0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > Urokliwa niesamowitość. Recenzja...

Urokliwa niesamowitość. Recenzja „Esperanzy” Jakoba Wegeliusa [KL dzieciom]

Piotr Kieżun

Karłowaty żongler, kapitan, hazardzista-milioner, ponury hycel, policjant służbista i pijany marynarz. W książce Jakoba Wegeliusa aura niesamowitości spowija grubą warstwą nie tylko portowe miasteczko, ale i jego mieszkańców. „Esperanza”, z fantastycznymi rysunkami przypominającymi najlepsze ilustracje Goreya, to melancholijna opowieść o przyjaźni, wierności i sile marzenia.

Fakt, że książki dla dzieci kupuje się wzrokiem, to banał. Wiadomo, zanim nasze maluchy wsłuchają się albo wczytają w pasjonującą opowieść, najpierw chcą wszystko zobaczyć. Dobra ilustracja często wystarcza im za całą treść. Uruchamia wyobraźnię, nastraja, pozwala zbudować w myślach cały bajkowy świat. Ale dajmy spokój dzieciom. Przecież również my, dorośli, lubimy najpierw napaść nasz wzrok fantazyjnymi obrazami, choć na co dzień udajemy powagę i zadowalamy się lekturą nieupiększonych niczym, olbrzymich ścian tekstu.

Jakob Wegelius, szwedzki pisarz i rysownik, którego opowieści dla dzieci od blisko dziesięciu lat publikują poznańskie Zakamarki, zdaje się o tym doskonale wiedzieć. Jego niewielka książeczka „Esperanza”, wydana w Polsce pod koniec zeszłego roku, w pierwszej chwili przykuwa wzrok właśnie okładkową ilustracją. W mlecznej poświacie księżyca tonie na niej położone na wzgórzu ponure miasteczko z rozpadającymi się, krzywymi kamieniczkami. W tle migocze gładka tafla morza. Na pierwszym planie na monocyklu balansuje młody mężczyzna – sądząc po wzroście, właściwie chłopiec – ubrany w cyrkowy strój, a obok niego czujnie nadstawia uszu malutki piesek.

Jest w tym obrazku jakaś melancholia, na którą składa się nie tylko tematyka ilustracji. Rysunki Wegeliusa przypominają nieco skrzyżowanie prac Edwarda Goreya i Daniela Mroza. Króluje w nich tusz i piórko. Cienkie kreski kładzione są gęsto, tworząc obraz przypominający dziewiętnastowieczne ryciny z książek Juliusza Verne’a.

„Esperanza”, czyli nadzieja

Przywołuję tu Verne’a nie bez przyczyny. Książka Wegeliusa nie jest co prawda opowieścią przygodowo-edukacyjną w stylu „Dwudziestu tysięcy mil podmorskiej żeglugi”, ale jest w niej coś, co pojawia się przy lekturze francuskiego klasyka – tęsknota za podróżą, marzenie o dalekich krainach i ekscytujących przygodach. W „Esperanzy” nawiązuje do tego już sam tytuł. To w pierwszej kolejności nazwa statku, który zacumował w porcie w miasteczku, w którym rozgrywa się akcja tej minipowieści, ale także dosłownie – nadzieja. 

Na co? Każda z postaci liczy na co innego. Halidon, główny bohater, który jest liliputem zarabiającym na życie żonglowaniem i pokazową jazdą na monocyklu, marzy przede wszystkim o tym, że przyjaźń, która wiąże go z niejakim Kapitanem, nigdy nie wygaśnie. Ten ostatni pływał kiedyś na statkach, potem prowadził teatr, gdzie poznał Halidona. Teraz obaj mieszkają razem w skromnym mieszkanku, z którego okna rozciąga się wspaniały widok na morze.

Kapitan trochę Halidonowi ojcuje. Jest starszy i zna się na życiu. Prowadzi życie zwykłego mieszczanina, ale w głębi duszy tęskni do dalekomorskich podróży. Często bywa u Elli Jansson, przyjaciółki, która prowadzi kawiarnię dżezową, gdzie oboje rozmawiają o dalekiej Ameryce, ale swoje nostalgiczne porywy gasi przede wszystkim szklaneczką whisky wypijaną z zaprzyjaźnionym latarnikiem, z którym wspomina dawne czasy.

Do tego wszystkiego jest jeszcze pies, bezpański kundel, który marzy po prostu o kawałku domu i czułej dłoni, która pogłaskałaby go za uchem.

Nocne przygody

Marzenia bohaterów to jedno, akcja „Esperanzy” to drugie. Podobnie jak w dwóch poprzednio wydanych w języku polskim książkach Wegeliusa – „Legendzie o Sally Jones” i „Małpie mordercy” – niezwykłe zdarzenie pogania tu inne niezwykłe zdarzenie.

W pewien zimowy wieczór Halidon wraca po pracy do mieszkania. Nie zastaje jednak Kapitana, który zazwyczaj o tej porze jest już w domu. Zaniepokojony wyrusza więc w pełne przygód nocne poszukiwania przyjaciela, w których towarzyszy mu przypadkowo spotkany kundelek. Na jego drodze staną, oczywiście, różne przeszkody – zwariowany hazardzista-milioner, ponury hycel, policjant służbista i pijany marynarz – jednak największym wrogiem okaże się jego własna wyobraźnia. Halidon wpada w panikę w momencie, w którym uświadamia sobie, że z Kapitan prawdopodobnie go opuścił i zaokrętował się na „Esperanzie” po to, by spełnić swoje odwieczne marzenie o dalekomorskich podróżach.

Nie wiadomo kiedy, nie wiadomo gdzie

Książki dla dzieci zazwyczaj kończą się happy endem i tak dzieje się i tutaj. Strach okazuje się mieć wielkie oczy. Kapitan nie odpływa na statku, tylko odnajduje się u latarnika, u którego tym razem nieco dłużej się zasiedział. Ba! finał zapowiada przyszłość jeszcze lepszą niż to, co było przedtem. Kapitan przygarnia także psa, w mieszkanku żyje zatem odtąd nie dwóch, a trzech przyjaciół.

Oryginalnością pisarstwa Wegeliusa jest jednak nie pędząca na złamanie karku akcja niczym w „Kandydzie” Woltera, ani jej umiejętne zawiązanie, a atmosfera niesamowitości, którą autor roztacza w swoich opowieściach.

Zacznijmy od samego miejsca. Nie wiemy, gdzie dokładnie rozgrywa się akcja „Esperanzy”, ani w jakich czasach. Wiadomo, że nie dzisiaj, gdyż bohaterowie książki nie używają ani telefonów komórkowych, ani komputerów, a w mieszkaniu palą w kominku. Czy to zatem jeszcze XIX wiek? Chyba nie, bo Ella Jansson puszcza w swojej kawiarni muzykę z płyt (winylowych czy CD? – nie wiadomo). Poruszamy się zatem w przestrzeni nie do końca określonej, co podkreślają jeszcze wszechobecne mgła i śnieg.

Niezwykli są również sami bohaterowie. Nie spotkamy w „Esperanzie” ani jednego szarego zjadacza chleba. Wszyscy wyglądają jak z jakiejś steampunkowego filmu o trupie cyrkowej.

Ale to nie zarzut. Niesamowitość tej prozy (i dodajmy – rysunków) jest niezwykle urokliwa. W Szwecji „Esperanza” przyniosła Wegeliusowi zasłużony rozgłos. Była nominowana do Nagrody Augusta i zdobyła Expressens Heffaklump. Szybko też doczekała się przekładów i kolejnych laurów. W Niemczech uhonorowana została Nagrodą Literacką Luchs.

Czy gdyby to dzieci rozdawały nagrody, również przyznałyby je szwedzkiemu pisarzowi? Myślę, że tak. Gdy przypominam sobie moje dziecięce lektury, „Esperanza” na pewno należałaby do tych, które zapadają głęboko w pamięć i nawet po latach prowokują lekką gęsią skórkę gdzieś między łopatkami. Coś jak przyjemny dreszcz emocji przed podróżą w nieznane. Pamiętacie to uczucie? Jeśli nie, koniecznie sięgnijcie po Wegeliusa.

 

Książka:

Jakob Wegelius, „Esperanza”, przeł. Agnieszka Stróżyk, Wydawnictwo Zakamaraki, Poznań 2023.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 786

(5/2024)
30 stycznia 2024

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj