Kiedy minister sprawiedliwości Adam Bodnar ogłasza projekty ustaw, które mają naprawić instytucje sądownictwa po rządach populistów, a sejmowe komisje śledcze badają afery z czasu tych rządów, aby móc pociągnąć winnych do odpowiedzialności, wydaje się, że głównym zadaniem Polski jest teraz powrót na drogę liberalnej demokracji.
Jednak w tym samym czasie premier Donald Tusk pisze na portalu X, że żyjemy w epoce przedwojennej, a po wyjściu ze spotkania z prezydentem Stanów Zjednoczonych Joe Bidenem ogłasza, że jedzie na zwołany w nadzwyczajnym trybie szczyt państw Trójkąta Weimarskiego. To sprawia, że powracają najgorsze obawy, jeśli chodzi o zagrożenie ze strony Rosji.
Natomiast Najwyższa Izba Kontroli ogłasza raport na temat bezpieczeństwa ludności na wypadek nagłego ataku albo katastrofy pogodowej, który nosi tytuł: „W schronie się nie schronisz”. I wtedy wydaje się, że głównym zadaniem Polski jest przerzucić uwagę z praw obywatelskich i praworządności na schrony i armię.
Obie sprawy stały się ważne, a jeszcze dekadę temu wydawałoby się to niewyobrażalne. Patriotyzm był z czekolady albo objawiał się kiełkującym wówczas kultem przeszłości spod znaku żołnierza wyklętego. Demokracja była oczywista, wojna nierealna albo odległa. Zbrojenia wielu osobom wydawały się niepotrzebne.
Dwie epoki i schrony
A teraz wszystko jest inaczej. Właśnie zobaczyliśmy, że demokracja nie jest zagwarantowana i trzeba o nią dbać, bo może jej zagrozić nawet ktoś, kto od dekad funkcjonuje w jej ramach. Zagwarantowane nie jest też bezpieczeństwo zewnętrzne Polski, podobnie jak pokój w Europie.
Wychodząc z tego założenia, warto wrócić do sprawy schronów. O tym, że są potrzebne, nie myśleli nawet entuzjaści Wojsk Obrony Terytorialnej, bo te pierwsze powstały i urosły w siłę, a schronów nie ma. Według raportu NIK na miejsce w nich może liczyć niecałe 4 procent mieszkańców Polski. Czytając raport, można nabrać przekonania, że obrona cywilna praktycznie nie istnieje.
Cechą „epoki przedwojennej” trwającej równocześnie z epoką powrotu do demokracji jest to, że informacja na ten temat jest newsem eksponowanym wśród najważniejszych informacji dnia, między relacjami z Ameryki, w której był premier i prezydent, a tymi z komisji śledczych, gdzie poruszana jest budząca wielkie emocje sprawa Pegasusa, a więc łamania praw obywatelskich. Świadczy to o tym, że twórcy mediów uznali ją za ważną, oraz o tym, że spodziewają się dużego zainteresowania odbiorców.
Nawet nie zauważyliśmy, kiedy polityka przeformatowała się z nudnej i zajętej sprawami gospodarczymi na taką, którą kształtuje podstawowy byt ustroju i bezpieczeństwa. Przykładem niech będzie projekt zmiany ustawy – prawo budowlane, który pozwala na budowanie przydomowych schronów bez pozwolenia.
Tę zmianę pokazuje również kampania przed wyborami samorządowymi.
Jak bronić swojej dzielnicy
Po ogłoszeniu raportu NIK minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz i prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski wystąpili na wspólnej konferencji prasowej, na której mówili o budowaniu wspólnoty i… dobrej obrony cywilnej. Czyli takiej, która nie dotyczy obrony granic, tylko cywili narażonych na atak.
Głównymi tematami kampanii samorządowych są zazwyczaj nowe ośrodki kultury, osiedla i tereny zielone. Tematem obecnej kampanii mogą być też schrony. To właśnie elementy ogólnopolskiej polityki, którą przejmują władze lokalne – czyli to, czym zarządza burmistrz, prezydent miasta czy sejmik wojewódzki.
To tam powstaje klimat dla różnych inwestycji, atmosfera w lojalnych instytucjach, bo ona zależy od szefów. Kiedy więc dyrektorem szkoły zostaje człowiek, który ufnie patrzy na różnorodność, nie będzie bał się organizować w szkole zajęć antydyskryminacyjnych. Kiedy dyrektor szpitala dba o prawa pacjentów i pacjentek, będzie zwracał uwagę, by wszyscy lekarze nie odmawiali pomocy, powołując się na klauzulę sumienia. Kwestie obrony cywilnej, bezpieczeństwa mieszkańców też nie zależą wyłącznie od władz państwowych, co mogą pokazać kandydaci w lokalnych wyborach.
Obietnica bezpieczeństwa, albo chociaż jasnego postępowania w razie nagłego ataku, mogą być w „epoce przedwojennej” i jednocześnie szanującej prawa człowieka atutem w kampanii wyborczej.
* Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Flickr.