Julian Barnes i Georgi Gospodinow – Europa Zachodnia i Europa Wschodnia. W dziełach obu pisarzy jest element nostalgii. Barnes w „Papudze Flauberta”: jak wyglądała wypchana papuga francuskiego pisarza? W „Poczuciu kresu”: czy list napisany do przyjaciela czterdzieści lat temu mógł być inny? Tymczasem Gospodinow: czy inne mogłyby być całe światy?
W opowiadaniu Barnesa główne znaczenie ma detal – pojedyncze życie, pamiętnik, zdanie. Jest tutaj element niepowodzenia, które zdaje się do jakiegoś stopnia nieuniknione, jest również element pogodzenia się z rzeczywistością. Czy dałoby się znaleźć w muzeum egzemplarz papugi, na którą patrzył Flaubert? Cóż, nie da się, bo pełno było tych papug i nie wiadomo, która mogła być jego, a zresztą nie musiał jej przecież opisać dokładnie, mógł dodać w opisie coś od siebie. No trudno, tak bywa, piękną drogę przebyliśmy.
W „Poczuciu kresu” utalentowany młody filozof Adrian popełnia samobójstwo – z powodów, na które narrator Anthony Webster miał pewien przypadkowy wpływ, jak dowiaduje się po wielu latach. Webster próbuje dociec prawdy o wydarzeniach z przeszłości, ale czyni to w sumie z przypadku – zagłębia się w szczegół, który odkrywa przed nami złożoność ludzkich losów, głównie z tego powodu, że w jego życiu nie dzieje się zbyt wiele. Życie Webstera jest zwykłe – nawet jeśli Adrian miał na imię, chyba nie całkiem przypadkowo, tak samo, jak opętany przez diabła kompozytor z „Doktora Faustusa” Manna – i to mu odpowiada. W życiu tym było trochę osobistych porażek, ale – jak dochodzi do wniosku – ostatecznie niczego nie dałoby się zrobić inaczej. Było takie, jakie miało być. Zwykłe oznacza zatem: czasem barwne niczym wypchana papuga, czasem przyjemnie szare. Jest zapominanie, jest przemijanie, czasem rozumienie.
Klinika przeszłości
Oczywiście, angielski pisarz może opowiadać w taki sposób, ponieważ widocznie nie niepokoi go nic bardziej bezpośredniego, jakieś konkretne zagrożenie egzystencji, jak choćby najazd Związku Radzieckiego. O ile więc u Barnesa nostalgia wiąże się z łagodnym, a może na wpół zrezygnowanym, przyzwoleniem na upływ czasu, u Gospodinowa nostalgia jest nerwowa – jego tematem jest bunt wobec czasu.
W „Fizyce smutku” przybiera to formę, z którą sympatyzuję: narrator wyobraża sobie, jak by to było mieszkać w innym miejscu, w innym czasie, być drzewem albo ślimakiem, wszystkim i wszędzie – jak by to było przybrać inną formę istnienia. Pamiętam, że gdy byłem mały i jechaliśmy z rodzicami na wakacje, zawsze wyobrażałem sobie, jak to jest mieszkać w mijanych blokach kolejnych miejscowości; jakie byłoby w środku mieszkanie, jakie meble, droga do szkoły i jakie zabawy na podwórku. W powieści Gospodinowa narrator rzeczywiście żył w tych miejscach i czasach, a nawet potrafił żyć przeszłość cudzych przodków.
W „Schronie przeciwczasowym”, za który bułgarski autor otrzymał właśnie nagrodę Bookera, temat jest podobny, ale sytuacja wygląda trochę inaczej. W pewnym miejscu powieści również pojawia się papuga, nazwana zresztą Emma Bovary. Jednak patrząc na całość, trudno uciec od wrażenia, że wyraża się tu pewien rodzaj emocjonalności, który ma znaczenie i w naszym kraju – rodzaj pretensji wobec historii i związanej z tym niezgody na teraźniejszość.
Otóż tym razem genialny wynalazca i psychiatra Gaustyn (książkowe alter ego autora) zakłada kliniki przeszłości, w których można żyć w minionych dekadach, a nawet wybranych latach. Z czasem wpisuje się to szerszą emocję i modę społeczną, a przeszłość coraz bardziej przenika do teraźniejszości – i w całej Unii Europejskiej odbywają się referenda o powrocie do dawnych czasów. Mówiąc wprost, ludzie głosują, w którym roku było lepiej, aby do niego wrócić. Opowieść obejmuje całą Europę, a nie tylko Bułgarię czy region, bo i na Zachodzie pojawiają się przecież narracje o przywracaniu dawnej wielkości – nostalgia staje się polityczna. Oto właśnie idea schronu przeciwczasowego – miejsca, do którego można uciec przed czasem.
Przeciwko walce z czasem
Jest to wizja, która budzi moją złość. Dlaczego właściwie? Jestem chyba przeciwko walce z czasem, a może i szerzej – przeciwko ucieczkom od rzeczywistości. Tak, jeśli sytuacja jest nie do wytrzymania, wówczas uciekamy. O ile jednak można sobie jeszcze wyobrazić korzyści z dysocjacyjnej literatury, to jakie korzyści miałaby nam przynieść dysocjacyjna polityka?
Nieprzekonujące wydają się już wyniki tych wszystkich referendów, które podaje w książce Gospodinow. Dlaczego mielibyśmy wracać do lat pięćdziesiątych, siedemdziesiątych czy dziewięćdziesiątych? Czy ktoś naprawdę chciałby znowu żyć w roku 1989? Wydaje się, że właśnie wtedy, gdy próbujemy wybrać konkretny moment w przeszłości – dowiadujemy się, czego dokładnie dotyczy nasza nostalgia. I nie dotyczy ona raczej żadnego momentu historycznego, lecz raczej uczucia – wyobrażenia chwili, w której było nam lżej, a nawet jeśli nie lżej, to gwarantującej pewność gruntu pod nogami; a w każdym razie wyobrażenie świata, w którym nie ma dzisiejszych konfliktów i niepewności. Jeśli więc przeszłość przynosi spokój, to może dlatego, że daje iluzję kontroli.
Jest to jedynie iluzja, bo przecież gdybyśmy wrócili w tamten moment, to wszystkie niepewności i konflikty, które zdołaliśmy w tej wizji zapomnieć, również wróciłyby od nowa. To właśnie owa przeszłość doprowadziła zresztą do sytuacji, z której trzeba teraz uciekać. W gruncie rzeczy nie jest to zatem nostalgia do dawnych światów – jest to tęsknota do światów, które nie istniały; które nigdy nie zaistnieją; w których ja nie istnieję. Jak pisze Gaustyn: „Nie należą do ciebie żadne czasy, żadne miejsce nie jest twoje. To, czego szukasz, nie szuka ciebie, tamto, o czym śnisz, nie śni o tobie. Wiesz, że w innym miejscu i innym czasie coś było twoje, dlatego wciąż przemierzasz minione pokoje i dni. Lecz jeśli jesteś we właściwym miejscu, czas jest inny. Jeśli jesteś we właściwym czasie, różni się miejsce. Choroba nieuleczalna”. Może to prawda, że nostalgia jest najbardziej niebezpieczną emocją polityczną.
Pożytek z rozumienia
Jest tu jednak coś jeszcze. Jeśli trzeba uciec ze świata, negować całe światy, będzie to miało pewne konsekwencje dla naszego stosunku do teraźniejszości. Nie będzie wówczas przestrzeni na troskę o szczegół, badanie koloru papugi, cyzelowanie zdania w pamiętniku. W takich warunkach życie teraźniejsze będzie na zawsze bezforemne, ponieważ praca nad formą okaże się bez sensu; znaczenie traci wtedy sztuka, a wraz z tym poetycki wymiar indywidualnego istnienia, dla którego kolor papugi Flauberta, a zresztą wszelka barwa wszystkich przedmiotów, jak również odcień każdej emocji i myśli, ma znaczenie fundamentalne. Jeśli ktoś wyśmiewa zmysł troski o rzeczywistość, niech zapali się wam lampka ostrzegawcza.
Nie powiem, żeby Barnes w pełni do mnie przemawiał. Umieszczam go tutaj trochę dla kontrastu, a trochę dlatego, że Gospodinow napisał w książce zdanie o papudze. Nie powiem również niczego krytycznego wobec Gospodinowa. Oto piękne zdanie z „Fizyki smutku”: „Opowiadanie jest częścią Sądu Ostatecznego, bo zmusza ludzi do zrozumienia. A jaki jest pożytek z rozumienia – nie wiadomo dokładnie”. Powiem tyle, że bardziej interesuje mnie budowanie niż negowanie. I próba, nawet jeśli nie w pełni udana, dołożenia cegiełki, nie dla doskonałości, ale pomimo nieuniknionej niedoskonałości. Przeszłość była, teraźniejszość jest – i przyjęcie prawdy, z jej dobrymi i złymi stronami, wydaje się podejściem bardziej obiecującym niż wyżerająca wnętrze niezgoda na istnienie. Jeśli chcemy czasem uciec – cóż, kto nie chciałby czasem uciec. Jeśli jednak człowiek chce uciec zawsze, całkowicie, w przeszłość, do innego świata – w praktyce może to oznaczać tyle, że próbuje uciec przed sobą.