MMu-na-drzewie_420pxRGBNiepowstrzymany chichot i nagłe wybuchy głośnego śmiechu sprawiły, że mój mąż zajrzał z zaciekawieniem do pokoju.

– Wszystko w porządku? – zapytał podejrzliwym głosem, widząc, że leżymy z córką na podłodze, przyjąwszy w dodatku jakieś dziwne pozy.

– Tak! – odparłyśmy chórem. – My tylko czytamy o Mamie Mu!

Mama Mu jest krową. I – jak to krowa – jest nastrojona raczej refleksyjnie do życia, a przeżuwanie myśli idzie jej równie dobrze, jak przeżuwanie trawy. Czasem wyniknie z tego zupełnie niekrowia zachcianka. Ot, taka na przykład, żeby wspiąć się na drzewo. Albo pozachwycać się zachodem słońca. Lub założyć zoo w gospodarstwie: z psem, kotami, kurami i myszami. A nawet muchami.

Mama Mu ma przyjaciela, Pana Wronę. Nieco zrzędliwy i marudny z niego typ, za to bystry obserwator i mistrz celnej riposty. Pan Wrona ma o sobie dość wysokie mniemanie i zapomina czasem o uczuciach innych. Choć jednak zgrywa chojraka, w gruncie rzeczy jest dość bojaźliwy i wrażliwy. Ma też spore trudności z przyznaniem się do własnych uczuć i głębokiego przywiązania do swej czworonożnej muczącej przyjaciółki.

Tych dwoje prowadzi przez całą książkę przezabawne dyskusje, z których wynikają mocno oryginalne pomysły. Które oczywiście trzeba natychmiast wcielić w życie.

IMG_8065
Zuzia i Mama Mu. Muzeum Junibacken, Sztokholm 2011

Przygody wyjątkowej krowy i jej ptasiego przyjaciela cieszą się niezmiennym zainteresowaniem polskich dzieci i ich rodziców już od kilku lat (a konkretnie od 2007 roku, kiedy ukazała się pierwsza książka o Mamie Mu). Na rynku dostępnych jest sześć książek obrazkowych, kolorowanka oraz dwa tomy opowiadań. „Mama Mu na drzewie” to właśnie taki zbiór, w którym jest wiele do poczytania, a także niemało do oglądania, bo całość opatrzona jest znakomitymi ilustracjami Svena Nordqvista. Moja córka kocha go za postać kota Findusa, za pieczołowitą drobiazgowość ilustracji, feerię barw i ogromne poczucie humoru. Wystarczy tylko spojrzeć na rozmarzone spojrzenie jego Mamy Mu i nabzdyczoną minę Pana Wrony, by nie móc powstrzymać śmiechu. Zebranie dziesięciu opowieści w jednym wydaniu, poręczny format (16 x 21,5 cm) i zszywane stronice sprawiają, że ten tytuł to znakomity czytelniczy wybór na letni wyjazd.

Mama-Mu-na-drzewie_str-74Uczynienie zwierząt bohaterami książki i nadanie im cech osobowych to oczywiście klasyczny zabieg literacki, który jednak został tu zastosowany tylko częściowo. Mama Mu nie chodzi bowiem na dwóch nogach, nie ubiera się w ludzkie stroje, muczy po krowiemu, podobnie jak Pan Wrona kracze, a ich mowa nie jest zrozumiała dla ludzi. Jednocześnie marzenia zwierząt są jak najbardziej ludzkie: Mama Mu chce wdrapywać się na drzewa, założyć zoo w gospodarstwie, przede wszystkim zaś pragnie realizować własne marzenia, być twórcza i cieszyć się życiem. Do przeszkód stojących jej na drodze (wszak jest krową i nauka wspinania się po drzewach to prawdziwe wyzwanie) podchodzi ze stoickim (krowim) spokojem, poczuciem humoru i dużym dystansem do samej siebie.

Mały czytelnik z aprobatą i fascynacją przyjmuje coraz to nowe pomysły Mamy Mu. Obserwując jej ufną, ciekawą życia postawę, szczerą gotowość do działania oraz niezrażanie się niepowodzeniami, buduje wiarę w siebie i gdzieś tam, między wierszami, nabiera ochoty, by samemu też spróbować coś przedsięwziąć, odważyć się uczynić coś, czego bardzo się chce. Tak jak Mama Mu, która, nie oglądając się na inne krowy, zwisa z gałęzi „bez trzymanki” albo wije się po ziemi, udając węża, lub kica jak królik, po prostu dlatego, że akurat ma ochotę na takie zabawy.

Mama-Mu-na-drzewie_str-76

I chociaż Pan Wrona komentuje z dezaprobatą: „Kra, krowom nie wolno chodzić po drzewach. Krowy tego nie potrafią. Krowy tego nawet nie chcą” – ona odpowiada po prostu: „Muu, ale ja chcę. Chcę się wspiąć na sam czubek, tam, gdzie udaje się dostać tylko ptakom, wiewiórkom i dzieciom”. Bo kto powiedział, że krowa musi czerpać radość tylko z przebywania na łące i jedzenia trawy? Mama Mu robi to, co lubi, ale nie wywyższa się z tego powodu i nie alienuje od innych krów – wręcz przeciwnie, jest bardzo przywiązana do swego stada i obory. Oto jasny sygnał dla dziecka, że można pielęgnować swoją oryginalność, a jednocześnie żyć w dobrych relacjach z innymi i pozostawać częścią szerszej społeczności.

Mama-Mu-na-drzewie_str-10Barwność i oryginalność charakterów Mamy Mu i Pana Wrony, ich specyficzne powiedzonka (słynne: „Zaraz dostanę pióropleksji!”) i charakterystyczny sposób bycia to także zasługa świetnego przekładu. Michał Wronek-Piotrowski, tłumacz wszystkich wydanych w Polsce opowiadań o Mamie Mu, z lekkością i swadą żongluje potoczystością języka, wywołując u małych (i tych całkiem dużych!) czytelników gromkie salwy śmiechu. Uwaga! (Jest to prośba mojej córki, by solennie wszystkich ostrzec.) Lektura tej książki na dobranoc może okazać się nie najlepszym pomysłem, wzmaga bowiem ochotę na wicie się po dywanie, skakanie z łóżka i po łóżku, brykanie, kicanie i wszelkie inne ruchowe formy ekspresji.

Nonkonformizm, niesztampowość, odwaga nazywania rzeczy po imieniu, przyjaźń, poczucie humoru, realizowanie siebie z jednoczesnym poszanowaniem potrzeb i upodobań innych – oto wartości, które zawsze są w cenie. I tak są tu one przedstawiane dziecku. Z charakterystycznym dla dziecięcej literatury skandynawskiej humorem słownym i sytuacyjnym, prostotą i oryginalnością.

 

Książka:

Jujja Wieslander, il. Sven Nordqvist, „Mama Mu na drzewie i inne historie”, tłum. Michał Wronek-Piotrowski, Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2013.