„A gdybyś teraz się dowiedziała, że Trzaskowski pracował w ochronie hotelu i robił to, co Nawrocki, to zmieniłabyś zdanie w sprawie głosowania na niego?” – zapytał bliski mi 15-latek osobę, która z pełnym przekonaniem zamierza w niedzielę głosować na Rafała Trzaskowskiego. I było to jedno z najmądrzejszych pytań, jakie ostatnio usłyszałam. Bo osoba, którą zapytał, miała duży problem, żeby odpowiedzieć, ale sama dziwi się, że wyborców Karola Nawrockiego nie zrażają informacje o jego przeszłości.

Zły, bo nie doskonały

Co zraża potencjalnych wyborców Trzaskowskiego? Że rząd współtworzony przez partię, której jest kandydatem, nie spełnił wielu obietnic. Wyborcy lewicowi mają rządowi i większości sejmowej za złe, że nie powstała ustawa o aborcji, związkach partnerskich, ale za to powstała o zawieszeniu prawa do azylu czy liberalizacji używania broni przez mundurowych stacjonujących przy granicy. Ci, którzy oczekiwali rozliczenia polityków PiS-u, mają żal o zbyt powolne działanie. Wielu wyborców lewicowych i liberalnych rozczarowała kampania wyborcza, w której Trzaskowski mówił językiem Konfederacji, licząc na odbicie jej zwolenników. Od tego, czy ci wyborcy zagłosują, czy demonstracyjnie nie skorzystają z tego prawa, zależy w dużej mierze jego wygrana.

Nie dość zły, żeby zniechęcić

Jednocześnie potencjalnych wyborców Nawrockiego nie zraża żadna z rewelacji, które są publikowane na jego temat. Ani to, że w młodości kolegował się z gangsterami, ani to, że przejął kawalerkę w zamian za opiekę nad jej mieszkańcem, ale nie opiekował się nim, ani to, że podczas debaty telewizyjnej przyjął jakąś substancję, ani to, że pracując w ochronie sopockiego Grand Hotelu, mógł, jak pisze Onet, sprowadzać gościom kobiety, które uprawiały z nimi seks za pieniądze.

Nie zrażają ich też informacje, o których opowiada chociażby profesor Antoni Dudek, że z IPN-u zwolniono jedną trzecią zespołu, kiedy Nawrocki został prezesem, czy że wykorzystywał do prywatnych celów pokoje służbowe w IPN i w Muzeum Drugiej Wojny Światowej.

Trudno powiedzieć, czy wpłynęłaby na jego wyniki wyborcze polityka prowadzona przez PiS, gdyby było przy władzy. Teraz nie jest – i ten powód do odczuwania sympatii wyborczych odpada. Natomiast rewelacje są publikowane w mediach, którym wyborcy PiS-u nie ufają, a w mediach prawicowych mówi się i pisze, że Nawrocki jest atakowany.

Wracając więc do pytania 15-latka, czy zdeklarowana wyborczyni Trzaskowskiego zagłosowałaby na niego za kilka dni, gdyby Telewizja Republika czy wpolityce.pl poinformowały właśnie, że w młodości oszukiwał seniorów albo zarabiał na stręczycielstwie, to odpowiedź może brzmieć „tak”, bo jego wyborczynie nie wierzą Republice. A media, którym wierzą, nie zdążyłyby wyjaśnić sprawy.

To jednak nie jest cała odpowiedź.

Kto ważniejszy – kandydat czy sprawa?

Można wyciągnąć wniosek, że Polaków ogółem nie zrażają przed wyborami sprawy obyczajowe i osobiste kandydatów, tylko ich działalność publiczna. Gdyby tak było, to byłoby dobrze, należy oddzielać politykę od spraw prywatnych (oczywiście takich, które nie wpływają na politykę). Nie wiadomo, jak zachowywaliby się wyborcy PiS-u, gdyby Nawrocki zaczął mówić na wiecach, że szanuje rząd Tuska i będzie z nim współpracował.

Jednak to obraz idealistyczny, a więc nieprawdziwy. Środowisko młodego Trzaskowskiego diametralnie różniło się od środowiska młodego Nawrockiego, więc musiałyby tu w grę wchodzić inne grzechy, aby brzmiały wiarygodnie i wstrząsnęły jego wyborcami. Nadal jednak nie wiadomo, czy takie informacje sprawiłyby, że twardzi wyborcy Trzaskowskiego postanowiliby na niego nie głosować. Czyli – czy obawa o to, że wygrana drugiej strony doprowadzi do katastrofy, jest w Polsce silniejsza niż sama osoba kandydata partii, którą popierają.

Co do tego, że te wybory są decydujące dla przyszłości Polski, przekonane są najpewniej zarówno twarde elektoraty, jak i ci, którzy wahają się, czy poprzeć kandydata, bo nie spełnia w całości ich oczekiwań. Jedni boją się „domknięcia systemu”, którego nie akceptują. Drudzy boją się tego samego, jeśli wygra Nawrocki, a potem PiS (do spółki z Konfederacją). Ci, których zniechęca wybór mniejszego zła, uważają, że dla przyszłości Polski ważne jest to, aby oba zła wypaliły się i powstała nowa jakość polityki.

Lęk o przyszłość Polski wydaje się więc główną motywacją wyborców takich jak starsza kobieta, która na marszu Nawrockiego przebiła się do niego, by mu wręczyć snusa, którego sama zapewne nigdy by nie tknęła. Ten gest wyglądał symbolicznie, jakby chciała powiedzieć: „czym jest twoja słabość w porównaniu z tym, co tamci chcą zrobić z Polską”. Lęk o przyszłość Polski wydaje się też kierować tymi, którzy boją się powrotu do władzy PiS-u, czyli partii, która dobro państwa widzi zupełnie inaczej niż oni. Jarosław Kuisz nazywa ten lęk „strachem o utratę suwerenności”.

Czy z tego wynika, że polaryzacja doszła do miejsca, w którym nie ma znaczenia, kto jest kandydatem, tylko kto za nim stoi?

A gdyby to był ktoś inny?

Wyobraźmy sobie, że Koalicja Obywatelska wystawiła w wyborach kandydata, który budzi dużą niechęć wśród wyborców KO. Wówczas łatwiej byłoby się zniechęcić do jego słabości i zrezygnować z udziału w wyborach na znak protestu przeciw takiemu potraktowaniu przez zbyt pewną siebie partię. Czy może osoby, które boją się o Polskę, postawiłyby krzyżyk ze wstrętem, ale jednak?

Wynikałoby z tego, że potencjalni wyborcy PiS-u dostali trudne zadanie – muszą zacisnąć zęby i wybrać Nawrockiego, mimo kompromitujących informacji o jego przeszłości. Musieliby jednak uwierzyć w to, co podaje Onet, TVN czy „Gazeta Wyborcza” – albo musiałaby to podać Republika. Ponieważ jednak raczej nie można spodziewać się takiego cudu, żadna kolejna bomba Onetu prawdopodobnie nie wpłynie na to, że uczestnicy marszu Nawrockiego zdecydują się zagłosować na jego rywala lub nie zagłosować w ogóle. Podobnie nie można spodziewać się tego, że pytana przez 15-latka wyborczyni Trzaskowskiego pod wpływem newsów o jego życiu prywatnym przestałaby się bać powrotu PiS-u i nie pójdzie na wybory.

Ci od Trzaskowskiego mają jednak łatwiej

Wnioski? Po pierwsze, obaj kandydaci zostali wybrani o tyle dobrze, jeśli chodzi o cechy osobiste, że nie są one powodem, dla których wyborcy czują się zniechęceni.

Po drugie, lęk przed „tamtymi” po stronie PiS-u jest silniejszy niż kiedykolwiek, skoro cechy osobiste Karola Nawrockiego wciąż mniej ważą niż ten strach. Ten sam lęk jest silny także po drugiej stronie, tylko wyborcy, którzy boją się powrotu władzy niszczącej instytucje państwowe, nie dostali tak trudnego zadania przy urnach wyborczych, jak ich przeciwnicy.