To oczywiste, że książka zrodziła się resentymentu. Cofnijmy się do roku 2020. To wtedy Żulczyk nazwał na Twitterze prezydenta Andrzeja Dudę „debilem”. Sprawą zajęła się prokuratura. Choć ostatecznie Sąd Najwyższy w 2023 roku umorzył postępowanie, sprawa sprowokowała liczne dyskusje na temat wolności słowa i zasadności artykułu 135 § 2 kodeksu karnego. W Żulczyku zaś umocniła niechęć do aparatu państwowego i wywołała frustrację wynikającą z faktu, że został wmieszany w porachunki medialne toczone między zwolennikami oraz przeciwnikami panującej wtedy władzy. Pisząc „Kandydata”, Żulczyk, jak sam przyznaje, chciał odzyskać poczucie podmiotowości i sprawczości [1].
Powieść rozpoczyna się cytatem z tekstu „Candidate” Joy Division w tłumaczeniu autora i zastrzeżeniem, że należy ją traktować jako fikcję. Jej przedmiotem ma być „pustka fikcji, którą władza generuje wyłącznie po to, by usankcjonować swoje istnienie”. Niemniej na jej kartach pojawia się mnóstwo czytelnych nawiązań, zwłaszcza satyrycznych, do kluczowych postaci polskiej polityki oraz mediów. „Dzięki nim powieść nie dryfuje w zbędnej próżni” – zanotował pisarz na swoim facebookowym profilu [2]. Czy powinniśmy zatem czytać „Kandydata” jako powieść z kluczem? A może pamflet? Nie do końca. O ile bowiem Żulczyk wychodzi od dość prowizorycznie zakamuflowanych postaci, to snuje z ich udziałem intrygi, których nie powstydziłby się żaden z tuzów thrillerów politycznych pokroju Roberta Ludluma.
Dzień, w którym trzeba wybrać
Akcja „Kandydata”, nie licząc elementów odnoszących się do przeszłości, zamyka się w kilkunastu godzinach w dniu drugiej tury wyborów prezydenckich. W świecie przedstawionym dochodzi do nich dwanaście lat po katastrofie rządowego samolotu. Do walki o reelekcję staje Prezydent, który ma zmierzyć się z Tym Drugim. Gdy o świcie polityk szykuje się do wylotu ze swojego apartamentu w Juracie do Warszawy, z jego sztabu napływają alarmujące wieści. Pewien scancelowany Reporter gotów jest ujawnić kompromitujące Prezydenta materiały, mające pogrzebać jego szanse na reelekcję. Dotyczą jego romansu sprzed lat, gdy jako dorosły mężczyzna, wykorzystując swoją pozycję, uwiódł szesnastolatkę – Matkę Dziewczynki. Istnienie Matki Dziewczynki wskazuje również na obecności Dziewczynki, czyli ukrywanej córki Prezydenta. Opinia publiczna ponadto ma się wkrótce dowiedzieć, iż polityk „wykorzystał aparat państwowy, żeby zamknąć tej kobiecie usta” metodą „państwowego kija i państwowej marchewki” – najpierw presją służb, a następnie „publicznymi środkami w formie nieruchomości”.
Prezydent i Reporter
Postać Prezydenta otwarcie nawiązuje do Andrzeja Dudy. To polityk wykreowany przez Mistrza, sterowanego przez brata Cara. Pewien znany reżyser nazwał Prezydenta kretynem, co nie spodobało się prokuraturze. Gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości, w „Kandydacie” pojawiają się także aluzje do popularnych memów z Andrzejem Dudą w roli głównej. Prezydent z powieści Żulczyka jest politykiem bezwolnym, noszącym po Mistrzu, którego kochał i podziwiał „dziurę, którą czuje nawet przez sen”. Jest też człowiekiem uwikłanym w brudne rozgrywki swojego otoczenia, śmiertelnie zmęczonym i samotnym, tkwiącym w martwym od lat, fasadowym małżeństwie.
Równorzędną postacią powieści jest Reporter. Bohater wyrasta z grzechów głównych i skandali polskiego dziennikarstwa. To czterdziestoośmioletni były współpracownik „Gazety Krajowej” (której naczelnym jest Wielki Jąkała), wyklęty ze środowiska po tym, gdy jedna z koleżanek oskarżyła go o przemoc seksualną. Skoro nie mógł pracować jako dziennikarz, a desperacko „łaknął celu”, został agentem Cara. „Teraz był sam i był nikim. Był zdrajcą”. Opuszczony Reporter (dziennikarz cierpi z powodu braku kontaktu z synem Ksawerym) widzi tylko dwa wyjścia. Pierwsze to samobójstwo. Drugie – ujawnienie obciążających Prezydenta zeznań. Dziennikarz liczy, że głośna sprawa, nawet jeśli nie pozwoli mu się zrehabilitować, przywróci sens jego życiu. O materiały zaczynają „bić się” liberalna, antyrządowa „Krajowa” oraz „Tabloid”, który obficie czerpie z kultury medialnej „Faktu”. Do gry włączają się też Prokurator oraz kolejne złowrogie siły, przez co bohaterowie wpadają w kolejne tarapaty. Fabuła komplikuje się i nabiera filmowego rozmachu.
W metonimicznym szale
Żulczyk napisał thriller o prostej konstrukcji. To proza lekkostrawna, odpowiednio doprawiona idiomami i Żulczykowskim humorem. Autor trzyma się konwencji realistycznej, dlatego jego powieść pozbawiona jest chociażby postmodernistycznych eksperymentów znanych z „Czarnego Słońca”, w tym wtargnięć pisarza w tekst.
À propos wspomnianej powieści z roku 2019 – Żulczyk kontynuuje rozpoczęty wtedy romans z Wielkimi Tytułami. W „Czarnym Słońcu” występowali między innymi Naczelnik wzorowany na Jarosławie Kaczyńskim, Chłopiec i Matka Chłopca. Pierwszoplanowi bohaterowie i bohaterki „Kandydata”, z pewnymi wyjątkami, również nie mają imion, mają za to tytuły, etykiety lub przezwiska wywodzące się między innymi od ich stanowisk, cech lub roli w opowieści. Pojawiają się interesujące relacje metonimiczne. „Tygodnik”, „Portal” czy „Tabloid” są zarówno przedstawicielami mediów, w których pracują, jak i w warstwie symbolicznej – tymi podmiotami medialnymi. Żulczyk zachęca do rozszyfrowywania powiązań między postaciami powieściowymi a ich odpowiednikami czy protoplastami. A to skutkuje czytaniem zaangażowanym, które przynosi satysfakcję z rozwiązywania rebusów.
Opowieść o wielkich przegranych
Akcja „Kandydata” biegnie dwutorowo, rozdziały pisane są naprzemiennie z perspektywy Prezydenta i Reportera. Choć wydarzenia relacjonuje zewnętrzny narrator trzecioosobowy, ma on pełen wgląd w umysły i serca postaci. Dzięki temu w główny bieg wydarzeń może wplątać wyłaniające się z pamięci bohaterów retrospekcje nadające im głębi psychologicznej. Reminiscencje pozwalają nam zbliżyć się nie tylko do protagonistów (szczególnie wyraziście zarysowana zostaje relacja Prezydenta z Mistrzem – tragicznie zmarłym bratem Cara), ale też do zranionych przezeń kobiet – zwłaszcza Matki Dziewczynki, którą uwiódł przyszły Prezydent i którą później potraktował jako swoja informatorkę Reporter oraz Nadii oskarżającej dziennikarza o nadużycia seksualne. Pojawiają się również inne ofiary mężczyzn – córki: uznana i nieuznana – Prezydenta czy jego kochanka Łucja. Ich dramaty stopniowo przenikają na pierwszy plan.
Choć z pozoru wydaje się, że Żulczyk zantagonizował Prezydenta i Reportera, których dzieli przepaść światopoglądowa, z biegiem czasu okazuje się, jak wiele postaci te mają ze sobą wspólnego. Autor wprawnie nawiguje emocjami czytelnika, zapewniając przepływ sympatii od jednego protagonisty do drugiego, a następnie jej odpływ w stronę innych postaci. Prezydent długo nie utrzymuje się na pozycji czarnego charakteru, za to Reporter z każdym rozdziałem coraz bardziej się pogrąża. Choć początkowo widzimy w nim ofiarę cancel culture, nasze osądy zostaną poddane próbie. Wszystko w powieści kręci się wokół seksu, naznaczonego przemocą, potrzebą kontroli i podszytego niskim poczuciem własnej wartości. Fragmenty dotyczące pożądania nie należą zresztą do atutów powieści, bo autor nie bardzo radzi sobie z opisywaniem fantazji seksualnych protagonistów. Wskazane ustępy bywają raczej niezręczne, czy wręcz żenujące, choćby ze względu na swoją toporną, wymuszoną dosadność.
Ciosy na prawo i lewo
W „Kandydacie” bez trudu można wyczytać sympatie polityczne autora. To przecież Prezydentowi, który pozostaje na usługach partii Prawo i Równość, obrywa się w pierwszej kolejności. Z jego środowiska wywodzą się najbrutalniejsze, najbardziej bezwzględne, najprzebieglejsze lub najgłupsze postaci. Ale także po drugiej stronie (bo polaryzacja jest tu bardzo klarowna) znajdują się postaci wybrakowane, karykaturalne. W „Krajowej” Wielkiego Jąkały, „głośne ekskomuniki, a następnie taktyczne rozgrzeszenia były jednym z podstawowych instrumentów działania Redakcji”. Komunistka, przywodząca na myśl Monikę Olejnik, to „ekstremalna neoliberałka, darwinistka na granicy psychopatii”, sprzyjająca lobby deweloperskiemu, a rywal Prezydenta w drugiej turze – Ten Drugi – „to już nawet nie jest dowcip, to jakaś abdykacja”. W poprzednich wyborach kandydatem był Fantastyczny – sarkazm chyba jest aż nazbyt czytelny. Opozycja i jej wyborcy grzeszą na wiele sposobów, zwłaszcza elitaryzmem, który po drugiej stronie zasieków ułatwia sterowanie gniewem społecznym. Diagnoza jest znana – to właśnie przez takie postawy lewicy i liberałów populistyczne hasła o odzyskaniu godności trafiają na żyzny grunt frustracji.
Dolina Żulczykowska
Żulczyk zrobił rzecz śmiałą i dość prowokacyjną. W momencie, w którym w Prezydencie dostrzeżemy Andrzeja Dudę, a w Carze Jarosława Kaczyńskiego, pozostałe postaci z ich otoczenia automatycznie otrzymają dobrze znane nam twarze. Niektóre z nich zostaną uwikłane w poważne przestępstwa, niektórym zajrzymy do łóżek. A to prowadzi nas do literackiej doliny niesamowitości. Czytając tę powieść, czujemy się dziwnie nieswojo, podobnie jak wtedy, gdy przyglądamy się robotom do złudzenia przypominającym ludzi, a jednak nimi niebędącymi.
Żulczyk, choć pewnie by zaprzeczył, dokonał zemsty. Zadrwił z prezydenta i jego formacji oraz wszystkich tych, którzy kreowali go na męczennika Sprawy i walki o wolność słowa. Ukazał głęboką erozję życia politycznego i medialnego w kraju nad Wisłą. Donośny chichot dobiega zza Egidy konwencji political fiction. Tym razem o żadnym znieważeniu nie ma mowy. Autor miał wszak skrzyżowane palce.
„Kandydat” powstawał w roku 2024, gdy o tożsamości kandydata PiS-u w nadchodzących wyborach mówiło się jeszcze niewiele. Mimo to pewne fragmenty książki okazały się wręcz profetyczne:
„– Doprowadziliśmy do sytuacji, w której ci, którzy są z nami, kompletnie w to nie uwierzą. A ci, którzy są przeciwko nam… No cóż – pokręcił głową. – Pozostaje pytanie, ile jest których” [3].
Tymi słowami uspokajał jednego ze swoich ludzi Prezydent, wkrótce po tym, gdy w jego otoczeniu zaczęto mówić o kompromitujących go dowodach. Ale równie dobrze mógłby powiedzieć to nie tak dawno temu ktoś w sztabie Karola Nawrockiego.
Przypisy:
[1] Na ten temat pisarz wypowiadał się między innymi na antenie radiowej Trójki w rozmowie z Maxem Cegielskim w audycji „Plik tekstowy” z 7 czerwca 2025 rroku.
[2] Wpis z 19 maja 2025 roku.
[3] Jakub Żulczyk, „Kandydat”, Świat Książki, Warszawa, s. 50.
Książka:
Jakub Żulczyk, „Kandydat”, Świat Książki, Warszawa 2025.