W polskich kinach królują „Bogowie” – film obejrzało już ponad milion widzów. O tej świetnie opowiedzianej historii Zbigniewa Religi, który doprowadził do pierwszego udanego przeszczepu serca w Polsce, pisaliśmy już na łamach „Kultury Liberalnej”. Odejdźmy jednak na chwilę od oceny samego filmu i skupmy się na tym, o czym on opowiada.

Jeszcze w latach 80. transplantacja serca w Polsce wydawała się czymś zupełnie niemożliwym. Walcząc o szansę na przeprowadzenie przeszczepu, filmowy Religa spotyka się z murem niechęci. Drogę do rozwoju medycyny blokują starzy profesorowie, zabobony, lęki, tchórzostwo i zwykła zawiść. Grany przez Tomasza Kota Religa macha przed nosem swoich przełożonych angielską prasą medyczną i powtarza, że cały świat nie ma w kwestii przeszczepów żadnych wątpliwości. Czy jednak faktycznie transplantologia to dziedzina etycznie bezproblemowa?

Co to znaczy umrzeć?

Rozmawiając z matką dawcy serca, filmowy Religa próbuje przekonać ją, że jej syn nie żyje. Kobieta tłumaczy, że przecież „oddycha”. Jednak wraz z rozwojem medycyny zmieniła się definicja śmierci. Niegdyś faktycznie opierała się ona na kryterium krążeniowo-oddechowym – to brak oddechu i pulsu oznaczał zgon. Wraz z pojawieniem się respiratorów i innych osiągnięć medycyny takie pojmowanie śmierci stało się problematyczne. Oddychanie i krążenie to funkcje życiowe, które mogą być sztucznie podtrzymywane właściwie bez ograniczeń. Pod koniec lat 50. XX wieku na świecie rozpoczęto dyskusję nad fenomenem śmierci centralnego układu nerwowego. Lekarze zorientowali się, że w szpitalnych salach podtrzymują funkcje życiowe pacjentów, których mózgi nie wykazują już żadnej aktywności. W końcu powszechnie przyjęto nowe kryterium zgonu – kryterium śmierci mózgowej.  To właśnie zmiana definicji śmierci umożliwiła gwałtowny rozwój transplantologii. Do przeszczepu pobiera się bijące serce, mimo że jest to serce zmarłego.

Zmiana definicji śmierci rozbudziła dyskusję o tym, kiedy człowiek przestaje być osobą i  zaczyna być tylko ciałem. | Emilia Kaczmarek

W scenie dyskusji Religi z profesorem Wacławem Sitkowskim lekarze spierają się o to, jakim słowem nazywać dawcę organów. Stary profesor mówi o „człowieku”, Religa używa określenia „ciało”. Zmiana definicji śmierci rozbudziła dyskusję o tym, kiedy człowiek przestaje być osobą i  zaczyna być tylko ciałem?

Zwolennicy powrotu do klasycznej definicji śmierci wskazują, że podtrzymywanie funkcji życiowych pacjenta wyłącznie w celu pobrania od niego organów jest kwintesencją instrumentalnego traktowania człowieka. Wielu katolickich duchownych wyraża zaniepokojenie prymatem utylitarystycznego myślenia w medycynie, czyli zredukowaniem refleksji moralnej do kalkulacji typu „ciało jednego pacjenta może uratować życie kilku innych”. Niektórzy negują zasadność neurologicznego kryterium śmierci, choć są to poglądy sprzeczne z obowiązującym stanem wiedzy medycznej.

Po przeciwnej stronie dyskusji stoją zwolennicy  utożsamienia zgonu z ustaniem wyższych funkcji mózgu (ang. higher brain death). W świetle tej definicji zmarłym byłby także pacjent, który z powodu obumarcia partii mózgu jest nieodwracalnie pozbawiony świadomości, ale jego ciało jest w stanie oddychać nawet bez podłączenia do odpowiedniej aparatury. Dyskusja o granicach między życiem a śmiercią nie jest jednak jedynym etycznym wyzwaniem we współczesnej transplantologii.

Kto ma prawo do twoich organów?

Wróćmy do sceny rozmowy Religi z matką dawcy. Lekarz pyta kobietę o zgodę na pobranie serca od jej zmarłego syna. W świetle obecnie obowiązującego w Polsce prawa nie powinien tego robić! Każdy, kto nie chce, aby po śmierci pobrano od niego organy do przeszczepu, powinien zgłosić swój sprzeciw do Centralnego Rejestru Sprzeciwów. Jeśli tego nie zrobi, obowiązuje go zasada domniemanej zgody – każdy z nas jest potencjalnym dawcą. Jedyne pytanie, jakie lekarz może legalnie zadać naszej rodzinie, dotyczy tego, czy rodzina wie o naszym sprzeciwie.

W praktyce często jednak dzieje się inaczej. Większość Polaków nie ma pojęcia o zasadzie domniemanej zgody i jest przekonana, że aby zostać dawcą, trzeba wypełnić jakieś oświadczenie woli. Sami lekarze natomiast często pytają o zgodę na przeszczep rodzinę zmarłego i – choć zgodnie z prawem nie powinni tego robić – szanują jej ewentualny sprzeciw.

Przeszczepy nie są medycznie doskonałe ani bezproblemowe moralnie – ale to najlepsza z metod, jakie do tej pory poznaliśmy. | Emilia Kaczmarek

Zasada domniemanej zgody to kolejny kontrowersyjny aspekt transplantologii. Niektórzy jej przeciwnicy powołują się na moralne prawo pacjenta do autonomii  i za wzór uważają Stany Zjednoczone, w których aby zostać dawcą organów, trzeba wyrazić odpowiednią zgodę za życia. Jeszcze inni uważają, że decyzja powinna należeć do rodziny zmarłego, która zgodnie z tradycją dysponuje jego ciałem i w tak delikatnej sytuacji jak początek żałoby, to przede wszystkim uczucia najbliższych powinny podlegać ochronie. Jedno jest pewne – w Polsce dyskusja nad zasadą domniemanej zgody na przeszczep  nie rozpocznie się, dopóki większość obywateli nie dowie się o jej istnieniu.

Ludzie na części zamienne

Takie organy jak serce z oczywistych powodów mogą być pobierane jedynie od zmarłych.  Jednak już w przypadku nerek możliwe jest pobranie narządów od osób żywych i zdrowych.  Zwykle są to członkowie rodziny chorego, który potrzebuje przeszczepu. Pokrewieństwo zwiększa prawdopodobieństwo zgodności tkankowej między dawcą i biorcą, a pragnienie zachowania przy życiu bliskiej osoby popycha niektórych ludzi do wykonania tak pięknego, altruistycznego gestu. W Polsce liczba przeszczepów rodzinnych jest nadal bardzo mała.

Wśród żywych dawców zdarzają się jednak i tacy, którzy oddają organy dla pieniędzy. Rozwój transplantologii przyczynił się do powstania globalnego „czerwonego rynku”, w ramach którego ciała niektórych ludzi, zwłaszcza z krajów Trzeciego Świata, służą za źródło „części zamiennych” dla tych, którzy mają pieniądze. Handel organami, choć zwalczany w większości krajów, stał się koszmarnym efektem ubocznym rozwoju nowej gałęzi medycyny. O dyskusji nad jego legalizacją pisaliśmy już na łamach „Kultury Liberalnej”.

Neokanibalizm i czekanie na śmierć drugiego człowieka

Przeciwnicy transplantologii krytykują ją także z innych powodów. Filozof, Bogusław Wolniewicz uważa ten dział medycyny za nową formę ludożerstwa, odrażające czerpanie energii życiowej z ciał innych ludzi, „żerowanie na trupach”.  Każdy, kto żywi tego rodzaju odczucia, może zgłosić się do Centralnego Rejestru Sprzeciwów. Jeśli jednak wbrew Wolniewiczowi uznamy, że pacjenci nie są zabijani po to, by przedłużać życie innym pacjentom, ale raczej to ich ciała wykorzystuje się w celu ratowania innych, wówczas w akcie przeszczepu trudno dopatrzyć się radykalnego zła „neokanibalizmu”.

W Polsce obowiązuje zasada domniemanej zgody – każdy z nas jest potencjalnym dawcą organów. | Emilia Kaczmarek

Subtelniejsze analizy etyczne transplantologii zwracają jednak uwagę na problematyczny kontekst oczekiwania na przeszczep. Jak zauważył filozof Jerzy Kopania – oczekiwanie na przeszczep serca jest w pewnym sensie oczekiwaniem na cudzą śmierć. Transplantologia stwarza sytuację, w której śmierć jednego człowieka „opłaca się” drugiemu człowiekowi. Dopóki jednak biorca nie ma żadnego wpływu na zgon dawcy – trudno także tutaj dopatrywać się radykalnego zła.

Wolniewicz nie bez powodu uparcie mówi o „przedłużaniu”, a nie „ratowaniu” życia. Przeszczepy nie są formą doskonałej terapii. Układ odpornościowy biorcy przez cały czas stara się „zwalczyć” obcy organ. To dlatego po zabiegu do końca życia trzeba przyjmować leki immunosupresyjne, które mają wiele dotkliwych efektów ubocznych. Średni czas życia po przeszczepie różni się w zależności od przeszczepionego organu, stanu zdrowia i wieku dawcy oraz biorcy. Niestety często zdarza się, że po jakimś czasie od przeszczepu potrzebny jest kolejny.

Czy w takim razie przeszczepy powinny zostać zakazane? Nie można się zgodzić z takim postawieniem sprawy. Choć nie jest to metoda doskonała medycznie ani bezproblemowa moralnie – jest najlepszą z tych, jakie obecnie znamy. W wielu przypadkach przeszczep pozostaje jedyną drogą do przedłużenia życia pacjenta o kilka, czasem nawet kilkadziesiąt lat. Prace nad sztucznym sercem trwają; niestety na razie jest ono za ciężkie, by mogło zastąpić naturalny narząd. Być może w przyszłości transplantologia zostanie wyparta przez medycynę regeneracyjną – zamiast pobierać organy od dawców, będziemy je „hodować” w laboratoriach. Czy to rozwiązanie lepsze i mniej kontrowersyjne moralnie? To już materiał na zupełnie inny artykuł.