„Co dzieje się z poezją nowoczesną?” – zastanawiam się, czytając wiersze od lat. Do tego pytania może warto dorzucić mniej insajderskie: „gdzie szukać nowej poezji?” oraz bardziej insajderskie – „co stanie się z poezją, jeśli (i czy w ogóle) wyjdzie z niszy?”. Środowisko poetyckie, poeci_ki, krytycy_ki, akademicy_ki próbują (lub nie) przebijać bańkę na własnych zasadach, chroniąc wiersz przed zawłaszczeniem rynku. W ten sposób poezja, rezygnując z kompromisów, rzadko wychodzi poza swój własny obieg. Z drugiej strony, obserwujemy ciekawy ferment w oddolnych środowiskach slamerskich. Młodzi ludzie piszą dużo i dużo slamują, lubią wiersz, ale niekoniecznie zależy im na kwestiach wydawniczych, opinii krytyka. Wszystko sprowadza się do operowania żywym słowem, trochę w duchu międzywojennych awangard. Żywa tkanka wiersza jest na wyciągnięcie ręki, ale dobrze wiedzieć, w jaki sposób jej dotknąć.

Futuryści o tempie 

Przecież już sto trzy lata temu Bruno Jasieński w „Manifeście w sprawie poezji futurystycznej” podkreślał, że człowiek współczesny na obcowanie ze sztuką może przeznaczyć od 5 do 15 minut dziennie, dlatego „sztukę otszymywać muśi w specjalńe spreparowanych przez artystuw kapsułkah, zawczasu oczyszczoną z wszelkih zbytecznośći i podaną mu w formie zupełńe gotowej, syntetycznej” [1]. Ile czasu na wiersz ma człowiek, który żyje w erze ekspresowych TikToków, odtwarzanych przez użytkowników aplikacji w coraz szybszym tempie? Jak wykazały badania, średni czas naszego skupienia wynosi jedynie 47 sekund (w 2012 było to jeszcze 75 sekund!) [2]. W związku z tym wydaje się, że poezja, która zazwyczaj operuje krótką formą, powinna mieć przewagę nad prozą. Jak wszyscy wiemy, to nieprawda, chyba że myślimy o tak zwanej „poezji instagramowej”.

Kraina nie mlekiem i miodem…

Jednak, czy fenomen Rupi Kaur nie wskazuje na to, że ludzie koniec końców chcą czytać poezję? Problem może leży gdzie indziej. Czy nie jest tak, jak to najczęściej w tego typu przypadkach bywa, że najzwyczajniej w świecie nasza edukacja nie przygotowuje czytelników do obcowania z „nasyconym” tekstem poetyckim? Rozmawiając z wieloma młodymi osobami, które przed momentem skończyły szkołę średnią, często spotykam się z zachwytem nad wierszami Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej (najczęściej zachwyt ten wywołują miniatury z „Pocałunków” [wyd. 1926 w roku]). W top trójce znajduje się jeszcze Rafał Wojaczek, a z najnowszych poetów – Marcin Świetlicki. Jak wiemy, melancholia i bunt całkiem nieźle się sprzedają. Młodzi ludzie, zniechęceni poezyjami Mickiewicza, sami z siebie raczej nie sięgają po nowe wiersze. Ba, nawet nie wiedzą o ich istnieniu.

Wiersz a towar

Zatrzymując się na moment przy kwestiach sprzedażowych, warto podkreślić, że najnowsza poezja w pewnym sensie umyka regułom rynku, co daje jej potencjalnie ogromną wolność w warstwie wyrazu twórczego. Wiersze wchodzą w dialog z filozofią, nauką, bawią się formą, są oryginalne i wymagające; inne – może w pewnym sensie bliższe czytelnikom, pracujące na afektach, budują na materiale doświadczeń i odczuć pewną wspólnotowość. Przed momentem, na 9. Międzynarodowym Festiwalu Poezji Silesius, którego tematem przewodnim był sukces, odbyła się dyskusja „Sukces w poezji nie istnieje?”, moderowana przez Waldka Mazura. Zaproszeni rozmówcy: Małgorzata Lebda, nagradzana poetka i prozaiczka; Zuzanna Sala i Jakub Skurtys, krytycy literaccy, zastanawiali się nad różnymi ujęciami sukcesu, osadzając to pojęcie także w kontekstach pozarynkowych (pssst, zachęcam do sprawdzenia nagrania z wydarzenia).

Widok z pola literackiego

Zostaje także kwestia środowiskowa, to znaczy – poezja żyje i ma się całkiem nieźle, ale w swojej własnej bańce. Dzieje się to dzięki pracy krytyków_ek, akademików_ek, ludzi związanych z instytucjami kultury, ostatecznie i samych autorów_ek wierszy. Warto jednak zaznaczyć, że z reguły „próg wejścia” do przestrzeni okołowierszowej jest dość wysoki i raczej nieliczni podejmują trud jego przekroczenia. Od razu zaznaczę, że wcale nie mam na celu podgryzania swojego własnego gniazdka, wręcz przeciwnie – doceniam ruch, który wykonuje całe środowisko. Zastanawiam się jednak, czy uchylenie okien może nam pomóc, czy może wręcz przeciwnie – przeciąg przeziębi nasze gardła.

Gest uchylania okna

Uściślając – co się stanie, jeżeli poezja dotrze do szerszego grona odbiorców? A może pytanie powinno zostać postawione inaczej? W jaki sposób trafić do odbiorców, skoro nawet nagradzanie tomów nie podnosi sprzedaży książek (z wyjątkiem Nike)? Niektórym przecież udaje się przestawić ścianę i wyjść ze swoją twórczością poza bańkę środowiskową. Ostatnio były to chociażby przypadki Małgorzaty Lebdy czy Urszuli Honek. Warto dodać, że obie autorki wydały także prozy, przyjęte i przez czytelników, i przez wielu krytyków wyjątkowo życzliwie. W środowisku poetyckim sukces, który odniosły poetki, wygenerował również negatywne komentarze (szczególnie na fejsbuku), niedotyczące raczej wartości stricte literackich. Pozostawiając temat hejtu na marginesie, chciałam podkreślić, że mnie bardziej martwi sytuacja, w której poezja jest czytana przez kilka osób, stając się – wbrew sobie – czymś wsobnym i elitarnym. Uwaga, mrugam okiem, bo to, co elitarne, sprzedaje się całkiem nieźle. Mrugam też drugim okiem, bo może poezja, by być poezją, musi pozostać w niszy…

W szklance dnia powszedniego

Pisząc już całkiem poważnie, idealnym rozwiązaniem byłoby znalezienie przestrzeni w głównych mediach, które zaakceptowałyby złożony charakter nowoczesnej poezji, często wymagający od czytelnika dużego zaangażowania intelektualnego – jak i większych pokładów czasu wolnego. Wiersz, który jest kapsułką z ekstraktem, siłą rzeczy nie może wstrzelić się w okienko kilkudziesięciu sekund uwagi. Szansa jednak na otwarcie przestrzeni dla wiersza pozostaje, trzeba tylko zastanowić się, w jaki sposób wejść w dialog z osobami, które jeszcze nie wiedzą, że chciałyby poznać lepiej nową poezję. Przypadek śpiewającej wiersze Sanah (nie będę oceniać, czy w sposób udany), tylko pokazał, że młodzi ludzie są gotowi sięgać po poezję. Jednak dobrze byłoby, by oprócz ogrywanej na każdy sposób twórczości Szymborskiej i Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej do potencjalnych czytelników poezji trafiły też wiersze autorów_ek, którzy nadal żyją [!] i tworzą wyjątkowe materiały poetyckie. Święte hasło pracy u podstaw po raz kolejny mogłoby się okazać niezłym lekarstwem; poza tym więcej troski o kulturę wiersza także by nie zaszkodziło.

Wiwat! Wiersz

Pozostaje jeszcze kwestia stawania oporu przeciwko urynkowieniu, czyli także przeciwko banalizacji treścio-formy wiersza. Poetom zależy na jakości, rynkowi – na zysku. Przed nami stoi wyzwanie balansowania pomiędzy otwieraniem szczelnego pola poetyckiego a ucieczką przed czymś, co pożera wszystko. Ześlizgując się niebezpiecznie w stronę rabbit hole, chciałam w każdym razie zaznaczyć, że krytycy_ki polskiej poezji nowoczesnej co rusz odsłaniają kolejne wyróżniające się dykcje, które powinny być usłyszane znacznie szerzej. Powtórzę więc raz jeszcze za Jasieńskim – poezja musi być codźenna, głęboko aktualna i powszehna [3], czego nam wszystkim naiwnie życzę. A poza tym – chodźmy czasami na slamy!

Przypisy:

[1] B. Jasieński, „Manifest w sprawie poezji futurystycznej” [w:] „Antologia polskiego futuryzmu”, red. Z. Jarosiński, Kraków 1978, s. 19.
[2] Zob. G. Mark, „Attention Span”, Hanover Square Press, 2023.
[3] B. Jasieński, dz. cyt., s. 22.