Zatopienie „Moskwy”, rosyjskiego flagowego krążownika rakietowego, stało się jednym z najważniejszych incydentów wojny toczonej na Ukrainie i było nie tylko militarną, ale i symboliczną klęską agresora. Towarzyszyły temu informacje, że razem z nim poszły na dno relikwie w postaci drzazgi z Krzyża Świętego, umieszone w okrętowej kaplicy. Ta informacja traktowana raczej jako ciekawostka, obiegła prawie cały świat, powodując niekiedy ton raczej humorystyczny – kontrast z losem okrętu i relikwią mającą zapewnić mu pomyślność nie mógłby być większy. 

Rządowa rosyjska agencja TASS pospieszyła z wyjaśnieniem, że bezcenna relikwia jest zdeponowana w dowództwie Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu i dopiero miała być przekazana na okręt, co jest sprzeczne z informacjami sprzed roku. Rządowi propagandyści w sytuacji tej symbolicznej katastrofy, zdają się mówić tym komunikatem, że „Bóg jest nadal z nami”. Losy relikwii stają się ważniejsze niż ludzkie ofiary, bo tym nie poświęcono dotąd ani jednego zdania i nie potwierdzono ich śmierci. 

Religia w służbie nacjonalizmu 

Od początku tej wojny religia była jednym z elementów rosyjskiej narracji mającej usprawiedliwić agresję, a potem kolejne bestialstwa. Co więcej, jest też podstawą rosyjskiej ideologii państwowej, co potwierdzają oficjalne dokumenty. Doktryna ochrony ludności rosyjskojęzycznej, którą przyjęła Moskwa, jest niczym innym, jak przyjęciem zasady jedności wszystkich narodów i społeczności posługujących się tym językiem, rosyjskim alfabetem i wyznającym prawosławie. „Ruski mir”, czyli rosyjski świat, jest zdefiniowany w tym właśnie sensie. Częścią tego systemu jest obrona „duchowości narodu”. 

Dlatego patriarcha moskiewski Cyryl w swoim przemówieniu na początku wojny nie tylko błogosławił żołnierzy biorących w niej udział i wskazywał NATO jako wroga, który podzielił Ukraińców i Rosjan, ale tak nazwał istotę tej wojny: „przystąpiliśmy do bitwy, która ma nie fizyczne, ale metafizyczne znaczenie”. Słowa Cyryla spotkały się ze sprzeciwem wielu prawosławnych chrześcijan oraz ich wspólnot (kefalii), ale z punktu tradycji rosyjskiego imperializmu były całkowicie zrozumiałe. Rosja bowiem swoje istnienie definiuje nie tylko w wymiarze państwowym, ale przede wszystkim duchowym – jako zadanie do wypełnienia. 

Putin oparł się na tym dogmacie, tworząc ideologię, w której racje religijne są równoważne politycznym interesom. Z tej perspektywy samo istnienie Ukrainy jest skandalem, a obranie przez Ukraińców demokratycznego i prozachodniego modelu ustrojowego jest zdradą sprawy świętej Rusi i jej dziejowego posłannictwa. Tym samym ruski mir odpowiada temu samemu, co w islamie oznacza termin „dar al-Salam”, czyli przestrzeni wiernych, ziem, w których żyją ludzie prawdziwej wiary, przeciwstawionej ziemiom i ludom „kafir”, czyli niewiernym. „Polityczna zdrada” Ukraińców staje się zdradą wobec Boga, który Rosji powierzył przywództwo prawdziwej wiary, po Rzymie i Bizancjum. Zdradą tym boleśniejszą, że dokonaną na terytorium, od którego zaczęło się formowanie Rusi, a zatem i Moskwy (która wtedy jeszcze nie istniała). 

Dla Zachodu Rosja toczy napastniczą wojnę z niepodległym państwem, dla Putina i Rosjan to wojna domowa, w obrębie tego samego obszaru cywilizacyjno-religijnego. Stąd też okrucieństwo i wielokrotnie powtarzane przez Putina i jego propagandystów wezwania do fizycznej i duchowej anihilacji Ukraińców, którzy nie przejdą na stronę wspólnoty panowania rosyjskiego. 

Wróg Boga – wróg polityczny

Nie miejsce tu na traktat o psychologii zbiorowej narodów – morderców (pisałem o odpowiedzialności zbiorowej Rosjan w ostatnim felietonie), ale warto zwrócić uwagę na korzenie tego myślenia. 

Właśnie w ostatnim „Przeglądzie Politycznym” ukazał się blok tekstów i analiz poświęconych Janowi Assmannowi, jednej z najciekawszych postaci analizujących źródła monoteizmu. Assmann jest najwybitniejszym żyjącym egiptologiem, ale jego dzieła wykroczyły już dawno poza tę wąską dziedzinę, obejmując religioznawstwo i pamięć kulturową. I właśnie w tej ostatniej szukał on dowodów na związki historii Mojżesza z faraonem Ehnatonem, pierwszym monoteistą, znienawidzonym przez Egipcjan. 

Poza własną dziedziną Assmann stał się sławny po atakach na World Trade Center, gdzie w centrum debaty Zachodu stanęła kwestia religii i polityki, czyli teologii politycznej. Jak pisał: „Z polityczną teologią przemocy mamy do czynienia wówczas, […] gdy wróg polityczny jest ogłoszony wrogiem Boga”. Pozornie wyczerpuje to podobieństwa do sytuacji Putina, jego celów i metod. Jednak Assmann badał sytuację odwrotną, gdy wróg Boga, a szczególnie odszczepieniec, stawał się tym samym wrogiem politycznym. Różnica zawiera się w akcie założycielskim każdego monoteizmu – gdy powstaje sytuacja nienegocjowanej racji między religiami, uniemożliwiająca pokojowe współżycie, wpływy lub zapożyczenia, tak charakterystyczne dla politeizmu. Heidelberski egiptolog zwrócił uwagę, że przemoc jest szczególnie bezwzględna w tekstach biblijnych, jeśli chodzi o przemoc wewnętrzną, skierowaną do własnego ludu, o ile on dopuszcza się zdrady Boga. Po 11 września jego refleksja dotycząca korzenia „rzeczy nienegocjowanych”, a tym samym z gruntu nie podlegających racjonalizmowi politycznemu, znalazła uznanie (i krytykę), zapewniając mu niespodziewaną popularność. 

Idąc tropem Assmanna, można zaryzykować hipotezę, że polityczność Rosji jest zaledwie pozorem, bo w istocie opiera się ona na przedchrześcijańskim rozumieniu tego, co dopuszczalne lub nie. Nie rozumie tego Watykan, nadal traktując moskiewską Cerkiew prawosławną jako chrześcijańskiego partnera, a nie śmiertelne niebezpieczeństwo antychrześcijańskie. W wariancie rosyjskiego cezaro-papizmu, nienegocjowalna jest zdrada jedynej prawdy – że Rosja jest wcieleniem Boga. Kto jest w istocie „ruski”, a nie jest z nią, zasługuje na los tych Izraelitów, którzy oddawali cześć Złotemu Cielcowi – masowemu mordowi dokonanemu rękami prawowitych. 

Nieufność „wybrańców” 

Podobnie należy patrzeć na relacje Rosji z innymi już dalszymi „ludami” – czyli całą hemisferą Zachodu i Wschodu. To wrogość, obcość i nieufność przede wszystkim. Stąd też popularność w kręgach decyzyjnych, bezpieczniacko-armijnych, doktryny Gierasimowa, która w istocie zmienia politykę w wieczną wojnę o różnych formach. Bo między Rosją a resztą świata nie może istnieć nigdy żaden trwały pokój, skoro Rosjanie są narodem „Bogonośców”. 

Nie trudno zauważyć związków takiego myślenia z innymi zelotami współczesnego świata, przeciwstawiających się jego globalizacji – Al-Kaida i Daesz są tu najjaskrawszymi przykładami. Ich walka jest również zwrócona przeciwko obcym, a zatem wrogim społecznościom niewiernych, jak i do wewnątrz, do współwyznawców, którzy przez brak ortodoksji i uśpienie w sobie prawowitej wiary, stali się odszczepieńcami. Dzieje Bliskiego Wschodu przez ostatnie dwie dekady są na to dowodem, łącznie ze śmiercią setek tysięcy ludzi w wyniku przemocy wewnątrzreligijnej. 

Zatopienie „Moskwy” jedynym wyjściem

Dla Zachodu tym samym powstaje poważny problem. Im dłużej nie będzie dostrzegał, że po drugiej stronie konfliktu jest coś radykalnie sprzecznego i odmiennego od zracjonalizowanej polityki, do której są przyzwyczajone elity zachodnie, tym konflikt będzie narastał, coraz bardziej obnażając bezradność epistemologiczną wspólnoty transatlantyckiej. A tym samym będzie to dawało wciąż przewagę Rosjanom, bo każda drabina eskalacyjna wypracowana w Waszyngtonie lub w siedzibie dowództwie NATO w Mons, będzie chybiona w stosunku do zamiarów i gotowości przekraczania kolejnych czerwonych linii przez Moskwę. 

Bliższe rzeczywistości wydaje się myślenie o Rosji i jej przywództwie jako o religijnych terrorystach z bombami nuklearnymi. To samo demonstracyjne okrucieństwo, ten sam radykalizm celów, ta sama eschatologiczna perspektywa. W tej sytuacji Ukraina ma rację, odrzucając jakiekolwiek sugestie „racjonalnego pokoju” (na przykład poprzez zgodę na zabór Donbasu), bo go być nie może. Relikwie Krzyża Świętego nie wyznaczają w tym wypadku żadnego obszaru potencjalnie wspólnego w ramach chrześcijańskich lub postchrześcijańskich systemów wspólnych wartości. Zatopienie przez rakiety ukraińskie krążownika Rosja wydaje się jedynym wyznacznikiem skutecznego sposobu radzenia sobie z tym niebezpieczeństwem. Pozostaje mieć nadzieję, że Zachód wreszcie zrozumie tę prawdę.