Szanowni Państwo!

A co, jeśli rok 1989 przestanie być rokiem definiującym współczesną Polskę? Politycy, budując swoją ofertę dla społeczeństwa, powinni brać pod uwagę pokolenie, dla którego przełomem był pierwszy McDonald’s w mieście, a nie obecność przedstawicieli dawnej demokratycznej opozycji w sejmie i rządzie.

Sprawę komplikuje jednak fakt, że owi politycy własne kariery budowali w większości właśnie w kontekście Okrągłego Stołu, a doniosłość jego konsekwencji była dla nich oczywista, bez względu na to, jak ją oceniali.

Dla pokolenia, które transformację przeżyło w dzieciństwie, lata dziewięćdziesiąte nie były czasem zachłyśnięcia się wyczekiwaną wolnością. Ono nie zna realiów więzień politycznych, cenzury, centralnie ustalanych cen, mięsa na kartki. Zna realia domu, w którym rodzice stracili pracę i nie mają szansy znaleźć innej. Dla nich czas formowania się nowego porządku był czasem lęku.

Przez długie lata opowieści o transformacji towarzyszył zachwyt z powodu zwolnionej z więzów przedsiębiorczości Polaków. Szczęki, rodzące się wielkie biznesy, etos pracy, nieograniczone możliwości wzięcia odpowiedzialności za swój los. Jeśli elity dostrzegały gdzieś ciemne strony tego świata, to w zlikwidowanych PGR-ach. A i to po czasie, bo wtedy, w latach dziewięćdziesiątych byli pracownicy PGR-ów byli dla nich grupą roszczeniową, która nie chce odnaleźć się w nowej rzeczywistości.

A w latach dziewięćdziesiątych państwo budowało się na nowo. Czas niewyobrażalnych możliwości można równie dobrze porównać do czasu powojennej anarchii, z której dopiero ułoży się system, ale wcześniej ktoś zaklepie sobie w nim dobre miejsce, a ktoś nie. I właśnie w tym nieprzewidywalnym, chaotycznym i okrutnym świecie dorastało pokolenie dzieci transformacji. Teraz dorosłe – konfrontuje narrację pokolenia dorastającego w PRL z własnym doświadczeniem.

To pokolenie nie czuje dreszczy, kiedy widzi symbole przełomu: stół, przy którym wynegocjowano Polskę na nowo, plakaty wyborcze przedstawicieli Komitetów Obywatelskich, którzy potem na nowo ją urządzili. Dla nich wspomnienie budowy naszego ustroju i gospodarki to miasto, w którym jest coraz gorzej, bo padają kolejne zakłady pracy, nowych nie ma i z czasem największą atrakcją, która przypomina, że wchodzimy do jakiegoś dobrego klubu państw zachodnich jest właśnie ten otwarty McDonald’s. Zanim ich lokalny świat zacznie działać na nowo, najpierw się rozpadnie, pozostawiając po sobie traumę.

Świat, w którym dojrzewały dzieci transformacji, to także lęk o podstawowe fizyczne bezpieczeństwo. Lata dziewięćdziesiąte to przecież czas anarchii, w której również urządzali się po swojemu gangsterzy, zwykli bandyci. Po drugiej stronie była przekształcająca się z milicji policja, której przestępcy nie mieli powodów za bardzo się bać.

Trudne dzieciństwo w powstającym na nowo państwie, które w posagu dało obojętność i niepewność, może sprawiać, że trudno teraz z nim się identyfikować, angażować się w obronę jego instytucji, skoro ono nie broniło rodziców zwalnianych grupowo z fabryki farb i lakierów we Włocławku. Trudno też pewnie angażować się w obronę Trybunału Konstytucyjnego czy niezależnych sądów, jeśli nie nosi się w sobie traumy braku wolności obywatelskich, jak pokolenie PRL.

Być może to jest też odpowiedź na pytanie, dlaczego dawne dzieci transformacji nie stworzyły własnej agendy politycznej, chyba że uznamy za nią ruchy miejskie.

W najnowszym numerze „Kultury Liberalnej” piszemy o tym, co ukształtowało dzisiejszych trzydziestopięcio-, czterdziestolatków.

„Koniec Polski Ludowej był kolejnym w naszej historii upadkiem formy państwowości”, pisze redaktor naczelny „Kultury Liberalnej”, Jarosław Kuisz. Państwowości, która mogła być szkodliwa, ale to nie zmienia faktu, że runęły pewne ramy świata. „Z punktu widzenia rzeczywistego doświadczenia ludzi było to nie tylko wyzwolenie, ale i dramat, który odmiennie odbierają następujące po sobie pokolenia. I można dostrzec to właśnie dopiero przez zestawienie różnych pokoleniowych perspektyw. Dzieci transformacji mogą – a nawet muszą – wyraźniej dostrzegać cenę przemian i wcale nie dotyczy ona tylko aspektów ekonomicznych, jak chcieliby niektórzy ”, pisze dalej Kuisz. Dodaje: „Wielkie Polskie Narracje mogą zostać zakwestionowane przez zbieranie okruchów pamięci z lat dziewięćdziesiątych, bo międzypokoleniowe różnice doświadczeń są ogromne”.

Piotr Witwicki, publicysta i autor książki „Znikająca Polska”, o dorastaniu w mieście średniej wielkości latach dziewięćdziesiątych, o jego destrukcji i braku perspektyw w wyniku zmian, które zaszły w państwie, w rozmowie z Jarosławem Kuiszem wspomina: „Mam jakieś osiemnaście lat, stoję u mamy w pracy i wiem, że to miejsce zaraz upadnie. Że upada wszystko dookoła. Wiem o «dziurze Bauca», wiem, że jest bardzo źle, i myślę, że tak będzie już zawsze. Żyję osiemnaście lat i od samego początku zawsze jest źle, zawsze jest bezrobocie”. 

Piotr Stankiewicz, filozof, autor książki „Pamiętam”, również opowiada Jarosławowi Kuiszowi o dorastaniu w czasie transformacji. Okrągły Stół wspomina z perspektywy stojących na nim butelek z kolorową oranżadą. Tłumaczy, dlaczego, jego zdaniem, rok 1989 będzie z biegiem czasu dla polskiego społeczeństwa coraz mniej definiujący. „Myślimy, że rok 1989 to ten najważniejszy moment. Jednak im więcej czasu od niego mija, tym bardziej okazuje się, że to, co wtedy się wydarzyło, było jednym z wielu. Wtedy zmieniliśmy system, ale od tamtego czasu w 1999 roku weszliśmy do NATO, w 2004 do Unii Europejskiej, a w 2007 zostały przed nami otwarte unijne granice. Polska została ponownie podpięta do cywilizacji zachodniej. Z punktu widzenia ludzi młodszych, moich studentów, dzieciaków, rok 1989 staje się coraz mniej definiujący. Staje się częścią boomer talk. Jest istotny dla pokolenia naszego i starszego, ale już nie dla nich”.

Dzieci transformacji zaczynają definiować mit założycielski wolnej Polski na nowo. Z tego powodu przedefiniowane też wkrótce zostaną pojęcia, które ją opisują. Również liberalizm.

Zapraszamy do lektury!

 

Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: masti, źródło: Wikipedia;