0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Temat tygodnia > Los Ukrainy, wybór...

Los Ukrainy, wybór Europy

Timothy Garton Ash

Europa powinna rzeczywiście wprowadzić w życie to, o czym prezydent Francji Emmanuel Macron jedynie mówi – „gospodarkę wojenną”.

W moim telefonie odzywa się aplikacja Air Alert: „Natychmiast udaj się do najbliższego schronu”. Klikam w mapę i widzę czerwień rozciągającą się na kraj od wschodu niczym plama krwi na koszuli. W pierwszych dniach 2024 roku, gdy Rosja dokonała zmasowanego ostrzału ukraińskich miejskich celów cywilnych za pomocą rakiet i dronów, czerwień pokrywała całą mapę. Należy aktywować tę aplikację na czas pobytu w Ukrainie, wciąż jej jednak nie wyłączyłem, aby przypominała mi, że od dwóch lat wciąż toczy się największa wojna w Europie od 1945 roku, która rozpoczęła się 24 lutego 2022 roku.

Z początku wszyscy byliśmy zszokowani i przerażeni. Powtarzaliśmy, że nie wolno nam tego „normalizować”. Ale to uczyniliśmy. Gdy tylko ekipy telewizyjne przeniosły się z Ukrainy do Izraela, aby relacjonować wojnę w Gazie, stała się ona jedynie jeszcze jedną wojną w odległym kraju. Dlaczego to tak ważne, że ta wojna rozgrywa się „w Europie”? Nie dlatego, że życie Palestyńczyka, Izraelczyka, Jemeńczyka czy Sudańczyka jest mniej wartościowe niż życie Ukraińca czy Brytyjczyka, ale dlatego, że jesteśmy w Europie i to nasze własne bezpieczeństwo jest teraz bezpośrednio zagrożone. Kiedy w 1945 roku Europejczycy mówili „Nigdy więcej!”, mieli na myśli przede wszystkim „nigdy więcej w Europie”. Stało się to ponownie w byłej Jugosławii, a my ponownie powiedzieliśmy „Nigdy więcej!”. Teraz Bucza dołączyła do Srebrenicy w długiej kronice europejskiego barbarzyństwa. Jakimś sposobem owo „nigdy” nigdy nie nadchodzi.

Cena wojny

Wojnę rosyjsko-ukraińską wyróżnia zarówno skala, jak i brutalność. Czterech na pięciu Ukraińców podaje, że w wyniku wojny członek rodziny lub ich bliski przyjaciel został zabity lub ranny. Rząd ukraiński nie publikuje konkretnych liczb, natomiast według szacunków amerykańskich urzędników do lata ubiegłego roku zginęło już około 70 tysięcy Ukraińców – to więcej ofiar niż Stany Zjednoczone straciły podczas dwóch dekad wojny w Wietnamie – a ponad 100 tysięcy osób zostało rannych. Od tamtej pory te liczby wzrosły. Kiedy po raz pierwszy odwiedziłem cmentarz wojskowy we Lwowie w grudniu 2022 roku, były tam dwa długie rzędy nowych grobów. Gdy odwiedziłem to miejsce ponownie w październiku zeszłego roku, aby położyć kwiaty na grobie bardzo odważnego ochotnika, którego poznałem rok wcześniej, rzędów było cztery. Były to miejsca spoczynku ponad 500 żołnierzy z jednego miasta. Wystawa fotografii poległych, ciągnąca się wzdłuż zewnętrznych murów klasztoru św. Michała w Kijowie, zdawała się nie mieć końca.

A to tylko ci, którzy nie żyją. Pod koniec ubiegłego roku widziałem korytarze kliniki rehabilitacyjnej Unbroken we Lwowie, pełne żołnierzy pozbawionych rąk, nóg, dłoni lub stóp – głównie ofiar rosyjskich min na froncie południowym i wschodnim. Miliony wewnętrznych uchodźców z miast takich jak Mariupol płaczą po utracie domów, których być może już nigdy nie zobaczą. Nikt nie pozostał nietknięty. Od wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie byłem tam cztery razy. Za każdym razem uderzały mnie widoczne wyczerpanie, traumy i frustracja moich przyjaciół i znajomych.

W zeszłym roku pokładano nadzieje w dużej kontrofensywie, która miała przebić się do Morza Azowskiego, przerywając tym samym putinowski „most lądowy” między Donbasem a Krymem. W praktyce udało się odzyskać jedynie niewielkie fragmenty terytorium, podczas gdy siły rosyjskie prowadzą ofensywę na wschodzie. Po aneksji Krymu i przejęciu części wschodniej Ukrainy w 2014 roku, Rosja przywłaszczyła sobie około 42 tysiące kilometrów kwadratowych terenu, czyli obszar większy niż Belgia. Pod koniec zeszłego roku Rosja okupowała około 108 tysięcy kilometrów kwadratowych, co odpowiada obszarowi Portugalii plus większości Słowenii.

Opatrując swój częściowo zagojony kikut po stopie straconej w wyniku wybuchu rosyjskiej miny, Maksym, krzepki snajper z Połtawy, którego spotkałem w klinice Unbroken, mówił mi, że zwycięstwo Ukrainy w 2024 roku nie będzie możliwe. „Zwycięstwo może nastąpić, jeśli Putin umrze albo w wyniku zamachu stanu. Jeśli nie, ta wojna może trwać lata, a nawet całe dekady”. W końcu „Rosjanie mają więcej ludzi”. Dodał jednak, że jeśli on i jego towarzysze otrzymaliby znacznie więcej broni i szkolenia ze strony Zachodu, mogliby ostatecznie odzyskać tereny Chersonia i Zaporoża, co umożliwiłoby przerwanie lądowego mostu i odzyskanie większości ziem, które Rosja zagarnęła od lutego 2022 roku. Wiodący zachodni eksperci wojskowi, z którymi się konsultowałem, generalnie się z nim zgadzają.

Zwycięstwa Ukrainy

Zanim jednak rozważymy, co może wydarzyć się w tym roku, warto zatrzymać się nad zwycięstwami, które Ukraina już osiągnęła.

Hasło dotyczące Ukrainy w jedenaste edycji „Encyklopedii Britannica”, opublikowanej w latach 1910–1911, widnieje między „Ukazem” (rosyjskim edyktem carskim) a „Ułanami” (środkowoeuropejską kawalerią). Brzmi ono w całości:

UKRAINA („granica”), nazwa nadana dawniej okręgowi europejskiej części Rosji, obejmującemu obecne okręgi Charkowa, Kijowa, Podola i Połtawy. Część na wschód od Dniepru stała się rosyjska w 1686 roku, a część na zachód od tej rzeki w 1793 roku.

Oba hasła dotyczące ukazu i ułana są dłuższe niż to dotyczące Ukrainy.

Ukraina we współczesnej postaci jest wynikiem stuletniej walki o uznanie jej jako odrębnego kraju europejskiego i niepodległego państwa. Już w 1918 roku ukraiński historyk budownictwa narodowego Mychajło Hruszewski napisał esej o „europejskiej orientacji” swojego kraju. W rewolucyjnym okresie państwotwórczym po pierwszej wojnie światowej na krótko wyłoniły się dwie konkurujące ze sobą wersje ukraińskiej państwowości. Podmiot, który przetrwał, Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka, początkowo miała ograniczoną autonomię wewnątrz Związku Radzieckiego, zanim Józef Stalin zdusił ją, posługując się wymuszoną klęską głodu, Hołodomorem.

Owa walka miała charakter zarówno wewnętrzny, jak i zewnętrzny. Kiedy w grudniu 1991 roku Ukraina przeprowadzała referendum, wszystkie części kraju, włącznie z Krymem, zagłosowały za niepodległością. Nie było między nimi jednak silnego poczucia wspólnej tożsamości narodowej i jednoczącej „orientacji europejskiej”, zwłaszcza na wschodzie i południowym wschodzie, gdzie dominował język rosyjski. To wielki błąd utożsamiać rosyjskojęzyczność z byciem Rosjaninem, tak jak robi to Putin. Gdyby tak było, rosyjskojęzyczny prezydent Wołodymyr Zełenski byłby Rosjaninem. W sondażu opinii publicznej z 1997 roku, 56 procent populacji identyfikowało się jako „tylko Ukraińcy”, 11 procent jako „tylko Rosjanie”, a 27 procent jako „zarówno Ukraińcy, jak i Rosjanie”. Nie było ogólnokrajowej większości popierającej przystąpienie do UE, a tym bardziej do NATO.

Trzy wielkie momenty 

Trzy ważne dla narodu momenty wystarczyły, aby zjednoczyć Ukrainę w braterskiej wytrwałości w dążeniu do pozostania niezależnym, suwerennym krajem europejskim silnie zakotwiczonym w Europie i na Zachodzie. Pierwszym była „pomarańczowa rewolucja” w 2004 roku. Nigdy nie zapomnę, jak w mroźny grudniowy wieczór tamtego roku stałem na Majdanie, słynnym centralnym placu Kijowa – nigdy w życiu nie było mi tak zimno – obserwując las zarówno ukraińskich, jak i europejskich flag. Jednak nawet w 2013 roku sondaż przeprowadzony przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii (KIIS) pokazał, że większość mieszkańców zarówno wschodnich, jak i południowych regionów kraju była przeciwna przystąpieniu do UE.

Drugim katalizującym momentem była „rewolucja godności”, czyli Euromajdan (nazwa mówi sama za siebie) w 2014 roku, wywołana decyzją ówczesnego prezydenta Wiktora Janukowycza o wycofaniu się z obietnicy podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE. Ostatecznie nowy rząd podpisał umowę, ale doszło również do aneksji Krymu przez Putina, rozpoczęła się też wojna rosyjsko-ukraińska na wschodzie Ukrainy, która, jak nieustannie przypominają nam Ukraińcy, trwa już niemal dziesięciu lat. Po 2014 roku kraj podjął znaczne wysiłki w zakresie reform i przygotowań do potencjalnego członkostwa w UE, w 2017 uzyskując również bezwizowy ruch dla swoich obywateli.

Kampania wyborcza prezydenta Zełenskiego w 2019 roku skupiała się na Europie. W przemówieniu inauguracyjnym powiedział: „Nasz europejski kraj zaczyna się od każdego z nas. Wybraliśmy ścieżkę do Europy, ale Europa nie jest gdzieś tam. Europa jest tu” – i wskazał na swoją głowę. Jednak chcieć być krajem europejskim to jedno, a inną rzeczą zyskać akceptację reszty Europy. Przez dziesięciolecia tej akceptacji brakowało. W 2005 roku rzeczniczka prasowa Komisji Europejskiej na pytanie o możliwość członkostwa Ukrainy w UE, odpowiedziała: „Najpierw musi odbyć się dyskusja na temat tego, czy dany kraj jest europejski” (co ironiczne: była ona Brytyjką).

Nawet po aneksji Krymu przez Putina i rozpoczęciu wojny w 2014 roku były kanclerz Niemiec Helmut Schmidt orzekł, że „jeszcze w 1990 roku Zachód nie wątpił, że zarówno Krym, jak i Ukraina, były częścią Rosji… Historycy nie zgadzają się co do tego, czy naród ukraiński w ogóle istnieje”. Opór wobec członkostwa w UE trwał nawet dłużej. Zaledwie cztery dni przed pełnoskalową inwazją Putina, kluczowy doradca Olafa Scholza powiedział mi, że stanowisko obecnego kanclerza Niemiec jest jasne: UE powinna się powiększyć przez objęcie zachodnich Bałkanów, ale niczego poza tym.

Wojna wszystko zmienia

Jednak wojna czyni różnicę. Atak Rosji stał się trzecim i ostatnim momentem katalizującym, zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie. Wewnętrznie istnieje teraz zdecydowana zgoda co do tego, że państwo powinno jak najszybciej przystąpić do UE i NATO. Już w maju 2022 roku kolejny sondaż KIIS pokazywał, że 81 procent respondentów popierało członkostwo w UE, z ogromną przewagą 94 procent w zachodniej Ukrainie i wynikiem 76 procent na wschodzie. Towarzyszy temu głęboka niechęć wobec Rosji i wszystkiego, co z nią związane. W 2010 roku KIIS stwierdził, że 92 procent Ukraińców miało ogólnie pozytywne nastawienie do Rosji; w maju 2022 roku było to już 2 procent. Pewien wykładowca powiedział mi, że jego studenci piszą teraz słowo „rosja” małą literą – „Nie poprawiam ich”.

Jeszcze bardziej godne uwagi jest uznanie na zewnątrz. Można porównać 2022 roku dla Ukrainy z Wielką Brytanią w 1940 roku: w obu przypadkach mamy do czynienia z bohaterskim momentem oporu, który określa naród na nadchodzące dekady, zarówno w jego własnych oczach, jak i w oczach świata, z Zełenskim jako „Churchillem z iPhone’em”. Jednak nikt nie miał wątpliwości, że Wielka Brytania była przed 1940 rokiem znaczącym niezależnym krajem, co pokazuje, że przełom Ukrainy jest podwójnie wyjątkowy. Na chwilę przed swoją śmiercią w listopadzie, Henry Kissinger znacząco wyraził pogląd, że „po raz pierwszy w nowożytnej historii Ukraina stała się ważnym państwem w Europie Środkowej”. Bardziej kolokwialnie, Tetiana, młoda aktywistka i tatuażystka na część etatu, którą poznałem we Lwowie, powiedziała mi, że kiedy wcześniej podróżowała za granicę, obcokrajowcy „myśleli, że Ukraina jest, jakby, częścią Rosji”, ale teraz „świat w końcu dowiedział się, czym jest Ukraina”.

Ten sam Scholz, który w połowie lutego 2022 roku zdecydowanie twierdził, że UE nie powinna powiększać się poza zachodnie Bałkany, mniej niż cztery miesiące później stał w centrum Kijowa, ramię w ramię z trzema innymi przywódcami UE i Zełenskim, ogłaszając, że Ukraina powinna uzyskać status kandydata do członkostwa w UE. W tym roku rozpoczną się negocjacje w sprawie członkostwa. Jednak czy, kiedy i w jakim kształcie – terytorialnym, demograficznym, militarnym, ekonomicznym i politycznym – Ukraina rzeczywiście przystąpi do UE, zależy od wyniku tej wojny.

Historia pełna jest niespodzianek, a nikt nie jest nimi bardziej zaskoczony niż historycy. O ile nie wystąpią znaczące niespodzianki, mało prawdopodobne, że ta wojna zostanie zakończona w 2024 roku. Niemniej, wybory dokonane w 2024 roku zdecydują o tym, kto wygra ją w 2025, 2026, czy kiedykolwiek się ona wreszcie rozstrzygnie.

Rosja silna, ale krucha

Rosja jest zarówno najbardziej przewidywalnym, jak i najmniej przewidywalnym czynnikiem tego konfliktu. Jest to dyktatura, której dyktator jest w pełni zdeterminowany, by pokonać Ukrainę. Zależy od tego przyszłość samego Putina – być może nawet jego życie. Jego koncepcja zwycięstwa zakłada, że Ukraina nie będzie suwerennym krajem i nie dołączy do Zachodu. Co więcej, oficjalnie ogłosił on cztery ukraińskie prowincje – obwody doniecki, ługański, chersoński i zaporoski, których w dużej mierze (w tym dwa miasta stołeczne) jego siły nie kontrolują, za włączone do Federacji Rosyjskiej. To zapowiedź, której wycofanie będzie trudne.

Putin, korzystając ze wszystkich korzyści wynikających z dyktatury, szybko zwiększył produkcję broni i amunicji. Uzyskał również drony z Iranu, pociski z Korei Północnej i technologię o podwójnym zastosowaniu z Chin. Zachodnie sankcje gospodarcze okazały się mniej skuteczne, niż wielu miało nadzieję, ponieważ gospodarki z innych obszarów zajęły ich miejsce. Indie skupują znaczną ilość ropy, której Zachód już nie kupuje, podczas gdy handel chiński z Rosją gwałtownie wzrósł. Rodzimi przeciwnicy polityczni zostali zamordowani, uwięzieni lub uciekli z kraju. Teraz Putin próbuje bombardować Ukrainę, by zmusić ją do poddania się i zdobyć kilka symbolicznych zwycięstw na polu bitwy w celu wzmocnienia szans na niemal nieuniknioną reelekcję na prezydenta w marcu. A przede wszystkim – czeka na ponowny wybór Donalda Trumpa na drugą kadencję prezydenta USA; i tym samym – na koniec wsparcia dla Ukrainy ze strony amerykańskiej.

Reżimy tego typu są silne, ale kruche. Są podatne na nagłe, nieliniowe wydarzenia o wiele bardziej niż demokracje. Nie uginają się, lecz czasem się łamią. Nikt nie przewidywał ubiegłorocznego nadzwyczajnego epizodu w postaci buntu Jewgienija Prigożina i błyskawicznego marszu na Moskwę. To prawda, że zakończył się on śmiercią Prigożina w dobrze zorganizowanym wypadku lotniczym; ale dalsze zewnętrzne naciski mogłyby w końcu przyczynić się do kolejnego ukrytego lub jawnego pęknięcia w reżimie. Nikt nie powinien na to liczyć, ale byłoby równie głupio wykluczyć taką możliwość.

Ilustracja autorstwa: Sofiia Korotkevych

Problemy Ukrainy

Ukraina jest zdeterminowana, by utrzymać ten nacisk. Jednak po dwóch latach wojny ma ogromne własne problemy. Oprócz opłakanego stanu gospodarki i nieustających ataków na infrastrukturę energetyczną, istnieje wyzwanie, które dobitnie zidentyfikował Maksym: „Rosjanie mają więcej ludzi”. Członkowie ukraińskich sił zbrojnych, którym udało się przeżyć, są wyczerpani. Nie do wiary, że średni wiek ukraińskiego żołnierza to około 40 lat. Mimo wszelkiej patriotycznej gorliwości, w kraju są dziesiątki tysięcy osób unikających służby wojskowej. Armia pilnie potrzebuje świeżej krwi (w tym kontekście to potoczne wyrażenie ma straszliwe dosłowne znaczenie). Do tej pory mężczyźni poniżej 27. roku życia byli wyłączeni z poboru. Rząd proponuje obniżenie tego wieku do 25 lat i zmobilizowanie nawet 500 tysięcy mężczyzn. Co niepokoi, odpowiedzialność za wprowadzenie tego długo oczekiwanego zarządzenia nagminnie przerzucano między prezydentem Zełenskim a generałem Walerijem Załużnym, do niedawna naczelnym dowódcą sił zbrojnych, którzy funkcjonowali w napiętych relacjach. 

Wiąże się to z innym problemem Ukrainy, z którym borykają się wszystkie demokracje w czasie wojny: napięciem między jednością narodową a demokracją. Według zwykłego harmonogramu czasu pokoju, jesienią ubiegłego roku odbyłyby się wybory parlamentarne; wybory prezydenckie – w terminie wiosennym. Jednakże podczas stanu wojennego, który w Ukrainie obowiązuje od lutego 2022 roku, wybory nie są dozwolone. Nie ma możliwości sprawiedliwej demokratycznej rywalizacji, gdy wszystkie główne kanały telewizyjne prowadzą jeden wspólny dwudziestoczterogodzinny program informacyjny, który jest w praktyce kontrolowany przez rząd. Nadal istnieje szeroki konsensus, że podczas gdy kraj toczy walkę o przetrwanie, nie może ryzykować podziałów, które mogłyby się pojawić w trakcie kampanii wyborczej.

Niemniej polityka wewnętrzna powraca. W Kijowie usłyszałem ostrą krytykę tendencji autorytarnych i centralizacyjnych istniejących w administracji prezydenckiej. Obok napiętych relacji z Załużnym, prezydent jest w konflikcie z wpływowym burmistrzem Kijowa, Witalijem Kliczką. Rywalizuje też z byłym prezydentem Petro Poroszenką. Podczas rozmowy zeszłego lata, wiceprzewodniczący parlamentu Oleksandr Kornienko powiedział naszej wizytującej grupie badawczej Europejskiej Rady Stosunków Zagranicznych (ECFR), że parlament nie może przez lata funkcjonować bez wyborów.

Gdy nadejdzie ten moment, pojawią się nowi pretendenci, tacy jak Serhij Prytuła. Zaczął on, podobnie jak Zełenski, jako gwiazda telewizyjna, ale zdobył wielką popularność, zwłaszcza wśród młodych, prowadząc organizację charytatywną, która dostarcza bezpośrednio niezbędną broń i wyposażenie ukraińskiej armii. Niezależnie od tego, czy Załużny rzuca rękawicę do walki, inni wojskowi mogą sami w tym celu zamienić mundury na ubrania cywilne – a prowadzenie wojny stanie się kwestią wyborczą. Jedną rzeczą, której nie rozumieją zachodni decydenci marzący o negocjowanym pokoju, jest to, że każdy ukraiński polityk, który publicznie zasugeruje ustępstwa terytorialne na rzecz Rosji, popełnia samobójstwo polityczne. Sondaże opinii publicznej wskazują, że społeczeństwo ukraińskie, zamiast akceptować kompromis terytorialny z powodu wyczerpania, stanowczo popiera odzyskanie całego prawomocnie przynależącego do Ukrainy terytorium, włącznie z Krymem.

Konieczna decyzja Zachodu

Trzecim i mającym największe konsekwencje czynnikiem będzie w tym roku Zachód. Do tej pory zrobił wystarczająco dużo, aby powstrzymać Ukrainę przed klęską, jednak zbyt mało, aby umożliwić jej zwycięstwo. Nawet przed prawdopodobną katastrofą reelekcji Trumpa na prezydenta USA jest jasne, że spadające poparcie dla Bidena w amerykańskiej opinii publicznej, hiperpolaryzacja polityki w roku wyborczym oraz priorytetowe traktowanie wojny Izraela z Hamasem oznaczają, że administracja obecnego prezydenta będzie miała trudności z utrzymaniem obecnego poziomu wsparcia militarnego i gospodarczego dla Ukrainy, nie mówiąc już o jego zwiększeniu. Jednak bez znacznego wzrostu wsparcia ze strony Zachodu Ukraina ma bardzo małe szanse na odzyskanie znacznych obszarów terytorialnych. W związku z tym kolejne wydarzenia w Ukrainie zależą od Europy, jedynej grupy krajów posiadających zarówno istotne interesy w tym konflikcie, jak i zasoby potrzebne do dokonania zmiany. Gospodarka samych Niemiec jest dwukrotnie większa niż Rosji; UE – siedmiokrotnie. W tym kontekście Wielka Brytania, jako jedno z czołowych państw wspierających Ukrainę, jest również bardzo istotną częścią Europy.

Na ten moment Europa wywołuje powszechną dezorientację, ponieważ nie stawiła jeszcze czoła swojemu prawdziwemu wyborowi. Jeżeli wsparcie dla Ukrainy będzie kontynuowane tylko przy obecnej skali i śmiałości, Rosja skutecznie przejmie niemal jedną piątą terytorium Ukrainy. Niektóre osoby decyzyjne z dużych stolic zachodnioeuropejskich liczą po cichu na zamrożenie konfliktu lub negocjowane porozumienie. Niektórzy oszukują sami siebie, że taki obrót spraw oznaczałby, że „Ukraina nie przegra, ale Rosja nie zwycięży”. Czy Ukraina nie powinna być zadowolona z perspektywy członkostwa w UE i jakiegoś rodzaju gwarancji bezpieczeństwa, które być może doprowadziłyby później do członkostwa w NATO, dla czterech piątych jej terytorium? Jak bardzo nierozsądni mogą być ci wschodni Europejczycy? 

W rzeczywistości ani Rosja, ani Ukraina nie są gotowe do negocjacji czy zamrożenia konfliktu. Jeżeli jednak zamrozić linię podziału w obecnym lub zbliżonym do niego stanie – Putin mógłby ogłosić zwycięstwo. Byłaby to bolesna porażka dla Ukrainy. Miliony ukraińskich mężczyzn i kobiet stanęłyby wtedy przed wyborem: nigdy już nie powrócić do własnego domu – lub żyć pod znienawidzoną dyktaturą, mówiąc w języku, którego nie chcą już używać, podczas gdy ich dzieci są indoktrynowane w szkole groteskowo sfałszowaną wersją historii własnego kraju. Reszta Ukrainy byłaby zdemoralizowana, pozbawiona motywacji i wyludniona; miliony Ukrainców budowałyby nowe życie za granicą, a w kraju panowałby gniewny populizm wewnętrznej niezgody i gorzkie oskarżenia wobec Zachodu.

W oczach świata nie tylko Ukraina poniosłaby porażkę. Badania przeprowadzone przez ECFR we współpracy z moim projektem badawczym dla Uniwersytetu Oksfordzkiego dotyczącym Europy w zmieniającym się świecie pokazują, że 57 procent respondentów z Chin, większość w Arabii Saudyjskiej i Turcji, a także duża część RPA, Indonezji i Korei Południowej, sądzi, że USA prowadzi wojnę z Rosją. Wielu z nich sądzi również, że Rosja zwycięży na Ukrainie, a UE rozpadnie się w ciągu najbliższych dwudziestu lat. Wynik, o którym beztrosko myślą niektórzy europejscy decydenci, utwierdziłby główne siły pozaeuropejskie w przekonaniu o słabości Europy i zachodnich demokracji w ogóle. A jeśli Putinowi zajęcie terytorium większego niż Portugalia tuż pod nosem NATO i UE uszłoby na sucho, Xi Jinping mógłby dojść do wniosku, że i jemu zajęcie Tajwanu ujdzie na sucho. 

Rzeczywista alternatywa dla Europy

Alternatywą dla Europy jest podjęcie działań niezbędnych do umożliwienia Ukrainie odzyskania co najmniej prowincji chersońskiej i zaporoskiej w 2025 roku. Na czym miałoby to polegać? Na szybkim i masowym wzmocnieniu ukraińskiej obrony powietrznej. Na dostarczaniu broni dalekiego zasięgu, takich jak niemiecki Taurus, dzięki czemu Kijów mógłby utrzymać opór wobec rosyjskiej floty czarnomorskiej – jedyny duży sukces militarny w 2023 roku – i wywierać presję na Krym, który dla Putina ma znaczenie zarówno strategiczne, jak i symboliczne. Polegałoby to też na współpracy z NATO i USA w celu zapewnienia ukraińskim siłom wielkoskalowego, wielotygodniowego szkolenia niezbędnego do operacji z użyciem wszystkich rodzajów sił zbrojnych. Na faktycznym wprowadzeniu w życie tego, o czym prezydent Francji Emmanuel Macron jedynie mówi – „gospodarki wojennej”. W demokracjach wolnorynkowych oznaczałoby to, że władze krajowe i europejskie musiałyby zagwarantować długoterminowe, skoordynowane zamówienia na broń i amunicję, na które odpowiedziałby prywatny europejski sektor przemysłu obronnego. To pozwoliłoby Europie na zakomunikowanie przyszłemu prezydentowi USA, że wzmocnią własne zdolności obronne, co patrząc realistycznie, jest celem najbliższym „autonomii strategicznej”, który można by osiągnąć zaledwie w ciągu roku.

Co się stanie, jeśli i kiedy Ukraina odepchnie rosyjskie siły okupacyjne z powrotem na linie, które zajmowały w przeddzień inwazji z 2022 roku? Czy to skłoni do zmiany polityki, a może nawet przywództwa w Moskwie? Czy istnieje możliwość otwarcia negocjacji, być może z propozycją zdemilitaryzowanego specjalnego statusu dla Krymu? A może na wpół szalony Putin faktycznie spróbuje użyć taktycznej broni nuklearnej na terenie Ukrainy? Musimy być gotowi na wszystkie możliwości, lecz najpierw należy umożliwić Ukrainie realną wygraną i dać jej szansę na dobrowolne podjęcie negocjacji z pozycji siły.

Ukraina dokonała swojego europejskiego wyboru. Teraz Europa musi dokonać swojego dotyczącego Ukrainy. Ścieżka, którą przedstawiłem, jest jedyną pozytywną drogą naprzód, nie tylko dla Ukrainy, lecz także dla Europy, dla trwałego pokoju i dla globalnej wiarygodności Zachodu. My, Europejczycy, musimy zdecydować i działać szybko. Jeżeli nadal będziemy zwlekać w hamletowskim stylu, skończymy, dokonując złego wyboru przez zaniechanie, z katastrofalnymi konsekwencjami na przyszłe dziesięciolecia.

Artykuł ukazał się pierwotnie w „Prospect Magazine

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 789

(8/2024)
20 lutego 2024

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE

PODOBNE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj