Imigranci to ogień i chaos na ulicach, Mercosur to suche pola. Polska to złociste zboże, flagi, rodzina. W filmiku, który promuje planowaną na sobotę demonstrację PiS-u w Warszawie, wszystko jest po staremu. Emocje dobre są biało-czerwone, złowieszcze są obce, czerwone i czarne.
Jedne i drugie są wywołane abstrakcyjnymi tematami.
Poważny polityk ma swojego wroga
Oczywiście, mówiąc poważnie, polityka migracyjna to poważne wyzwanie. A umowa z krajami Mercosuru, czyli Ameryki Południowej, ma przeciwników nie tylko po stronie prawicowej. Jednak w tym spocie chodzi o coś innego. O sprawdzenie skuteczności wskazanego wroga. Bo dobry temat polaryzacji to podstawa bytu partii politycznej.
Imigranci budzą emocje niemal wszędzie. W Polsce temat imigracji oznacza jednak co innego niż w Niemczech czy we Francji.
Nie należy lekceważyć działalności zagranicznych grup, z Ukrainy czy Gruzji, ale u nas imigranci nie walczą na ulicach o swoje prawa, nie przeprowadzają zamachów, nie atakują. Na co dzień to oni najczęściej są ofiarami. Żeby słowu „imigrant” nadać odpowiednio złowieszcze brzmienie, trzeba było włożyć wiele wysiłku, żeby odpowiednio wpłynąć na wyobraźnię.
Teraz imigranci są z bliska, dlatego mają odbierać krzesło w poczekalni
W kampanii wyborczej w 2015 roku, kiedy zaczął się pierwszy odczuwalny dla całej Europy kryzys migracyjny, imigranci mieli „roznosić mikroby”. Byli z odległych krajów i trzeba było znaleźć powód do strachu przed czymś, co jest daleko.
Wtedy imigrant zamieniał kościół w meczet. Tylko w czyjejś głowie, ale skutecznie, bo budził strach. Teraz jeszcze odbiera nam pracę, lekarza, urzędnika, bezpieczeństwo. Również w czyjejś głowie i również skutecznie.
I tak dochodzimy do sytuacji, w której PiS, zapraszając na swój marsz, nie musi już nic tłumaczyć, pokaże tylko krótką migawkę ulic w ogniu. Emocje budzą się same.
Godny potomek Potwora Dżender
Z Mercosurem jest jeszcze bardziej abstrakcyjnie. Bo o rzeczywiste skutki tego porozumienia handlowego spierają się nawet najlepsi eksperci, którzy doskonale znają wszelkie implikacje i warunki gospodarcze.
Zwykły człowiek, z całym szacunkiem, wie tyle, ile usłyszy w ulubionej telewizji. I też nie do końca. Zwykły człowiek zna temat hasłowo i pobieżnie.
Ale to nie przeszkadza, żeby z Mercosuru zrobić godnego potomka Potwora Dżender. Czyli coś, co jest dla nas trochę abstrakcyjne, ale wiadomo, że ma nas zniszczyć. Ma zmuszać chłopców w przedszkolach do malowania paznokci. Groza.
Taka sama, jak niejasny do końca dla wszystkich Mercosur. Nie ważne, czy polscy rolnicy rzeczywiście przez niego ucierpią. Ważne, że obco brzmi i można go łatwo zilustrować suchym polem bez upraw.
Kto będzie następnym wrogiem?
Po frekwencji na sobotniej demonstracji PiS-u zobaczymy, jak to podziała. Czy działa jeszcze dobrze lęk przed imigrantami? Czy podziała przed Mercosurem?
Bo walka polityczna nie śpi i trzeba mieć dobrze zaktualizowanego wroga, żeby nie dać o sobie zapomnieć.
I tu pojawia się rzecz najważniejsza. Jak wiele szkód wywoła „eureka” PiS-u? Czyli – kto tym razem trafi na sztandary polaryzacji jako nowe odkrycie i jak bardzo na tym ucierpi po to, żeby PiS mogło rosnąć w sondażach?
Strach przed tym, kto może stać się wrogiem
Obawiam się, że wrogami znowu zostaną ci, którzy już nimi byli. Bo przez to w Polsce wciąż nie ma nawet ustawy o związkach partnerskich, jest okrutna ustawa antyaborcyjna, są ataki na imigrantów.
Osoby LGBT, kobiety, imigranci z powodu walki politycznej czuć się będą w Polsce jeszcze gorzej.
Równie mocno boję się tego, że bezwzględni politycy znajdą nowego wroga, który jeszcze nie spodziewa się, że nim jest. Ale przekona się, jak to jest nim być. A przed nami wszystkimi otworzą się kolejne wrota piekieł.
Podczas ostatnich kampanii wyborczych nowy wróg nie znalazł się. Osoby LGBT już, na szczęście, ewidentnie przestały „straszyć” elektorat prawicy, bo nie było o nich wiele. Na prowadzenie wysunął się temat Zielonego Ładu i imigrantów, ale oba nie były nowe.
Sobotnia demonstracja PiS-u pokaże, jak trzyma się ksenofobia. Bo lęk przed Mercosurem to pewnie nie zawsze realna obawa o kondycję polskich gospodarstw rolnych, a o to, że w polskim sklepie (nawet jeśli jest niemiecki albo portugalski) będą obce pomidory.
Nawet jeśli od lat pomidory są zazwyczaj tureckie, hiszpańskie czy marokańskie.