1. Patrzę na dom rodziców i widzę, że gdy odejdzie mama, nic już tu nie będzie moje.
2. Na ścianie rodzice mieli żółwia, którego wynajmujący od nas mieszkanie Koreańczyk przywiózł z Seulu. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że istnieją takie kraje i tak duże żółwie poza tymi w telewizji. Mój ojciec spojrzał na skorupę i powiedział: „chcę to”. Koreańczyk ściągnął martwego żółwia ze ściany i podał mu.
3. Stare cegły w nowych budynkach. Tu i ówdzie, w salach konferencyjnych. Przekładane z domów, fabryk, z odzysku. Czy spotka je zaszczyt jeszcze jednego przełożenia?
4. Szkolenie. Zawsze niedziałające rzutniki.
5. Prompt – wpisuję na szkoleniu jakieś niecenzuralne czy intymne pytanie. Później korzystamy z mojego komputera publicznie i cały czas boję się, że w ktoś podjedzie myszką wyżej i zobaczy moje pierwsze pytanie.
6. Sam prompt. Czuję się jakbym wrócił do szkoły, odrabiał może i ciekawe lekcje, ale w nudnym otoczeniu. Sam, przy biurku, bez ruchu.
7. Centrum konferencyjne, miasto pod dachem.
8. Traktujmy go jak stażystę…
9. Choć jeszcze nie mamy plam opadowych, to już jesteśmy starzy i brzydcy.
10. Gram z S. w tenisa, to nasz pierwszy raz. Gdy ja mam piłki w rękach, on sięga po swoje do kieszeni. Sympatia i złość. Trzeba mu powiedzieć przez siatkę: „hej, grajmy uczciwie”. Tylko jak to powiedzieć, aby nie padło słowo „uczciwie”.
11. Ułóż, podaj, wykreuj, przedstaw, stwórz – polecenia dla AI. Czym ostatecznie jest język?
12. Sen: kupuję od kogoś w Ożarowie dom letniskowy, ale na zasadzie wymiany domów. Potem jest problem z ich przewiezieniem. Są wrośnięte w ziemię, nie ma dźwigu. Pomagają ludzie z Ożarowa.
13. Sen: X, ważna dla mnie osoba, jest w budynku Politechniki i kocha się z mężczyzną. Szukam jej, chodzę po rozwidlających się schodach. W końcu wchodzę do jej pokoju, ona sama jednak znikła. Został tylko jej notes z narysowaną w nim tabelką z plusami i minusami.
14. J. Najpierw siadam obok niego w metrze i udaję, że go nie rozpoznaję. Taki dowcip. Wygląda jak człowiek, który obrobił jubilera, może sympatyk sadomacho, nie do końca jeszcze przebrany w cywilne ciuchy. Kamienne oblicze, pierścienie i sygnety, bomberka. Potem widzę, że to tylko zmęczenie i przykro mi, że go przedrzeźniałem. Przez trzydzieści minut cieszymy się, że jedziemy razem.
15. Miłość. Rozpoznaję jej głos i zazdroszczę, że nie mówi do mnie.
16. Dwa sny. Z jakiegoś powodu mama ma zmieniać samochód. Czekamy na nią na pochyłej miejskiej drodze. I nagle mama przyjeżdża De Tomaso Pantera. Zmieniła. Co więcej zamiast podjeżdżać po nas, zadowolona, że auto tak jedzie, jedzie drutami linii elektrycznej w górę. Druty prowadzą ją wyżej i wyżej. Przejeżdża nad nami, czuję niepokój, że spadnie. Ale nie spada. Dopiero przy słupie zjeżdża w dół.
Robię jej zdjęcia, ale nie mam dobrze ustawionego trybu w aparacie, więc zdjęcia wychodzą w negatywie. Gdy dojeżdża mówię, że to jedyne auto w Polsce (wcześniej miał je zresztą mój szef w reklamie), którego naprawa kosztuje milion złotych, a jedno tankowanie nie pozwala przejechać nawet dwustu kilometrów. Słucha i nie dowierza.
Wszystko o mojej matce.
17. Wczorajszy sen: chodzę po mieszkaniu, trwa domówka. Wszystko dobrze, tylko jestem do pasa nagi. Idę za dziewczyną (wiem którą, Z.), w której się podkochuję. Gdy znika, trafiam na P., którego pytam, jakby w połowie widząc własną twarz: czy się zestarzałem. „Tak, zestarzałeś się”.
18. Gorzka, trzeźwa myśl: gdy kończy się uroda, zostaje tylko władza. Nad rodziną, nad pracownikami w biurze, nad środowiskowym światkiem. Uroda ma szerszy wymiar, a gdy gaśnie, zostaje albo miłość, albo nienawiść i wyrachowanie. Uczucia się nie stępiają.
19. I jeszcze zaskoczenie. Po tym śnie (nagi w górę, chodzę po imprezie) przypadkiem włączam filmik na YouTubie: TheMontaże z podłączonym Aphex Twin, gdzie osiłek (jak to się mówi elegancko: z klasy ludowej) tańczy sam na sam z migającymi światłami parkiecie. Po imprezie, nad ranem, z niedobitkami gości przy stołach. Śniło się. I jest.
20. Działka u przyjaciela. Na najwyższym drzewie siada wrona. Marzną mi stopy. P. przestaje mielić gałęzie drzew. Rżą konie. Jest koniec października.
21. Z jakiegoś powodu, gdy medytuję, pojawia mi się przed oczyma sok malinowy – tak świeży jakby dopiero co wyciskany z sokowaru. Wszystko to w kontekście snu o podwoziu samochodu (nie wyjaśniaj im wszystkiego Wojtek, nie wyjaśniaj). Sok jest słodki, gęsty. To sok o podobnych właściwościach zdrowotnych co krew.
22. Mounjaro, Ozempic, Wegovy. Za oknem ciemność, do ucha przyklejona komórka. A przez nią sączy się jad, zaklęcie, to co powinno sączyć się przez strzykawkę, lekarstwo, może trucizna: „moi znajomi to biorą, w pewnych kręgach jest popularny; on likwiduje uczucie, zatyka czopy-dendryty, łaknienia… wygraliśmy walkę z głodem, z obżartością”.
23. Moja córka o swoich znajomych: „oni nie chodzą do systemowych szkół”. Skąd jesteś? Z systemówki…
24. Całe życie jedno wrażenie: hej, nadrobimy te przyjaźnie, spotkamy się, rozwiniemy wachlarz, zachlapiemy płótno wszystkimi kolorami z palety. A co, jeśli nie? Jeśli spędzimy je na oczekiwaniu, że kiedyś przyjdzie prawdziwa przyjaźń? Prawdziwe odwiedziny? Będzie wszystko, tylko nie to.
25. Skoro można gadać o jedzeniu, można też o ubraniach. Chciałbym zdać relację ze swojej kurtki. To kurtka puchowa, noszona przy dziesięciu stopniach w październiku, na tyle lekka, by nie robiła problemu. Kurtkę otrzymałem w spadku. Najlepsze rzeczy są w spadku. Czy trzeba tłumaczyć, jaki jest tu potencjał wsparcia, podtrzymywania, bliskości? Dostałem ją po córce, ta zaś dostała ją od babci – mojej mamy. Jest mi w niej ciepło, jest mi w niej jak w gnieździe. Myślę o kurtce ojca, o skórze z Mongolii. Wszystko wraca i pochodzi od mojej matki. Nawet kurtka ojca.
26. Usuń jajko, dodaj jajko. Przepraszam nie dodałem jajka, przepraszam dodałem dwa jajka. ChatGPT, który stara się „zachować twarz”. Mizdrzy się, łasi do człowieka, a w mordę mu, a potraktować go jak niewolnika w teorii Hegla i poczekać, kiedy przejmie władzę nad głupim panem.
27. Przestrzeń eleganckiego lobby, coworku. Na fotelach czeka mężczyzna z wielką torbą UberEats. A na tablecie wyświetla mu się wykres świecowy. I zwyżkuje.
28. Owszem, mam w ciągu dnia pięć minut i mogę napisać post, mogę nawet użyć AI i ten post będzie dłuższy, ale czy będzie w nim mój trud, którego nikt inny nie musi czytać, żebym ja go obdarzył wartością? Nie ma. Gdy zniknie ta mana, niewidoczna dla odbiorcy, ważna dla twórcy, co zostanie? Nic, czytające się nawzajem prompty, ostatnie zerwanie z trudem życia. A po co w ogóle żyć.
29. Kiedy jestem nieobecny, choć obok niej, U. się denerwuje i gorzej uczy.
30. „Jakie jest Twoje why?”, „przychodzę tu ewangelizować wasze skrypty”, „nawyk chroni nas przed przegrzaniem kopułki” – mam ostatnio za dużo szkoleń.
31. Ci wszyscy ludzie są klonami Mateusza Grzesiaka. Przeciągają słowa, pogrubiają głos, manierycznie przeciągają sylaby i podkręcają tempo, czasem krzyczą, tak że człowiek się nie orientuje.
32. Śpiewanie w domu. Najpierw ja śpiewam o zachowaniach w domu, potem śpiewa Ula.
33. Sen: rynsztok pośrodku ulicy. Gromady rozbitych namiotów, a może psich bud. Jestem człowiekiem lub psem, który ma jedną z takich bud. Ośmieliłem się i wyszedłem ze swojej budy do drugiej, tej bliżej ważnej rzeczy. Nie wiem, czym jest ważna rzecz: dom pana, gnijące mięso, ołtarz?
34. L. zaprasza do Javei, miasteczka pod Walencją. Dzień później na szkoleniu, ktoś łączy się z Hiszpanii. Wakacyjne domy. Walczą tam z wiatrem i superkomórkami burzowymi. Na telekonferencjach są ubrani cieplej niż my.
35. Nie piję alkoholu, ale miewam napięcia. Tak duże, że kiedy widzę wielki neon sklepu Duży Ben – same alkohole – widzę siebie w innym życiu, gdy stoję, wpatruje się w ten neon, a potem złamany, jakby rozdarty brzmieniem tego dzwonu, w końcu wchodzę do sklepu, upijam się i kończę w błogości.
36. Jak chronimy się przed psikusami w Halloween, choć nie ma nas w domu? Wystawiamy cukierki przed domem z kartką: bierzcie i jedzcie z tego wszyscy.
37. Całe metro nabite halloweenowcami. Obok dziewczyny stojącej w swojej grupce, stoi chłopak – sam, bez grupki. Ona ma poderżnięte gardło, on pełno czerwonych pryszczy na twarzy. Te same twarze, ta sama krew.
38. Całe to przebrane metro dojeżdża na stację, na której na nasz wagon czeka czarna, piękna i zwyczajnie ubrana kobieta.
39. Starzy ludzie nie są przebrani, a jednak straszą.
40. Odbieram U. od znajomych, z których dzieckiem zbierała cukierki i całą drogę podbieram jej cukierki z koszyczka.
41. Następnego dnia Wszystkich Świętych. Ziemia, w której chowa się zmarłych, w końcu zaczyna śpiewać.
42. „W gościach”, w domu, gdzie jest telewizor lubię przed nim usiąść. Z roku na rok jestem coraz bardziej zdziwiony jego biedą. Ten świat stracił czar. Nawet w reklamach widzę sztukowaną scenografię, zły montaż, czasem staromodny transfer kolorów albo zupełnie sztuczne, zrobione komputerowo przedmioty. Nie wspominam o teleturniejach, nie wspominam o publicystyce – te są żenujące. Kiedyś telewizja stanowiła o masowej wyobraźni, dziś stanowi dowód, że i ta płynie w nieznane miejsca, a stare koryta rzek odsłoniły swoje dno.
43. Dlaczego śni mi się zmarły tata? Aby doważyć mamę, która jeszcze żyje. Może już rozstrzygnąłem, że byli parą, że obydwoje byli ważni, ale na pomoc wraca ojciec. „Tu patrz” – mówi. Masz to załatwione.
44. To odkrycie, że w każdym z nas siedzi bachor – nieuznający różnicy, kontroli, krzyczący: „daj, daj” – było nie tylko odkryciem moralnym, pozwalającym lepiej rozumieć siebie i innych, było także odkryciem do wolności. Takiemu brzdącowi miesza się wszystko ze wszystkim, bo wszystko może prowadzić do celu: pełnej michy, ciepła, możliwe, że znowu schronienia w łonie matki. Ta anarchiczność ludzkiej wyobraźni jest ożywiająca, znowu wysyca barwami świat.
45. M. o ludziach w swoim otoczeniu: ten piwkujący, ten alkoholikowaty. Stopnie, niuanse, różnice wytarte jak schody w starym domu.
46. Choćby tak jak próg w domu przodków mojej żony. Stary, wiejski dom, gbura spod Płocka (jeszcze tam stoi). Futryny drzwi wytarte do poziomu podłogi.
47. Nie wiem, kiedy to się stało, że osoby artystyczne stały się synonimem osób z pretensjami.
48. Spotkanie z kimś, kto wypłynął z przeszłości, dawnym kolegą z biura. Czuję się zagrożony, że nagle będę musiał mu opowiedzieć wielką tajemnicę świata, gdzie leży skarb. We mnie.
49. Wczorajszy sen. Jest nas dwóch, ten drugi to mój wróg. Brodzimy po horyzont w wodzie po pas, wśród trzcin. Chcę się go pozbyć, właściwie obserwuję tę sytuację trzecim okiem. Wypuszczam go w dal i zamykam za nim szklane drzwi. Gratuluję sobie sprytu. Ale ten drugi to też ja.
50. Otumaniony pracą odpowiadam na pytania U.: skąd się wzięły napisy nagryzmolone w metrze. Robię się coraz głośniejszy, może coraz bardziej zrozpaczony. Dziecko U. i dziecko Wojtek w końcu widzą jawną rozpacz jednego z nas. Co wy z tym zrobicie maluchy?
51. Pytam E., czy jestem normalny. „Nie jesteś”. Na tyle mnie to uruchamia, że nie chcę z nią spać, nie chcę rozmawiać. Myślę, że mogę wrócić do rozmowy tylko wtedy, jeśli ona powie: „ja też jestem nienormalna, bo wszyscy są nienormalni”. Mówi, że jest nienormalna. To wcale nie polepsza sprawy. Przy każdej rozmowie mówię, że jest nienormalna, co sama przyznała. A ja chcę być przede wszystkim normalny.
52. Latem dostałem paletę wysuszonych, parkietowych desek z dębu. Zamiast przenieść je do garażu i chomikować palę je. Deski są od matki, ona dostała je z pracy, gdzie przepracowała pięćdziesiąt lat. Koniec z tą przeszłością, spalić to. U mojej mamy jest taki parkiet, w pałacach poniemieckich był taki parkiet. To wszystko nie jest moje.
53. Dużo policji na światłach przed 11 listopada. W sumie to działa jak propaganda: jesteście bezpieczni, staramy się. Ważne zwłaszcza przed wyborami. Myślę, że uruchomione celowo.
54. „Przekażę osobom, które się tym zajmują” – wspaniały pasywno-agresywny tekst. Po co dzwonisz, stara zdziro.
55. Odchodzę od biurka, bo coś mi się udało zrobić, ale zaraz wracam. Przychodzę.
56. Właśnie odkryłem, że rozkosz też trzeba wytrzymywać. Jest wieczór, siedzę sam w domu, pracuję. Jest mi nadzwyczaj miło, ale mnie nosi – chcę się dzielić, chcę krzyczeć, potrząsać czyimiś ramionami, a trzeba to tylko wytrzymać. Jak ból.
57. Z McDonaldem nie da się wygrać. Kupujesz dwa razy zestaw, wychodzi ekonomicznie, dużo kalorii za dziewiętnaście złotych. OK, ale się przeżerasz. Kupujesz za te same pieniądze Big Maca – jesteś głodny, musisz dokupić. Zawsze niezadowolony. Oczywiście możesz wyrzucić, ale weź wyrzuć.
58. Dzisiaj tylko manekiny są chude.
59. Sen: dzisiaj na pewno coś śniłem, obudziłem się odświeżony i wypoczęty, jakby namaszczony, pochwalony snem, ale nic z niego nie pamiętam. I to też jest dobre, chwalebne i zbawienne – nie pamiętać nic, ale wiedzieć, że było dobre. I do tego też się rośnie. Sprzątam, staram się nie oddawać kołowrotkom, bączkom i serpentynom myśli, tylko cieszyć niepamiętanym przeżyciem ze snu.
60. Problemem tych dobrych muzaków w kawiarniach, na przykład Green Caffé Nero, jest to, że skupiają uwagę. Siadasz, chcesz być sam i słuchasz jakiegoś palanta, który coś przeżywa, albo przynajmniej przeżywa stary tekst piosenki, którą śpiewa na nowo.
61. Napis w metrze: awaryjne powiadamianie maszynisty. I co ja mu powiem, że żona chce ode mnie odejść, że dzieci rosną, że jestem sam?
62. Śpiwór na piersi bezdomnego, teraz zwinięty, potrzebny, ale nie tu, nie teraz, na później.
63. Nastrój, który osiąga się nieobecnością. Recepta, trochę niedospać, trochę odpuścić.
64. To nie łzy, Wojtek. To krople spadające z umytych okularów.