Literacki Nobel niewątpliwie wpłynął na decyzję o wprowadzeniu książek dla dzieci Jona Fossego do Polski, od ich norweskich premier minęło bowiem kilkanaście lat (wydanie „Kanta” z ilustracjami Düzakina to 2005 rok, a „Dziewczynka ze skrzypcami” – 2009). Zresztą Fosse to nie pierwsza osoba z Noblem na koncie, która weszła w pole literatury dziecięcej – podobnie było w przypadku Olgi Tokarczuk i jej „Zgubionej duszy” z ilustracjami Joanny Concejo, choć w tym przypadku mówić można raczej o wymykaniu się jednoznacznej kategoryzacji wiekowej [1].
Główna bohaterka omawianej przeze mnie książki – bezimienna dziewczynka – lubi grać na skrzypcach, ale ma też zdolność pozwalającą jej zobaczyć to, o czym akurat myśli, gdy tylko zasłoni dłonią oczy. Gdy wykonuje ten gest w pierwszej scenie opowieści, ukazuje jej się obraz ojca siedzącego samotnie na nadmorskiej skale. Protagonistka postanawia do niego dotrzeć i właściwie na tym opiera się opowieść Fossego: z pozoru prosta, bazująca na schemacie wyjścia z domu i wyruszenia w podróż, historia opowiedziana jest złożonymi (nieraz wielokrotnie), długimi zdaniami, które budują dystans między dzieckiem i rodzicem. Dlaczego właściwie ojca nie ma w domu? Dlaczego dziewczynka się niepokoi i myśli: „Muszę się pospieszyć”? I jakie znaczenie ma para skrzypiec, które nosi ze sobą bohaterka?
Proza Fossego złożona z nieraz długich, skomplikowanych fraz, wymaga cierpliwości i spokojnej lektury, zwłaszcza że autor zdaje się ukrywać przed osobą czytającą pewne fakty i wydarzenia, raczej sugerowane w warstwie słownej. Ich interpretację wspomaga warstwa graficzna Torsetera, znanego w Polsce choćby z książki obrazkowej „Dziura” czy ilustracji do powieści „Brune”, „Svartle” i „Blåse” Håkona Øvreåsa. Oprawę wizualną „Dziewczynki ze skrzypcami” tworzą zdjęcia papierowych makiet łączących proste obiekty oraz rysunki węglem. Znaczące są też ciągnące się na przestrzeni okładki i kilku stron opowieści czarne linie, niby struny skrzypiec, ale raczej ciemne macki wdzierające się do domu bohaterki – szkoda, że w polskim wydaniu nie powielono typograficznie kompozycji tytułu, w oryginale ułożonego właśnie z tej nieregularnej, niepokojącej linii.
Oryginalny sposób prezentacji świata przedstawionego przez Torsetera przypomina nieco scenografię teatralną, głębia przestrzenna i oddanie faktur różnorodnych materiałów sprawiają, że błyszczące lub chropowate elementy – z pozoru oderwane od siebie – współtworzą nieco tajemniczy i niepokojący obraz. Dzięki temu tekst Fossego można odczytywać nie tyle jako zwyczajną, a być może i ekscytującą podróż córki szukającej ojca, ile wędrówkę wewnętrzną, rodzaj zmagania z dołującą rzeczywistością, w której ojciec pozostaje daleki i wyobcowany. Tak też rozumiem napotykane przez tytułową bohaterkę przeszkody: góra, mokradła i morze to niebezpieczne przestrzenie składające się na surowy norweski krajobraz, które musi pokonać córka. Pomaga jej w tym „najsmutniejsza, a zarazem najpiękniejsza” melodia wygrywana na skrzypcach, dzięki której kolejne trudności udaje się pokonać, by wreszcie dotrzeć do ojca i wrócić z nim do domu.
Werbalne i wizualne sygnały odczytuję jako metaforę depresji, ojciec pozostaje bowiem poza rodzinnym domem i siedzi samotnie na skale: „Wygląda żałośnie, jest wycieńczony i przemoczony”. Scenę dopełnia zapadający zmrok, który oddaje sytuację psychiczną nie tylko córki, ale też – a może przede wszystkim – ojca: „Dziewczynka przysiadła na przybrzeżnym kamieniu, oczy zaszły jej łzami, poczuła chłód i spostrzegła, że zaczyna się ściemniać. Nigdy nie lubiła mroku, bo wtedy nic nie widziała, nawet kiedy zakrywała oczy dłonią, wszystko i tak było czarne i nie było nic widać […]”. Metafora wzroku ukazuje, jak obezwładniająca bywa dla innych trudna sytuacja psychiczna jednej z osób w rodzinie – gdy dziewczynka jest coraz bliżej ojca, otacza ją mrok, przez który nic nie widzi. Choroba bohatera dominuje nad codziennością dziewczynki, na którą – jak się wydaje – spada odpowiedzialność za pomoc. Ten motyw, nierzadki w literaturze dziecięcej, najbardziej mnie razi w książce Fossego i Torsetera. Czy rzeczywiście lekiem na całe zło jest muzyka wygrywana na skrzypcach przez bohaterkę? Czy happy end oferowany na końcu nie upraszcza za bardzo tej kwestii? Wydaje mi się, że o trudnościach życiowych dorosłych podejmowanych w twórczości dla dzieci należy mówić nie tylko z powagą (co w „Dziewczynce ze skrzypcami” się udaje), ale też bez uproszczeń i fałszywego pocieszenia, które – jak w książce Fossego i Torsetera – przekłada się również na wyidealizowaną sprawczość tytułowej bohaterki. Pozostawiona sama sobie w obliczu tragedii najbliższej osoby dzielnie stawia czoła kolejnym przeciwnościom i odnosi sukces, ratując ojca. Ale czy jest to opowieść, której w obliczu kryzysu zdrowia psychicznego w Polsce i na świecie potrzebują dzieci?
Przypis:
[1] O „Zgubionej duszy” Tokarczuk i Concejo pisała na łamach „KL dzieciom” Marta Baszewska.
Książka:
Jon Fosse, Øyvind Torseter, „Dziewczynka ze skrzypcami”, przeł. Monika Grossman-Kliber, wyd. Widnokrąg, Piaseczno 2025.
Proponowany wiek odbiorcy: 6+ (wskazanie wydawcy)
Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.