July to pisarka doskonale rozpoznawalna w Stanach Zjednoczonych. Zresztą nie tylko pisarka. W latach dziewięćdziesiątych koncentrowała się przede wszystkim na sztuce performatywej i wideo-arcie, na początku lat dwutysięcznych wyreżyserowała film „Ty i ja i wszyscy, których znamy” – opowieść o przedmieściach, za którą otrzymała Złotą Kamerę na festiwalu w Cannes. Książek na swoim koncie ma pięć, ale na język polski przetłumaczone zostały trzy: „Pierwszy bandzior” (tłum. Łukasz Buchalski), „Pasujesz tu najlepiej” (tłum. Łukasz Buchalski) oraz najnowsza „Na czworakach” (tłum. Kaja Gucio) – wszystkie wydała warszawska oficyna Pauza.
Kochanka, matka, pisarka
Główna bohaterka powieści to pisarka czy może szerzej – twórczyni – po czterdziestce. I wiek ma tu znaczenie, co podkreśla sama narratorka. To taki moment w życiu, kiedy zaczynamy odczuwać, że jesteśmy mniej więcej w jego połowie i bardzo często zadajemy pytania typu: czy jestem szczęśliwa? Czy jestem spełniona? Czy to jest życie, jakim nadal chcę żyć?
Nie inaczej jest tym razem. Impulsem do złamania schematu codzienności jest kolacja ze znajomymi, podczas której mąż narratorki mimochodem wspomina o różnicy ich charakterów, nazywając żonę „człowiekiem typu stop”, czyli kimś, kto ma wszystko zaplanowane, raczej unika nowości, nie należy do spontanicznych ryzykantów, którzy rzucają się w kolejną przygodę. Zawód kreatywny zdaje się zatem zupełnie nie pasować do tego opisu, a przecież taki uprawia narratorka. Kiedy kolacja się kończy jest już niemal pewna, że wybierze się w podróż z Kalifornii do Nowego Jorku nie samolotem, jak planowała, ale samochodem. Niczym beatnicy i ludzie, których nie można nazwać „człowiekiem typu stop”. (Chce udowodnić coś mężowi czy sobie samej?) I kiedy przygotowujemy się już na to, że za chwilę wyruszymy w wielką podróż z bohaterką, nagle impuls każe jej zatrzymać się i zostać w motelu w Monrovii, która znajduje się jakieś pół godziny drogi od jej domu. Jeśli zatem ktoś liczył na literaturę drogi, dość szybko musi porzucić nadzieję.
Czy to rzeczywiście strach (naszej bohaterce cały czas towarzyszy pytanie: czy na pewno z samochodem wszystko jest ok?) powoduje, że postanawia zatrzymać się u mechanika? To właśnie tam podejmie jedną z najbardziej spontanicznych decyzji – wybierze się do miejscowego motelu i wynajmie tam pokój na trzy tygodnie. July świetnie gra z oczekiwaniami czytelniczek i czytelników, co więcej – uwielbia się droczyć i szokować. Narratorka wchodzi bowiem w bardzo dziwną – czy może raczej nietypową – relację z młodym chłopakiem, opierającą się na ogromnym pragnieniu seksualnym, które nigdy nie będzie zaspokojone poprzez seks. Pojawi się za to mnóstwo innych niestandardowych sposobów. Ale nie ma tu szokowania dla samego szokowania. Jest poszukiwanie języka opowieści o pragnieniach, popędach, seksualności. A jak doskonale wiemy, w literaturze naprawdę bardzo trudno w sposób pozbawiony kiczu albo wulgarności pokazać sceny seksu czy w ogóle erotyzm. July zdaje się sama bardzo konsekwentnie, we wszystkich dziedzinach swojej twórczości, szukać tej granicy. Przez trzy tygodnie pobytu bohaterki w Monrovii mamy zatem bardzo dużo frywolności, fizjologii i odkrywania swoich pragnień.
Trauma, depresja, premenopauza
Nie da się jednak tej powieści sprowadzić tylko do seksualnych wątków. Autorka porusza w niej sporo innych kwestii. Oprócz twórczego, życiowego czy małżeńskiego kryzysu mamy tu też odmieniany przez wszystkie przypadki „kryzys wieku średniego” i pytanie: czy coś takiego naprawdę istnieje? I to w dodatku w przypadku kobiet? Bo o męskim kryzysie przekonują nas praktycznie wszystkie media od wielu lat. I tu July wprowadza temat premenopauzy, którą diagnozuje u bohaterki powieści jej ginekolożka.
W Polsce to słowo nie pojawia się zbyt często w mainstremowych mediach, choć nie można zaprzeczyć, że menopauza stała się tematem książek. Z tym, że raczej poradników niż literatury pięknej. Fenomen literatury poradnikowej (jak ją nazywam) jest zresztą tematem na naprawdę duży, wnikliwy tekst. Bo co to o nas – jako ludziach – mówi? Narratorka natychmiast googluje, „z czym to się je” i z czym musi się pożegnać w związku ze zbliżającą się menopauzą. Z każdą linijką jest coraz gorzej, ale apogeum stanowi nieodwołalny wyrok: spadek libido. Czy naprawdę już nigdy nie poczuje pożądania, nie przeżyje orgazmu, nie będzie chciała rozwijać swojej seksualności?
Tu pojawia się pierwsza myśl:
„To się dzieje i moja jedyna opcja to pogodzenie się z tym. Nie mogę z tym walczyć. Mogę tylko przez to przejść. Tak było na początku z menstruacją, a teraz z menopauzą – podróże, które zaczynały się od wstrząsu i z których nie można było zrezygnować. Jakie miałam możliwości? Wpaść w szał i walić pięściami w drzwi? Zrobić scenę? To tylko zwróciłoby uwagę na moje nieszczęście. Lepiej być odważną i milczeć” [s. 239].
Tylko czy na pewno? Za dużo tu wątpliwości, zbyt mało danych. Należy to zatem sprawdzić. Bohaterka zaczyna od rozmowy na temat libido swojej matki po tym, jak ta przeszła menopauzę. Potem pyta o ten proces starszych znajomych, a poszukiwanie odpowiedzi przeradza się w odnawianie kontaktów z dawno niewidzianymi koleżankami i budowanie nowych więzi, o które wcześniej nie dbała (lub obie strony nie dbały?).
Ten wątek książki należy do najciekawszych. W zasadzie każda kobieta może się w nim przejrzeć. Dostajemy bowiem opowieści o bardzo różnych modelach życia, jakie wybrały (albo zostały do nich zmuszone) przyjaciółki narratorki. Matki, żony, rozwódki, singielki, pracujące wyłącznie w domu, wybierające pracę w wielkich korporacjach, pracujące i mające dzieci, a więc samolubne, pracujące bezdzietne – egoistki. Która z nas nie usłyszała tych miłych opinii i „dobrych rad”, jak powinna zorganizować swoje życie i dlaczego, niech pierwsza rzuci kamieniem. „Na czworakach” to w konsekwencji doskonała proza o wciąż skostniałych normach społecznych, z którymi w zupełnie szalony i niestandardowy sposób walczy bohaterka.
W powieści July elementy komiczne, groteskowe przeplatają się z tragicznymi. Te ostatnie pojawiają się zupełnie obok głównej narracji, kiedy bohaterka wspomina o swojej historii porodu i bardzo rzadkiej patologii ciąży – o krwotoku płodowo-matczynym, który zwykle kończy się śmiercią noworodka. Sam przeżyło, ale trauma związana z wydarzeniem i możliwością utraty dziecka jest w bohaterce wciąż żywa, bo nigdy nie udało się jej tego przepracować. Obok pozostaje też samo dziecko – Sam jest bowiem niebinarne.
Te dwa wątki są raczej zasygnalizowane, niż rozwinięte, ale wzmacnia to tylko samą narrację, która odzwierciedla pewne pogubienie bohaterki. Czuje ona, że powinna/musi/chce (?) ze swoim życiem coś zrobić, że pora coś zmienić. I to właśnie poszukiwanie tego „czegoś” staje się główną osią fabularną powieści. Ale na ten ogólny kontekst składają się wszystkie pomniejsze kwestie, cały świat emocji, drobnych zdarzeń i silniejszych lub słabszych relacji – w końcu nikt z nas nie bytuje w próżni. Zobowiązania rodzinne, zawodowe, społeczne – to wszystko wpływa na nasze decyzje i buduje tożsamość. Co jednak, jeśli nagle nie do końca wiemy, kim tak naprawdę jesteśmy lub kim chcemy być? O tym jest właśnie „Na czworakach”.
Najnowsza powieść Mirandy July to stawianie kolejnych kroków na obranej przez nią wiele lat temu drodze, ale to także książka, która łączy wszystkie ważne dla niej jako pisarki, reżyserki i artystki wątki – samorealizacji, niezależności, pożądania i przekraczania najróżniejszego tabu.
Książka:
Miranda July, „Na czworakach”, przeł. Kaja Gucio, Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2024.