SPIĘCIE: Podatki nie powinny być ani regresywne, ani progresywne [NOWA KONFEDERACJA]
Dążenie do tego, by ciężar finansowania państwa nie spoczywał na barkach mniej zarabiających, nie musi oznaczać rozwoju fiskalizmu.
Dążenie do tego, by ciężar finansowania państwa nie spoczywał na barkach mniej zarabiających, nie musi oznaczać rozwoju fiskalizmu.
Polska polityka jest podzielona w niemal każdej możliwej sprawie. Istnieje jednak spór, w którym wszystkie główne siły stoją po tej samej stronie. Po drugiej znajduje się bowiem… rzeczywistość.
„Solidarności społecznej nie buduje się w ten sposób, że się bez przerwy o tym mówi. Buduje się tak, że pieniądze, które są pieniędzmi podatników, wydaje się sensownie, to znaczy tak, by było to zauważalne, uczciwe, kontrolowalne i przejrzyste”, mówi senator niezależny.
Premier Morawiecki mówił kiedyś, że wolałby mieć do czynienia z ponad 200-procentowym japońskim zadłużeniem niż z ponad 50-procentowym polskim. Dlaczego? Bo sposób zadłużenia kraju stanowi także o suwerenności jego gospodarki.
Gdyby polską gospodarkę porównać do samochodu, powiedziałabym, że właśnie spuściliśmy płyn hamulcowy i wyrzuciliśmy zbędny balast w postaci zapasowych kół, apteczki i poduszek powietrznych – mówi ekonomistka z Uniwersytetu Warszawskiego.
Tradycyjnym nieporozumieniem w debacie ekonomicznej jest pomieszanie pojęć takich jak podniesienie wpływów podatkowych i podniesienie stawek podatkowych. Praktyka pokazuje, że podnosząc stawki, czasami powodujemy obniżenie wpływów podatkowych, innym razem obniżenie stawek powoduje wzrost wpływów.
„Czy można działać bez planu? Absolutnie nie. Ale drugie pytanie brzmi, jaki cel stawiamy przed tym planem? W tym wypadku mamy obietnicę zażegnania zagrożenia ze strony pięciu potężnych pułapek. Sensu w realizacji takiego celu nie ma”.