Ishbel Szatrawska urodziła się w 1981 roku w Olsztynie. Wychowała się na Warmii i Mazurach, w rodzinie napływowej (jej babka była powojenną repatriantką z Wileńszczyzny). Po maturze przeniosła się do Krakowa, gdzie osiadła. Ukończyła teatrologię na Uniwersytecie Jagiellońskim, ale studiowała tu również filmoznawstwo, w Niemczech zaś – amerykanistykę. W Krakowie związała się z Żydowskim Stowarzyszeniem Czulent oraz Centrum Społeczności Żydowskiej i zatrudniła się w Żydowskim Muzeum Galicji. Drukowała eseistykę i publicystkę między innymi w czasopismach „Dialog” i „Cwiszn”. W latach 2018–2019 teatrolożka wzięła udział w przeznaczonych dla kobiet warsztatach dramatopisarstwa w Narodowym Starym Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej, gdzie pod okiem Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk, Jolanty Janiczak i Marty Sokołowskiej napisała swą pierwszą sztukę „Objects in Mirror Are Closer Than They Appear”.

Nadmiar 

Liczący sobie ponad 230 stron utwór dramatyczny, opatrzony angielskojęzycznym tytułem, opublikowany został w książce cyfrowej „Nasz głos. Antologia tekstów dla teatru powstałych w ramach warsztatów dramatopisarskich z okazji 100-lecia uzyskania przez kobiety praw wyborczych w Polsce” [red. Daria Będkowska, Agata Dąbek, Stary Teatr, 2019]. Debiut literacki Szatrawskiej powstał z inspiracji reportażem „Missoula. Gwałty w amerykańskim miasteczku uniwersyteckim” Jona Krakauera oraz jej ulubionym filmem – „Lśnieniem” Stanleya Kubricka. Olsztynianka oddała swoim tekstem hołd amerykańskiej kinematografii, która nieodmiennie ją fascynuje. W przeszłości Szatrawska marzyła o reżyserowaniu filmów, a także rozpoczęła amerykanistyczne studia doktoranckie, których nie ukończyła. 

W kolejnych latach napisała rodzinny dramat psychologiczny „Polowanie” [„Dialog” 2020/4], osadzony w Bergamo dramat pandemiczny „Totentanz. Czarna noc, czarna śmierć” [„Dialog” 2021/2, nominacja do Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej w 2021 roku] i niepublikowaną dotąd sztukę tożsamościową „Kateriny brak”. W 2021 roku otrzymała stypendium Dramatopisanie w Instytucie Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego, w ramach którego stworzyła dramat wojenny „Wolny strzelec”. Wiosną 2022 roku rozgrywająca się na Bliskim Wschodzie sztuka ukazała się drukiem w antydatowanej przez Instytut Teatralny książce z serii „Dramatopisanie”, a jesienią odbyło się jej czytanie w Teatrze im. Stefana Żeromskiego w Kielcach w ramach 4. Kieleckiego Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego.

21 kwietnia 2022 roku miała miejsce premiera opublikowanej nakładem Wydawnictwa Cyranka tragikomedii hollywoodzkiej „Żywot i śmierć pana Hersha Libkina z Sacramento w stanie Kalifornia”. Za sztukę tę dramatopisarka otrzymała tytuł Odkrycie Empiku 2022 oraz nagrodę Krakowska Książka Miesiąca Lutego 2023, a także nominację do Paszportów „Polityki” 2022. 

„Hersh” i „Wolny strzelec” weszły na rynek wydawniczy w tym samym niemalże czasie, ale ostatecznie to fantastycznie przyjęta sztuka kalifornijska uchodzi za debiut książkowy Szatrawskiej. Jej tytułowy bohater jest łódzkim aktorem – Żydem ocalałym z Zagłady, który po wojnie migruje do Ameryki, gdzie próbuje rozpocząć nowe życie. Niestety, miast na afisze filmowe, szybko trafia na celownik agentów FBI. O podobnym procederze traktuje również dramat „Lem vs P.K. Dick” Mateusza Pakuły, który autor włączył do prozy autobiograficznej „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję” [Wydawnictwo Nisza, 2021]. Oba dramaty zafascynowały polską krytykę literacką – tak dotąd obojętną na sztukę dramatopisarstwa, a Szatrawska oraz Pakuła chętnie orędowali za wydawaniem współczesnej dramaturgii polskiej jako niezależnych tytułów i zgłaszaniem książek z dramatami do nagród literackich.

25 marca bieżącego roku w Teatrze im. Stefana Żeromskiego w Kielcach odbyła się premiera „Żywotu i śmierci pana Hersha Libkina z Sacramento w stanie Kalifornia” w reżyserii Łukasza Kosa. Jest to pierwsza realizacja teatralna utworu dramatycznego Ishbel Szatrawskiej.

Co ciekawe, jej klarowne dramaturgicznie i jednocześnie niebywale „filmowe” sztuki uchodzą w opinii krytyków literackich za w pewien sposób „nadmiarowe”. Wojciech Szot pisał o „Hershu” następująco:

„Jest «Żywot…» momentami buntowniczym manifestem żydowskim, w którym trzeba wykrzyczeć racje i przypomnieć czytelnikom jak było, ale jak przystało na porządną sztukę o Żydach Szatrawska rozdaje kuksańce nie tylko amerykańskiemu i polskiemu społeczeństwu. Ale to już zostawiam Państwu do odkrywania.

Wydawałoby się, że ten miszmasz scen i historii ma w sobie jakiś nadmiar – Hollywood i opowieść drugiego pokolenia, Holocaust, Łódź, zniszczona Warszawa, polowanie na komunistów, Bogart i Bacall. Ale tak wygląda właśnie życie – jest w nim miejsce na kicz, pulpę i rozpacz, dramat i komedię. Czy Hersz Libkin zdąży na Jom Kipur i czy ktoś obejrzał jego debiutancki film, dowiecie się z tego wciągającego tekstu. Na zachętę dodam, że będzie też queerowo, trochę jak w «Fun Home» Alison Bechdel.

Szatrawska udowadnia, że dramat może być dzisiaj formą opowieści, która najsprawniej radzi sobie z opisaniem życia” [1].

Kamila Łapicka zwraca natomiast uwagę na „legendarne metraże” Szatrawskiej: 

„Choć Ishbel Szatrawska deklaruje wiarę w Poetykę Arystotelesa – zarówno jeśli chodzi o strukturę, formę, jak i o kontekst społeczny – przynajmniej w jednym punkcie można zaobserwować odstępstwo. Pisząc o kompozycji doskonałej fabuły, Arystoteles zaznacza, że powinna ona mieć długość łatwą do zapamiętania w całości. Tymczasem w przypadku Szatrawskiej w grę wchodzą ponadprzeciętne długości tekstów, o których napisała w jednym z Facebookowych postów: «Zobaczycie, moje metraże staną się legendarne, zresztą sama lubię z nich żartować»” [2]. 

Twórczyni chętnie w wywiadach przyznaje, że pisze dramaty, bo tylko w tym rodzaju literackim „przejdzie”, jej zdaniem, „wszystko”, gdy tymczasem gatunkami epickimi rządzą reżimy, które nie pozwalają wprowadzać na przykład „rzeczy z innego porządku”. Mimo tego, po „Żywocie” Szatrawska stwierdziła, że kolejnej narracji „nie zmieści” w dramacie i napisała… powieść.

Bezmiar 

Debiutancka powieść Szatrawskiej ukazała się pod koniec września 2023 roku, nakładem Wydawnictwa Cyranka, i zatytułowana został bardzo symptomatycznie – „Toń”. Jest to realistyczna powieść historyczno-obyczajowa, czyli klasyczna „Wielka Powieść”. Olsztynianka zaczęła ją pisać w lutym 2022 roku, ale po wybuchu wojny w Ukrainie odłożyła ją na kilka miesięcy. Tekst powstał więc od maja do października ubiegłego roku i stanowi natychmiastową, choć niedosłowną reakcję na kryzys uchodźczy, a jednym z jego zasadniczych wątków jest także kryzys humanitarny na pograniczu polsko-białoruskim – nie gdzie indziej zatem jak właśnie w dawnych Prusach Wschodnich. 

Bohaterką powieści jest czterdziestodwuletnia antropolożka Alicja – naukowczyni i wykładowczyni z Uniwersytetu Jagiellońskiego, wnuczka repatriantki z Wileńszczyzny, córka mieszkającego obecnie w Szkocji siedemdziesięciopięcioletniego Wolfa i pochodzącej z krakowskiego mieszczaństwa matki, a przy tym dziewczyna antysystemowca i aktywisty Jarka – notabene, faceta o równie pokręconych korzeniach i pochodzącego z Cieszyna.

Ojciec Alicji postanawia sprzedać dom rodzinny, który po śmierci babci Janki i ciotki Gertraud niszczeje, bo od dawna nikt w nim nie mieszka. Alicja jest przeciwna tej decyzji, bo darzy mazurski dom pod Kętrzynem ogromnym sentymentem. Wszak spędzała tam nie tylko wakacje, ale i sporą część życia w czasach, kiedy mieszkała z ojcem w Olsztynie i uczyła się w tamtejszym liceum. Ponadto antropolożka właśnie z powodów stricte politycznych traci właśnie grant, na którym jej bardzo zależy, a w ramach którego bada w zgwałcone autochtonki, czyli Prusaczki, i uchodźczynie – kresowiaczki przesiedlone po drugiej wojnie światowej na Ziemie Odzyskane, ale i ukraińskie ofiary akcji „Wisła”. Dziekan bez ogródek informuje ją, że dobrym momentem na podobne badania były lata dziewięćdziesiąte, ewentualnie dwutysięczne. Dziś natomiast nikogo już „nie obchodzą zgwałcone Niemki” [3]. Alicja oponuje. Tłumaczy przełożonemu specyfikę najbardziej zróżnicowanych etnicznie regionów Polski. „Dla ministra to i tak będą Niemki. […] Poza tym, pani Alicjo, Marcin Zaremba już napisał «Wielką trwogę». Po co dublować?” [4] – przerywa jej i dorzuca radę, by przede wszystkim zostawiła w spokoju wyklętych. A jakby tego było mało, Jarek akurat w tym momencie pakuje plecak i jedzie na granicę polsko-białoruską, by pomagać uchodźcom w Usnarzu, co generuje między nim a Alicją niemałe napięcia. Po jego wyjeździe następują dla niej „straszne dni”: 

„Czuła się jakby wpadała w czarną dziurę bez dna. Wśród znajomych trwały burzliwe dyskusje, media grzały temat niemal bez przerwy. Gubiła się w teoriach spiskowych, wstydziła się przyznać przed samą sobą, że tęskniła za Jarkiem i zwyczajnie się o niego martwiła. «Załóż signala» – napisał jej na messengerze. Zmroziło ją. Od razu zaczęła myśleć o pegasusie, podsłuchach, aresztach. Ale ściągnęła aplikację i od tej pory kontaktowali się tylko przez signala, krótkimi, rzeczowymi zdaniami. Nie chciała być podła, więc nie napisała, że z nim zrywa, choć parę razy była tego bliska. Wklepywała w komórkę: «Masz mi się więcej nie pokazywać na oczy» lub coś podobnego, a potem wszystko kasowała. Przypominała sobie, jak w jakiejś dyskusji stwierdził, że nie ma ani jednego kraju, za który warto umierać, czym rozjuszył ich znajomych. Wtedy była z niego dumna. Nie wierzyła w państwo, polskość, w te wszystkie banialuki o składaniu jednostki na ołtarzu wielkiej i najczęściej bzdurnej idei. Teraz miotała się od wzruszenia do wściekłości. Ktoś tym ludziom musiał pomóc, ale dlaczego właśnie on? Postawa altruistyczna i jednocześnie kompletnie samolubna. Ucieczkowość. Niedojrzałość. Może przed nią uciekał, Boże, czy naprawdę była tak beznadziejna, zawsze przecież miała nadzieję, nawet po kilkunastu latach, że tym razem, jak się już zejdą, to na amen, że nie będzie już musiała przeżywać zawodu i goryczy rozstania, że skończy się ta durna, bezdennie wściekła tęsknota. Dlaczego nie mogli się dogadać?” [5]. 

Przytaczam dłuższy fragment, bo stanowi paralelę do żywo właśnie dyskutowanego filmu „Zielona granica” Agnieszki Holland. Naturalnie, są to zupełnie różne historie, ale obie dobrze oddają klimat oraz napięcia społeczne, jakie powstały tuż po wybuchu kryzysu humanitarnego na wschodnich rubieżach Polski. Tytułowa „toń” to przecież tryb rozkazujący czasownika „tonąć”, ale jest to także językowa reprezentacja bezmiaru społeczno-polityczno-kulturowych konfliktów, jakie cechowały w XX wieku i nadal cechują obszar dawnych Prus Wschodnich. Tuż po drugiej wojnie światowej siedemnastoletnia Janka oglądała te procesy z bliska i pewnego dnia przyszła jej nawet do głowy myśl o „płynnej” granicy – „granicy bystrej i nieprzewidywalnej jak rzeka, która wylewa, kurczy się, zmienia trasę, zarasta i wysycha, a potem znów występuje z brzegów, żłobi nowe koryta i zastyga na kilkadziesiąt czy kilkaset lat, by następnie zmieść z impetem domy rozsiane po brzegach i znaleźć nowy bieg” [6].

Skundlenie 

Prowincja Prusy Wschodnie powstała w 1772 roku, czyli po pierwszym rozbiorze Polski, wskutek przyłączenia Warmii oraz Prus Książęcych do Królestwa Prus. Następnie Prusy Wschodnie ze stolicą w Królewcu wchodziły w skład Cesarstwa Niemieckiego, a później Republiki Weimarskiej i w końcu III Rzeszy. W 1939 roku prowincję zamieszkiwało prawie 2,5 miliona mieszkańców, z których większość to byli niemieckojęzyczni protestanci, ale znaczącą mniejszość stanowili również polskojęzyczni katolicy. W 1945 roku wskutek układu poczdamskiego Prusy Wschodnie zostały podzielone między Polskę a ZSRR. Dziś te tereny należą do Litwy, Rosji i Polski. To właśnie od tamtego momentu Warmia i Mazury, które za Hitlera uchodziły za „bastion germańskiego ducha broniący cywilizacji przed słowiańską dziczą” [7], znalazły się nagle w granicach Polski. 

Ishbel Szatrawska nie ukrywa, że często myśli o sobie „Prusaczka Wschodnia” – w istocie jest nią bowiem, skoro urodziła się i wychowała na Warmii i Mazurach – na ziemiach pierwszego w świecie protestanckiego państwa, które z dnia na dzień nie tylko rozpadło się na trzy części, ale i w kilka lat straciło swoją niemieckojęzyczną większość. Jak w niej pracuje ta przeszłość? Jako głębokie zafascynowanie kulturą niemiecką i przywiązanie do historii własnego regionu. To z tych namiętności utkana jest „Toń” – książka historyczna, osnuta współczesnością, lecz opowiadającą przede wszystkim o czasach drugiej wojny światowej oraz latach tużpowojennych. W czasie drugiej wojny światowej właścicielem podmiejskiego domu, o który rozbija się akcja książki, jest Horst Kruschka – Prusak, weteran z pierwszej wojny światowej, niemiecki patriota z Rastenburga (obecnie Kętrzyn). Tuż po wojnie, pod jego nieobecność, do jego domu wprowadza się rodzina siedemnastoletniej repatriantki z Wileńszczyzny. Po upadku Rastenburga zawita tu sam Horst, a potem również i Max – jego syn, który wojnę spędził jako chirurg w szpitalu frontowym w Königsbergu (obecnie Królewiec). 

Co wynika z tej przymusowej koegzystencji młodej polskojęzycznej gospodyni domowej oraz krawcowej (robotnicy) i autochtonów, których ojczyzna przegrała właśnie wojnę totalną? Z tego konfliktu, burzy, pracy rozmaitych żywiołów – miłości oraz nienawiści, popędu życia i popędu śmierci? Płynna tożsamość. Poczucie pograniczności. Skundlenie – pojęcie niegdyś nacechowane negatywnie, które współcześnie, mocą takich powieści jak „Toń” czy „Kundle” Katarzyny Groniec, nabiera zaskakujących sensów. Jak twierdzi sama Szatrawska: 

„Często mówię o sobie, że jestem pogranicznicą. Ta płynność kiedyś była źródłem niepewności, wątpliwości, może nawet kompleksów, a teraz, w wieku 42 lat, jest dla mnie naturalna, wręcz pożądana. Taki jest świat. Wszyscy w jakimś stopniu migrujemy, mieszamy się. W erze globalizacji to nie jest niczym dziwnym. Czy potrzebujemy się doprecyzowywać i określać? Ja nie. Jestem przeciwna wszelkim nacjonalizmom. Z tego wychodzą same kłopoty. Gdy mówię: «Jestem pogranicznicą», czuję ciepło na sercu. Lubię to. Może dlatego, że mój ukochany pies jest kundlem. Skundlona tożsamość nie brzmi dla mnie pejoratywnie. Kundle są najlepszymi psami na świecie. Płynność jest bardzo wyzwalająca, ale trzeba do niej dojrzeć. Gdy jest się młodym człowiekiem, szuka się kotwicy, czegoś, do czego można się odwoływać i mocno przynależeć. Później to się zmienia. Przynajmniej u mnie tak było” [8].

„Toń” nie jest powieścią autobiograficzną, ale Alicja z pewnością jest kobietą, która właśnie dojrzewa do rzeczonej płynności. Akceptuje w sobie i w Jarku cechującą ich „pograniczność”, a co za tym idzie – godzi się na rozstanie z domem z przeszłości i rozwód z rojeniami na temat przewidywalnej, stabilnej, pewnej przyszłości. Antropolożka – początkowo tak sfrustrowana niedającą się w pełni kontrolować rzeczywistością i decyzjami bliźnich, które ingerują w jej życie, a których nie może zmienić, w końcu odpuszcza. Sobie i światu. Pozwala życiu płynąć. Akceptuje konieczność bezustannego układania się z tym, co historyczne, i z tym, co płynne, wielkomiejskie i prowincjonalne, leśne i rzeczne, realne i wyobrażone, otwarte i zamknięte, sprawiedliwe i niesprawiedliwe, gwarantującymi ochronę i zamykającymi drogę do wymarzonej rzeczywistości. Słowem, dociera do własnym granic i jakoś je w sobie przekracza. 

Szatrwaska stworzyła powieść historyczną, która jest jednocześnie bajką magiczną z mocnym przesłaniem oraz jasnym, klarownym, optymistycznym zakończeniem. Podoba mi się taki sposób narracji. Nie silenie się na tragizm i rozliczenia, ale (o)powiedzenie (o) sobie ważnych rzeczy, a potem i zgodę na to, by żywioł życia po prostu żłobił tę ziemię dalej.

Wielka Powieść 

Mimo tego, że „Toń” nie jest kroniką rodzinną, powieść wpisuje się w nurt prozy tożsamościowej, której przykładami są „Czystka” Katarzyny Surmiak-Domańskiej, „Fałszerze pieprzu” Moniki Sznajderman, ale i takie historie rodzinne jak „Rozrzucone” Liliany Hermetz, „Nieczułość” Martyny Bundy, „Całe piękno świata” Dominiki Buczak czy antysaga „Piaskowa Góra” Joanny Bator albo „Kundle” Katarzyny Groniec. Jak widać, historyczna lub historyzująca narracja rodzinna – uwiarygadniana „ja” autobiograficznym albo właśnie w ciekawy sposób fabularyzowana, staje się specjalnością pisarek w dojrzałym wieku, co je zresztą odróżnia od młodszej generacji – lubującej się w autofikcji tudzież powieści osobistej (vide – powieściopisarstwo Doroty Kotas, „Zapiski wariatki” Aleksandry Młynarczyk-Gemzy czy „Oto ciało moje” Aleksandry Pakieły). 

Szartawska zbadała rozmaite źródła. Pewnie korzystała zarówno z wydanego przez Ośrodek Karta tomu „Wypędzone”, jak i z „Miasta utraconego” Michaela Wiecka oraz „Wschodniopruskości” Roberta Traby. Przedrukowała w swej powieści wiersz „Ślady” Erwina Kruka, którego twórczość poetycka to gest oporu wobec powojennego niszczenia kultury mazurskiej. Czytając „Toń”, nie da się także uciec od skojarzeń z „Ósmym dniem tygodnia” Marka Hłaski i filmu Aleksandra Forda pod tym samym z 1958 roku, zaś w samej narracji znajdują się liczne odniesienia do „Noża w wodzie” Romana Polańskiego [1961]. Inna rzecz, że i tu krakowska pisarka tworzy bardzo filmowe sceny. Montuje je również w sposób stricte filmowy. W rezultacie Toń” dałaby się zekranizować bez konieczności gruntownej adaptacji.

Pierwszą powieść Szatrawskiej cechują zatem ryzyko, odwaga, brawura, z których słyną jej sztuki teatralne. Pisarka nie sili się na wykoncypowane zabiegi oraz stylizacje i tworzy narracje krańcowo różne od na przykład śląskiej prozy Szczepana Twardocha. Pisze językiem własnym – osobistym, potoczystym, bezpośrednim, kobiecocentrycznym, a momentami nawet dziewczyńskim. Odciąża powieść. Odświeża koncept Wielkiej Powieści. Zaczarowuje go na nowo. Kulturę pruskich panów zderza z perspektywą polskiej robotnicy i pozwala wyjść jej z tego starcia zwycięsko. Teoretycznie, ta opowieść powinna rozpocząć się i skończyć w tym samym punkcie, co „Chłopki” Joanny Kuciel-Frydryszak, bo wyrasta z tej samej krzywdy dziejowej. A jednak tak się nie staje. Babcia Janka, owszem, nie ma lekkiej doli, a mimo to nie poddaje się jej. Nie grzęźnie w poczuciu beznadziei. Współtworzy swój los. Wyciąga ręce po swoje. Słucha wyłącznie siebie. Broni własnych racji. Przyzwala sobie na prawo do związku pozamałżeńskiego.

Oczywiście „Toń” nie jest wolna od wielu potknięć. Imponuje tym, co w niej bezmierne – kresowe i osobliwie bezkresne, niewymierne, nie szyte pod żadną miarę. Drażni natomiast to, co ewidentnie nadmiarowe – na przykład dywagacje o wstydzie snute przez młodzieńca, który wskutek awansu społecznego w PRL-u dostaje się z mazurskiej wsi na krakowski uniwersytet. Nie będę ukrywać, że brzmią jak przepisane z prozy autobiograficznej Annie Ernaux, Didiera Eribona czy też Édoularda Louisa. Z drugiej jednak strony, tego typu konteksty, interteksty, a czasem po prostu klisze powoli wchodzą w obieg. Zaczynamy nimi mówić, myśleć, konceptualizować rzeczywistość. To chyba dobrze, bo przecież po to w swoim czasie powstały, by poszerzyć naszą wrażliwość – dostarczyć nam języka, w którym pewne kategorie oraz pojęcia mogłyby ulec wreszcie (zbawiennej) reinterpretacji.

Odwieczni uchodźcy 

Pewnego dnia antropolożka słucha ulubionej piosenki swojego ojca i bardzo się przy niej wzrusza – wręcz rozkleja. Jest to „Dziwny jest ten świat” Czesława Niemena, który, co Alicja odkrywa dopiero jako dorosła kobieta, też był uchodźcą – jak babcia Janka:

„[…] gdy był młodym chłopakiem, siedział w obozie dla uchodźców. Cały jeden rok. Piękny powrót do ojczyzny. Chlebem i solą. Czym chata bogata. I chuj wam w dupę, nikt tu na was nie czekał, dziady zabuskie” [9].

W istocie tak właśnie było. Repatrianci „wracali” często do miejsc, w których nigdy przedtem nie byli. „Wracali” do niczego – do nicości. I z tej nicości musieli wysnuć nowe wszystko – całe przyszłe życie. Zająć czyiś dom. Zasymilować się. Zgubić akcent. Nauczyć się panujących tu obyczajów. Może czas powiedzieć to wreszcie wprost – bez owijania w bawełnę. Zwłaszcza że sprawa dotyczy terenów naznaczonych obecnie ogromnym i nieprzebrzmiałym kryzysem humanitarnym. „Toń” to dobra książka na czas przedwyborczy. To dobra powieść historyczna – przeszłością pracująca na przyszłość. Jak onegdaj pracowały niewolne od publicystyki powieści Henryka Sienkiewicza. Pierwszą powieść Szatrawskiej również mocno podmywa ten żywioł, ale w niczym to nie przeszkadza. Przeciwnie. Olsztyńsko-krakowska pisarka trafia swoją powieścią nie tylko w czas, ale i w sedno.

Przypisy:

[1] Wojciech Szot, [Recenzja] Ishbel Szatrawska, «Żywot i śmierć pana Hersha Libkina z Sacramento w stanie Kalifornia»”.
[2] Kamila Łapicka, „Słownik twórczości Ishbel Szatrawskiej”.
[3] Ishbel Szatrawska, „Toń”, Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2023, s. 82.
[4] Tamże, s. 83–84.
[5] Tamże, s. 39–40.
[6] Tamże, s. 337.
[7] Tamże, s. 232.
[8] «Doświadczyłam paraliżu sennego. Ani ruszyć ręką, ani nogą. Nie wiadomo, jak się wydostać ze snu». Z Ishbel Szatrawską rozmawia Martyna Słowik”, „Wysokie Obcasy”, 9 września 2023.
[9] Tamże, s. 86.

Książka:

Ishbel Szatrawska, „Toń”, Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2023.