Pieśń dla Ziemi
„Ludzie widzieli, że przez to, co robią, umiera świat, ale ta wiedza wcale nie wpływała na ich postępowanie”. To jedno z najsmutniejszych zdań i świadectw, jakie możemy wystawić sobie jako ludzkości. Wiedzieć, że to, co się robi, jest złe i zadaje krzywdę, i nie zaprzestać tych działań… Marcin Szczygielski napisał bardzo poruszającą książkę. Krótką, lapidarną, dosadną. Smutną, ale w wielu miejscach przezabawną, przede wszystkim zaś dającą nadzieję. Mimo całego zła wokół.
Kim jest Mo? Patrzy na nas z okładki wielkimi, szklistymi, hipnotyzującymi oczami, na jej głowie płonie lisioczerwona czupryna. Mo – istota powstała w akcie rozpaczy i wołania o pomoc, zrodzona z darów zwierząt, które oddały część siebie, swój spryt, chyżość, siłę, by ratować Ziemię. Mo zostaje wysłana między ludzi z misją, by głosić słowo zawarte w pieśni. Ma przekonywać, że to, co czynią, jest dla Ziemi złe i powinni przestać. Szybko jednak odkrywa, że ludzie dobrze to wiedzą. Że nie znają po prostu, „podobnie jak dziki […] uczucia sytości. Że do swoich spiżarni sprowadzają znacznie więcej zapasów, niż mogliby zjeść. Że zakładają hodowle niczym wydry czy krety, ale nie na czas zimy, a bez przerwy. Ba! Że tak jak własne hodowle traktują rzekę, las i łąki. Cały świat”.
Czy zatem posłannictwo Mo i ofiara zwierząt okażą się daremne?
Opowieść Szczygielskiego jest sensualna i baśniowa, ale jednocześnie konkretna, zadaniowa, wskazująca kierunek. Jej ludzcy bohaterowie są bardzo prawdziwi, ze wszystkimi swoimi zaletami i przywarami. Jedni patrzą nie dalej niż czubek własnego nosa, inni przeciwnie – są w wstanie mocno się zaangażować dla dobra innych. To daje nadzieję i sprawia, że misja Mo, choć nie przebiega tak, jak sądziły zwierzęta (ani ona sama), ma szansę zakończyć się sukcesem. Czy tak faktycznie się stanie, zależy także od nas.
Książkę dopełniają piękne, przesycone kolorem, malarskie ilustracje Marii Strzeleckiej, z wyczuciem podążające za zmiennymi rejestrami tekstu.
Wspaniały prezent na zwieńczenie roku szkolnego – z przesłaniem, refleksją, zachętą do perspektywistycznego myślenia.
Książka:
Marcin Szczygielski, „Mo”, il. Maria Strzelecka, wyd. Wytwórnia, Warszawa 2025.
Proponowany wiek odbiorcy: 6+
Nauka nigdy się nie kończy
Po matematyce chemia jest chyba następnym w kolejce najbardziej nielubianym szkolnym przedmiotem, a w każdym razie tym, którego boją się uczniowie. Bo trudny, niezrozumiały i zbyt pospiesznie, niezrozumiale, a już na pewno nieciekawie tłumaczony. Jest to także niestety moje doświadczenie ze szkolnej przeszłości – dlatego, gdy zobaczyłam w tytule: „chemiczny świat”, odruchowo odłożyłam książkę na bok. Później jednak pomyślałam, że może warto sprawdzić, jak dzisiaj opowiada się dzieciom o chemii. Okazało się, że zupełnie inaczej!
Książkę Sonii Radosz, autorki popularnego bloga ChemMaster, można w zasadzie określić mianem chemicznego podróżownika. Młodzi czytelnicy zostają bowiem zabrani w podróże do wielu, często egzotycznych krajów, takich jak Namibia, Gwatemala, Mjanma, Chile czy Maroko. Czytają więc o pustynnych krajobrazach, kopalniach diamentów, pagodach pokrytych złotem, aromatycznych przyprawach, lasach deszczowych i starożytnych cywilizacjach, ale każda z tych geograficznych ciekawostek jest podana w konkretnym celu, ma swój chemiczny kontekst. Kiedy bowiem mowa o diamentach, poznajemy ich właściwości i dowiadujemy się, że powstały z atomów węgla ułożonych w specjalny sposób, gdy przywołujemy smak papryczek chili, dowiadujemy się o istnieniu kapsaicyny, związku chemicznego, który nadaje im ich piekący charakter, a gdy czytamy o ruinach miast Majów w Gwatemali, dowiadujemy się, że stworzyli oni z rośliny o nazwie indygowiec oraz specjalnej glinki niezwykle trwały błękitny barwnik.
Taka prezentacja informacji sprawia, że dostrzegamy chemię w otaczającym nas świecie, przestaje być ona ciągami abstrakcyjnych reakcji, staje się czymś realnym. Autorka idzie jednak krok dalej i zachęca do nauki poprzez działanie. Do każdego zagadnienia proponuje jakiś ciekawy eksperyment, który dziecko może samodzielnie (lub z częściową asystą dorosłego) przeprowadzić. Zorza polarna w słoiku? Zmieniająca kolor herbata? Domowa wersja piasku kinetycznego? Te i wiele więcej doświadczeń pozwolą dziecku poczuć się jak prawdziwy naukowiec.
Książka podkreśla, że „chemia to magia, która dzieje się wokół nas każdego dnia”, a treści w niej przedstawione są podane w tak przystępny i przyjazny sposób, że bez obaw można polecić publikację także dzieciom znacznie młodszym, niż te, które już uczą się chemii w szkole.
Dużym atutem jest oprawa graficzna książki – wysmakowane, oszczędne kolorystycznie ilustracje Krzysztofa Kiesia (których nie zapowiada wybuchająca kolorami, kreskówkowa okładka) bardzo uatrakcyjniają lekturę.
Dobry prezent na koniec roku szkolnego – z myślą o podróżach, podczas których nauka wciąż trwa!
Książka:
Sonia Radosz, „Z panią Sonią przez chemiczny świat”, il. Krzysztof Kieś, wyd. Zielona Sowa, Warszawa 2025.
Proponowany wiek odbiorcy: 9+
Podarunek dla Smoka
Kocyk, podusia, pieluszka, pluszak. Każde dziecko ma swoją najulubieńszą, najukochańszą rzecz do tulenia. Taką, z którą nie ma ochoty się rozstawać ani chwilę. Dla księżniczki Asi był to kocyk w czerwoną kratkę. Bez niego nie potrafiła zasnąć. Jakaż więc była jej rozpacz, gdy „Nagle, zamiast grzać ją w nocy… / zniknął gdzieś bez śladu kocyk!”.
Zaczyna się wielkie szukanie, które już znamy z literatury dziecięcej, że wspomnę choćby słynny „Gałgankowy skarb” Zbigniewa Lengrena, a z nowszych publikacji – „Gdzie jesteś Słoniku?” Barbary Wicher. Zgodnie z konwencją tego typu utworów, bohaterka, a wraz z nią czytelnicy, wędruje w kolejne miejsca i pyta kolejne osoby o zaginiony kocyk. W tym przypadku swojego brata Jasia, mieszkającego w pobliżu Olbrzyma, starą Czarownicę, a wreszcie Smoka z wielką paszczą, który na szczęście nie okazuje się zły. To on ukradkiem wyniósł kocyk, zachwycony tym, że wreszcie ma coś mięciutkiego, co umila mu spanie w zimnej grocie. Jak na księżniczkę przystało, Asia lituje się nad Smokiem i nie zostawia go w potrzebie. Oczywiście nie pozwala mu zabrać swojego kocyka, co to to nie! Postanawia natomiast: „Coś miękkiego znaleźć trzeba, / żebyś więcej spać się nie bał”.
I znowu zaczynają się poszukiwania!
Okazuje się, że nie jest łatwo czymś zastąpić tak wyjątkowy i mięciutki kocyk – nie umywają się do niego ani poduszka z pierza, ani mięciuchna kotka. W końcu księżniczka Asia postanawia podarować rozczarowanemu Smokowi własnego puszystego misia i ogromnie się cieszy, obserwując, jak ten z błogością wtula się w pluszaka. Co podmiot liryczny kwituje sympatycznym morałem: „A jej radość ten zrozumie, / kto jak ona dać coś umie”.
Tę uroczą i odwołującą się do powszechnie rozpoznawanych emocji książkę obrazkową przełożył z języka angielskiego mistrz słowa Marcin Brykczyński, toteż tekst czyta się lekko i rytmicznie, a ową przyjemność zwielokrotniają absolutnie wspaniałe całostronicowe ilustracje Pauli Metcalf.
Picturebook Lucy Rowland to przemiły prezent dla każdego małego człowieka właśnie kończącego rok przedszkolny.
Książka:
Lucy Rowland, „Gdzie jest mój kocyk?”, il. Paula Metcalf, przeł. Marcin Brykczyński, wyd. Tako, Toruń 2025.
Proponowany wiek odbiorcy: 3+
Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.