Buty były w kolorze jasnobrązowym. Kształt miały nieco retro, z wysokim obcasem. Pamiętam stukot tych obcasów na korytarzu warszawskiego Axel Springer. Był rok 2008 i chodzenie po korytarzu było bardzo ważne w tym miejscu pracy. Tam i z powrotem – należało chodzić, bo tak można było natknąć się na szefa wszystkich szefów w „Dzienniku Polska Europa Świat”, a wtedy szef wiedział, że jesteś w pracy. Nie zwróciłby uwagi na to, co robisz, siedząc przy biurku i pracując lub próbując umówić się z szefem. A zatem pracę trzeba było przerwać. I chodzić. Pod jakimkolwiek pretekstem. 

Moje wczesne doświadczenie pracy, które było przede wszystkim doświadczeniem w dużych mediach – Polskim Radiu i „Dzienniku Polska Europa Świat” – nie zostało ukształtowane przez pozytywne przykłady. Była to raczej parada antyprzykładów. Występowały w nich, czasem osobno, a czasem wszystkie na raz: chaos, niejasne procedury zarządzania, przemoc, niemoc, brak możliwości awansu, niejasne kryteria awansu. Pracę przez przysłowiowe już 16 h dziennie znam bardzo dobrze. Szczególnie w „Dzienniku” zdarzało się często, gdy była to praca na rzecz szefów, którzy jednocześnie bywali chimeryczni, niewspierający, skoncentrowani na sobie, zagubieni i pozbawieni realnego wpływu na strukturę. W obu moich pierwszych miejscach pracy zdarzali się też tak zwani dobrzy ludzie, szefowie z wizją i szacunkiem dla innych. To były jednak pojedyncze osoby, które nie zmieniały kultury pracy.

Z jednej strony źle się dzieje, że dyskusja o pracy odbywa się dziś w naszym kraju głównie w odniesieniu do antyprzykładów. W ten sposób dyskutujemy od skandalu do skandalu, od głośnej wypowiedzi Marcina Matczaka („Wątpię, aby tacy ludzie byli gotowi pracować po 16 godzin na dobę” – powiedział o tak zwanej młodej lewicy); przez głośną wypowiedź Grażyny Kulczyk („zerkają na zegarek, nie chcą pracować dłużej, niż przewiduje ustawa” – powiedziała o współczesnych dwudziestolatkach), aż po głośną wypowiedź Tomasza Lisa („Jeśli miałem udar we wtorek, to w środę walczyłem o życie, a w czwartek pisałem wstępniak do gazety. To są moje obowiązki. Nie ma odpuszczania ani taryfy ulgowej”). 

Na to odzywają się oburzone głosy tych, którzy każdą pracę powyżej 8 h dziennie uważają za zło absolutne. Przez to wszystko argumentacje nie układają się w nic klarownego, a z całej dyskusji niewiele dla nas wynika.

Z drugiej strony – czy można się dziwić? Jeśli wiele osób pracuje lub pracowało w toksycznych miejscach pracy, to jak mogliby wychodzić od czegoś innego w obecnie toczącej się dyskusji? Antyprzykłady zarządzania w pracy mają nie tylko taki skutek, że praca przestaje być tym, czym powinna: miejscem realizacji życiowych aspiracji, zmiany świata, pomocy innym, realizacji osobistej godności i talentu. A zaczyna być źródłem frustracji, stresu, przemocy, wylęgarnią kolejnych mobbingowych zachowań, depresji, nerwic, a co z tym związane – także marnej jakości produktów.

Jak zatem moglibyśmy zbudować na nowo polską kulturę pracy? Trzeba sobie powiedzieć, że doświadczyć antyprzykładu to jedno, a wyciągnąć z tego wnioski to coś zupełnie innego. A jednak, należy próbować. 

Kilka lat temu Jarosław Kuisz, redaktor naczelny „Kultury Liberalnej”, napisał felieton, zatytułowany „Nie palcie korporacji, zakładajcie własne”. Ta parafraza zdania Jacka Kuronia (nie palcie komitetów, zakładajcie własne) wywołała potężny hejt, a przecież chodziło tylko o to, aby ci, którzy zakładają miejsca pracy, zadbali przy tym o tej pracy kulturę. 

Jako członkini grupy ludzi, którzy ponad 10 lat temu zakładali „Kulturę Liberalną”, wiedziałam, czego nie chcę w kulturze miejsca pracy, które sama buduję.
Jak zbudować na nowo polską kulturę pracy?

Jako członkini grupy ludzi, którzy ponad dziesięć lat temu zakładali „Kulturę Liberalną”, wiedziałam, czego nie chcę w kulturze miejsca pracy, które sama buduję. Wiedziałam, że nie chcę, aby struktura wymagała od ludzi poświęcenia własnego życia. Wiedziałam, że chcę, żeby prawa pracownicze każdej osoby były respektowane. Wiedziałam, że chcę budować kulturę pracy, w której ważne spotkania nie rozpoczynają się po godzinie 17. Czy ktoś idzie po siedemnastej do żony/męża, dzieci, gier komputerowych, psa/kota/rybek, muzeum, gotowania czy leżenia na kanapie, to jest jego lub jej sprawa i tak jest dobrze.

To wcale nie znaczy, że z automatu umiałam być mądrą, dobrze się komunikującą, wspierającą szefową. Zresztą, skąd miałam to umieć, mając za sobą głównie antyprzykłady? I dziś na pewno także nie jestem ideałem.

A jednak w całej działalności w „Kulturze Liberalnej” towarzyszy mi pragnienie, aby stworzyć miejsce nie tylko budujące nowe, ciekawe myślenie o liberalizmie, świecie i Polsce. Wartościowe miejsce pracy nie tylko tworzy dobry – powiedzmy w ten sposób – produkt, ale także samo w sobie jest wartościowe, jako wspólnota ludzi wzajemnie się wspierających. Kryzysów zewnętrznych i tak nie brakuje: finansowanie NGO-sa to wieczne błędne koło poszukiwania środków, szalenie trudna była dla nas pandemia, teraz jesteśmy świadkami galopującej inflacji. Uczymy się każdego dnia.

Zatem praca sama w sobie – aby zacytować mojego redakcyjnego kolegę, Tomasza Sawczuka – nie jest wartością. Wartością jest praca wartościowa. Taka, w której ludzie mają poczucie wspólnoty, ważnego celu, społecznego znaczenia tego celu, ale też bezpieczeństwa i solidarności. Taka, wreszcie, w której ludzie wiedzą, że są słuchani, że mają wpływ, że szanowane jest to, co robią. 

I to także jeszcze nie wszystko. Od wielu lat obserwuję również niemiecką kulturę pracy. Reprezentuje ona zupełnie inny sposób myślenia i działania. Nade wszystko panuje w niej etos jakości pracy – to jest najważniejsza cecha tej kultury. Z tego punktu widzenia 16 h to po prostu zły pomysł, bo raz, że praca ponad siły jest niewydajna, a dwa, 16 h często sprowadza się do chodzenia po przysłowiowym korytarzu, który opisałam, a nie dobrze wykonanej roboty, kreatywności, wspólnoty pracy.

Widać zatem, że spieramy się o coś, co jest tak naprawdę obok najważniejszego tematu. Nie chodzi tu o to, kto powie coś bardziej skandalicznego. Nie chodzi o to, czy będzie 8 h, czy też może ktoś będzie pracować szybciej i da radę w 7. Chodzi o to, czy praca ma jakość, którą powinno definiować się na wielu poziomach. Wartościowa praca to praca efektywna, intensywna, oparta na planowaniu, dobrej komunikacji i dobrym, nietoksycznym przywództwie. Do myślenia w tych kategoriach należy, aby po jej wykonaniu także odpocząć, zadbać o siebie, swoich najbliższych i swoje ciało. 

W końcu to wszystko robimy dla tej wspólnoty, w której żyjemy. A więc naprawdę warto.