Od dziewięciu lat Polska jest jak plan serialu z gatunku thrillera sądowego. Strony na sali rozpraw na zmianę zdobywają i tracą przewagę, przerzucają się argumentacją prawną, która nie byłaby zrozumiała dla widzów, gdyby na potrzeby filmu nie została uproszczona i przedstawiona w sposób emocjonalny. Ten zabieg ułatwia również identyfikację z bohaterami.

Tylko że w Polsce widownia dzieli się na tych, którzy sprzyjają jednej stronie i na tych, którzy sprzyjają drugiej, a zwroty akcji nie zmieniają wektora sympatii. W serialach zazwyczaj cała widownia sympatyzuje z tymi samymi bohaterami, a zmieniać mogą się jedynie bohaterowie.

Teraz nie jest to samo, co wtedy

Teraz oglądamy odcinek o prokuratorze Dariuszu Barskim, znanym z poprzedniego sezonu jako prokurator krajowy. W tym sezonie według ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Adama Bodnara Barski nie jest jednak prokuratorem krajowym, ale według trzech sędziów Sądu Najwyższego orzekających w Izbie Karnej – jest.

Dalej już wszystko idzie zgodnie z wcześniejszymi schematami scenariusza – Barski jest prokuratorem krajowym zdaniem prezydenta Andrzeja Dudy, polityków PiS-u, prawicowych publicystów. Nie jest – zdaniem polityków koalicji 15 października, prawników, którzy angażują się w tematy dotyczące praworządności, nieprawicowych publicystów, choć dwie ostatnie grupy w innych odcinkach czasami komplikują akcję, bo nie podoba im się wszystko, co robią główni bohaterowie z tego sezonu.

Osobny wątek dotyczy trzech sędziów Izby Karnej Sądu Najwyższego – strona, która nie uznaje Barskiego za prokuratora, mówi, że to nie są sędziowie SN, tylko neosędziowie i nie mają żądnej mocy, by oceniać status Barskiego. Druga strona, jak łatwo zgadnąć, mówi odwrotnie.

Angażowanie widowni w akcję jest możliwe dzięki wspomnianym wyżej uproszczeniom skomplikowanej treści. Dokonują ich politycy i publicyści, jednak tym razem poszli na łatwiznę. Powtarzają niemal jeden do jednego bon moty z poprzednich sezonów. Prokuraturę bez Barskiego nazywają „młotkiem na opozycję”, a działania władzy z tego sezonu „zawłaszczaniem państwa”, „zamachem na praworządność” i „łamaniem Konstytucji”.

I to jest właśnie błąd scenariuszowy – to, co budowało dramaturgię w poprzednim sezonie, nie jest już wiarygodne w tym.

Nie ma powtórki

Nie jest tak, że obecna władza powiela scenariusz z dwóch kadencji poprzedniej władzy. Nie jest tak, że odbija instytucje państwowe, media i spółki skarbu państwa, które tamta sobie podporządkowała, chociaż wcześniej krytykowała ten proceder. Owszem, balansuje czasami na krawędzi, szukając pozaparlamentarnych sposobów na przejęcie publicznych mediów czy instytucji wymiaru sprawiedliwości, ale od poprzedników różni ją pewna fundamentalna sprawa – nie łamie prawa, nie narusza Konstytucji. A kiedy zrobi coś bezprawnego, jest powstrzymywana przez sądy i stosuje się do ich wyroków.

Nie dzieje się żadna powtórka, żadne rytualne przejęcie łupów. Mechanizm jest taki, że PiS łamało Konstytucję i stosowało innego rodzaju bezprawie, wprowadzając zmiany w systemie sądownictwa, a obecna władza próbuje to odwrócić. Jeśli dyskusja na temat poczynań obecnie rządzących toczy się bez uzgodnienia tego stanu faktycznego, staje się fikcyjna.

Polska zmiana, dobra zmiana

Zamieszanie w Sądzie Najwyższym związane z tym, kto jest jego sędzią, a kto nie jest, wynika z tego, że poprzednia władza, owszem w demokratycznie wybranym Sejmie, ale w bezprawny sposób obsadziła Krajową Radę Sądownictwa nowymi osobami. A ta neo-KRS doprowadziła do obsadzenia Sądu Najwyższego neosędziami.

O tym, że neosędziowie nie mogą pełnić swoich funkcji, wiadomo z wyroków europejskich trybunałów, jednak ci, który chcą uznawać zmiany w sądownictwie przeprowadzone przez PiS, lekceważą te wyroki. Jednym z argumentów jest to, że trybunały są europejskie, a my jesteśmy w Polsce – wyobrażona suwerenność zastępuje w tej argumentacji prawo UE, któremu podlega nasz kraj. Ten oderwany od prawa, a umocowany ideowo argument jest dobrym symbolem zmian, które zaszły w czasie rządów PiS-u i skutkują dziś chaosem prawnym i instytucjonalnym.

Innym podobnym jest argument o większości sejmowej, która dokonywała tych zmian. Skoro to demokratycznie wybrana większość, to jej działania są legalne – tak brzmi argumentacja. A jeśli demokratyczna większość wprowadza zmiany, które są niezgodne z traktatami, konstytucją czy innymi przepisami?

Tu zaczyna się rozstrzyganie, kto tak twierdzi. Bo według apologetów zmian wprowadzonych przez PiS instytucje kwestionujące legalność działania ówczesnej demokratycznej większości nie mają prawa tego robić.

Władza to nie Konstytucja

Ocena polskiej praworządności przez tych, których można na potrzeby tekstu nazwać „drużyną Barskiego”, w dużym stopniu odbywa się więc życzeniowo. Barski jest prokuratorem krajowym na mocy przekonania o tym, że suwerenność Polski i jej przynależność do Unii Europejskiej wykluczają się. Stąd już łatwo formułować życzenie, że neosędziowie są sędziami.

Każdemu wolno marzyć, ale to nie oznacza, że marzenia staną się rzeczywistością. Powtarzanie, że „Bodnarowcy” łamią Konstytucję, nie sprawi, że niezgodne z Konstytucją i innym przepisami decyzje poprzedniej władzy się uprawomocnią. Ani że zmiana wprowadzonego wtedy systemu stanie się bezprawiem.

Sprawi jednak, że serial będzie trwał, bo ludzie go lubią. Dostaną więc kolejny sezon o łamaniu praworządności, żeby podsycane regularnie emocje widzów skanalizowały się podczas wyborów prezydenckich. Bo w utrzymywaniu, że Barski jest prokuratorem krajowym, nie chodzi przecież o wartości, tylko o władzę. Utraconą władzę politycy PiS-u i prawicowi publicyści mylą z Konstytucją. Albo wcale nie mylą, tylko sprawiają takie wrażenie.