Wstydliwa historia Ameryki. Recenzja filmu “Czas krwawego księżyca” w reżyserii Martina Scorsesego
Najnowszy film Scorsesego to jeden z najlepszych w jego dorobku: western spotyka się tu z dramatem historycznym, a kryminał z opowieścią miłosną.
Najnowszy film Scorsesego to jeden z najlepszych w jego dorobku: western spotyka się tu z dramatem historycznym, a kryminał z opowieścią miłosną.
Film Rubena Östlunda to prosta historia, kadr ze zwyczajnego życia wycięty z rodzinnego wyjazdu na narty. Jednak w „Turyście” to, co zwyczajne skrywa potężny potencjał dramatyzmu: zaostrzenie kryzysu męskości oraz nieunikniony konflikt pomiędzy nieświadomymi popędami a superego.
Bohaterem tegorocznej ceremonii miała się stać sama Ameryka. Rok 2014 przynosi w Hollywood kontynuację tych samych rozliczeń oraz w gruncie rzeczy spokojną ceremonię, o której po latach będą pamiętać tylko historycy kina. Może i dobrze.
Kwalifikując film jako katastroficzny, warto przeprowadzić test dwóch pytań. Pierwsze: czy film opowiada o nagłym krachu jakiegoś globalnego, życiodajnego systemu? Drugie: czy opiera się na dominancie moralnej, względnie polityczno-moralnej? „Wilk z Wall Street” spełnia pierwsze z nich. Kołem zamachowym historii jest bowiem globalny krach systemu finansowego (Czarny Poniedziałek roku 1987), które to zdarzenie formuje głównego bohatera.
Szanowni Państwo, W czwartek, 9 stycznia, po godzinie 15.00 gościem radia Tok FM będzie Łukasz Pawłowski z naszej redakcji. Tematem rozmowy będą nierówności ekonomiczne w Stanach Zjednoczonych, działania Waszyngtonu wobec rynków finansowych podjęte po krachu gospodarczym z roku 2008, a także wpływ wielkich korporacji na amerykańską politykę. Inspiracją do dyskusji jest wchodzący właśnie na nasze ekrany […]
Pod kilkoma względami można potraktować „Wilka z Wall Street” jako ukoronowanie dotychczasowej twórczości Martina Scorsese. 71-letni reżyser odświeża narracyjny styl wypracowany na potrzeby „Chłopców z ferajny” i doszlifowany w „Kasynie”, jednocześnie zaprzęgając do niego szaleńczą, komediową energię, która napędzała niedoceniane „Po godzinach”.