0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > WĄDOŁOWSKA: „Bez serc,...

WĄDOŁOWSKA: „Bez serc, bez ducha”, czyli „Kompleks Portnoya” w wykonaniu Teatru Konsekwentnego

Agnieszka Wądołowska

„Bez serc, bez ducha”, czyli Kompleks Portnoya w wykonaniu Teatru Konsekwentnego

W repertuarze Teatru Konsekwentnego czytamy, że jest to przedstawienie inspirowane powieścią Philipa Rotha. Ciekawe słowo ta inspiracja. Taka praktyczna baryłeczka do przechowywania różnych różności – żeby użyć cytatu z „Kubusia Puchatka” jako prostej metafory. Znaczy tyle, że przedstawienie ma coś wspólnego z książką. I ma nawet całkiem sporo. Niestety, jest parę ale…

Po pierwsze, brakuje tak zwanego „ducha”. Reżyser i scenarzysta (jak również założyciel teatru) Adam Sajnuk rozpisał strumień świadomości powieść na role. Stworzył dość dosłowną ilustrację do monologu, który książkowy Aleks snuje podczas wizyty u doktora Spielvogle’a. Nie ma więc na scenie miejsca na freudowską kozetkę, z której tytułowy Aleksander Portnoy mógłby wyrażać swoją tytułową skargę (oryginalny tytuł „Portnoy Complaint” dosłownie znaczy tyle co „Skarga Portnoya”). Za to jest miejsce na postaci rodziców i kochanek Aleksa. Pozbawienie tekstu czytelnej ramy narracyjnej, rozpisanie monologu na głosy jak i realistyczna konwencja całego przedstawienia stępiły tekst, odebrały mu celność subiektywnej kpiny. Bo trzeba przyznać, że choć książkowym Aleksem targa złość, bunt i poczucie winy na przemian z sentymentalizmem, podnieceniem i rozrzewnieniem, nie traci ani na chwilę autoironicznego tonu. Realistyczne dopowiedzenie, jakim w tym wypadku jest dokładne pokazanie treści, nie oddaje jego szyderczo- buntowniczego stylu, a tym samym odziera tekst z najważniejszego elementu.

W powieści Philipa Rotha, prowokacyjnego amerykańskiego prozaika, bohater w czasie psychoanalitycznego seansu stara się dokopać do źródła swojej frustracji, poczucia winy i odrzucenia. Tworzy przy tym obraz hermetycznej społeczności amerykańskich Żydów z lat 60tych, których życie codzienne reguluje cała masa norm: społecznych, kulturowych, a nade wszystko religijnych. Uroczą kulminacją świadomości, że wszystkie sfery życia podlegają regulacjom jest pytanie małego Aleksa: „A czy my wierzymy w śnieg?” W przedstawieniu jednak i tak już subiektywnie przedstawione przez Aleksa postaci stają się zupełnie jednowymiarowe. „Bez serc, bez ducha.” Zostają szkielety, chodzące stereotypy z nieznośnie przewidywalnymi zachowaniami. To jak mało śmieszny szmonces, o znanej z góry puencie.

„Zahamowania nie rosną na drzewach – wymagają cierpliwości, skupienia, oddanych i pełnych poświęceń rodziców, no i posłusznego pracowitego dziecka, a już po kilku latach wyrośnie z niego wiecznie spięty, zablokowanych człowiek” – analizuje sam siebie tytułowy bohater. Portnoy jest wzorcowym przykładem potwierdzającym freudowskie założenie, że kultura jest źródłem cierpienia jednostki, że normy regulujące życie zbiorowości niszczą indywiduum. Jedynym wyjściem jest uderzenie w tabu, dlatego też Portnoya cechuje perwersyjna wręczy przyjemność z łamania wszelkich zakazów. W obsesyjnej masturbacji znajduje największe rozładowanie. Jednak z tą przyjemnością nierozerwalnie związana jest świadomość winy i permanentne poczucie wstydu oraz nie odstępujący go lęk przed karą. Walka Erosa z Tanatosem. Starcie super ego i id. W przypadku Aleksa jest to też konflikt między dwiema kobietami – matką, źródłem oczekiwań i zakazów i Małpką, której przezwisko ma oddawać jej sprawność seksualną, źródłem zaspokojenia. Ta pierwsza ma dwa oblicza – grozi nożem niejadkowi (podręcznikowy już dzisiaj przykład lęku przed kastracją), krzyczy, kontroluje, karci, wie jak wzbudzić poczucie winy i łzy, ale jest jednocześnie niedoścignionym ideałem. Jak zatopiony w bursztynie owad w jego pamięci precyzyjnie zachował się moment, gdy powoli wkładała pończochy. Przeciwwagą dla niej jest Małpka, obraz oddania się instynktom, nieskrępowania seksualnego i uwolnienienia od wszelkich norm. Właściwie wszystkie kobiety, jakie Aleks poznaje, są wersjami Małpki. Wszystkie, oprócz matki, grane są przez jedną aktorkę – dla bohatera wszystkie zlewają się w jednorodny obiekt pożądania, pożądania wbrew normom i zakazom swojej społeczności.

Gdy „Kompleks Portnoya” ukazał się 1969 roku, w dobie rewolucji obyczajowej, miał budzić kontrowersje bezpruderyjnymi opisami wybujałej seksualności. Dziś już byle scena z parą kotłującą się po łóżku nie gorszy widza. Widz już za dużo widział. A samo burzenie tabu związanego ze słowem na „s” nie budzi już dziś emocji, wydaje się być wyważaniem otwartych drzwi. Podobnie było w przypadku „Przebudzenia Wiosny” wystawianego w 2008 roku w Teatrze Powszechnym. Frank Wedekind już pod koniec XIX wieku pisał o seksualności dziecięcej. U Wedekinda, podobnie jak u Rotha, ukarani przez społeczeństwo zostają ci którzy z całą naiwnością szukają prawdy w czystej formie, w zupełnie nieskrępowanej i nieograniczonej społecznymi normami zachowań. Kiedy dają się ponieść nie okiełznanym jeszcze emocjom – pożądaniu i melancholii (namiętności i samotności) – wpadają, w ten sam co Portnoy, wir napędzany pędami życia i śmierci. Jednak społeczeństwo dopilnuje, żeby jego wartości zostały utrzymane. Samobójstwo jednego z młodzieńców zostanie wytłumaczone jako czyn potwierdzający jedynie słuszność ładu moralnego, a niechciana ciąża zostanie na siłę usunięta. Społeczeństwo nakłada popędom kaganiec, tłamsi i tłumi. Oba teksty były prowokacyjne w momencie ich pisania, dziś jednak nie budzą już kontrowersji. To nie tak, że poradziliśmy sobie ze swoja seksualnością i tym, jak urabia nas społeczeństwo, ale oswoiliśmy się z tym, że o tym rozmawiamy. Jeżeli tę ważną, ale już nie wstrząsającą treść, podać w zwyczajnym opakowaniu to: „jak ma zachwycać, skoro nie zachwyca?”.

Jak ma gorszyć, skoro nie gorszy?

Wiele można zarzucić przedstawieniu w Starej Prochowni, ale na pewno jest impulsem, by sięgnąć do powieści Rotha, którą „Time” zaliczył to 100 najważniejszych książek XX wieku, pisząc, że: „jest zbyt śmieszna, by nie traktować jej poważnie”.

*Agnieszka Wądołowska, absolwentka filologii angielskiej UW.

„Kultura Liberalna” nr 72 (22/2010) z 25 maja 2010 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 72

(21/2010)
25 maja 2010

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj