Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin: Moje koleżanki mówią, że są mamami swoich psów. Dawniej mówiło się, że psy traktują w ten sposób „stare panny”, a teraz jest to przykład świadomej relacji ze zwierzęciem. Kim według nowoczesnej zoopsychologii jest dla mnie mój pies? Lokatorem, podopiecznym, kolegą, pensjonariuszem, synem?

Katarzyna Gonera: Na pewno jest podmiotem. Nazewnictwo jest czymś wtórnym, ale jesteśmy jako społeczeństwo otwarci na nazywanie się psimi matkami czy ojcami. Widzę nawet na samochodach czy motocyklach naklejki „dog daddy”, które dumnie wożą panowie, co kiedyś u mężczyzn było nieakceptowalne.

Zmiękczyliśmy więc określenie „właściciel”. Nie spotyka się już go powszechnie. Raczej – przewodnik, opiekun, psia mama, psi tata. To jest oczywiście zabawne, uważam, że takie nazewnictwo jest dopuszczalne, jednak behawioryści uczą, żeby nie personalizować zwierząt, bo im to szkodzi, chociaż nie mają oczywiście na myśli nazewnictwa.

Dlaczego?

Dlatego, że psy nie są ludźmi i traktowanie ich jak ludzi zaburza ich komfort. Pies lubi funkcjonować w schematach, lubi wiedzieć, co może, a czego nie, na przykład nie lubi być zaskakiwany, a wielu ludzi lubi. Pies jest inaczej zbudowany pod kątem neurobiologicznym niż człowiek i musimy to szanować. Ale to nie ma to nic wspólnego z określaniem się jako psia matka czy ciotka. To jest zabawne i fajne.

A co nie jest fajne? Co takiego złego robi człowiek psu, kiedy chce go dobrze traktować?

Zacznijmy od tego, że traktowanie psa jako członka rodziny, którym pies jest, z pewnym ładunkiem emocjonalnym, jest w porządku. Dobra energia działa tu w obie strony. Mówiąc o personalizacji psów, miałam na myśli na przykład ubieranie bez związku z pogodą. Są rasy, które wymagają ubrania, kiedy jest zimno, jednak atrakcyjne ciuchy nie są psom potrzebne, a raczej są dla ich niekomfortowe.

Nie traktujemy wcale dobrze psa, kiedy narażamy go na podróże, których on nie lubi, a zwłaszcza samolotem. Kiedy zabieramy go na głośne imprezy. Również wtedy, kiedy nie zabieramy ich na długie spacery. Niektórzy kupują dla małych ras kuwety. Tłumaczą sobie, że ich szczęśliwy pies mieszka w 200-metrowym apartamencie, więc ma mnóstwo miejsca i nie musi wychodzić na zewnątrz. A pies musi wychodzić, bo jest szczęśliwy na śmierdzącym polu. Ma ogromną potrzebę eksploracji. Więc również z tego powodu spacer nie może być tylko na siku, kupę w dwie i pół minuty.

Nawet jeżeli mamy mało czasu albo wymarzyliśmy sobie, że pies będzie zawsze i wszędzie nam towarzyszyć, to jednak my musimy być towarzyszem psa w jego psich potrzebach. I zapewnić mu wśród codziennych spacerów przynajmniej jeden godzinny, umożliwiający wąchanie, eksplorowanie, włącznie z tarzaniem się w różnościach i wąchaniem różnych sików, bo tam są zostawione różne wiadomości, to jest część psiego życia.

Traktując podmiotowo naszych podopiecznych, musimy pozwolić im być psami. Psy muszą mieć gryzaki, które bywają śmierdzące, bo to są suszone skóry, żwacze, wołowe penisy. Są najzdrowsze i fantastyczne dla psów, które mają naturalną potrzebę żucia i gryzienia, zrzucają też w ten sposób adrenalinę po spacerze (nagromadzoną w ciągu dnia). To musimy im zapewnić, a nie cudownie pachnące truskawkowe gryzaki. Pies wymaga, żebyśmy szanowali jego psie potrzeby.

Jest to więc także szanowanie psich granic i psiej wolności?

W internecie toczą się debaty w związku z szeroko pojętą pielęgnacją. Czy farbowanie sierści w rożne wzory psu przeszkadza? Nie, bo on nie wie, że jest pofarbowany w łatki. Pytanie, czy jest mu to potrzebne, czy też jest to tylko sprawianie przyjemności sobie i własnemu ego.

Tak postrzegam granice, że psy w tym całym szaleństwie, które idzie także w dobrą stronę, nie mogą stać się zabawkami, towarzyszami w ludzkich rozrywkach, w których ludziom powinni towarzyszyć ludzie, a nie psy. My możemy nauczyć się być towarzyszami, obserwatorami psiego świata w dobrym tego słowa znaczeniu, zapewniać bezpieczeństwo. być uważnym na psie potrzeby, ale towarzyszyć i czerpać z tego.

Trzeba więc uznać psią zwierzęcość, żeby być dla niego dobrym człowiekiem?

To jest bardzo ważne – pozwolić psu być psem. Inaczej budzi się w nim frustracja i potem potrzebne są takie osoby jak ja, żeby doprowadzać do homeostazy coś, co w homeostazie było. Przy czym należy pamiętać, że psy mają różne osobowości, różną wrażliwość na bodźce, że pies jest konkretnym osobnikiem, a nie ogólnie psem.

Mówi się, że pies ma taką przewagę nad człowiekiem, że żyje tu i teraz. Wychodzi na spacer i cieszy się tym, co widzi, a nie zamartwia tym, że zaraz spacer się skończy. Czy tak rzeczywiście jest? Pies prowadzi takie beztroskie i zdrowe psychicznie życie?

Nie każdy. Są psy, które mają głęboko wbudowane przeróżne schematy i wiedzą na przykład, że po powrocie do domu przewodnik wyjdzie i już pod koniec spaceru koncentrują się na tym. Psy doskonale łapią schematy. Na przykład są takie, które, dostają jedzenie zawsze o tej samej godzinie i pięć minut wcześniej stoją już przy swoich miskach.

Ogólnie pies cieszy się tu i teraz, czerpie radość z aktualnej chwili, dzięki czemu my sami mamy możliwość koncentracji na nim i puszczenia naszych myśli mimo nas. Sami możemy czerpać korzyści z obserwowania, jak pies cieszy się wąchaniem, bieganiem, siedzeniem i patrzeniem na przykład na fruwające liście. Pies tym naprawdę się cieszy – że właśnie w tym momencie jest na trawie, choć nic w związku z tym się nie dzieje. I to jest najlepsza nauka dla człowieka, jak żyć. Psy są dla nas terapeutami. Bezcenne jest skierować uwagę w kierunku psa na spacerze.

Z drugiej strony, kiedy patrzę, jak mój pies bardzo boi się burzy, ale nie jestem w stanie wytłumaczyć mu, że nic takiego się nie dzieje, to nie zazdroszczę mu wcześniejszej beztroski. Wtedy czuję, że dla zdrowia psychicznego lepiej być człowiekiem. Chociaż – ludzie też mają nieracjonalne lęki.

Ludzie, owszem, mają nieracjonalne lęki, ale są one zazwyczaj uświadomione. A psa lęk za każdym razem zaskakuje. Nie spodziewa się nigdy tej burzy. Poprzednia, której się bał, skończyła się i na nową reaguje nowym strachem, znowu myśli, że świat się kończy. Pracuje się z psami nad tym, na przykład poprzez odwrażliwianie sytuacji, przekierowanie uwagi na zabawkę, na smakołyki albo za pomocą farmakoterapii. Możemy też odczulić psa na dźwięki. Jednak nie każdy się boi, ten strach jest osobniczy.

Oprócz tego, że zmieniło się podejście behawiorystyki czy zoopsychologii do psów, zmieniła się też weterynaria. Pojawili się na przykład, niespotykani wcześniej, specjaliści – alergolodzy, kardiolodzy czy specjaliści od żywienia. Czy to jest efekt postępu wiedzy, czy też rynku, czyli potrzeb ludzi, którzy są w stanie zrobić więcej niż kiedyś dla swoich zwierząt? I na ile to jest kwestia potrzeby psa? Często opieka weterynaryjna przedłuża jego cierpienie.

To ważne, żeby nie przedłużać cierpienia, nie podtrzymywać przy życiu z powodu egoizmu, mimo tego, że lekarz nie jest w stanie złagodzić bólu zwierzęcia.

Jednak uważam, że zmierzamy w dobrym kierunku i jesteśmy coraz lepszymi ludźmi, pochylając się nad zdrowiem psów bardziej, niż tylko szczepiąc je i lecząc podstawowe choroby. Psy właściwie leczone są w stanie funkcjonować przez wiele lat w komforcie. Kiedyś pies chorujący na serce bardzo szybko odchodził, teraz na lekach, jest w stanie funkcjonować wiele lat, nie odczuwając bólu.

Jest to więc psom potrzebne. A wiąże się z rozwojem wiedzy, badań nad psim ciałem i mózgiem, zajmuje się tym coraz więcej ośrodków na całym świecie i kształci doskonałych specjalistów, neurobiologów, psychosomatyków. Dzięki temu pies może żyć, tak jak my, z wieloma chorobami w komforcie. Oczywiście oddzielnym tematem są wysokie koszty takiego leczenia.

A czy z punktu widzenia zoopsycholożki pies może być weganinem?

To jest bardzo trudne pytanie. Z punktu widzenia zoopsycholożki pies może być weganinem, jeżeli jest na bieżąco badany i wiadomo, że mu to nie szkodzi. Są też diety dla psów oparte na owadach, chociaż to nie jest wegańskie.

Jeżeli pies na diecie wegańskiej dobrze się czuje, to dieta ta nie wpływa na jego zachowanie, więc z mojego punktu widzenia jest w porządku. A jeśli jego zdrowie „poleci”, będzie to miało bezpośredni wpływ na jego zachowanie.

W żywieniu psów pojawiają się i odchodzą różne nurty, mody, jak u ludzi, którzy nagle przechodzą na diety bezglutenowe, białkowe czy inne. Z mojego punktu widzenia źle dobrana dieta wpływa na dobrostan psa. Ale na dietach znają się psi dietetycy.

Ludzie lubią powoływać się na naturę psa, na to, że pochodzi od wilka. Ale psy, które mieszkają z nami, są już bardzo daleko od wilków. Bliżej im do nas.

Nasz pies nie jest wilkiem i musimy to sobie uświadomić. Teoria wilczej dominacji, którą przenosimy na psy, też jest dyskusyjna. Jeśli chodzi o wychowanie psów, teoria dominacji już nie istnieje.

Naprawdę? Czyli zasada, że ja, człowiek, muszę być przewodnikiem stada, w którym jest mój pies, i okazywać mu to wciąż, żeby był posłuszny, już nie obowiązuje?

Nie! Ona jest kompletnie bez sensu. Behawioryści i trenerzy wiedzą już o tym, że to, kto pierwszy zjada posiłek, czy kto pierwszy przechodzi w drzwiach – człowiek czy pies – nie ma dla psa żadnego znaczenia, jeśli chodzi o jego zachowanie.

Teoria dominacji została oparta o obserwacje zachowania wilków w stadzie, które musiało się podporządkować przewodnikowi. Jednak według współczesnych etologów, którzy badają zachowania zwierząt, nawet tam nie była to dominacja. Aktualne badania prowadzone na wilkach dowiodły, że watahy wcale nie są dominowane przez samców alfa, tylko raczej działają w strukturze rodzinnej, potrafią udzielać sobie wsparcia.

A poza tym, jak pani słusznie zauważyła, gdzie naszemu psu do wilka, z całym szacunkiem dla psa i dla wilka. Uczymy więc naszych klientów, że teorii dominacji nie ma. Została skutecznie obalona i na szczęście nie wróci.

Jaki jest więc aktualny stan wiedzy o tym, kim są dla nas psy i jak się z nimi układać? Czy też wychowywać je, prowadzić – nie wiem, które słowo odpowiada najnowszej wiedzy.

Obalenie teorii dominacji nie oznacza, że nie można wyznaczać psu zasad i przestrzegać ich. Pies kocha poczucie bezpieczeństwa, przewidywalność, jasne zasady. Nie musimy nad nim dominować, ale mamy przekazać mu: „stary, kiedy przychodzą goście, to nie musisz na nich skakać, tylko siedzisz na swoim posłaniu i wtedy dostaniesz za to gryzaka”. A więc – komunikacja, schematy, konsekwentne przestrzeganie zasad sprawiają, ze wychowujemy psa do tego, by funkcjonował w naszej rodzinie. Chodzi więc o zasady panujące w danym domu, a nie o status społeczny psa. A nieaktualność teorii dominacji nie oznacza, że pies może robić, co tylko chce, bo ani on, ani my nie bylibyśmy zadowoleni.

Czy można powiedzieć, że psy nas naprawdę kochają, czy też sami po prostu bardzo byśmy tego chcieli? Kim dla nich jesteśmy? Są na nas zdane i dlatego nas się trzymają, czy czują do nas faktycznie coś takiego jak sympatia?

Jesteśmy teraz w bardzo gorącym momencie badań nad psią emocjonalnością i to fantastyczne, że na świecie są na to pieniądze. Psy mają bardzo rozbudowany układ emocjonalny, a z każdymi kolejnymi badaniami okazuje się, że bardziej niż dotychczas sądzono.

Nie chodzi tylko o to, że są od nas zależne. Nie budzimy ich sympatii tylko dlatego, że dajemy im miskę, one naprawdę są do nas przywiązane. Tak, psy nas kochają. Nie boję się tego powiedzieć.

Jest dużo publikacji na ten temat, warto zgłębić temat psich emocji i neurobiologii. Czy to jest miłość bezinteresowna? Przyjaźń? Myślę, że nazewnictwo nie jest takie ważne. Psy machają na nasz widok ogonem, przynoszą prezenty, nie odstępują nas, podkradają ubrania z naszym zapachem. Tak możemy definiować sobie psią miłość. Chociaż psie emocje to bardzo interesujący temat-rzeka.

Jest jeszcze jeden wieki temat – psy i koty. Psia i kocia natura. Oba gatunki są udomowione, jednak utarło się, że psy są nam wierne, a koty są naszymi władcami. Czy między psychiką kocią i psią zgodnie z nowoczesną zoopsychologią, są rzeczywiście takie istotne różnice?

Tak, są między nimi istotne różnice. Nie możemy tych dwóch naszych życiowych towarzyszy postawić na równi.

W tych różnicach przebija się kocia niezależność. Pies chce być wciąż przy nas, determinuje większość swoich decyzji naszym zachowaniem, kot – nie. Z psami bardzo często pracuje się nad lękami separacyjnymi, które powstają dlatego, że w domu nie ma przewodnika, czyli ukochanego człowieka. A z tego, co wiem od kocich behawiorystów, to wcale nie jest znaczący temat ich pracy. Jednak jednocześnie kot też jest od nas zależny, bo dajemy mu jedzenie. Jednak i tutaj istnieją cechy i różnice osobnicze.