Kiedy Donald Tusk ogłosił jako kandydatkę na nową ministerkę kultury Hannę Wróblewską jeden z obecnych na sali dziennikarzy poprosił o powtórzenie jej nazwiska. Pomimo braku rozpoznawalności medialnej w sferze politycznej Hanna Wróblewska jest znana w świecie polskiej kultury. Była dyrektorka Narodowej Galerii Sztuki Zachęta, odwołana ze stanowiska przez PiS w atmosferze skandalu, nie pochodzi z partyjnego rozdania. Obejmuje jednak resort, wobec którego oczekiwania są spore.
Sienkiewicz przyszedł do ministerstwa z jednym zadaniem – przeprowadzenia zmian w mediach publicznych. Podczas rządów Platformy Obywatelskiej w latach 2013–2014 kierował resortem spraw wewnętrznych i koordynował służby specjalne, wydawał się więc do tego odpowiednim człowiekiem. Do przeprowadzenia głębszych zmian w polskiej kulturze tego rodzaju modus operandi mogłoby okazać się niewystarczające. Być może stąd merytokratyczny wybór Tuska dotyczący Wróblewskiej. Nowa ministerka po swoim poprzedniku dziedziczy liczne problemy.
Co po rewolucji?
Jednym z aspektów związanych z odbiciem mediów publicznych z rąk funkcjonariuszy powołanych przez PiS była kwestia tego, kto i w jaki sposób obejmie po nich stanowiska kierownicze. Platforma Obywatelska szła do wyborów z obietnicą ukrócenia politycznego kolesiostwa w instytucjach publicznych, z czego znane było PiS. W przypadku mediów publicznych danego słowa nie udało się dotrzymać. Nowe kadry TVP czy Polskiego Radia nie zostały wyłonione za pomocą konkursów, a ich status prawny przez długi czas pozostał nieuregulowany i wciąż budzi kontrowersje. W ciągu ostatnich miesięcy z kluczowych stanowisk kierowniczych w instytucjach kultury odwołano szereg osób. Ich następcy i następczynie, nierzadko z odpowiednim poziomem kompetencji, nie zostali powołani w transparentny sposób. Od radiowej Trójki, której kierownictwo objęła Agnieszka Szydłowska, przez Adama Leszczyńskiego, który został dyrektorem Instytutu Dmowskiego, po Instytut Adama Mickiewicza, którego zarządzania podjęła się dr Olga Wysocka.
Po kilku miesiącach od rozpoczęcia działalności „nowej TVP” widać również, że ambicje o jej „czystym jak woda” przekazie pozostaną niespełnione. Coraz częściej materiały głównego wydania programu „19:30” są jednostronnie krytyczne wobec Prawa i Sprawiedliwości – łagodniej zaś traktują rządzącą koalicję. Oczywiście, w zestawieniu z rodzajami treści serwowanych w TVP przez Jacka Kurskiego, obecny przekaz telewizji publicznej może uchodzić za obiektywny. Jednak porównywanie się do propagandystów Kurskiego, intencjonalnie urągających inteligencji widza, to poprzeczka zawieszona wyjątkowo nisko.
Z uwagi na to, że Bartłomiej Sienkiewicz jako minister kultury wziął na siebie tylko zadanie „depisyzacji” TVP i Polskiego Radia, to na Wróblewską spadnie odpowiedzialność za wytworzenie ich nowego standardu. To kwestia nie tylko politycznej wiarygodności obecnej władzy, lecz także tego, czy w Polsce media i instytucje kultury przestaną być w końcu traktowane jak powyborczy łup.
Środowiska artystyczne nie będą czekać
Szczególnie że środowiska artystyczne będą dla resortu wymagającym partnerem. Już w lutym minister Sienkiewicz musiał zmierzyć się z krytyką z ich strony. Poszło o brak uwzględnienia w nowelizacji ustawy o ochronie praw autorskich zapisu o pozyskiwaniu tantiemów z dystrybucji internetowej. Tantiemy to nic innego, jak procent zysków, który miałby przysługiwać twórcom od wykorzystywania ich utworów przez dystrybutorów, takich jak Netflix czy Spotify, na tak zwanych polach eksploatacji. Jeśli któryś z nadawców telewizyjnych wyświetlał na swojej antenie film danego twórcy, musiał podzielić się z nim częścią zysków uzyskanych w ten sposób. Do czasu pojawienia się platform streamingowych do tego rodzaju nadawców należały głównie telewizja i kina. Ze względu na spadki oglądalności (od kilku lat żaden program telewizyjny nie jest w stanie przekroczyć widowni liczącej 5 milionów osób) sukcesywnie stanowią one coraz mniejszą część rynku.
Dlatego zyski związane z umieszczaniem filmów na platformach streamingowych są dla środowisk artystycznych tak istotne. W lutym protest w tej sprawie rozpoczęło Koło Młodych Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Odbił się on zaskakująco szerokim echem w mediach, angażując aktorów, reżyserów i inne osoby związane ze światem kultury.
Skala protestu wynikała również z faktu, iż sprawa ta była rozważana w Ministerstwie Kultury już od dawna. Do zapisu o tantiemach z internetu zobowiązywała władzę w Polsce dyrektywa komisji europejskiej z 2019 roku. Niewprowadzenie jej do roku 2023 wiązało się nie tylko ze szkodą dla środowisk artystycznych, ale i z karami naliczanymi Polsce przez Komisję Europejską w wysokości 33 milionów złotych miesięcznie. Rząd Mateusza Morawieckiego nie był jednak zdolny do przeciwstawienia się interesom amerykańskich korporacji streamingowych, a odwlekanie sprawy tylko zwiększało frustrację artystów. Ministrowi Sienkiewiczowi udało się uspokoić nastroje poprzez umieszczenie zapisu o tantiemach z internetu w ustawie. Od tego czasu sprawa utknęła, chociaż ministerka Wróblewska podjęła temat już na pierwszym posiedzeniu rządu.
Co się należy artyście
Kolejnym istotnym wyzwaniem, które stoi przed Hanną Wróblewską, jest kwestia ustawy o statusie zawodowym artysty. Chodzi o możliwość między innymi dostępu do powszechnej służby zdrowia, emerytur czy urlopów rodzicielskich dla osób, których zawód rzadko wiąże się ze stałą formą zatrudnienia. Status ten umożliwiłby dofinansowanie najsłabiej zarabiających artystów oraz finansowanie stypendiów dla najzdolniejszych twórców. Poprzedni projekt ustawy mimo poparcia ministra kultury Piotra Glińskiego utknął w kancelarii premiera Morawieckiego.
Kontrowersje wzbudziło finansowanie zabezpieczeń socjalnych dla artystów, które miałoby pochodzić z rozszerzonej opłaty reprograficznej. Jest to opłata wliczona w cenę nośników na których mogą być powielane dzieła objęte prawami autorskimi – przykładem może być tutaj papier. Rozszerzenie miałoby dotyczyć nośników cyfrowych takich jak smartfony, tablety czy komputery.
Rozwiązanie to funkcjonuje z powodzeniem w Niemczech czy we Francji. Jego przeciwnicy w Polsce, tacy jak Krzysztof Stanowski i Robert Mazurek, zobrazowali je jako lewackie szaleństwo, którego zwolennicy, dla wygody małej i zdemoralizowanej grupy społecznej, chcą ograbić polskich przedsiębiorców.
Zmiana w kulturze i zmiana kultury
Wydaje się, że największym wyzwaniem dla Hanny Wróblewskiej będzie więc zmiana postrzegania kultury w Polsce jako kwestii społecznie nieprzydatnej, czy najwyżej trzeciorzędnej. Kultury, która zbyt często jest oceniana jedynie poprzez kryterium kalkulacji finansowej, co tylko pogłębia jej zależność od multimedialnych korporacji.
Są to być może zbyt duże wymagania wobec ministerki, która nie posiada zaplecza politycznego w rządzie. Jednak wygrana rządzącej koalicji 15 października, oprócz odsunięcia od władzy prawicowych populistów, była również zapowiedzią strukturalnej zmiany państwa. Nie można jej dokonać bez uznania za priorytet dziedziny, która jest fundamentem rozwoju kulturowego i informacyjnego całego społeczeństwa.