Na gorąco spisuję uwagi po zakończeniu najważniejszych po 1989 roku wyborów, z lekkim ukłonem w stronę 15 października 2023. Piszę te słowa, gdy wisi nad nami zapowiedź Nawrockiego – że „my w nocy musimy te wybory wygrać”. Teraz właśnie nastąpiło, potęgowane już od 20 lat, zderzenie dwóch tożsamości. Początkowo wyniki wskazywały na to, że minimalnie, na żyletki, wygrał Rafał Trzaskowski. 

Trzaskowski jawił się jako otwarty na cywilizacyjne zmiany, podmiotowość kobiet, równość osób LGBT+, rozumiejący niszczycielską siłę polityki przemocy. Pełen energii, by podejmować nowe wyzwania gospodarcze, wzmacniać polską pozycję w silnej Europie. Ale mający w dziedziczonym tle błędy skrajnego liberalizmu i lekką pychę wielkomiejskości. Bardziej w pierwszej turze widoczny był cień wielkiego Tuska z jego strategią pozyskiwania prawicy za wszelką cenę, co odepchnęło tych, którzy inaczej patrzą na migrację czy rozumieją potrzebę walki z katastrofą klimatyczną i wstydzą się jakości sporu o Zielony Ład. A opowieść o obronie granicy i bezpieczeństwie nie odegrała roli, jaką miała, choć to temat do zbudowania wokół niego prawdziwej wspólnoty.

Po drugiej stronie Karol Nawrocki ujawniał moc zagubienia w chaosie zmian kulturowych, kompensowanego skrajnym nacjonalizmem oraz wzbudzaniem potrzeby oddania się narodu w ręce ludowego wodza. Była to też moc pragnienia, by oddolny świat zwykłych ludzi prowincji wreszcie docenić, nawet za cenę zgubnego cofania się w rozwoju. Odsłoniła się również moc akceptacji czegoś, co nie mieściło się kiedyś w normie – kandydata z listą cech bandziora i miłośnika ustawek. W imię ocalenia ojczyzny i fałszywie pojmowanej równoprawności każdego poglądu kompasem moralnym części społeczeństwa stał się właśnie brak normy oraz faworyzowanie ludzi znikąd, wylewających się ze świata postów i podcastów  sieciowych influencerów.

Obie tożsamości są polskie, bo niby skąd miałyby być… Ta druga nie umie dostrzec polskich szans w zmieniającym się świecie i w ogóle ignoruje świat z jego komplikacjami. A pierwsza – niekiedy zapomina o niskiej gotowości do zmian drugiej części społeczeństwa. Zastygła polaryzacja paraliżuje więc swobodę racjonalnego wyboru.

Co teraz, w tych wyborach, oznaczała polaryzacja?

Obowiązek nienawiści

Różnica poglądów przyjęła w tej kampanii najwyższą formę hiperpolaryzacji – gdzie podstawą jest obowiązek nienawiści do ludzi innego obozu. Ten taniec nienawiści oraz agresji lata temu zaczynał Kaczyński i doprowadził go do perfekcji (od „dziadka z Wehrmachtu” przez Smoleńsk, aż do konceptu „obywatelskiego kandydata”, w tym konkretnym przypadku – człowieka znikąd). Fundamentem jest perfekcyjne kłamstwo, rozsiewane w mediach, w sieci głuchej na niuanse i odpornej na krytyczną analizę, w kościołach – o których manipulacyjnej ingerencji mało się mówiło. Skąd bowiem to lokowanie w głowach ludzkich lęku, że w każdej wsi będzie teraz przymus tęczowego marszu…

Masywna lawina dezinformacji spowodowała coś, co specjaliści od języków manipulacji nazywają potocznie ubraniem się fałszu w togę prawdy. To mechanizm wspierany przez maksymalne rozgrzanie emocji społecznych, stąd naganne postawy Nawrockiego paradoksalnie funkcjonowały i były odbierane jakby na odwrót, w ochronce teflonu. On – symbol opieki nad lękami, naszymi codziennymi obawami nie mógł przecież tak postąpić – prawda o nim, to jest kłamliwa zagrywka Tuska… 

Wybory w lawinie dezinformacji musiały być skażone i w rezultacie zamieniły kampanię w walkę o zwycięstwo na żyletki. Ale w 2025 roku uruchomił się jeszcze jeden czynnik – o olbrzymim znaczeniu, wcześniej niedocenianym.

Zmarnowana energia obywateli

To obywatelska gorycz, która spowodowała absencję w pierwszej turze różnych grup społecznych, kluczowych dla zwycięstwa w 2023 roku. Przyczyną była utrata zaufania. Bo tamto zwycięstwo było możliwe dzięki kumulacji energii obywateli protestujących od 2015 roku, dzięki nowej świadomości obywatelskiej widocznej u kobiet i w średniej generacji, dzięki milionom, którzy pomagali Ukraińcom w 2022 roku, dzięki buntowi młodych przeciw establishmentowi PiS-u i dzięki wspaniałemu przywództwu oraz intuicji Donalda Tuska.

Ta wielka eksplozja obywatelska została zmarnowana. Obudziła się na wielką skalę dopiero w drugiej turze, a jej symbolem stał się między innymi wspaniały ruch Czerwonych Korali i samo pojęcie „mobilizacji”. Tak, mobilizacja jest kluczowa, ale żeby nie trzeba było do niej się odwoływać tak dramatycznie – niezbędny jest stały poziom społecznej mobilizacji, opartej na zaufaniu społecznym oraz otwartej postawie władzy.

Nie chodzi tylko o to, że „nie dowieziono” wielu rozwiązań, bo na przeszkodzie stał prezydent Duda. Niektórych propozycji nie udało się nawet wyekspediować z Sejmu. Ale było i jest mnóstwo spraw, przy których rozwiązywaniu wyraźnie brakuje dialogu społecznego i woli jego podjęcia albo grzęzną one w partyjniackich kłótniach. A świadomi obywatele chcą mieć wpływ i poczucie sprawczości. Sprawczość jest testem sensu demokracji – głosuję, bo chcę żeby coś dalej się działo w duchu mojego wyobrażenia rzeczywistości. Obywatelskie rozumienie dobrego rządzenia, to już nie tylko sprawny lider czy pracujące ministerstwa (choć zabija je silosowa relacja wewnątrz nich i pomiędzy nimi), ogłaszane na X decyzje, ale to możliwość uczestnictwa oraz gwarancja bycia słuchanym przez władzę.

Zaryzykuję: na naszych słabościach ostatnich miesięcy mocniej wzrosła ich siła. Zaprocentowały niestety zaniechania władz z różnych okresów, by nazywać po imieniu to, co złe– na przykład antysemityzm – oraz piętnować zachowania, które prowadzą do agresji…

A zatem po wyborach, co trzeba zrobić?

Osłabiać, a nie wzmacniać polaryzację

Na pewno rozwijać wielką siłę polskiego obywatelstwa i jego potrzeb, bo to czynnik kluczowy na przyszłość. Nie można więc chować na tylne siedzenie maszynerii rządowej mogącej służyć gwarancjom praw obywatelskich oraz dobrze (gospodarczo i po ludzku) sprawom klimatycznym.

Konieczne jest usprawnienie rządu, zarówno jego zdolności kooperacyjnych, jak i publicznego komunikowania. Ale także poszerzenia horyzontów rozwojowych, by z innowacyjności nastawionej na obronność, bezpieczeństwo uczynić dźwignię rozwoju kraju, gdzie ważnym czynnikiem będzie mądre wykorzystywanie AI. Podkreślił to mocno Trzaskowski w drugiej turze.

Trzeba zająć się łączeniem ludzi, by mieli poczucie wiązania się wartościami i tradycjami. W pamięci zbiorowej mądrego patriotyzmu jest dostatecznie dużo symboli – jak w fantastycznej reklamie przed 3 maja, gdzie głosem Olbrychskiego przywołano wiele znaków nas łączących (a była to reklama Delikatesów Centrum).

A jeśli zajmować się łączeniem ludzi – to konieczne jest rozpoczęcie procesu osłabiania polaryzacji. To bardzo trudne, bo cała współczesna polityka i publiczne opowieści wędrujące po ludzkich umysłach i emocjach, bazują na polaryzacji. Czy jednak jest to zupełnie niemożliwe? I czy tego nie powinien podjąć – tak zresztą, jak to mówił – na samym początku prezydentury Rafał Trzaskowski (gdyby pierwsze wyniki sondażowe się potwierdziły)? Stać się prezydentem wszystkich Polek i Polaków.