Maja Lunde jest znana w Polsce przede wszystkim jako autorka serii książek nazywanych „kwartetem klimatycznym”, czyli: „Historia pszczół”, „Błękit”, „Ostatni”, „Sen o drzewie”. Z okazji polskiej premiery jej najnowszej książki – „Czas zatrzymany” pod koniec maja odwiedziła Warszawę i Gdańsk. 

Sylwia Góra: Co panią zainspirowało do napisania „Czasu zatrzymanego”? To jednak trochę inna historia niż te z „kwartetu klimatycznego”. 

Maja Lunde: To było w lipcu 2015 roku, kiedy skończyłam czterdzieści lat. To taki moment u wielu z nas – kiedy zaczynamy się zastanawiać, co mamy zrobić z resztą naszego życia. Zaczęłam odczuwać, iż życie kiedyś faktycznie się skończy i że mam nad sobą zegar, który ciągle tyka: sekunda po sekundzie. Wcześniej byłam raczej anonimową norweską pisarką, która wydawała książki dla dzieci i młodzieży, aż nagle moja twarz pojawiła się na różnych banerach i reklamach w całym mieście. Moje książki sprzedawały się w dużych nakładach, a promocja była bardzo wymagająca. Pamiętam wieczór, gdy wracałam z jednego ze spotkań – byłam wykończona i pojechałam za miasto na krótki odpoczynek. Włączyłam radio i trwał akurat program, w którym rozmawiano o śmierci. I właśnie wtedy przyszło mi do głowy pytanie: co jeśli śmierć by nie istniała? Co jeśli w naszym życiu nie byłoby żadnego końca? Pierwszy szkic książki pojawił się już w 2015 roku, ale wiedziałam, że najpierw chcę ukończyć „kwartet klimatyczny”. Jak tylko skończyłam „Sen o drzewie”, wróciłam do tematu. I to bardzo ciekawe, bo teraz zbliżam się do pięćdziesiątki, więc mogę spojrzeć na to jeszcze nieco inaczej i dzięki temu nakreśliłam w „Czasie zatrzymanym” więcej perspektyw.

Zanim przejdziemy do tych różnych perspektyw, chciałabym najpierw zapytać o czas – nie tyle zatrzymany, ile o nakładanie się na siebie przeszłości i teraźniejszości. Bohaterki i bohaterowie wszystkich pani książek często żyją w różnych czasach, ale wprowadza pani jakąś łączącą ich nić. Czy wierzy pani zatem, że historia lubi się powtarzać, a my wyciągamy z niej jakieś wnioski, czy wręcz przeciwnie – niczego nas nie uczy? 

Książka dotyczy potrzeby, jaką człowiek posiada w dzisiejszych czasach, czyli powstrzymania śmierci. Staramy się zatrzymać czas za pomocą fotografii, opowiadania o swoim życiu w mediach społecznościowych, pokazywania, że jesteśmy. To bardzo destrukcyjne. Chciałam też zwrócić uwagę na nasze – jako ludzi – nastawienie do procesu starzenia się. Jak bardzo staramy się to powstrzymać i ile energii temu poświęcamy, a jednak jest to coś, z czym powinniśmy się skonfrontować. 

Natomiast wydaje mi się, że nie wyciągamy żadnych wniosków z przeszłości, cały czas popełniamy te same błędy, a najlepiej widać to na przykładzie Stanów Zjednoczonych, gdzie dochodzi do dekonstrukcji demokracji. Z licznych historycznych przykładów wiemy już, że to nie jest dobra droga. Powinniśmy być świadomi naszej historii, ale też wyciągać wnioski z tego, co dzieje się w mediach społecznościowych. Jesteśmy dziś w stanie czytać tylko krótkie zdania i wiadomości, dłuższy akapit tekstu jest poza naszymi możliwościami, co przekłada się również na poziom czytelnictwa. Nie jesteśmy w stanie rozwijać się jako czytelnicy. Nie wiem jak w Polsce, ale w Norwegii kompetencje czytelnicze bardzo mocno spadają. A to może prowadzić także do problemów w zakresie demokracji i naszego jej rozumienia oraz uczestnictwa. Robimy w Norwegii badania na ten temat i widać wyraźnie, że wiedza z tego zakresu, zwłaszcza u młodych ludzi, nie jest duża. 

Polska niestety nie różni się w tej kwestii od Norwegii i również narzekamy na poziom czytelnictwa, ale z drugiej strony są grupy czytające i uczestniczące w życiu literackim, dla których przyjazd autorki takiej jak pani jest literackim świętem. Podobnie jak pani nowa książka „Czas zatrzymany”. Zaczęłyśmy mówić już o tym, że starała się pani ująć tam kilka różnych punktów widzenia. Jednak postacią kluczową dla tej opowieści wydaje się główna bohaterka-fotografka, partnerka i matka, którą poznajemy w momencie diagnozy mówiącej, że wkrótce umrze. I nagle wydarza się cud – czas się zatrzymuje, a więc śmierć nie nadejdzie. Tylko czy na pewno jest to oczekiwany przez nią cud?

Dla wielu moich bohaterek i bohaterów ten zatrzymany czas wydaje się prezentem, ale po jakimś czasie okazuje się, że jest wręcz przeciwnie – że jest to przekleństwo. Pojawia się pytanie: co się może wydarzyć, gdy mamy nieograniczone czasem możliwości? Co, gdyby nie było żadnego końca? Sama doszłam do wniosku, że śmierć jest bardzo ważnym aspektem naszego życia, bo daje nam jakąś ramę, której potrzebujemy. Jest jeszcze jeden bardzo ważny aspekt w tej książce – natura, która mimo tego, że człowiek się zatrzymał, wciąż się rozwija, żyje swoim życiem, w niej nic się nie zmieniło. Można więc czytać tę książkę jako opowieść o tym, że człowiek jest wyrzucony z czasu i natury. Być może dlatego, że natura miała dość człowieka. 

Pozostając w temacie natury – w książce jest także Otto, bohater, który zamiast budowania relacji z żoną, gdy oboje są już na emeryturze, poświęca się uprawianiu ogrodu. I gdy decydują się na przeprowadzkę z domu do mieszkania, które znajduje się w specjalnej przestrzeni stworzonej z myślą o seniorach, Otto zamyka się w sobie jeszcze bardziej. 

Po pierwsze, w Norwegii takie kolektywy – domy dla seniorów, są bardzo popularne. Mieliśmy nawet ministra zdrowia, który zachęcał starsze osoby do sprzedania swoich mieszkań i przeprowadzenia się do takich właśnie domów seniora, aby starość była dla nich łatwiejsza. 

A co do Ottona i natury – myślę, że powinniśmy mówić nie tylko o kryzysie klimatycznym, ale właśnie kryzysie przyrodniczym. Miłość do natury jest równie silnym motywatorem co strach przed katastrofą klimatyczną. Powinniśmy często wychodzić, spacerować, być blisko przyrody, uczyć się nazw różnych gatunków, które są wokół nas. To pogłębi naszą relację z naturą, zwiększy motywację do tego, żebyśmy mogli na jej rzecz pracować. Powinniśmy też zadać sobie pytanie: czym jest dobre życie? Wiemy już coraz więcej na temat tego, jak powinniśmy dbać o swoje zdrowie fizyczne i psychiczne, czyli wysypiać się, być aktywnym oraz mieć bliskie relacje społeczne. Są także badania, które mówią, że już dwadzieścia–trzydzieści minut kontaktu z naturą tygodniowo redukuje stres. Dlatego powinniśmy zainwestować swój czas w tę relację. Przeraża mnie to, że patrzymy na coś w rodzaju kopii świata, zamiast do niego wychodzić. Tracimy kontakt z ludźmi i naturą. Dla mnie to bardzo ważne, abyśmy zaczęli żyć życiem rzeczywistym. Jestem zmartwiona tym, co widzę w Norwegii – że dzieci i młodzież spędzają mało czasu na zewnątrz. Znamy dane, które pokazują, że mamy obecnie bardzo wysoki wzrost problemów psychicznych, które wpływają także na kryzys publicznej służby zdrowia. Dlatego wszyscy jesteśmy zobowiązani, aby zwracać uwagę na to, co dzieje się wokół nas, co generuje te problemy. A są to ekrany. To one kradną czas, który najmłodsi mogliby przeznaczyć na spędzanie go razem, na zewnątrz. 

Maja Lunde, Fot: Oda Berby

Międzypokoleniowość, o której mówimy, jest ważna w pani książkach. Podobnie jest w najnowszej. Mamy trzy pokolenia – najstarsze, średnie oraz najmłodsze reprezentowane przez trzech bohaterów. Wydaje się, że młodzi potrzebują przeżyć ekstremalnych, aby w ogóle czuć, że żyją. Dlatego uprawiają sporty ekstremalne. 

To chyba nie jest jednak cecha charakterystyczna młodego pokolenia, a przynajmniej nie w Norwegii. Mam wrażenie, że młodzież spędza jednak więcej czasu w domach. Jeśli zaś chodzi o moich bohaterów, to na przykład Philip wykorzystuje sporty ekstremalne po to, aby uciszyć swój wewnętrzny niepokój, który jest związany z jego trudnym dzieciństwem. Z czasem zamienia sport na teorie spiskowe, którymi zaczyna się interesować, a z czasem ekstremalnie się w nie zagłębia. 

To zresztą bohater, który odzwierciedla także społeczne nastroje. Pandemia covid-19 pokazała nam, że całkiem spora część społeczeństwa w różnych krajach, wierzy w teorie spiskowe.

Teorie spiskowe są jak religia – oferują coś prostego, dają jedną odpowiedź na różnego rodzaju problemy. W chwili, gdy nie czujemy się bezpiecznie, gdy świat sprawia wrażenie pozbawionego kontroli, gdy nie jesteśmy w stanie nad nim zapanować, takie teorie sprawdzają się bardzo dobrze, bo porządkują nam rzeczywistość. Nie powinniśmy tego lekceważyć, bo ludzie chcą odzyskać kontrolę nad rzeczywistością, więc bardzo łatwo mogą w takie teorie spiskowe uwierzyć. I widzimy, że często nie da się ich już przekonać, że jest inaczej niż myślą. To wynika z tego, że chcemy znać odpowiedź na różne pytania związane z naszym życiem i poszukujemy ich w internecie. A algorytmy mogą nas zaprowadzić do ślepego zaułka i doprowadzić do tego, że nie będziemy w stanie samodzielnie myśleć. 

Chciałam też zapytać o pani zainteresowania i research do książek. Tutaj mamy na przykład teorię Gai, która mówi, że ziemia walczy o przetrwanie, a człowiek jest szkodnikiem, którego powinna wyeliminować. Czy to pani zainteresowania, które trafiają do książki, czy odwrotnie – najpierw jest research?

To są oba aspekty – i moje zainteresowania, i badania. Jestem osobą bardzo ciekawą świata i bardzo dużo czytam, zarówno fikcji, jak i literatury faktu. Gdy zaczynam pracę nad jakąś książką, bardzo szybko rozkładam ją na czynniki pierwsze i okazuje się, że zawsze potrzeba poszukiwań. Większość książek, które piszę, dotyczy relacji rodziców i dzieci, a także relacji człowiek–natura. To obszary, które zawsze wymagają dodatkowej pracy, żeby zgłębić aspekty, o których piszę. Tę książkę, jak już wspominałam, zaczęłam pisać w czasie kryzysu czterdziestolatki, teraz zbliżam się do pięćdziesiątki i właściwie bardzo się cieszę, widząc, jak przez ten czas dojrzałam. To naprawdę ogromna wartość, bo kumulujemy wiedzę związaną z doświadczeniem, a mnie pozwala to na pisanie kolejnych książek i nigdy nie chciałaby wrócić do czasu, gdy miałam na przykład dwadzieścia lat. Przy okazji tej książki chciałam też zacząć dyskusję na temat starzenia się, zwłaszcza kobiet, bo to my zwykle walczymy o to, aby cały czas wyglądać młodo. Zadaję więc pytanie: czego się boimy? 

W książce pojawia się nadzieja, że uda się sprawić, iż czas znów ruszy, są różne pomysły, jak to zrobić. Pojawia się też zespół badawczy, który ma odczytać pismo ze starożytnych tablic kamiennych. 

Chciałam przez tę opowieść zadać pytanie o to, jak reagujemy jako ludzie, gdy mierzymy się z czymś, co jest trudne do wyjaśnienia, na co nie znajdujemy odpowiedzi. Gdzie wtedy szukamy? Tutaj akurat pojawiały się kamienne tablice, ale były też teorie związane z pomysłami biznesowymi, szukano w naukach przyrodniczych czy religiach. I właśnie religia czy mistyka to są obszary, które znajdują bardzo wielu zwolenników. Są także tacy, którzy są zupełnie zdesperowani i popadają we frustrację. Moim celem było spojrzenie na nasze reakcje w trudnej sytuacji z różnych perspektyw. A dodatkowo pokazanie całego cyklu naszego życia – od młodości aż po starość. Nie chciałabym oczywiście spojlerować tym, którzy dopiero po przeczytaniu naszej rozmowy sięgną po książkę, ale te różne opowieści można tak naprawdę czytać jako przedstawienie historii jednego życia – zarówno wśród żeńskich, jak i męskich postaci. 

Wiele osób, gdyby zapytać ich o to, czy chciałoby, aby czas się zatrzymał, odpowie: oczywiście. A pani? 

Nie! Wszystko potrzebuje jakiejś ramy. Gdy umieramy, także jesteśmy wolni, choć w inny sposób. 

 

Z języka norweskiego tłumaczyła Natalia Rodak-Mazur.

 

Książka: 

Maja Lunde, „Czas zatrzymany”, przeł. Elżbieta Ptaszyńska-Sadowska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2025.