Krzysztof Renik: 6 lipca XIV Dalajlama, duchowy przywódca Tybetańczyków, obchodzi dziewięćdziesiąte urodziny. Od lat uznawany jest za światowy autorytet w dziedzinie etyki i moralności. Propaguje harmonię międzyreligijną i pozbawioną przemocy współpracę pomiędzy ludźmi różnych kultur i cywilizacji. O tybetańskiej kulturze i cywilizacji, której przedstawicielem jest XIV Dalajlama, mówi się, iż może dać wiele współczesnemu światu. A zatem, co takiego jest w tybetańskiej tradycji, co takiego niesie w sobie nauczanie XIV Dalajlamy, iż warto interesować się tybetańskim przesłaniem kierowanym do współczesnych?

Adam Kozieł: Bez wątpienia tybetańska tradycja buddyjska jest współcześnie, jak podkreśla Jego Świątobliwość Dalajlama, najpełniejszą tradycją buddyjską. Tybetańczycy praktykowali i zachowali tradycje wszystkich głównych nurtów buddyjskich. A co ta spuścizna ma do zaoferowania światu? Wydaje mi się, że w najprostszy sposób można to przedstawić następująco: różnorakie tradycje buddyjskie, wchodzące w skład wielowiekowego dziedzictwa cywilizacji i kultur Wschodu, przez setki lat zajmowały się patrzeniem do wewnątrz, zajmowały się badaniem naszych umysłów. Cywilizacja zachodnia była natomiast skupiona na patrzeniu na zewnątrz i zainteresowana przede wszystkim eksploracją świata materialnego. Dzięki niej mamy dzisiaj komputery, internet, polecieliśmy na Księżyc i być może Elon Musk zabierze nas niedługo na Marsa. Nietrudno sobie jednak wyobrazić, że cywilizacje skupione na patrzeniu w ludzki umysł, czyli cywilizacje takie jak: indyjska, chińska, japońska, tybetańska, mongolska, dokonały równie niezwykłych i mających ogromne znaczenie odkryć.

Ale co te odkrycia mogą dać współczesnemu człowiekowi?

Bardzo wiele, zwłaszcza dzisiaj, gdy widzimy globalną epidemię ludzkiego niepokoju, lęków, zaburzeń psychicznych. Żyjemy w czasach niepohamowanego rozwoju technologii, które starają się przykuć naszą uwagę, żerując na strachu, złości i pożądaniu, oraz przemysłu nastawionego na ograniczenie tych niepokojów i lęków: farmaceutycznych specyfików, psychoterapeutów i doradców personalnych, alkoholu i narkotyków, mających służyć uśmierzeniu egzystencjonalnego bólu, którego doświadczamy. Jak powtarza Dalajlama, większość problemów, przed którymi stoimy, stwarzamy sobie sami. Jeśli mamy je rozwiązać, musimy zacząć od uspokojenia umysłów, zrozumienia własnych uczuć i pracy nad okiełznaniem negatywnych emocji.

Tradycja buddyzmu tybetańskiego czy tradycje wywodzące się z Tybetu mogą nam w tym pomóc?

W globalnym świecie możemy przebierać w różnych tradycjach jak w towarach na półkach w supermarkecie. Buddyjski sposób widzenia świata i naszych problemów z emocjami wydaje się mieć bardzo wiele do zaoferowania, czego najlepszym świadectwem jest trwająca od lat współpraca buddyjskich uczonych-mnichów z najwybitniejszymi naukowcami, psychologami i fizykami świata zachodniego. XIV Dalajlama stworzył w tym celu Instytut „Mind and Life”, czyli „Umysłu i Życia”.

O tej sferze aktywności XIV Dalajlamy w Polsce wiemy niewiele. Dalajlama kojarzony jest raczej z uśmiechniętym mnichem buddyjskim wygłaszającym szlachetne prawdy, o których w codziennym życiu często zapominamy. A zatem czym jest Instytut „Umysłu i Życia”?

Jeśli rzeczywiście pokutuje gdzieś taka protekcjonalna postawa, to jest bardzo niemądra. Chyba najbardziej niezwykłe w osobie i charyzmie Dalajlamy jest to, że głoszone przez niego z pozoru oczywiste prawdy są nie tylko dyskutowane, lecz także mają niezwykłą moc inicjowania bardzo wyrafinowanych, supernowoczesnych projektów naukowych i pedagogicznych, realizowanych przez najbardziej prestiżowe uczelnie na świecie. Paradoksalnie, ten status sprawia, że Pekin tak bardzo boi się działalności XIV Dalajlamy i uważa go za bardzo niebezpiecznego przeciwnika.

O jakie programy chodzi?

Choćby program „Wychowania społecznego, etycznego i emocjonalnego” (SEE Learning), realizowany dziś w wielu szkołach na całym świecie (w tym wszystkich publicznych w New Delhi). Początek dało jedno zdanie Dalajlamy, który nie negując potrzeby wychowania fizycznego, ubolewał, iż przeznaczając kilka godzin tygodniowo na lekcje wychowania fizycznego, nie poświęcamy ani chwili na wychowanie psychiczne.

Czyli na wychowanie, którego istotą byłaby praca nad własnym umysłem?

Oczywiście, że tak. Tyle że materialistyczna nauka zachodnia nie dorobiła się jeszcze definicji umysłu, widząc w nim najczęściej pochodną zachodzących w mózgu procesów chemicznych i elektrycznych. Wszystko, co wiemy i czego doświadczamy za pośrednictwem zmysłów wzroku, słuchu, smaku, węchu i dotyku, w istocie pochodzi z umysłu, który buddyjscy uczeni badają nieprzerwanie od ponad dwóch i pół tysiąca lat (co nasza europocentryczna arogancja z lubością sprowadzała do bezmyślnego gapienia się w przestrzeń).

I jakie są efekty tego badania?

Dzisiaj jesteśmy na etapie, na którym buddyści szukają sposobu na pokazanie współczesnej nauce, że świadomość to coś więcej aniżeli procesy elektryczne i chemiczne zachodzące w mózgu.

Na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy Dalajlama pisał swoją autobiografię „Wolność na wygnaniu”, takim punktem odniesienia była na przykład jogiczna praktyka tummo, czyli „wewnętrznego ciepła”. Jak w przypadku wszystkich praktyk buddyjskich, jej celem jest okiełznanie własnego umysłu, oczyszczenie negatywnych emocji (złości, żądzy i głupoty) oraz rozwinięcie całego potencjału mądrości i dobroci, żeby jak najlepiej służyć innym – ma jednak „efekt uboczny” w postaci wydzielania ciepła. Medytujący w himalajskiej jaskini adept, który nie tylko nie zamarza, ale roztapia śnieg na dwa metry wokół, przemawia do naszej wyobraźni.

Niegdyś praktyki te były tajemne, nie wykonywano ich publicznie, tylko ćwiczono w zaciszu jaskini albo klasztornej celi (choć opisywała je na przykład Aleksandra David Neel [1]). Dziś – dzięki decyzji Dalajlamy – rezultaty mogą być dokumentowane, mierzone i fotografowane przez zachodnich naukowców. Inną badaną obecnie praktyką jest tukdam, medytacja pośmiertna, podczas której fizycznie martwe ciało nie wykazuje żadnych oznak rozkładu, ponieważ za sprawą głębi skupienia i wglądu adepta wciąż pozostaje w nim – kilka dni lub nawet tygodni – najbardziej subtelny rodzaj świadomości.

Jak to pogodzić ze współczesnymi badaniami naukowymi?

Problem współczesnej nauki polega na tym, że jesteśmy przyzwyczajeni do mierzenia wszystkiego przysłowiową linijką, oglądania pod mikroskopem, obserwowania bardzo zaawansowanymi technologicznie instrumentami. Tybetańczycy mówią o ćwiczeniu umysłu, tak jak my mówimy o ćwiczeniu mięśni, trenowaniu ciała. Mówią o umyśle, który jest całkowicie niematerialny, nie ma kształtu, koloru, miejsca. Można go więc obserwować wyłącznie umysłem. W obliczu takich subiektywnych doświadczeń materialistyczna nauka rozkłada ręce.

Tajemnica przyciąga? Czy to są korzenie zainteresowania Tybetańczykami i buddyzmem tybetańskim?

Tybetańczycy mają pełną świadomość tego, jakim skarbem były i są dokonania ich mistrzów duchowych. W obronie tych skarbów ludzie poświęcali życie, dzięki czemu wraz z Dalajlamą Tybet zdołało bezpiecznie opuścić wielu wielkich nauczycieli buddyjskich. To ich charyzma dała buddyzmowi tybetańskiemu nowe życie za granicą. W książkach i artykułach z lat sześćdziesiątych XX wieku wraca pytanie – jak to możliwe, że ludzie, którzy stracili wszystko, są tak szczęśliwi, pogodni i dobrzy? Patrząc na nich, uświadamiamy sobie, że bardzo dotkliwie brakuje nam czegoś, czym dysponują oni. Zresztą dziś, po opublikowaniu wyników elektroencefalografii, tomografii komputerowej i rezonansu magnetycznego doświadczonych adeptów medytacji, mamy na to potwierdzenie „szkiełka i oka” i krzykliwe tytuły w mediach o „najszczęśliwszych ludziach na świecie”.

Sekretność buddyzmu tybetańskiego była częścią tybetańskiej cywilizacji. Czy to właśnie XIV Dalajlama dokonał przełomu i rozpoczął proces odtajniania sekretów tybetańskiej tradycji?

On dokonał tysięcy przełomów. Zacytujmy Dziamjanga Norbu [2], jednego z najwybitniejszych pisarzy tybetańskich, który jako nastolatek zaciągnął się do działającej z terytorium Nepalu tybetańskiej partyzantki: „W melinie z czangiem (warzonym w Indiach nielegalnie tybetańskim piwem z jęczmienia) spotkałem ngakpę z przekrwionymi oczami i kłębowiskiem kołtunów związanych na głowie w wielki turban. Stary adept został wezwany do miasta przez departament religii rządu na wychodźstwie, żeby zademonstrować uczonym z Harvardu efekty praktyki tummo, jogi wewnętrznego ciepła. Był autentycznie wkurzony, że musi wtajemniczać obcych w sprawy, które uważał za sekretne i święte, ale co zrobić – pan chce, sługa musi”. Tylko Dalajlama mógł zainicjować taki dialog.

Ale nie wolno zapominać, iż część nauk buddyjskich pozostaje sekretna i nadal jest przekazywana wyłączne ludziom odpowiednio przygotowanym na ich przyjęcie. Czy jest to motywowane przekonaniem, iż są nauki, które umysłom nieprzygotowanym nie przyniosą żadnego pożytku?

Dokładnie taka jest logika tych ograniczeń. Adept poznaje kolejne etapy nauczania dopiero wtedy, gdy przyswoi sobie te wcześniejsze. Zbyt szybkie przeskakiwanie kolejnych szczebli może być niebezpieczne, jak jazda szybkim samochodem. Można się nim przemieszczać szybciej, ale gdy coś pójdzie nie tak i dojdzie do wypadku, to jego skutki będą katastrofalne. Uczymy się wszystkiego stopniowo. Zaczynamy od alfabetu, a fizyka kwantowa jest później. Nie na pierwszej lekcji.

Skupiliśmy się na świadomości i umyśle, a kolejnym polem dialogu są zagadnienia z pogranicza fizyki i natury rzeczywistości. Przynajmniej w naszym rozumieniu, bo w rozumieniu Tybetańczyków, w gruncie rzeczy jest to nadal badanie własnego umysłu. Mamy świat zjawisk, cząsteczek, a kiedy te cząsteczki dzielimy i dzielimy, dochodzimy do momentu, w którym nie ma nic. Czyli do tego, co w buddyzmie nazywa się śunjatą – pustością. To jest ostateczna natura umysłu i zjawisk. Tybetańczycy z pełnym przekonaniem mówią, że fizyka kwantowa nie urodziła się na Zachodzie kilkadziesiąt lat temu, tylko przed wiekami w buddyjskich uniwersytetach Indii. Dla nich pierwszym fizykiem kwantowym był Nagardżuna [3]. Wiele wniosków, do których doszli nauczyciele buddyjscy, patrząc w swój umysł i spoglądając w naturę zjawisk, współczesna nauka potwierdza przy pomocy materialnych narzędzi, które na Zachodzie uznajemy za bardziej przekonujące.

Czy te wszystkie dociekania mistrzów tybetańskich dotyczyły wyłącznie działalności uczonych-mnichów związanych z klasztornym życiem uniwersyteckim?

Istniały dwie drogi dochodzenia do tych wniosków. Jedna to droga klasztorna poprzez studiowanie naukowych traktatów, druga – droga medytacji w odosobnieniu. Bohaterami tybetańskich podań są najczęściej ci drudzy adepci, bo dzięki „urzeczywistnieniu” wiedzy o pustej naturze wszechrzeczy, potrafili zakończyć dysputę z gryzipiórkami, wychodząc z pokoju nie przez drzwi, a przez ścianę!

W polskich kinach pokazywany jest obecnie film „Dalajlama. Przez mądrość do szczęścia”. W tym filmie Jego Świątobliwość mówi, że zależy mu na stworzeniu czegoś, co nazywa mapą umysłu i emocji, żebyśmy mogli być świadomi tego, co się w nas dzieje, a na razie (jak z eskimoskimi określeniami bieli) nie mamy nawet nazw opisywanych w Abhidharmie [4] stanów mentalnych. Pomaga mu w tym wybitny psycholog Paul Ekman [5], który przez lata był sceptyczny wobec tak zwanej ezoteryki. Zmienił zdanie, spotkawszy Dalajlamę w Indiach i przekonawszy się, jak sam mówi, że „dobra można dotknąć”. Jego żona twierdzi, że przy okazji pozbył się także swoich słynnych napadów wściekłości, co stanowi najlepszy dowód, że warto studiować mądrość przekazywaną przez tybetańską tradycję buddyjską.

Czy zdaniem Dalajlamy akceptacja wielu przekonań wpisanych w tradycję buddyzmu tybetańskiego jest równoznaczna z przejściem na buddyzm?

Dalajlama nikogo nie namawia do przechodzenia na buddyzm. Wielokrotnie mówił, iż najzdrowiej jest, gdy każdy pozostaje przy tradycji, w której się urodził, wychował i ukształtował. Jednocześnie wszystkie pozytywne emocje – dobroć, miłość, współczucie – o których tak często mówi Dalajlama, z natury nosimy w sobie. Są w nas, przyrodzone, niezależnie od tego, czy praktykujemy tradycję chrześcijańską, buddyjską czy nie wyznajemy żadnej wiary. Złożywszy pierwszą zagraniczną wizytę w Chinach w 1954 roku i dwa lata później w Indiach, Dalajlama mógł się przekonać, że większość ludzi nie jest buddystami i jeśli ma im skutecznie służyć, musi odwoływać się nie do swojej religii, tylko do podstawowych, wspólnych wszystkim ludzkich wartości.

Dalajlama jest przekonany, że wszyscy ludzie są fundamentalnie tacy sami. Chcą być szczęśliwi i nie chcą cierpieć. I mają do tego równe prawo. Co więcej, jego zdaniem, z natury jesteśmy dobrzy i życzliwi, a nie agresywni i egoistyczni – musimy to tylko dostrzec, przyjąć do wiadomości i zacząć w sobie pielęgnować. W najlepiej pojętym interesie własnym i wspólnym. Te proste prawdy coraz częściej potwierdza współczesna nauka, odchodząc o prymitywnego rozumienia „przetrwania najsilniejszych”.

Przypisy:

[1] Alexandra David-Néel urodzona jako Louise Eugenie Alexandrine Marie David, po mężu Néel (ur. 24 października 1868 w Saint-Mandé, zm. 8 września 1969 w Digne-les-Bains) – francuska orientalistka, znawczyni Tybetu, śpiewaczka operowa, dziennikarka, odkrywczyni, anarchistka, buddystka i pisarka. Jako pierwsza kobieta z Europy dotarła do Tybetu.

[2] Jamyang Norbu (Dziamjanga Norbu) jest tybetańskim aktywistą politycznym i pisarzem, obecnie mieszkającym w Stanach Zjednoczonych. Wcześniej przez ponad 40 lat mieszkał na wygnaniu w Indiach.

[3] Nagardżuna – żyjący w II wieku twórca filozofii madhjamiki. Jego dzieło „Mula Madhjamaka Karika” jest podstawą, z której wyrosło kilka filozoficznych szkół buddyjskich, objaśniających pustkę wszystkich zjawisk. Jest uważany za 14 patriarchę medytacyjnej linii przekazu Dharmy.

[4] Abhidharma – termin znaczący właściwie „o dharmie”, tradycyjnie tłumaczony jednak jako „Najwyższa Dharma”. Według niektórych psychologów Zachodu Abhidharma stanowi system psychologiczny typowy dla Wschodu, bardzo usystematyzowany i skomplikowany, zawierający wiele dobrze sformułowanych koncepcji psychologicznych.

[5] Paul Ekman (ur. 15 lutego 1934 w stanie Waszyngton) – amerykański psycholog, pionier w dziedzinie badań emocji i ich ekspresji ruchowo-mimicznej związany z University of California San Francisco.

 

This issue was published as part of PERSPECTIVES – the new label for independent, constructive and multi-perspective journalism. PERSPECTIVES is co-financed by the EU and implemented by a transnational editorial network from Central-Eastern Europe under the leadership of Goethe-Institut. Find out more about PERSPECTIVES: goethe.de/perspectives_eu.

Co-funded by the European Union. Views and opinions expressed are, however, those of the author(s) only and do not necessarily reflect those of the European Union or the European Commission. Neither the European Union nor the granting authority can be held responsible.