Wyniki wyborów do parlamentu słowackiego, które odbywały się jesienią 2023 roku, sygnalizowały, że w nadchodzących latach politycy nie będą pokornie służyć obywatelkom i obywatelom, jednak tak szybkiego rozkładu państwa nie przewidzieli nawet najwięksi pesymiści. Przed ponad ośmioma laty w sąsiedniej Polsce, po rozpoczęciu rządów przez Prawo i Sprawiedliwość ludzie również byli przekonani, że „z pewnością nie będzie tak źle”. Jak wspomina dziennikarka Katarzyna Pilarska, „mówiliśmy, że każda władza wprowadza jakieś zmiany. Jednak stosunkowo szybko stało się dość jasne, że obecne zmiany te nie są takie, jak zwykle”. Scenariusz zasadniczo był taki sam jak ten, według którego postępuje teraz słowacka koalicja rządząca. Najpierw były zmiany w sądownictwie, a potem przejęcie władzy w mediach publicznych. „Pamiętam protesty przed telewizją i wiele innych protestów – również naszą wiarę w to, że da się to zatrzymać” – mówi Pilarska.

Czy w Polsce miała miejsce ingerencja w instytucje kultury w takim samym zakresie jak u nas? Zdaniem Pilarskej dla ówczesnej władzy kultura nie była istotna. „Tak, odwoływano na przykład dyrektorów teatrów, ale nie wywoływało to aż tak dużych demonstracji”. Najszerszym echem odbiła się wymiana dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu, wtedy ludzie wyszli na wrocławskie ulice. Dużo mówiło się o nowo powołanej dyrektorce Instytutu Adama Mickiewicza w Warszawie, dla której prezentacja polskiej sztuki oznaczała prezentację sztuki ludowej. Co nam to przypomina?

Kultura jest pustą przestrzenią

Na Węgrzech transformacja przestrzeni kultury pod wpływem rządów Viktora Orbána przebiegała stopniowo i może dlatego w kraju nie dochodziło do takich protestów, jakie mają miejsce dziś u nas. Pierwsze zmiany w dziedzinie kultury partia Fidesz zaczęła wprowadzać już w roku 2006 po zwycięstwie w wyborach samorządowych, kiedy stopniowo zaczęła wprowadzać swoich ludzi do teatrów wojewódzkich. W roku 2013 przedwcześnie rozwiązała umowę z ówczesnym dyrektorem węgierskiego Teatru Narodowego Robertem Alföldim z powodu jego przekonań politycznych i orientacji seksualnej. Na stanowisko kierownicze powołała prorządowego nacjonalistę i chrześcijanina Attilę Vidnyánszkiego. Węgierski dziennikarz Tamás Jamriskó przywołuje również inny znany przykład, kiedy to w roku 2018 na dyrektora Muzeum Literackiego Petöfiego powołany został orbánista i autor wystąpień Orbána Szilárd Demeter. Zasłynął tym, że nazwał George’a Sorosa „liberalnym führerem”, który chce prześladować Węgrów i Polaków, oraz oświadczył, że „z kapsuły wielokulturowej otwartej społeczności wypływa trujący gaz”. Pod rządami Demetera instytucja otrzymała znaczne państwowe środki finansowe na przyznawanie grantów dla pisarzy. „Następnie rząd powołał akademię pisarską, która pomaga wytwarzać i propagować treści zgodne z ich wartościami kulturowymi” – dodaje Jamriskó.

Przypomnijmy jeszcze nowszy przykład. W czerwcu 2023 Libri, największe i najbardziej wpływowe wydawnictwo książkowe na Węgrzech, poinformowało, że większościowym akcjonariuszem (98,5 procent) spółki Libri Group zostaje Mathias Corvinus Collegium, prywatna uczelnia wyższa obecnie w dużej mierze finansowana przez rząd, która ma pomagać wychowywać „kolejne pokolenie węgierskiej konserwatywnej elity intelektualnej”. Natychmiast pojawiły się obawy, że niezależność redakcji wydawnictwa będzie zagrożona i jego przyszła oferta będzie dostosowywać się do linii politycznej forsowanej przez rządzącą partię Fidesz.

„Rząd w swojej wojnie kulturowej próbuje zawładnąć i kontrolować scenę kultury za pośrednictwem coraz większej ilości aktorów” – mówi Jamriskó. Administracja Orbána uznaje kulturę za środek, który pomaga osiągać jej cele polityczne.

Idealna zasłona dymna

Wróćmy jednak do Słowacji, gdzie w ciągu kilku miesięcy straciliśmy dyrektorki i dyrektorów najważniejszych instytucji kultury również w telewizji publicznej, straciliśmy Kunsthalle, rozpada się Fundusz Wsparcia Sztuki (FPU), w destrukcyjny sposób ingeruje się w ustawy o muzeach i galeriach lub o Funduszu Audiowizualnym.

Naiwnością było myślenie, że sektor kultury pozostanie dla władzy niewidoczny i nieważny. Słowacka Partia Narodowa (SNS) uświadomiła sobie, że dostała w ręce bardziej istotny resort niż jej się to na początku wydawało. Bardzo szybko znalazła sposób na to, jak zaspokoić swoje nieustające pragnienie władzy i zemsty. Przez lata stroiliście sobie z nas żarty? Teraz to my się zabawimy! Niedoceniane ministerstwo natychmiast zaczęło przynosić największy kapitał polityczny partii, która ledwo się dostała do parlamentu.

Poparcie procentowe w sondażach dla SNS spada, a Andrej Danko przepadł również w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Jednak trio Martina Šimkovičová, Lukáš Machala i Roman Michelko cieszą się nieachwianą popularnością w swoich kręgach konspiracyjnych i dezinformacyjnych i mimo że przypuszczają, iż w kolejnych wyborach już nigdzie się nie dostaną, to szybko niszczą, co tylko się da. Jest im obojętne to, jaki ślad po sobie zostawią.

Premier Robert Fico wykorzystuje wojny kulturowe jako idealną zasłonę dymną dla pozostałych ingerencji w zasady demokracji w państwie, a prezydent Peter Pellegrini z resztą koalicji jedynie milcząco się temu przyglądają. Ponieważ mogą, a najprawdopodobniej też muszą. Póki co wydaje się, że porozumienia na szczeblach władzy i polityczne uzgodnienia są ważniejsze niż rujnowana reputacja Słowacji. O wydarzeniach ostatnich dni, przede wszystkim o odwołaniu dyrektorów naszych najważniejszych instytucji – Alexandry Kusej (Słowacka Galeria Narodowa) i Mateja Drlički (Słowacki Teatr Narodowy) – na stronach tytułowych rozpisują się duże dzienniki europejskie, listy ze wsparciem piszą światowe instytucje sztuki i osobistości ze świata teatru, sztuki, muzyki czy też filmu.

Tworzyć więzi i łączyć nie wystarczy

„Jak możemy wam pomóc?”, dopytują, a ja nie wiem, co mam odpowiedzieć. Sami nie wiemy, jak reagować na wszystko, co się dzieje w ostatnich miesiącach. Organizowane są protesty, ale adresaci nie słuchają ich żądań. Na spotkaniach środowisk kultury słychać, że musimy „tworzyć więzi i łączyć się”, ponieważ razem jesteśmy silniejsi, ale większość nadal jest zagłuszana przez głos tandemu Šimkovičová–Machala [Martina Šimkovičová, ministra kultury, i Lukáš Machala, sekretarz generalny Ministerstwa Kultury – przyp. red.] i to nie tylko w mediach siejących dezinformację. Wrzucają tony kłamstw do przestrzeni publicznej podczas konferencji prasowych, a my, za pomocą naszego – w większości grzecznego i politycznie poprawnego języka – nie jesteśmy w stanie wystarczająco szybko i skutecznie tego prostować. Nie jesteśmy w stanie dotrzeć do ludzi, do których oni adresują swoje polaryzacyjne przekazy.

Konkretnym krokiem było włączenie się do walki o obronę kultury aktorów z dużych instytucji. Cierpliwość stracili nawet ci, którzy dotychczas bali się odezwać. Matej Drlička [zdymisjonowany dyrektor Słowackiego Teatru Narodowego – przyp. red.] przyznał, że przez długie miesiące podlegał autocenzurze – milczeć przestał dopiero po tym, jak doręczono mu do domu zawiadomienie o odwołaniu. Dziś otwarcie mówi o „wojnie kulturowej”, o „ciągnięciu dwóch pozbawionych hamulców wagonów”, o tym, że „ŠtB [Służby Bezpieczeństwa – przyp. red.] i gestapo ponownie działają”, albo o tym, że ministerstwo to „homofobiczna kościelno-faszystowska struktura”. Czy zaostrzanie słownictwa wystarczy do walki ze złem i głupotą? Zdecydowanie nie.

Chyba najjaśniejszym i przynoszącym najwięcej nadziei momentem w marazmie minionego okresu było niedawne wygwizdanie ministry kultury na międzynarodowym festiwalu folklorystycznym Jánošíkove Dni [Dni Janosika – przyp. red.] w Terchovej. Sprzeciw okazali jej ci, których uważa za sojuszników i okręt flagowy swojej władzy. I tego właśnie potrzebujemy – nie pisania tekstów, takich jak ten na przykład, które z trudem przenikają przez granice naszej bańki. Ale działań ze strony tych, po których ministra by się tego nie spodziewała, a którzy mają wpływ na szeroką publiczność.

Jeśli nawet to nie pomoże, to możliwe, że dojdzie w końcu do strajku generalnego. Ostatni miał miejsce w listopadzie 1989, a niedawne spotkanie przedstawicielek i przedstawicieli świata kultury w Słowackim Teatrze Narodowym wyraźnie przypominało atmosferę tamtego okresu.

Ten artykuł został opublikowany w ramach projektu PERSPECTIVES – nowego znaku jakości niezależnego, twórczego i wieloperspektywicznego dziennikarstwa. Projekt PERSPECTIVES jest współfinansowany przez Unię Europejską i wdrażany przez międzynarodową sieć czasopism z Europy Środkowo-Wschodniej pod kierownictwem Goethe-Institut. Dowiedz się więcej o PERSPECTIVES na stronie: goethe.de/perspectives_eu.

Współfinansowane przez Unię Europejską. Wyrażone w tekście poglądy i opinie są wyłącznie poglądami autora (autorów) i niekoniecznie odzwierciedlają poglądy Unii Europejskiej lub Komisji Europejskiej. Ani Unia Europejska, ani organ udzielający dotacji nie mogą być pociągnięte do odpowiedzialności prawnej.

***

This article was published as part of PERSPECTIVES – the new label for independent, constructive and multi-perspective journalism. PERSPECTIVES is co-financed by the EU and implemented by a transnational editorial network from Central-Eastern Europe under the leadership of Goethe-Institut. Find out more about PERSPECTIVES: goethe.de/perspectives_eu.

Co-funded by the European Union. Views and opinions expressed are, however, those of the author(s) only and do not necessarily reflect those of the European Union or the European Commission. Neither the European Union nor the granting authority can be held responsible.