Szanowni Państwo!
Niemal trzy lata po wybuchu pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę – i po wywołanej nią bezprecedensowej mobilizacji polskiego społeczeństwa i władz do pomocy Ukraińcom – w polskiej przestrzeni staje się opłacalne publiczne dystansowanie wobec wsparcia dla wschodnich sąsiadów. Kandydat na prezydenta Rafał Trzaskowski zaproponował, a premier Donald Tusk podchwycił i zapowiedział prace nad ograniczeniem świadczeń pieniężnych dla ukraińskich dzieci mieszkających w Polsce. PiS złożyło w tej sprawie ustawę. Politycy podchwytują też chętnie dyskusję o ekshumacji ofiar zbrodni wołyńskiej, uzależniając wsparcie dla Ukrainy od decyzji jej władz w tej sprawie.
W Niemczech przed nadchodzącymi wyborami do Bundestagu rośnie poparcie dla prorosyjskich populistów, a Stany Zjednoczone zawieszają pomoc dla Ukrainy. Cios nadchodzi od więc najsilniejszego sojusznika, także pod względem wysokości udzielanej pomocy, a to, co zrobią Niemcy, staje się niepewne.
Maleje więc poparcie zarówno społeczne, jak i to, którego udzielają władze krajów zachodnich. Do tego w Ukrainie komplikuje się sytuacja wewnętrzna – tamtejsze służby zatrzymały trzech generałów za niepowodzenia na froncie, spada poparcie dla prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, od dawna trwają kłopoty z naborem do wojska.
Wsparcie zewnętrzne dla walczących Ukraińców jest więc coraz bardziej warunkowe i niepewne, a w samej Ukrainie morale słabnie. W tej sytuacji Rada Najwyższa Ukrainy zdecydowała, że kobiety, które chcą służyć w armii, będą umieszczane w rejestrze poborowych. Tam, gdzie brakuje mężczyzn, wykorzystana zostanie siła i determinacja kobiet, chociaż one idą na wojnę wyłącznie jako ochotniczki.
W samej Ukrainie wojna nie sprawiła, że problemy społeczne tego państwa zniknęły. Przeciwnie – procesy, które pewnie by trwały, gdyby kraj nie musiał koncentrować się na walce z Rosją, zwolniły. Jako przykład może służyć próba ograniczenia korupcji czy stworzenia skutecznych programów pomocowych dla kombatantów i rodzin ofiar. Mimo że kobiety służą w armii, w społeczeństwie nie zniknęła też dyskryminacja kobiet. I to jest ważny temat do rozmowy, skoro w wojsku ma ich przybywać. Trzeba pytać publicznie, jak są traktowane przez służących tam mężczyzn.
W nowym numerze „Kultury Liberalnej” publikujemy rozmowę Nataliyi Parschyk z artystką i feministką walczącą w ukraińskiej armii – Oleną Apczel, która widząc te wszystkie problemy, nie zgadza się na rezygnację i osłabienie woli walki. Chociaż, jak mówi – żyjąc w Warszawie czy Berlinie, miała dokumenty, kontakty, pracę, chociaż rozwijała się zawodowo jako artystka i naukowczyni – a mimo to zgłosiła się do armii, kupiła amunicję i walczy. Nie boi się mówić krytycznie o swoim społeczeństwie, a także o społeczeństwach Zachodu, na przykład o Niemcach, którzy nie potrafią pozbyć się fascynacji Rosjanami. Mówi też o swoim spojrzeniu na wojnę. „Pół życia sortujesz śmieci, a potem w trzy osoby spędzasz pięć nocy w okopach. Tam są setki plastikowych kubków, pociski, dookoła jest spalony sprzęt. Zwierzęta są w stanie wstrząsu. Króliki, susły, ptaki. Zdezorientowane psy domowe, zdziczałe husky i chihuahuy biegają w sforach i zjadają się nawzajem. To bardzo apokaliptyczny obraz. Wiemy jednak, że taka jest niestety cena wojny, a winni są Rosjanie”. Mówi też o relacjach między kobietami i mężczyznami w ukraińskim wojsku: „Jestem pewna, że gdyby popracowano nad zachowaniem mężczyzn, przynajmniej w jednym batalionie lub jednostce, ogromna liczba ukraińskich kobiet dołączyłaby do armii. Właśnie seksizm je hamuje. A ochotnicy w zasadzie przestali napływać”.
Zapraszam Państwa do czytania tego i innych tekstów w tym numerze,
Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin, zastępczyni redaktora naczelnego „Kultury Liberalnej”