0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > PAWŁOWSKI: Dokument niewiarygodny

PAWŁOWSKI: Dokument niewiarygodny

Łukasz Pawłowski

Dokument niewiarygodny

Ostatniemu filmowi Kathryn Bigelow trudno wystawić jednoznaczną ocenę. Chociaż „Hurt Locker” to bez wątpienia najlepszy do tej pory obraz o wojnie w Iraku, aż roi się w nim od scenariuszowych niespójności, fabularnych „szwów” i zwykłych błędów rzeczowych, widocznych nawet dla wojskowego laika.

Każdą recenzję tego filmu powinno zaczynać się od wyjaśnienia tytułu: po pierwsze, dlatego że polski przekład („W pułapce wojny”) nie oddaje angielskiego znaczenia, a po drugie – dlatego że wraz z cytatem umieszczonym na początku, tytuł dokładnie wyjaśnia fabułę filmu. „Hurt Locker” to określenie oznaczające w języku potocznym „okres przytłaczającego bólu fizycznego lub psychicznego, od którego nie sposób się uwolnić”, a w slangu militarnym „niebezpieczne miejsce, w którym istnieje duże ryzyko śmierci lub odniesienia ran”. W filmie Bigelow Irak jest właśnie takim miejscem. Oddział amerykańskich saperów, któremu towarzyszymy przez kilkadziesiąt dni misji, nieustannie balansuje na granicy śmierci. Każdy wyjazd z bazy może zakończyć się tragicznie, a napięcie towarzyszące kolejnym patrolom zostało przez Bigelow oddane bardzo realistycznie. Na tym jednak właściwie kończą się pochwały.

Podstawą filmu jest pytanie nie tyle o reakcję człowieka na sytuację wojny, ile o możliwość powrotu do normalnego życia po jej zakończeniu. Czy żołnierz, codziennie ocierający się o śmierć, zredukowany do absolutnie podstawowej chęci przetrwania, może powrócić do spokojnego i dostatniego życia amerykańskiego mieszczucha? O tym, jakiej odpowiedzi udzieli nam na to pytanie reżyserka, informuje nas wspomniany już cytat z książki „War Is a Force That Gives Us Meaning” amerykańskiego pisarza, dziennikarza i korespondenta wojennego Chrisa Hedgesa, który pojawia się na początku filmu. Cytat to na tyle jednoznaczny, że zaledwie po wstępnym przedstawieniu nam bohaterów wiemy już, jak mniej więcej potoczy się akcja.

Pewien stopień przewidywalności nie jest jednak największą wadą tego filmu. O miano to rywalizują ze sobą powtarzalność i… niewiarygodność. Motyw zderzenia okropności wojny z utraconą bezpowrotnie niewinną przeszłością lub też dostatnim spokojem panującym na tyłach, należy do najstarszych w gatunku wojennym. Natykamy się na niego w „Na zachodzie bez zmian”, kiedy główny bohater Pawel Bäumer podczas przepustki odwiedza rodzinną miejscowość. Nikt go nie rozumie, nikt nie ma pojęcia o tym, co dzieje się na froncie (tam przecież „bez zmian”), a sam dom rodzinny oraz wypełniony książkami i dawnym życiem pokój zdają się należeć do kogoś innego. Spotykamy ten motyw także w słynnym filmie „Najlepsze lata naszego życia” Williama Wylera z 1946 roku – w którym grupa amerykańskich poborowych próbuje na nowo ułożyć sobie życie zmienione przez doświadczenia wojenne – w „Łowcy jeleni”, w „Urodzonym 4 lipca”, a nawet w pierwszej części „Rambo”. Listę tę z pewnością można by znacznie wydłużyć.

Skoro jednak, opierając się na podobnym motywie, zdołano stworzyć tak wiele wybitnych filmów wojennych, dlaczego nie miałby do tego grona dołączyć „Hurt Locker”? Przede wszystkim ze względu wspomnianą już niewiarygodność. W filmie Bigelow amerykański kontyngent w Iraku zostaje zredukowany do trzech żołnierzy rzuconych na obcą ziemię bez żadnego wsparcia – niczym ostatni sprawiedliwi sami jeżdżą na misje, sami rozbrajają bomby i sami muszą dbać o swoje bezpieczeństwo. Rozumiem, że celem reżyserki była koncentracja na losie każdego z żołnierzy, ale realizując swoje zamierzenia, posunęła się za daleko. Zaletą tego filmu, do którego scenariusz napisał amerykański korespondent wojenny Mark Boal, miała być przede wszystkim autentyczność. Tymczasem widz odnosi wrażenie, że losy bohaterów są jedynie marną przykrywką dla jasnej jak słońce tezy, którą chcą nam przekazać twórcy. Czy rzeczywiście rok 2009 był dla kina tak fatalny, że trzeba było wygrzebać film nakręcony rok wcześniej, by w ogóle było komu przyznać główną nagrodę? A jeśli tak, dlaczego do Oscara za najlepszy film zgłoszono aż dziesięć obrazów?

* Łukasz Pawłowski, doktorant w Instytucie Socjologii UW, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 61 (11/2010) z 16 marca 2010 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 61

(10/2010)
16 marca 2010

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj