„Wydział 7” to polska seria komiksowa, która łączy elementy horroru, science fiction oraz kryminału, osadzona w realiach Polski Ludowej lat sześćdziesiątych XX wieku. Każdy zeszyt (zazwyczaj w klasycznym formacie i z tą samą liczbą trzydziestu dwóch stron) opowiada odrębną historię, jednak wszystkie łączy wspólny wątek działalności tytułowego wydziału zajmującego się zjawiskami paranormalnymi w okresie PRL. Głównymi bohaterami są chorąży Szymon Wilk – młody funkcjonariusz, który zdaje się przyciągać nadprzyrodzone istoty, major LWP i SB Filip Dobrowolski – weteran drugiej wojny światowej oraz dominikanin Jakub Lange. Z zespołem współpracuje także lekarka medycyny sądowej Bogna Fiszer oraz TW „Aleksandra” – romska wróżka.
Opowieści nadprzyrodzone
Twórcy komiksu – Marek Turek i Tomasz Kontny – to weterani polskiej branży komiksowej, którzy w latach dziewięćdziesiątych oraz dwutysięcznych publikowali w zinach komiksowych takich jak: „AQQ”, „Krakers”, „Czas Komiksu” czy „Zeszyty Komiksowe”. Autorzy wysyłają swoich bohaterów na spotkania z potworami i zjawami z legend miejskich. Są to: zombie, duchy, syreny czy Czarna Wołga. Obok zjawisk nadprzyrodzonych pojawia się także cały PRL-owski entourage – dewizy, kluby i muzyka z lat sześćdziesiątych XX wieku, pochody pierwszomajowe, letniska, uprzedzenia etniczne, trauma powojenna. Spotkamy nawet młodego generała Wojciecha Jaruzelskiego, pojawia się także epidemia odry we Wrocławiu, lęk przed „ludźmi z lasu” czy problemy ze stacjonującym w Polsce rosyjskim wojskiem, które nie podlega pod polskie struktury i często odmawia współpracy.
Marek Turek i Tomasz Kontny, wydając pierwszy zeszyt „Wydziału 7” w 2018 roku, odpowiedzieli na pewną popularną fantazję popkultury przełomu XX i XXI wieku, czyli potrzebę snucia cyklicznej opowieści o nadprzyrodzonych śledztwach, osadzonych w różnych, często bardzo konkretnych warunkach historycznych czy geograficznych. W świecie komiksu od lat osiemdziesiątych nieodmiennie fantazję tę realizuje „Dylan Dog” – ulubiony komiks Umberto Eco, do którego krótko później dołączy stworzony przez Alana Moore’a „Hellblazer”, opowiadający o Johnie Constantinie. Osoby dorastające w ostatniej dekadzie XX wieku na pewno pamiętają telewizyjne „Z Archiwum X”, a te trochę młodsze – „Supernatural”, zrobione w tym samym formacie. W końcu nieco bardziej przaśną i zdecydowanie polską opowieścią w tym formacie były książki Andrzeja Pilipiuka o Jakubie Wędrowyczu – egzorcyście i pijaku ze ściany wschodniej.
Skąd zatem bierze się tak duża popularność tego popularnego od ponad pół wieku formatu? W dużej mierze z tego, że posiada on dużo niższy próg wejścia i zawieszenia wiary niż fantastyka czy science fiction. Nawet nieuważny, niewprawiony odbiorca odnajdzie się w świecie, który co do zasady wygląda i działa jak nasz własny – i to bez konieczności uczenia się wewnętrznej logiki świata przedstawionego. Jednak element nadprzyrodzony pozwala zazwyczaj wprowadzić rozwiązania fabularne czy nowe podejścia do znanych zagadnień, które nie byłyby możliwe w realistycznym otoczeniu. Dlatego obok bycia świetną rozrywką, bardzo często historie o nadprzyrodzonych śledztwach nie są tylko kolejnym dreszczowcem o łapaniu duchów, lecz także społecznym komentarzem na przykład na temat thatcheryzmu czy kolonializmu („Hellblazer”), kolażem odniesień do kultury niskiej i wysokiej („Dylan Dog”). Pilipiuk komentował przemiany ustrojowe w III RP i fantazjował na temat patologii nękających ścianę wschodnią. Krytyk, Douglas Kellner, już w 1994 roku pisał, że „Z Archiwum X” „wzbudzało nieufność wobec ustalonych autorytetów, ukazując instytucje rządowe i porządek publiczny jako głęboko wadliwe, a nawet współwinne najgorszych zbrodni i wyobrażalnego zła”. Inni autorzy zwracali uwagę, że serial nie tyle wzbudzał nieufność, co wykorzystywał rosnącą liczbę doniesień o tajnych działaniach rządu, które były ujawniane już po końcu zimnej wojny, co prowadziło do resentymentu społecznego.
Gatunek ten zazwyczaj funkcjonuje w modelu „monster of the week”, czyli oferując w miarę krótkie, zamknięte (okazjonalnie rozciągnięte na kilka zeszytów czy odcinków) historie, nakładając na nie jakąś formę większej narracji, której znajomość nie jest konieczna, aby czerpać przyjemność z obcowania z całością. Historie mogą komentować jakiś konkretny trend czy zjawisko społeczne (Pilipiuk w 2001 roku mógł pisać o tym, jak wygląda reprywatyzacja, kiedy dotyczy wampirów, „Dylan Dog” przez jakiś czas „małpował” wychodzące na bieżąco klasyki kina, opowiadając swoją wersję „Terminatora” czy „Świtu Żywych Trupów”, „Hellblazer” ma odcinki poświęcone problemowi bezdomności czy subkultur więziennych), jednak nie są zakładnikami jednego tematu, wręcz przeciwnie – częsta zamiana zagadnienia i otoczenia jest cechą tego gatunku.
Dlatego najlepszymi dla niego formami są właśnie komiksy, seriale, zbiory opowiadań, a niekoniecznie filmy fabularne czy powieści. Jednocześnie, forma cykliczna powoduje, że po poznaniu kilku odcinków, wiemy już, jakie cechy posiadają postacie, dzięki czemu nie muszą nam każdorazowo tłumaczyć wszystkiego od nowa. John Constantine nienawidzi torysów, nacjonalistów i bogatych dupków, Dylan Dog jest do przesady włoskim (chociaż sama postać pochodzi z Wielkiej Brytanii) amantem, Mulder jest naiwny, a Scully racjonalna i zdystansowana. Tak silnie, często wręcz archetypowo nakreślone postaci, są świetnym narzędziem dla komentarza społecznego.
„Wydział 7” a życie w PRL
Jak sobie z tym formatem radzi nasz rodzimy „Wydział 7”? Bardzo dobrze. Pierwotna obietnica opowiadania historii nadprzyrodzonych, osadzonych w określonym miejscu i czasie, która ma nam opowiedzieć jednak o czymś więcej niż podobna opowieść bez fantastycznych wątków, została spełniona w całości. W „Wydziale 7” trauma powojenna, konkretna i silna w latach sześćdziesiątych XX wieku, pojawia się w formie zjaw ofiar, które są dużo groźniejsze niż wyrzuty sumienia. Konflikt między ludową duchowością a systemowym materializmem okazuje się mieć dużo bardziej konkretne podstawy niż czcze socjologiczne gadanie. Kiedy pojawiają się problemy z zagranicznymi dyplomatami czy „dewizowymi” gośćmi, wydział musi szybko „posprzątać” i ukryć ślady, nawet jeśli źródło problemów nie jest z tego świata. To w nieco przerysowany, ale adekwatny sposób pokazuje nierówności społeczne pomiędzy „ważnymi” w PRL osobistościami a zwykłymi obywatelami.
Czytając komiks, pamiętajmy jednak o tym, że jest to dzieło rozrywkowe, popkulturowe, a nie książka historyczna. Z zasady nie ma on aspiracji edukacyjnych, jednocześnie zachowuje wierność kostiumowi, który wybrał – zarówno na poziomie fabularnym, jak i detali takich jak na przykład ubiór, język postaci czy scenografia. Rzucane mimochodem odniesienia do detali takich jak kopalnia uranu w Kowarach, katastrofa nad jeziorem Gardno, infiltracja duchownych przez SB czy wizyty w historycznych miejscach i lokalach PRL, przyniosą uśmiech na twarz czytelnika, który je rozpozna, ale i ten, który je przegapi, będzie czerpał przyjemność z lektury. Same historie – mimo pozornie politycznego otoczenia historyczno-obsadowego – są co do zasady niepolityczne. W „Wydziale 7” nie ma raczej zbyt mocnego potępienia lub pochwały PRL jako takiego (ale krytyka Rosji jest jak najbardziej widoczna), a krytyka systemu opiera się raczej na subtelnym wskazaniu jego absurdów, cenzury czy kontroli. Mamy „teczki i haki”, jednak zazwyczaj są one tylko tłem wydarzeń, a sam PRL jest dla bohaterów codziennością, w której żyją, a nie opresyjnym systemem, przeciwko któremu się buntują.
Opowieści nie są też nadmiernie złożone, zazwyczaj skupiają się na klasycznym „monster of the week” – z przyjemną, szybką akcją, okazjonalnie przeplataną retrospekcjami. O ile sam komiks nie skupia się na polityce, to większość historii ma silne, humanistyczne przesłanie. Okrucieństwo jest potępiane, ludzie powinni dostawać drugą szansę i pomagać sobie nawzajem, nikogo (w tym istot nadprzyrodzonych) nie powinno się oceniać po pozorach ani pochodzeniu, a niszczenie środowiska naturalnego może się zemścić na ludziach (chociażby w formie nadprzyrodzonych stworzeń zmuszonych do migracji do miast). Morały są często proste i nienachalne, dzięki czemu można polecić komiks także nastolatkom.
Nie samą treścią żyje fan komiksu
Warto też wspomnieć o samej formie wydania „Wydziału 7”. Do dzisiaj powstało piętnaście zeszytów głównej serii (średnio wychodzą dwa, trzy rocznie) oraz kilka wydań specjalnych. Główną linię wydaje wydawnictwo Ongrys, ale w maju 2025 roku pojawił się spin-off dotyczący jednej z postaci głównej serii, który wydała legendarna „Kultura Gniewu”. Album ten, zatytułowany „Medium”, to dłuższa historia poświęcona pladze opętań, które nawiedzają Warszawę oraz tragicznym losom fikcyjnego pododdziału młodych powstańców Armii Krajowej. Dużym sukcesem jest też wydanie dwóch tomów zbiorczych „Wydziału 7” w języku angielskim przez wydawnictwo After Light Comics „Section VII. Cases of the Strange & Unnatural” – mają one po blisko dwieście stron i zawierają sześć zeszytów z polskiej serii.
Zeszyty, czyli cienkie, trzydziestodwustronicowe wydania w miękkiej okładce, są prawdopodobnie najpiękniejszą i najmniej praktyczną formą wydawania komiksów. Jednak to właśnie ten format nawiązuje do klasycznych komiksów okresu PRL. Dzięki temu koszty zeszytów nie przekraczają dwudziestu złotych. Pozwala to też na wydawanie wielu wersji tego samego zeszytu – zazwyczaj obok standardowej wersji „Wydział 7” ma też wersję z okładką limitowaną, a okazjonalnie wydawana jest też pewna liczba zeszytów z blankiem (okładką białą). Taki format sprzyja kolekcjonerstwu i, o ile jednostkowa cena zwykłego zeszytu jest niska, o tyle niektóre wydawania limitowane osiągają na OLX czy Allegro nieprzyzwoite ceny.
Jednym z wyróżników serii jest także różnorodność stylów graficznych. Każdy zeszyt rysowany jest przez innego artystę, co pozwala na eksperymentowanie z formą i sposobem opowieści, które czasami – jak w przypadku tomu „Dobranocka” czy „Import Export” – odbiegają od klasycznej narracji horrorowej w stronę bardziej postmodernistycznych fabuł. Wśród ilustratorów znaleźli się między innymi Grzegorz Pawlak, Krzysztof Budziejewski, Robert Adler, Arkadiusz Klimek, Krzysztof Owedyk, Rafał Szłapa i Łukasz Godlewski. Taki zabieg, przypominający nieco praktykę stosowaną w serialach telewizyjnych, gdzie różni reżyserzy nadają poszczególnym odcinkom unikalny charakter, pozwala nam przyjrzeć się wielu topowym nazwiskom polskiego świata komiksowego. Dzięki temu „Wydział 7” zachowuje świeżość i różnorodność, a jednocześnie spójność stylistyczną.
Utrzymanie w Polsce nowej rodzimej serii komiksowej przez kilka lat to nie lada wyzwanie. Wydanie jej za granicą – i to w formie wyglądającej na stałą współpracę – to już prawdziwe osiągnięcie. Autorzy odnoszą w ostatnich miesiącach sukces za sukcesem – w czerwcu premierę ma mieć gra RPG osadzona w świecie „Wydziału 7”. Mam nadzieję, że w kolejnych latach zobaczymy więcej historii z „Wydziału 7”. Być może także w formie albumów czy luksusowych wydań zbiorczych zamiast zeszytów.
Książka:
Seria komiksowa „Wydział 7”, Wydawnictwo Ongrys, 2018.