0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > Zwykłe namiętności. O...

Zwykłe namiętności. O literackich szaleństwach Annie Ernaux

Katarzyna Sułkowska

„Beznamiętny sposób pisania przychodzi mi naturalnie”, pisze Annie Ernaux w jednej ze swych mikropowieści. A jednak to właśnie namiętność jest jednym z najważniejszych tematów jej pisarstwa. Doskonale widać to w jej książce „Passion simple” [Zwykła namiętność], która czeka na swój polski przekład.

Żadnej poetyckości

Roland Barthes pisał, że przyznawanie się do własnych uczuć jest bardziej obsceniczne niż pornografia. Właśnie od tego stwierdzenia z jego „Fragmentów dyskursu miłosnego” zaczyna jedną ze swoich książek Annie Ernaux. Pisarka znana jest z surowości stylu, niemal reportażowego zapisu rzeczywistości. W ostatnich latach w Polsce ukazały się dwie jej publikacje. Wielokrotnie nagradzana książka „Lata” [wyd. pol. 2021] jest nietypową – bo pisaną w trzeciej osobie liczby pojedynczej i w pierwszej osobie liczby mnogiej – autobiografią i jednocześnie portretem pokolenia urodzonego w trakcie drugiej wojny światowej. Z kolei na tom „Bliscy” [wyd. pol. 2022] składają się trzy mikropowieści („Miejsce”, „Pewna kobieta” i „Druga córka”) w oryginale wydane oddzielnie i poświęcone odpowiednio ojcu, matce i zmarłej siostrze autorki. 

Kwestia stylu od razu przykuwa uwagę. W „Miejscu” Ernaux tak mówi o swoim pisaniu: „Od niedawna wiem, że powieść jest niemożliwa. Chcąc zdać relację z życia podporządkowanego konieczności, nie mam prawa szukać przede wszystkim efektów artystycznych ani dążyć do stworzenia czegoś «wciągającego» czy «wzruszającego». […] Żadnej poetyckości we wspomnieniach, ani śladu triumfującego szyderstwa. Beznamiętny sposób pisania przychodzi mi naturalnie”. 

A jednak to właśnie namiętność jest jednym z najważniejszych tematów jej pisarstwa. Wspomniany cytat z Barthes’a pochodzi z tomu zatytułowanego „Passion simple” [Zwykła namiętność]. Pamiętam moje zaskoczenie, gdy po raz pierwszy natknęłam się na tę książkę. Ernaux kojarzyłam wcześniej jako pisarkę lewicy, która skrupulatnie zdaje relację z własnego awansu społecznego, opisuje rozwarstwienie klasowe we Francji, przez pryzmat autobiografii pisze o kwestiach mających znaczenie moralne i polityczne – o własnym doświadczeniu aborcji, wstydzie związanym z pochodzeniem z rodziny robotniczej. Bliżej jej było do Zoli niż do Flauberta. Tymczasem najwidoczniej trzymałam w rękach książkę o miłości. 

Rok magicznego pieprzenia

„Zwykła namiętność” [wyd. fr. 1991] ma niespełna osiemdziesiąt stron. Podobnie jak większość tekstów Ernaux, wygląda jak mała broszura lub tomik prozy poetyckiej. Jest zapisem trwającego rok romansu dojrzałej, prawie pięćdziesięcioletniej kobiety z żonatym i kilkanaście lat młodszym obcokrajowcem z Europy Wschodniej, określanym inicjałem A. Jest to swoiste studium kobiecej rozkoszy, przede wszystkim seksualnej. Nie chodzi w nim jednak o opis sztuki erotycznej. Naprawdę ciekawa – i w tym sensie niemal obsceniczna – jest właśnie intensywność uczuć, o których pisze Ernaux.

O samym romansie więcej dowiadujemy się z jej dziennika intymnego pod tytułem „Se perdre” [Zatracić się], który ukazał się we Francji dziesięć lat po publikacji „Zwykłej namiętności”. Kochanek pisarki, tym razem występujący jako S, był w rzeczywistości radzieckim dyplomatą, pracującym w paryskiej ambasadzie ZSRR. S jest seksistą, lubi luksus, za dużo pije i żywi nieskrywany podziw dla Stalina. Co ciekawe, w nieudanej francuskojęzycznej ekranizacji „Zwykłej namiętności” z 2020 roku w rolę mężczyzny wciela się mistrz baletowy Siergiej Połunin, znany z proputinowskich poglądów (miał nawet wytatuowany na klatce piersiowej wizerunek dyktatora, w filmie ukryty pod pudrem). S jest zwolennikiem Putina również w scenariuszu, przy czym w filmowych dialogach przekonuje bohaterkę, że Francuzi niepotrzebnie demonizują Rosję i zapewnia ją, że żadnej wojny nie będzie.

Ale wróćmy do książki. Ernaux zdaje sobie sprawę, że odkąd poznała A. żyje w dwóch równoległych światach. Na pierwszy składają się nawyki i odgrywane role społeczne – matki, intelektualistki, znanej pisarki. Drugi to doświadczenie zatracenia się w erotycznej relacji, które przybiera postać nieustającego czekania: „Od września, zeszłego roku nie robiłam nic poza czekaniem na mężczyznę: aż zadzwoni i przyjdzie do mnie. Słowa i zdania, nawet śmiech, formowały się w moich ustach bez rzeczywistego udziału refleksji i woli. […] Całe moje zachowanie było udawane. Jedyne działania, w które angażowałam wolę, pragnienie i coś, co musi być ludzką inteligencją (przewidywanie, rozważanie za i przeciw, konsekwencje) były związane z tym człowiekiem”.

Narratorka przestaje słuchać muzyki klasycznej, którą lubiła, woli sentymentalne, pełne patosu piosenki (jak „C’est fatal” Sylvie Vartan). Przegląda horoskopy w prasie kobiecej, udoskonala makijaż i dobiera ubrania. Czyta harlequiny. Ogląda pornosy na Canal+. Rzuca drobne żebrakom, wypowiadając życzenie, by tego wieczoru kochanek nareszcie zadzwonił (z dziennika dowiadujemy się, że życzenie się spełniło). Sporządza inwentarz czynności, które świadczą o jej stanie:

„pisanie listów do niego

zmienianie pościeli i układanie kwiatów w sypialni

zapisywanie, o czym nie mogę zapomnieć mu powiedzieć, następnym razem, co mogłoby go zainteresować 

kupowanie whisky, owoców i różnych drobnych przekąsek na wspólny wieczór

wyobrażanie sobie, w którym pokoju będziemy się kochać, kiedy przyjdzie”.

Surowy styl pomaga konfrontować się z doświadczeniem, które wydaje się irracjonalne. W innym miejscu Ernaux pisze o tym: „wstrząs rozumu”.

„Zwykła namiętność” nasuwa skojarzenia z „Rokiem magicznego myślenia” Joan Didion – książką, będącą studium żałoby autorki po śmierci jej męża i córki. Chociaż dzieło Amerykanki dotyczy z pozoru zupełnie innego tematu, w rzeczywistości obie kobiety mierzą się z podobnym doświadczeniem: nieznośnym bólem, jaki przynosi nieobecność kochanej osoby. Jak pisze Ernaux, przeżycie namiętnej miłości od początku do końca jest luksusem – jedną z form prawdziwie intensywnego życia – który nie jest dany każdemu. Literatura stanowi dla niej formę ocalenia tego doświadczenia. To z tęsknoty za nim rodzi się pisanie. Autorka notuje w dzienniku: „przeraża mnie, że życie jest serią procedur, działań banalnych i ciężkich, tylko od czasu do czasu przerywanych intensywnymi chwilami, poza czasem. Potrafię znieść tylko dwie rzeczy na świecie: miłość i pisanie. Tego wieczoru nie mam ani jednej, ani drugiej”.

Szkoła uczuć 

Po co pisać o intymnych szczegółach swojej biografii, czynić ją publiczną? Może się to wydawać ekshibicjonizmem. Jak pisze Ernaux, uczucie wstydu powstrzymuje wielu autorów przed publikowaniem tego rodzaju tekstów, chyba że w formie powieściowej. Autorka przyznaje, że notowanie własnych doświadczeń w dzienniku z początku przypominało prowadzenie szkolnego pamiętnika. Było dla niej jasne, że wraz z przygotowaniem materiału do publikacji opowiadanie traci niewinność. Ale może właśnie w tym ruchu jest coś wartościowego. Jest ważne, jakich słów używamy na opisanie własnego doświadczenia. Stają się one rodzajem świadectwa, które dotyczy nie tylko czegoś prywatnego, lecz również uniwersalnego. Choć z odsłanianiem wiążą się moralne oceny ze strony innych ludzi, możemy w ten sposób dowiedzieć się pewnej prawdy o tym, jacy jesteśmy, której nie dałoby się powiedzieć inaczej.

Dziś mówi się wiele o potrzebie nazywania własnych uczuć. Teoria psychologiczna dostarcza słownik sześciu podstawowych emocji człowieka. Już w przedszkolu uczymy dzieci, jakie są fizjologiczne korelaty tych stanów i jakie są ich etykiety językowe – łzy oznaczają smutek, zaciśnięte pięści oznaczają złość, a uniesione kąciki warg to radość. Mimo to o uczuciach często trudno nam mówić wprost. Słowa nieraz grzęzną w gardle od intensywności doświadczenia.

Współczesna edukacja sentymentalna niewiele ma wspólnego z obscenicznością uczuć, z którą mierzy się w swojej prozie Ernaux. Aby naprawdę nazywać swoje emocje, potrzeba czasu i uważności na znalezienie odpowiednich słów – takich, które rzeczywiście poruszają i rzeczywiście coś potrafią wyrazić. Przynoszą ulgę lub przeciwnie – zasiewają niepokój. Pomagają ruszyć z miejsca po latach zahamowania albo nauczyć się zatrzymywać, jeśli jedyne, co umiemy, to rozpędzać się bezmyślnie. O uczuciach uczymy się mówić zawsze własnym, idiomatycznym i nieco idiotycznym, wymyślanym ciągle od nowa językiem. Niektórzy znajdują ten język w gabinecie psychoterapeutycznym, ale często dzieje się to w zupełnie innych przestrzeniach, dzięki którym możemy spotykać się z własnym szaleństwem. Dla Ernaux tą przestrzenią była i jest literatura.

 

Książka:

Annie Ernaux, „Passion simple”, Collection Blanche, Gallimard, Paris 1992.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 725

(49/2022)
29 listopada 2022

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj