Od kilkunastu dni Iran ostrzeliwuje Izrael w odpowiedzi na ataki, które „jedyna demokracja na Bliskim Wschodzie” przeprowadziła na irańską infrastrukturę nuklearną, naukowców, przywódców i dyplomatów. To pierwszy tak poważny test dla izraelskich systemów zabezpieczeń i obrony cywilnej, w tym schronów. Okazuje się, że nawet w „państwie na wulkanie” – jak zwyczajowo się określa Izrael – systemy nie zdały w pełni egzaminu: obok starej, zaniedbanej infrastruktury, problemem okazuje się odmowa dostępu do schronów dla części mieszkańców.
W Izraelu funkcjonują różne formy schronień przed atakami militarnymi. Schrony publiczne (miklaty) to wspólne, wzmocnione pomieszczenia w budynkach mieszkalnych lub instytucjach, dostępne dla wielu osób. Pokoje bezpieczne (mamad) to teoretycznie obowiązkowe, prywatne schrony wbudowane w każde nowe mieszkanie – wykonane z żelbetu, z uszczelnieniami na wypadek ataku chemicznego. W dużej mierze jednak ich jakość czy – w ogóle obecność – jest zależna od zamożności właścicieli/dewelopera. Istnieją też pokoje bezpieczne w instytucjach oraz schrony mobilne, ustawiane w rejonach przygranicznych. W budynkach bez tych zabezpieczeń, zaleca się chronić w łazienkach, klatkach schodowych lub przy ścianach nośnych. Największą zaletą mamadów jest natychmiastowa dostępność bez konieczności wychodzenia z domu.
16 czerwca – czwartego dnia wzajemnych bombardowań – izraelski Kontroler Państwa Matanyahu Englman po szeregu wizyt w miejscach trafionych przez irańskie rakiety, poinformował o alarmującym stanie infrastruktury bezpieczeństwa. Kontroler Państwa to w Izraelu niezależny od rządu urząd odpowiadający przed parlamentem i patrzący na ręce władzy wykonawczej oraz innym instytucjom. Jego biuro, podzielone na pięć departamentów i liczące ponad sto osób, monitoruje między innymi wojsko, spółki należące do państwa, samorządy czy ministerstwa. Jest, przynajmniej formalnie – bezpartyjny. W praktyce jednak zazwyczaj wybiera się go spośród 2–3 kandydatów wysuwanych przez większość rządzącą i opozycję. To o tyle ważne, że Englman – wybrany przez prawicową koalicję rządzącą i mający raczej dobre stosunki z Netanjahu – nie szczędzi krytyki obecnemu rządowi.
„Miliony Izraelczyków nie mają wystarczającej ochrony przed irańskimi rakietami” – ogłosił Englman. „W 2020 roku opublikowaliśmy niezwykle surowy raport na temat luk w systemie ochrony w Państwie Izrael. Wówczas ustalono, że blisko 2,6 miliona mieszkańców żyje bez odpowiedniej ochrony. Co więcej, przyznane na ten cel budżety nie zostały wykorzystane, a rządowe plany pozostały bez finansowania”.
„Zgodnie z innym raportem, który niedawno ukończyliśmy – dotyczącym schronienia i ochrony na poziomie samorządów – luki wciąż są ogromne. Obejmuje to miliony izraelskich obywateli nadal pozbawionych ochrony, niesprawne schrony publiczne, brak mapowania populacji bez dostępu do przestrzeni chronionych oraz niewystarczające przygotowanie do udzielania pomocy cywilom, po tym, jak zostaną poszkodowani” – powiedział Englman. Izraelski portal Maker w swoim reporcie mówi o 2,6 milionach, jednej czwartej wszystkich mieszkańców Izraela, pozbawionych dostępu do schronień.
Cenzura utrudnia ocenę zjawiska
Nasza wiedza na temat skutków irańskiego ataku na Izrael jest wyjątkowo ograniczona. Jesteśmy skazani na oficjalne stanowiska oraz cenzurowane media i organizacje pozarządowe.
W minionym tygodniu, izraelski rząd wprowadził nowe zakazy dotyczące informowania o skutkach ataku. Dziennikarze i redaktorzy mają zakaz filmowania miejsc uderzeń, zwłaszcza w pobliżu instalacji wojskowych, używania dronów i kamer szerokokątnych, podawania dokładnej lokalizacji ataków w określonych rozporządzeniem rejonach wrażliwych, a także pokazywania wystrzeliwania izraelskich rakiet czy przechwytywania pocisków irańskich. Zakazano również udostępniania materiałów z mediów społecznościowych bez uprzedniego zatwierdzenia przez cenzurę. Nowe przepisy weszły w życie i są egzekwowane z całą surowością – już we wtorek 17 czerwca zatrzymano pierwszych dziennikarzy, którzy je naruszyli.
Już wcześniej wprowadzono obowiązek uzyskania zgody wojskowego cenzora na publikację artykułów, które w jakikolwiek sposób odnoszą się lub mogą zagrażać bezpieczeństwu Izraela. W maju izraelsko-palestyński magazyn „+972” opisał, że właśnie następuje „bezprecedensowy wzrost cenzury medialnej”, najintensywniejszy od początku wojny w Gazie. Rocznie w Izraelu cenzurze poddawanych są tysiące artykułów.
Należy więc przyjąć, że prawie na pewno informacje, które mamy o zniszczeniach, stratach i ofiarach, są niepełne. W niedzielę 22 czerwca, w wyniku włączenia się USA do wojny, odbyło się pilne, nieplanowane spotkanie Rady Bezpieczeństwa ONZ. Zastępca Sekretarza Generalnego ONZ ds. Politycznych, Miroslav Jenča, powiedział na nim, że większość spośród 430 zabitych w Iranie to cywile, powołując się jednocześnie na izraelskie oficjalne dane o 25 ofiarach śmiertelnych i ponad 1300 rannych. Liczba 25 ofiar była podawana już w środę 18 czerwca. Oznaczałoby to, że przez ostatnich kilka dni nie było żadnych ofiar śmiertelnych, chociaż izraelskie media o takich donosiły w ramach opisywania pojedynczych ataków.
Schrony dla wybranych
Mimo blokady informacyjnej docierają do nas alarmujące informacje. Ofer Cassif, izraelski parlamentarzysta żydowskiego pochodzenia, od lat podnosił kwestie nierównego dostępu do schronów, wskazując na ograniczony dostęp do nich dla tak zwanych Israeli Arabs, osób posiadających pochodzenie arabskie, ale izraelskie obywatelstwo. Dzisiaj podnosi alarm, ponieważ lata ignorowania jego działalności skutkują śmiertelnymi ofiarami.
Cassif, 60-letni doktor filozofii, od kwietnia 2019 roku jest członkiem Knesetu z ramienia komunistycznej partii Hadash – jedynej wspólnej arabskiej i żydowskiej frakcji w parlamencie – i głosem sumienia w izraelskiej polityce.
W latach osiemdziesiątych był jednym z pierwszych izraelskich conscientious objectors – odmawiającym służby wojskowej ze względu na zasady moralne. Zamiast odbywać służbę wojskową na okupowanym Zachodnim Brzegu, po odmowie trafił do więzienia. Regularnie nazywa prawicowych polityków „nazistami”, a Benjamina Netanjahu, „arcymordercą” i „diabłem”, sprzeciwiając się okupacji i dyskryminującym politykom prawicy.
W ostatnich dniach Cassif odwiedzał obszary zamieszkane przez izraelskich Arabów oraz inne wykluczone grupy, które szczególnie ucierpiały w atakach. Odwiedził też miasteczko Tamra, gdzie wskutek ataku zginęły cztery kobiety z jednej rodziny, Khatibów. Zginęły, ponieważ nie miały w pobliżu żadnego publicznego schronu, a wybudowany w domu własnym sumptem wzmacniany safe room okazał się być niewystarczający w wypadku uderzenia rakiety. Betonowy strop „bezpiecznego pokoju”, załamał się na chroniące się w nim kobiety. Prywatnie budowane safe rooms różnią się jakością, mocno różnicując bezpieczeństwo bogatych i biedniejszych Izraelczyków. Najwyższy standard zapewniają publiczne schrony lub saferoomy budowane przez instytucje państwowe w publicznych budynkach.
Inny poseł Hadash, który również brał udział w wizytacji, Ayman Odeh powiedział w niedzielę, 15 czerwca: „Państwo, niestety, wciąż rozróżnia między jedną krwią [grupą etniczną – przyp. red.] a drugą”. Dodał: „Tamra to nie wieś, to miasto – ale bez żadnych publicznych schronów”. Zaznaczył, że podobna sytuacja dotyczy 60 procent władz lokalnych, czyli społeczności nieposiadających statusu miasta, z których wiele to miejscowości arabskie. Uznawanie wspólnot, nawet dużych, za „władze lokalne”, local authorities, a nie miasta, ma pozwalać na niewypełnianie określonych norm, dotyczących infrastruktury.
Jak podaje portal partii Hadash – w Tamrze, Sakhnin, Jadeidi-Makr, Majd al-Krum, Deir al-Asad, Rameh i Nahf – gdzie łącznie mieszka około 150 tysięcy obywateli – nie istnieje ani jeden publiczny schron. Dla porównania, w miastach Nahariya, Akka, Safed i Karmiel, które mają razem około 200 tysięcy mieszkańców, głównie żydowskich, istnieje około 600 publicznych schronów.
„Rząd Izraela, od momentu powstania państwa, nie zainwestował w ani jeden publiczny schron dla arabskiej części społeczeństwa” – powiedział cytowany przez „Guardiana” burmistrz Tamry, Mussa Abu Rumi. Wzmocnione „bezpieczne pokoje” mogą dać radę przy mniejszych ładunkach wystrzeliwanych przez partyzantkę Hamasu czy Hezbollahu lub przy niebezpośrednim trafieniu, jednak nie zapewniają ochrony przy prawdziwej, pełnoskalowej wojnie – co pokazał los rodziny Khatibów. Abu Rumi dodał, że jedynie 40 procent mieszkańców Tamry ma dostęp do safe rooms.
„Miliony obywateli Izraela mieszkają w domach bez wzmocnień konstrukcyjnych i bez dostępu do schronów publicznych — szczególnie w południowym Tel Awiwie, na Negewie oraz w arabskich miastach i wsiach — co naraża ich na realne i bezpośrednie niebezpieczeństwo w obliczu rosnącego zagrożenia ostrzałem rakietowym” – napisał Cassif.
Poseł opozycji doprecyzował ustalenia Kontrolera Państwa: tak, miliony osób w Izraelu mają niewystarczający dostęp do schronów i saferoomów, jednak tak się składa, że są to przede wszystkim członkowie mniejszości etnicznych, pracownicy zagraniczni i grupy w inny sposób wykluczone. Cassif zażądał w piśmie do Komisji Spraw Wewnętrznych i Ochrony Środowiska Knesetu zwołania posiedzenia w sprawie braku odpowiedniej ochrony w społecznościach o słabszym statusie społeczno-ekonomicznym, w tym w miastach arabskich.
Komisja Spraw Wewnętrznych i Ochrony Środowiska Knesetu przeprowadziła już w listopadzie 2024 posiedzenie poświęcone brakowi odpowiedniego zabezpieczenia w arabskich miejscowościach na północy kraju. Trzy organizacje – Injaz Center for Professional Arab Local Governance, Krajowy Komitet Przewodniczących Arabskich Władz Lokalnych oraz Sikkuy-Aufoq na rzecz Wspólnego i Równego Społeczeństwa – przedstawiły w tej sprawie dokument, zwracający uwagę jak bardzo paląca jest to kwestia. Postulowano wtedy stworzenie specjalnej grupy roboczej, która miała zająć się tym zagadnieniem. Podkreślano szczególne znaczenie takich inwestycji na północy.
59 procent ofiar wojny na północy to izraelscy Arabowie
Najbardziej wstrząsające są jednak konkretne liczby. Wspomniany wcześniej dokument z listopada, cytowany w „Jerusalem Post”, wskazuje, że izraelscy Arabowie, mimo że stanowią zaledwie 20–21 procent społeczeństwa, stanowili znaczącą większość ofiar „wojny na północy”, czyli wojny z Hezbollahem. Należy jednak uczciwe zaznaczyć, że jest to obszar, w którym jest ich zdecydowanie więcej niż w reszcie kraju – to niemal połowa populacji.
„Kwestia wzmocnienia infrastruktury ochronnej jest szczególnie pilna w północnych miejscowościach, gdzie mieszkańcy pozostają bez zabezpieczenia w obliczu narastającego zagrożenia wojennego. W wielu arabskich społecznościach na północy nie istnieją ani bezpieczne pomieszczenia ani schrony publiczne. Spośród 39 zbadanych osiedli, 23 to arabskie miejscowości, które nie mają odpowiedniego zabezpieczenia. Niedawny raport Komisji Spraw Wewnętrznych i Ochrony Środowiska Knesetu wykazał, że 59 procent ofiar na północy od początku wojny stanowili arabscy obywatele”.
Nie mamy na razie pełnych informacji, jednak pewne przesłanki – takie jak 25 oficjalnych ofiar śmiertelnych, doniesienia o śmierci 4 Arabek w Tamrze, 5 Ukraińców w Bat Yam i inne– wskazują, że i podczas tych bombardowań, mniejszości będą mocno nadreprezentowane wśród ofiar. W środowiskach palestyńskich pojawiają się zarzuty o celowości zaniedbań ze strony kolejnych prawicowych rządów. Myśl, że takie działanie może być nie tyle efektem ubocznym systemowej dyskryminacji, co wręcz jej celem – w końcu dzięki temu wróg zabija element społeczeństwa, który wzbudza niechęć i niepewność rządzących – może wydawać się nadużyciem. Jednak należy pamiętać, że Knesecie, w koalicji rządzącej, albo nawet na stanowiskach ministerialnych zasiadają ludzie tacy jak Ben Gvir, otwarcie życzący Arabom śmierci.
Odmawianie dostępu do schronów
O ile jednak brak inwestycji infrastrukturalnych w arabskich wioskach i dzielnicach może świadczyć o strukturalnym rasizmie i nierównym traktowaniu tych grup, dużo bardziej niepokojące są doniesienia od niewpuszczaniu obywateli Izraela pochodzenia arabskiego do schronów w trakcie bombardowań. Serwis Middle East Eye opisał szereg takich sytuacji, w tym historię pielęgniarki arabskiego pochodzenia, która nie została wpuszczona do schronu przez osoby, które znała i które leczyła. W momencie wydarzenia miała być w służbowym stroju i rozpoznana przez część osób w schronie. Mimo to, została zmuszona do przeczekania ostrzału na zewnątrz – bo była Arabką.
Wcześniej Middle East Eye informowało o Palestyńczykach, którym jednorazowo odmówiono wstępu do schronu w Jaffie, mimo że wcześniej pozwalano im tam się schronić.
W czwartek, 19 czerwca, grupa palestyńskich pracowników w Ramat Gan nie została wpuszczona do schronu, nawet po tym, jak irańskie rakiety uderzyły w budynki w centralnej części miasta.
Kolejne przypadki opisały Al-Jazeera i The New Arab. Za nimi zjawisko zaczęły relacjonować niektóre serwisy zachodnie, takie jak Yahoo.
Niedawno socialmedia obiegły też nagrania o rzekomym niewpuszczaniu do schronów Tajów, którzy stanowią dużą grupę pracowników zagranicznych w Izraelu. W przeciwieństwie jednak do szerzej opisanych przypadków niepuszczania izraelskich Arabów, ciężko zweryfikować, czy faktycznie takie zdarzenie miało miejsce i zdarzało to się częściej. Po ukazaniu się nagrań izraelski i tajski MSZ wystosowały wspólne stanowiska, mówiące o tym, że Izrael dokłada wszelkich starań, by zapewnić Tajom bezpieczeństwo. Zrealizowana przez BBC Monitoring analiza, stwierdza, że o ile ciężko w tym konkretnym przypadku wydać jednoznaczny werdykt, o tyle faktycznie jedna czwarta wszystkich Izraelczyków (obywateli, niezależnie od pochodzenia etnicznego) nie ma dostępu do żadnej formy schronu czy pokoju bezpiecznego. Analiza potwierdza też przypadki niewpuszczania Palestyńczyków i mniejszości do schronów publicznych.
Lewica podejmuje interwencje
Ofer Cassif, powołując się na publikacje o odmawianiu cudzoziemcom dostępu do schronów, 19 czerwca napisał na profilu X: „Skontaktowałem się dziś z Dowództwem Obrony Cywilnej z pilnym żądaniem utworzenia specjalnej infolinii do zgłaszania przypadków odmowy dostępu do schronów podczas alarmów. To niedopuszczalne, nielegalne, niebezpieczne i rasistowskie zjawisko, które dotyka głównie Arabów, cudzoziemców oraz grupy defaworyzowane, już teraz cierpiące z powodu nierównego dostępu do ochrony. Ten rasizm musi zostać natychmiast powstrzymany, a sprawcy pociągnięci do odpowiedzialności” – do tweeta załączone było zdjęcie wniesionego wniosku”.
Polityk wspierał także oddolne zbiórki, które miały sfinansować natychmiastowe ustawienie prowizorycznych schronów w społecznościach Arabów, Beduinów i innych grup wykluczonych. Jedna z nich zebrała około pół miliona szekli. Działania te są jednak kroplą w morzu potrzeb i wydają się jedynie w małym stopniu korygować lata zaniedbań czy wręcz szkodliwych polityk.
Historia izraelskich schronów wydaje się nieść dwie lekcje.
Po pierwsze, jeśli Izrael, „państwo na wulkanie”, mające obsesję na punkcie swojego bezpieczeństwa i inwestujące w nie olbrzymie środki, ma problemy z utrzymaniem swojej infrastruktury schronowej, to państwa takie jak Polska prawdopodobnie są w tragicznej sytuacji, której nie naprawimy w rok ani pięć.
Po drugie, jeśli budujemy państwo, które zgadza się na strukturalny rasizm, zakłada nierówną wartość żyć swoich obywateli i segreguje ich na kategorie, może się okazać, że samo społeczeństwo stanie się rasistowskie. Skutki takich działań ciężko przewidzieć – nie wydaje mi się, żeby wszyscy posłowie głosujący w 2018 za ustawą ustanawiającą wyjątkową rolę narodu żydowskiego w Izraelu zakładali, że kilka lat później ich rodacy będą odmawiać wstępu do schronów swoim sąsiadom, turystom czy lekarzom.
This issue was published as part of PERSPECTIVES – the new label for independent, constructive and multi-perspective journalism. PERSPECTIVES is co-financed by the EU and implemented by a transnational editorial network from Central-Eastern Europe under the leadership of Goethe-Institut. Find out more about PERSPECTIVES: goethe.de/perspectives_eu.
Co-funded by the European Union. Views and opinions expressed are, however, those of the author(s) only and do not necessarily reflect those of the European Union or the European Commission. Neither the European Union nor the granting authority can be held responsible.