Szkocja bez Wielkiej Brytanii będzie jak Hiszpania bez słońca – prorokuje Paul Krugman na łamach „The New York Times”. Już w przyszłym tygodniu Szkoci mają zadecydować o niepodległości kraju od Zjednoczonego Królestwa. I choć zwolennicy pełnej secesji przekonują, że nie pociągnie ona za sobą negatywnych skutków ekonomicznych, to strach o gospodarkę jest uzasadniony – przekonuje laureat ekonomicznego Nobla. Krugman dowodzi, że przytaczane niekiedy przykłady samorządnej Kanady są nietrafione, choćby ze względu na siłę gospodarczą tego kraju. Co więcej, nie da się szybko zastąpić obowiązującego na Wyspach funta własną walutą. Konstruujący hipotetyczny budżet niezależnej Szkocji rząd będzie miał duże problemy z zachowaniem równowagi nie dysponując siłą Anglii i Walii. Posiadanie waluty bez zarządzającego systemem fiskalnym i monetarnym rządu, nie ma sensu – dowodzi Krugman. „Możecie sobie myśleć, że Szkocja stanie się drugą Kanadą, ale znacznie bardziej prawdopodobne jest to, że skończy jak druga Hiszpania, tylko bez słońca” – ostrzega noblista.

Obawy o możliwość secesji wydają się uzasadnione po opublikowanym w weekend przez „The Sunday Times” sondażu, który pokazał, że poparcie dla odłączenia Szkocji od Wielkiej Brytanii rośnie i za takim rozwiązaniem opowiada się już 47 proc. respondentów wobec 45 proc. będących przeciwko. Ta informacja podziałała na rynki finansowe, które w pierwszy pracujący dzień po jej przekazaniu rozpoczęły wyprzedaż funta, uciekając do bezpieczniejszych walut, takich jak amerykański dolar. Co secesja Szkocji oznacza dla brytyjskiej gospodarki? Osłabienie waluty na pewno wesprze eksporterów, co stanowić może pozytywny bodziec dla gospodarki. Pesymiści zauważają jednak, że oderwany region stanie się jednym z najważniejszych partnerów handlowych Zjednoczonego Królestwa i perturbacje związane z początkowym osłabieniem gospodarki (charakterystyczne dla nowopowstałych państw) stać się mogą kulą u nogi Albionu.

*

Na sankcje będziemy zmuszeni odpowiedzieć asymetrycznie – zapowiedział Dmitrij Miedwiediew w jubileuszowym wywiadzie udzielonym na 15-lecie dziennika „Wiedomosti”. Premier Rosji już w sierpniu zapowiedział, że rozważana jest możliwość wprowadzenia zakazu lotów nad tym krajem dla linii z Zachodu. „Wychodzimy z założenia, że mamy przyjacielskie stosunki z naszymi partnerami i dlatego niebo nad Rosją jest otwarte dla lotów. Jeśli jednak wobec nas wprowadzane są ograniczenia, to musimy odpowiadać. Jeśli zachodni przewoźnicy będą latać poza naszym obszarem powietrznym, to może to doprowadzić do bankructwa wielu linii lotniczych, które i tak już balansują na krawędzi przetrwania” – powiedział premier Federacji Rosyjskiej. Powołując się na przykład Chin, wobec których zastosowano sankcje po masakrze na Tienanmen, Miedwiediew dowodził, że mobilizacja własnych zasobów może przynieść pożytek, a nawet sukces izolowanym krajom. Jak podaje Polska Agencja Prasowa, loty nad Syberią są bardzo popularne wśród europejskich przewoźników, bo znacznie skracają trasę z Europy do Azji. Moskwa zezwoliła na nie w latach 70. Zachodnie linie lotnicze płacą za każdy przelot. Szacuje się, że ZSRR zarabiał na tych lotach do 500 mln dolarów rocznie. Pieniądze te trafiały do państwowego Aerofłotu. Obecnie narodowy przewoźnik Rosji otrzymuje z tego tytułu co roku około 320 mln euro.

O tym, jak daleko od prawdziwego pokoju jest Ukraina, pisze w poniedziałek „Süddeutsche Zeitung”. Ten zawierający 12 punktów plan to materiał wybuchowy – czytamy w gazecie. Zgoda na specjalny, autonomiczny status regionów ługańskiego i donieckiego oraz nietykalność separatystów jest nie do przyjęcia dla obu stron. Ukraińcy nie zgodzą się na faktyczną regionalizację ich kraju, a Rosjanie na zapowiedziane w dokumencie wycofanie swoich wojsk – straciliby wtedy bowiem argument siły, którym dotychczas się posługują.

Wszystko wskazuje więc na to, że mamy do czynienia z przerwą w walkach służącą przegrupowaniu wojsk i uzupełnieniu sił, a piątkowy dokument z Mińska będzie kolejnym pozbawionym znaczenia papierem w historii naszego regionu.