzały się inne kobiety, ona nie. Poza tym – gdzie to surowe piękno starości? Co z dystyngowanym urokiem srebrzystych włosów? Przemijanie Hanki to zadyszka, ból, zapominanie, nerwowość, napady gorąca.
To jednak także doświadczenie inicjacyjne, pod wpływem którego zmienia się perspektywa oceny własnego życia. Rodzi się nowa Hanka. Hanka, która ma dość oceniania swojej wartości w perspektywie związku, w którym akurat jest, która nie chce budować swojego istnienia w odniesieniu do mężczyzny i tego, jak on ją widzi. A Mat potrafi walić prosto w oczy. Kiedy taki się stał? A może zawsze używał w stosunku do niej protekcjonalnego tonu? Dlaczego wcześniej go nie słyszała? Może to Mat się starzeje, a nie ona? W końcu jest między nimi spora różnica wieku.
Hanka zaczyna się coraz uważniej przyglądać popołudniowym drzemkom Mata, jego otwartym ustom z kroplą śliny w kącikach, powolnym ruchom. Czy ona też taka będzie? A może uda jej się jeszcze przed tym uratować? Może jest coś, co można zrobić? Kiedyś pogardzała kobietami, które ratowały się przed starością, wybierając operacje plastyczne. Dziś patrzy na nie z większą tkliwością, a nawet zrozumieniem. To w ich oczach – oczach kobiet, a nie mężczyzn, dla których tak się starała – może się dziś przejrzeć. To one rozumieją stres związany z obawą o utratę godności na gali literackiej, podczas której nie może myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, że zsuwają się jej pończochy przeciwzakrzepowe.
Wiek to tylko liczba… Doprawdy?
Współczesna proza lubi nam opowiadać o starości na dwa sposoby. Pierwszy z nich ukazuje ją jako pogodny czas rozliczenia z przeszłością. Drugi przedstawia starość jako stan degradacji ciała, cierpienie, samotność.
Janko odrzuca obie strategie. Jej Hanka śmieje się z siebie, bywa zgryźliwa, złorzeczy na czym świat stoi, życzy „gówniarzowi” w tramwaju „pękniętego kręgosłupa i szybki w smartfonie”, bo nie ustąpił jej miejsca po karkołomnym biegu do zamykających się już drzwi automatycznych. Hanka chce oswoić to, co nieuchronne, ale jednocześnie walczy do ostatka sił, żeby nie przyznać się przed sobą, że starość jest tuż za rogiem. Do tego dzieci stają się obce. Jej dzieci. To tak, jakby trochę umarły. Nie ma już Nenka oraz Rózi i związanej z nimi młodości, naiwności, bezgranicznego zaufania, że mama zawsze ma rację, że wie absolutnie wszystko i wszystko może. Czasem niewiele może albo nie ma siły.
Jednak wraz z mijającym czasem przychodzi też pewność, że już nic nie musi. Wcześniej musiała. Gotować, robić zakupy, uprawiać seks, pisać, bywać na galach i spotkaniach towarzyskich, poznawać wciąż nowych ludzi. Teraz już nie. Nie musi odgrywać wciąż od nowa najlepszej wersji siebie, żeby zdobyć kolejne zaproszenie, nominację do nagrody albo szacunek i poklask w środowisku. Oswaja lęki, śmiejąc się z siebie. W pamięci zostają nam sceny takie jak ta z kaszmirowymi swetrami: „Oczywiście, że nie jestem w stanie nosić ich wszystkich, jednak bardzo o nie dbam, kilka razy do roku wyprowadzam swoje swetry (i buty) z szaf na powietrze. Przymierzam, przechadzam się, przeglądam w lustrze, rozstawiam i rozwieszam, z przyjemnością doglądam. Jestem dobrym pasterzem, pasę je w poczuciu takiej szczególnej sytości i dobrostanu. Rzecz jasna uzmysławia mi to poziom lęku, ale też udowadnia, że daję sobie z nim radę i umiem się wykupić z opresji. A dodatkowo mam się w co ubrać w razie czego. I mam dla kogo żyć… Na swetrach sprawdzam, czy sobie jeszcze radzę. Dopóki je kupuję, a potem o nie dbam, wiem, że się polepszy” [s. 220].
„Finalistka” to książka o oswajaniu lęku przed przemijaniem, akceptowaniu zmian, których się nienawidzi, przez śmiech, żart, dystans. Taką Hankę łatwo polubić i zaprzyjaźnić się z nią. Nie jest już tą nieco może zbyt naiwną dziewczyną z pierwszej części trylogii ani kochanką Mata z drugiej. Wreszcie jest sobą. Tylko tyle, a może właśnie aż tyle.
Książka:
Anna Janko, „Finalistka”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2021.