0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Temat tygodnia > Będzie Wam gorzej!

Będzie Wam gorzej!

Debata „Kultury Liberalnej”

Kryzys finansowy to także kryzys młodych Europejczyków. Jak wielu młodych Polaków dotyczy problem bezrobocia i braku perspektyw? I w jaki sposób można im pomóc? O tym dyskutowali w „Kulturze Liberalnej” Katarzyna Kasia, Jacek Męcina, Piotr Szumlewicz, Joanna Tyrowicz i Karolina Wigura.

Karolina Wigura: Czy rzeczywiście – jak w tytule debaty – „będzie nam gorzej”? Według danych Eurostatu, poziom bezrobocia wśród osób poniżej 25 roku życia wynosi 23 proc. Oczywiście część z tych osób to studenci – ostatecznie więc liczba tych, którzy walczą o miejsce na rynku pracy, jest mniejsza. Część osób, nawet pracujących, dotyka jednak syndrom bamboccioni – zarabiają za mało, by uniezależnić się od rodziców. Na początek pytanie do Jacka Męciny. Jakie propozycje legislacyjne przygotowuje się w Ministerstwie Pracy i Opieki Społecznej, by sprostać tym wyzwaniom?

Zdjęcie_5 (Jacek Męcina)

Jacek Męcina

Jacek Męcina: Dodam do tego, co pani powiedziała, że liczba bezrobotnych wśród młodych jednak w ostatnim czasie w Polsce spada. Na pewno sytuacja u nas nie jest tak dramatyczna, jak np. w krajach południa Europy. Pod koniec ubiegłego roku przygotowaliśmy program wsparcia dla młodych na rynku pracy „Gwarancje dla młodzieży”. Wpisuje się on w Pakiet na Rzecz Zatrudnienia Młodzieży, przedstawiony przez Komisję Europejską. Ten pakiet oznacza, że Europa mobilizuje się wokół wspólnej polityki, która ma mieć wymiar nie tylko interwencyjny – ale też holistyczny.

Karolina Wigura: Co to oznacza w praktyce?

Jacek Męcina: Skupiamy się na stworzeniu strategii pomocowej. Jej pierwszym filarem jest oferta urzędów pracy. Obecnie młodzi ludzie korzystają rocznie z około 150 tys. staży. Wprowadziliśmy więc innowacyjną formułę bonów: stażowego, zatrudnieniowego i na zasiedlenie. Z opcji tej skorzystało jak dotąd kilka tysięcy osób. Łącznie prawie połowa młodych będzie mogła skorzystać z różnych form aktywizacji – od wymienionych staży, poprzez szkolenia, studia podyplomowe, aż po dotacje na działalność gospodarczą lub subsydiowanie zatrudnienia. Efekty już widać: w styczniu br. bezrobocie wynosiło 420 tys., teraz nie przekracza 310 tys.

Na początku kariery priorytetem młodych nie jest wcale stabilność zatrudnienia. Podobnie elastyczne zatrudnienie ma dla nich na początku kariery większe znaczenie niż stała umowa o pracę.

Jacek Męcina

Karolina Wigura: To jeden filar, a jakie są pozostałe?

Jacek Męcina: Drugi wiąże się z wykorzystywaniem środków europejskich, które pozwalają na interwencję z poziomu regionalnego w ramach konkursów organizowanych we wszystkich województwach. Obok projektów wspierania zatrudnienia i uzupełniania kwalifikacji główna zmiana dotyczy samego mechanizmu działania usług aktywizacyjnych. Wychodząc z założenia, że publiczne służby zatrudnienia nie są w stanie pomóc wszystkim, zapraszamy do współpracy także prywatnych operatorów. Od stycznia 2015 ruszy około 60 takich „prywatnych urzędów pracy”, to zwiększy potencjał oddziaływania, bo wsparcie będzie bardziej zindywidualizowane, doradca będzie miał tylko 70 – 80 klientów, podczas gdy w niektórych urzędach pracy na jednego doradcę przypada nawet kilkuset bezrobotnych. Kolejny filar obejmuje działania skierowane do młodych zagrożonych wykluczeniem społecznym. Organizują je np. Ochotnicze Hufce Pracy, pomagające młodym osobom wrócić do systemu kształcenia, zdobyć zawód, w niektórych przypadkach  uwolnić się z patologicznych środowisk, znaleźć zakwaterowanie, doszkolić się. Docelowo około 20 tys. osób uzyska w ten sposób przygotowanie zawodowe i pomoc w starcie na rynku pracy.

Karolina Wigura: Były też plany pożyczki dla młodych.

Zdjęcie_3 (Karolina Wigura)

Karolina Wigura

Jacek Męcina: Tak, chodzi o pożyczki w wysokości do 74  tys. pln, z najniższym w kraju oprocentowaniem 0,6 proc. w skali roku, ze spłatą przez 7 lat, z roczną karencją ze  zminimalizowanymi  warunkami dostępu – wystarczy poręczenie jednej osoby. Chodzi o promocję samozatrudnienia i idei mikroprzedsiębiorczości. Faza pilotażowa ruszyła w ubiegłym roku na Mazowszu, w Świętokrzyskiem i w Małopolsce. Pod koniec tego roku programem obejmiemy cały kraj. Jego adresatami są absolwenci studiów wyższych oraz studenci ostatniego roku potrzebujący wsparcia finansowego na założenie własnej działalności gospodarczej, a docelowo także młodzież bezrobotna. Dotychczas udzieliliśmy ponad 100 takich kredytów. Dodatkowo, po roku kredytobiorca będzie mógł otrzymać dodatkową pożyczkę w wysokości 20 tys. pln na pierwsze stanowisko pracy, którą po roku umorzymy. Ten program jest skierowany w najbliższych latach do ok. 6 tys. młodych, co więcej, możemy stworzyć następne 6 tys. miejsc pracy. Program przedsiębiorczości akademickiej ma zmieniać polskie uczelnie, ale też kształtować nowe odpowiedzialne postawy wśród studentów i akademików. Łatwo sobie wyobrazić, że takie projekty są alternatywą dla klasycznej pracy dyplomowej, gdzie student pod okiem profesora, ale i doradców z funduszy pożyczkowych, przygotowuje swój biznesplan i startuje na rynku. Po tych 100 już funkcjonujących podmiotach widać, że odważni młodzi ludzie potrafią i chcą myśleć innowacyjnie. W części przypadków program zadecydował o tym, że – zamiast wyjeżdżać i za granicą szukać pracy i samorealizacji – zostali w kraju.

Karolina Wigura: Plany, o których pan mówi, dotyczą osób kończących studia albo takich, które mają już dyplomy. Chciałabym teraz zadać pytanie Joannie Tyrowicz. Może z problemem bezrobocia powinniśmy walczyć znacznie wcześniej, zaczynając od sposobu, w jaki podchodzimy do edukacji?

Joanna Tyrowicz: Z pewnością. Ale żeby to zrobić, musimy obalić dwa mity. Po pierwsze, to nie uczelnie produkują bezrobotnych. Winny jest system kształcenia już na wcześniejszych etapach. Wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do komunikatu, że połowa maturzystów idzie na studia. W rzeczywistości dotyczy to 80 proc. absolwentów szkół ogólnokształcących i 20 proc. absolwentów szkół o profilu zawodowym. Połowa z pozostałych 80 proc. osób po szkołach zawodowych nie potrafi odnaleźć się na rynku pracy. Większość przyszłych bezrobotnych to zatem osoby, które zostały źle pokierowane przy wyborze szkoły, do której poszły po gimnazjum. Wniosek z tego taki, że decyzję, która przesądza o znalezieniu stabilnego zatrudnienia, należałoby podejmować w wieku 13 lat. Inaczej trafi się do grupy zwanej NEET – czyli Not in Education, Employment or Training. To grupa niemająca samodzielności dochodowej wystarczającej do tego, by rozpocząć nową ścieżkę edukacyjną. Nie ma na nich zapotrzebowania na lokalnym rynku pracy (są za młodzi, nie mają doświadczenia). I to oni stanowią główny problem urzędów pracy – zakładając, że się do nich zgłoszą, bo to zdarza się rzadko.

Zdjęcie_4 (Joanna Tyrowicz)

Joanna Tyrowicz

Karolina Wigura: A drugi z mitów?

Joanna Tyrowicz: Drugi mit dotyczy rzeczywistej wielkości pomocy państwowej dla bezrobotnych. Mówi się często, że środków, o których mówił przed chwilą minister Męcina, starczy dla 47 proc. zarejestrowanych bezrobotnych. Ta liczba – będąca efektem dzielenia liczby objętych systemem pomocowym przez cały rok przez liczbę zarejestrowaną w danym miesiącu – jest jak dzielenie krów przez konie, po prostu nic nam nie mówi. Powinniśmy dzielić liczbę ludzi objętych systemem pomocowym przez cały rok przez liczbę ludzi, którzy pojawili się w systemie przez cały rok. Wtedy zrozumiemy, że pomoc trafia do o wiele mniejszej liczby osób. Szansę skorzystania z instrumentów aktywizacji ma zaledwie co dwudziesty Polak!

Karolina Wigura: Pytanie do Piotra Szumlewicza. Przekonuje to pana?

Piotr Szumlewicz: Nie. Celem rządu nie powinny być darmowe staże, selektywne dofinansowanie przedsiębiorców, kredyty czy bony. One nie rozwiążą największych bolączek młodych ludzi. Po pierwsze, celem władz powinno być zapewnienie młodym stabilnego zatrudnienia, czyli umów o pracę na czas nieokreślony. Po drugie, polityka godnych płac, w tym zapewnienie płacy minimalnej. Podkreślam: „zapewnienie”, a nie tylko „podniesienie”, ponieważ obecnie blisko 1,5 mln Polaków zarabia poniżej płacy minimalnej. Znaczną część tej grupy stanowią młodzi ludzie. Jednocześnie znacznie wyższe i bardziej uniwersalne powinny być świadczenia społeczne. Państwo powinno też rozwijać politykę mieszkaniową. Dzięki temu młodzi przestaliby wyjeżdżać za chlebem na Zachód.

Warto też wskazać na strukturalne problemy Polski, w tym niskie wydatki na politykę społeczną – średnia UE wynosi 29 proc. PKB, a w Polsce to zaledwie 19 proc. – niesprawiedliwy system podatkowy – biedni płacą podatki relatywnie wysokie, bogaci bardzo niskie, co skutkuje łącznie niskimi wpływami podatkowymi do budżetu państwa – oraz wysokie nierówności społeczne, rosnące w ostatnich latach. Ważny jest też brak aktywnej roli państwa na rynku pracy. Wyzwaniem dla rządu powinno być nie przystosowanie systemu edukacyjnego do rynku pracy, ale przede wszystkim tworzenie nowych miejsc pracy.

Celem rządu nie powinny być darmowe staże, selektywne dofinansowanie przedsiębiorców, kredyty czy bony. Powinno nim być zapewnienie młodym stabilnego zatrudnienia i godnych płac.

Piotr Szumlewicz

Karolina Wigura: Dane GUS nie wskazują jednak na to, że nierówności rosną. Wręcz przeciwnie. Jak sobie to wyobrażasz? Na przykład, gdy zaczynałam studiować w Instytucie Socjologii UW, o jedno miejsce starało się tam dziesięć osób. Dziś sam tylko niż demograficzny stawia uczelnie państwowe przed zupełnie nowymi wyzwaniami. Zresztą nie tylko rynek się zmienia, zmieniają się także mody na ten lub inny kierunek.

Piotr Szumlewicz: Dane OECD mówią, że nierówności niestety rosną, a państwo nie robi nic, aby je zmniejszyć. Gdy słyszę ministra Męcinę, opowiadającego o przyszłych sukcesach prywatnych agencji zatrudnienia, to mam przed oczami co najwyżej zwiększenie liczby ofert pracy na skrajnie niekorzystnych warunkach – płaca minimalna, umowa zlecenie lub na czas określony. Prywatne agencje nie tworzą miejsc pracy, a jedynie robią z rynku pracy śmietnik, legitymizując fatalne standardy zatrudnienia. Trzeba ograniczyć praktykę zawierania umów-zleceń, wolontariatów, elastycznego czasu pracy oraz zlikwidować darmowe staże i agencje pracy tymczasowej. Potrzebny jest wzrost inwestycji publicznych i tworzenie nowych miejsc pracy, np. w sektorze opieki. OPZZ nalega także na zawiązywanie branżowych układów zbiorowych, które obejmowałyby wszystkich pracowników, w tym młodych ludzi.

Zdjęcie_2 (Piotr Szumlewicz i Katarzyna Kasia)

Piotr Szumlewicz i Katarzyna Kasia

Karolina Wigura: Mam wrażenie, że możemy rozmawiać tylko z największą trudnością – każdą taką rozmowę powinniśmy chyba zaczynać od uzgodnienia pojęć. Na przykład, skoro GUS i OECD mówią co innego na temat nierówności w Polsce, może świadczy to o tym, że nie tylko finansowe kryteria powinno się brać pod uwagę, gdy się o nich mówi? Może należy uwzględniać także poczucie adekwatności wynagrodzenia do ciężkiej pracy nad własnym wykształceniem? Jednak ty, Piotrze, mówisz przede wszystkim w kategoriach wynagrodzenia. Panie ministrze, lista zarzutów wobec państwowych sposobów walki z bezrobociem niebezpiecznie się wydłuża…

Jacek Męcina: Zgadzam się z Joanną Tyrowicz odnośnie do NEET-ów. Dodam jednak, że konkursy, o których wspominałem, obejmują także tę grupę młodych, o której pani mówiła: zniechęconych do poszukiwania pracy. Ale trudno mi zgodzić się z większością tez Piotra Szumlewicza. Po pierwsze, na początku kariery priorytetem młodych nie jest wcale stabilność zatrudnienia. Potwierdzają to badania nt. częstotliwości zmian pracy. Podobnie jest z elastycznością zatrudnienia. Elastyczne zatrudnienie ma na początku kariery większe znaczenie niż stała umowa o pracę. Alternatywą dla niej jest de facto zatrudnienie niepracownicze albo, niestety, szara strefa lub bezrobocie. Jeśli tak patrzymy na start na rynku pracy, elastyczne formy zatrudnienia są lepsze, problem w tym, że trwają zbyt długo i szanse na stabilizację się oddalają, a to one mają znaczenie przy planowaniu rodziny.

Co do agencji zatrudnienia: projektując reformę, stanęliśmy przed dwoma możliwymi rozwiązaniami. Albo zwiększyć zatrudnienie w urzędach pracy, albo wykupić tę usługę na rynku. Opcja pierwsza oznaczałaby w przyszłości, po wdrożeniu reformy, gdy bezrobocie spadnie, konieczność redukcji etatów w urzędach pracy. Do tego, agencje są rozliczane za efekty. 20 proc. dostają za ocenę kompetencji i stworzenie konkretnego planu działań, natomiast wszystkie pozostałe płatności, a więc 80 proc., są wypłacane za doprowadzenie do zatrudnienia i utrzymanie w nim. Działając w ten sposób, korzystamy z rozwiązań sprawdzonych w Danii, Wielkiej Brytanii, w Niemczech oraz u nas na przykładach pilotażu. Reforma urzędów pracy została tak skonstruowana, aby pozyskiwały one oferty pracy. W przeciągu ostatnich dwóch lat liczba ofert wzrosła dziesięciokrotnie i codziennie w Bazie Ofert Pracy jest ich ponad 70 tys., a miesięcznie zgłasza się blisko 115 tys. nowych. Są one zróżnicowane zarówno jeśli chodzi o rodzaj umowy, jak i wysokość wynagrodzenia. Nie wszystkie oferty wynagrodzenia to płaca minimalna – choć takie wrażenie można odnieść, słuchając Piotra Szumlewicza.

Karolina Wigura: Pytanie do Katarzyny Kasi. Jestem ciekawa, jak ty oceniasz sytuację młodych, ucząc na Akademii Sztuk Pięknych i Akademii Teatralnej – czyli w dwóch bardzo wyjątkowych miejscach. Jak radzą sobie absolwenci?

Katarzyna Kasia: Pracując ze studentami tych dwóch uczelni, mam poczucie, że… uczę bezrobotnych. Uczę ludzi, którzy kończą studia po to, aby zawisnąć w próżni. Stąd też moim celem jest dostosowywanie programu zajęć do wymogów rynku pracy. Pokazywanie, że dialog między światem sztuki a rynkiem pracy jednak jest możliwy. Zastanawiam się także nad jakością pracy. Gdy student rzeźby, który wykonał wspaniałą pracę dyplomową, znajduje zatrudnienie w zakładzie kamieniarskim i wykuwa literki na nagrobkach, to trudno nazwać go spełnionym zawodowo. Jedynie co pięćdziesiąty absolwent uczelni artystycznej pracuje dalej jako rzeźbiarz czy malarz. Zastanawiam się, czy istnieje taka możliwość zmiany prawa, żeby proporcja ta się odwróciła.

Karolina Wigura: Ale dlaczego ten absolwent nie powinien na początku kariery zawodowej wykonywać takiej prostej pracy? Jest wielu absolwentów socjologii, którzy w swojej karierze zaczynali od dawania korepetycji z języków obcych, potem zajmowali się bieganiem po mieście i robieniem ankiet, a potem, dopiero z czasem, dostawali pracę na coraz poważniejszych stanowiskach, np. badawczych. Ten trudny start uczy wiele osób cierpliwości i szacunku nawet do najprostszych czynności – a potem można iść dalej i wyżej. Przykładem choćby Jarosław Kozakiewicz – dziś znany i wybitny artysta wizualny, który zaczynał, wykuwając identyczne kopie rzeźby w pracowni pewnego artysty.

Pracując ze studentami ASP, mam poczucie, że uczę bezrobotnych. Uczę ludzi, którzy kończą studia po to, aby zawisnąć w próżni.

Katarzyna Kasia

Katarzyna Kasia: Ale problem z absolwentami ASP polega na tym, że ostatecznie w zawodzie pozostaje zaledwie 2 proc. Popatrzmy na to z drugiej strony. Państwo inwestuje w publiczne, znakomite uczelnie: ASP, AT. Odbywają się tam fantastyczne zajęcia w bliskiej współpracy mistrz-uczeń. To są najdroższe zajęcia dydaktyczne. I na co to się przekłada? Na nic. A z czego to wynika? Z tego, że nie ma takiego rynku, na którym ci ludzie mieliby pracować.

Karolina Wigura: Gdyby stwarzać miejsca pracy dla wszystkich absolwentów tych dwóch uczelni co roku, to ile miejsc by to było? Czy to jest w ogóle możliwe z pieniędzy państwowych?

Piotr Szumlewicz: Duża część Polaków chciałaby pracować w sektorze publicznym, a większości zależy na stabilnej pracy. Wmawianie ludziom, że stabilność nie jest dla nich ważna i chcą często zmieniać pracę, to ideologia niemająca potwierdzenia w żadnych badaniach.

Jacek Męcina: Na pewno młodzi ludzie chcą widzieć swoje perspektywy zawodowe, możliwość samorealizacji, usamodzielnienia się. Ale nie zgodzę się, że jedynym akceptowalnym rozwiązaniem jest praca na etat w sektorze publicznym. Z postaw młodych ludzi wynika, że jeśli mają szanse na rozwój zawodowy, to podążają za tym rozwojem, są skłonni zmienić pracę, nawet zawód, akceptują elastyczny rynek pracy. Państwo nie zagwarantuje pracy w sektorze publicznym wszystkim, ale musi dawać szanse na start zawodowy. Szkoły, uczelnie muszą też brać cząstkę odpowiedzialności za swoich uczniów, studentów i absolwentów. Znam projekt, w którym studenci i absolwenci ASP współpracują z politechniką i zarządzaniem – talent artystyczny wykorzystany jest we wzornictwie przemysłowym i to daje szanse na pracę kilkunastu absolwentom. Takie myślenie na uczelniach jest potrzebne. Musimy także przyzwyczaić się do myśli, że gospodarka zmienia się tak szybko, że jeszcze kilka razy będziemy musieli podnieść lub zmienić swoje kwalifikacje. Szanse na stabilizację pozycji zawodowej są zaś funkcją pozycji na rynku pracy mierzonej kwalifikacjami, kontaktami z pracodawcami. Zgadzam  się, że stabilność jest ważna, że polski rynek pracy musi oferować więcej ofert pracy lepszej jakości i mam nadzieję, że właśnie jesteśmy w fazie rozpoczynających się zmian na lepsze. Musi być więcej ofert pracy, najlepiej jak najlepszej jakości, ale i przygotowanie do startu zawodowego absolwentów będzie decydować o szansach na zatrudnienie i oferowanych warunkach pracy.

Joanna Tyrowicz: Katarzyna Kasia zwróciła uwagę na bardzo ciekawą rzecz. Powiedziała, że na rynku pracy nie ma miejsca dla artystów. Ale podobnie jest ze specjalistami od tradingu, bo polski rynek finansowy nie jest na tyle wyrafinowany. Potrzebujemy względnie prosto działających analityków, a nie osób, które umieją tworzyć algorytmy automatycznego finansowania. A jednak specjalistów od tradingu się szkoli. Dalej, ilu potrzebujemy w Polsce fizyków kwantowych? Sytuacja świetnie przygotowanych w swoim zawodzie artystów nie jest szczególnie wyjątkowa. Stąd też mój wniosek jest inny niż Katarzyny Kasi. Nie sądzę, żeby z argumentu, że w Polsce nie ma rynku na osoby z danej branży, wynikało, że państwo powinno dla nich miejsca pracy stworzyć. Musimy przestać myśleć o studiach w kategoriach automatycznych: skoro skończyłem jakieś studia, to będę pracować w danym zawodzie. Zauważmy: większość z nas narzeka na politykę rządową, ale z drugiej strony nauczyliśmy się już funkcjonować względnie samodzielnie. W centralnej tabeli ofert pracy znajduje się 70 tys. ofert. A ile znajduje się na którymkolwiek z prywatnych portali internetowych pośredniczących w szukaniu pracy? Kilka razy więcej!

I jeszcze polemika z Piotrem Szumlewiczem. Przeciętny polski pracownik zmienia pracę co 2,5 roku. Wśród osób poniżej 30 roku życia – co 17-21 miesięcy. Młodzi Polacy poszukują alternatyw nie tylko finansowych, ale także tych dotyczących lokalizacji, możliwości realizowania planów, aspiracji, chęci awansu. Podkreślę jeszcze, że Polacy zmieniają pracę znacznie częściej, niż mieszkańcy innych krajów europejskich. To nie jest związane z umowami czasowymi – bo zmieniają pracę niezależnie od tego, czy podpisali umowę terminową, czy bezterminową. Gdy popatrzymy na ludzi, którzy w Polsce nawiązują relację pracy z danym pracodawcą, okaże się, że po 12 miesiącach 60 proc. tych ludzi ma już umowę o pracę bezterminową. Wiek nie gra tu roli. Czyli umowa na czas określony nie jest problemem. Problemem jest pewna grupa ludzi, których nie potrafimy zdiagnozować i o których bardzo mało wiemy – i moim zdaniem najmniej wiedzą o nich związki zawodowe – to znaczy ci, którzy wpadają z jednej umowy czasowej w drugą. Nie było badań, jakie są bariery rozwoju z ich strony i ze strony pracodawców.

GUS i OECD mówią co innego na temat nierówności w Polsce. Może nie tylko finansowe kryteria powinno się brać pod uwagę, ale także poczucie adekwatności wynagrodzenia do ciężkiej pracy nad własnym wykształceniem?

Karolina Wigura

Karolina Wigura: Piotr Szumlewicz – proszę pana o krótkie ad vocem.

Piotr Szumlewicz: Nadmiar umów na czas określony wynika z polskiego ustawodawstwa, a nie z akceptacji śmieciowego zatrudnienia przez młodych. Tych umów jest dziś w Polsce 27 proc., przy średniej unijnej około 10 proc. Całe szczęście, że rząd (pod naciskiem UE) postanowił wreszcie tę patologię ograniczyć. Odnośnie do sytuacji młodych ludzi, proponuję ich traktować po prostu na równi z innymi pracownikami. Nie przekonuje mnie sugestia, że młodzi mogą pracować śmieciowo, mieć darmowe staże, być wyzyskiwani z racji swojego wieku. I trzecia sprawa – instytucje publiczne. Duża część badaczy przyjmuje fikcyjny model, zgodnie z którym mamy określony system edukacyjny, ludzie się kształcą i później wpadają w coś, co nazywa się wolnym rynkiem, na którym swobodnie wybierają sobie pracę. Część chce być rzeźbiarzami, ale skoro nie ma na nich popytu, to widocznie wybrali zły kierunek. To tak nie wygląda. W całej UE, łącznie z Polską, rynek pracy jest w dużej mierze sterowany przez państwo. Inwestycje publiczne to rocznie 160 mld pln, czyli 50 proc. budżetu! Krótko mówiąc, państwo w znacznej mierze decyduje, w których sektorach pojawiają się miejsca pracy.

Karolina Wigura: Proszę państwa, bardzo proszę o głosy publiczności.

Statystyczny młody Polak zmienia pracę co 17 – 21 miesięcy i poszukuje alternatyw nie tylko finansowych, ale także tych dotyczących lokalizacji, możliwości realizowania planów, aspiracji, chęci awansu. Nie ma tu znaczenia, czy podpisał umowę czasową, czy nie.

Joanna Tyrowicz

Anna Grodzka: Chciałabym się odnieść do słów Joanny Tyrowicz. Z tego, co pani powiedziała, wynikało, że może Polacy lubią zmieniać pracę. Otóż część osób na pewno zmienia pracę, bo szuka dla siebie lepszej ścieżki. Część dlatego, że nie jest w stanie utrzymać swojej rodziny za pieniądze, które zarabia. Pan Męcina mówił o tym, że rynek pracy powinien być elastyczny. Być może dlatego dziś polski Kodeks pracy nie jest grubości książki, tylko komiksu. Przedsiębiorcy konkurują ze sobą nie tylko w zakresie tego, co produkują, ale także pod względem kosztów. Jeśli jeden piekarz zatrudni ludzi na niekorzystnych umowach, drugi od razu zrobi to samo – żeby obniżyć sobie koszty. I jeszcze odniesienie do słów Katarzyny Kasi. Państwo też jest graczem na rynku pracy. Zatrudnia policjantów, żołnierzy, nauczycieli. Dlaczego nie miałoby zatrudniać artystów?

Głos I: Chciałem zwrócić uwagę na słowa Piotra Szumlewicza o niesprawiedliwym systemie podatkowym. To tu leży główna przyczyna problemów ludzi młodych. Nie ma w Polsce żadnej przeciwstawnej siły, która walczyłaby ze zbyt wysokimi podatkami od pracowników i przedsiębiorców, a zbyt niskimi od korporacji. Szczególnie istotny jest tu podatek CIT, płacony przez korporacje, który wynosi dziś 19 proc., a jeszcze w 1998 r. wynosił 36 proc. A mikroprzedsiębiorca, niezależnie od tego, ile zarobi, płaci co miesiąc 1 tys. pln.

Głos II: Część dyskutantów zapomniała o tym, że poza osobami studiującymi są takie, które kończą edukację na szkole zawodowej. Pracodawcy w ogóle się w te szkoły nie angażują. Za granicą jest inaczej. Inna fatalna rzecz to minimalna zdawalność egzaminów zawodowych – egzamin zdaje mniej niż 10 proc. przystępujących do niego osób!

Głos III: Po dwóch dekadach poza krajem wróciłem do Polski i od czterech lat tu pracuję. Jestem przerażony polską wersją neoliberalizmu: mobbing, wyścig szczurów, wieczna konkurencja, bardzo mało współpracy. Chyba trzeba polskim firmom więcej socjologów i psychologów. Tylko która korporacja będzie chciała ich zatrudnić? Pracodawcy szukają trybików, a nie tych, którzy chcą myśleć.

Karolina Wigura: Zanim oddam na koniec głos panelistom, chciałabym dodać kilka rzeczy, korzystając z mojej pozycji moderatora. Po pierwsze, nikt nie zmusi prywatnych firm, by zatrudniały psychologów. Mam jednak wrażenie – a pracowałam w polskich korporacjach sześć lat – że Polsce w firmach nie brakuje tak bardzo psychologów, co dobrych szefów. Trudno zresztą temu się dziwić: ludzie, którzy zostają szefami, to w większości osoby niemające takiego doświadczenia ani we własnym życiorysie, ani w rodzinie. Niestety, jako społeczeństwo musimy zatem uzbroić się w cierpliwość. Po drugie, jestem przekonana, że skoro w polskich korporacjach jest tak nieprzyjemnie, to może dla pewnej części naszego pokolenia nie ma innego wyjścia, jak tylko zakładać własne firmy i organizacje, gdzie będziemy mogli stworzyć przyzwoite warunki pracy dla siebie i innych. Po trzecie, ja też jestem szefową, więc powiem kilka słów na temat polskich kompetencji współpracy. Młodzi przychodzą do nas często w ogóle kompetencji współpracy nie mając. Trzeba uczyć ich wszystkiego od nowa. Czy to jest konsekwencja „polskiego neoliberalizmu”, jak pan mówi, czy raczej głębiej zakorzeniona polska cecha? Nie wiem. Ale tu znów jestem zwolenniczką uzbrojenia się w cierpliwość. Bardzo proszę teraz panelistów o podsumowania.

Piotr Szumlewicz: Organizacje pożytku publicznego dostają rocznie 500 mln pln w ramach odpisu od podatku. Są one także adresatami programów unijnych. System więc je w pewien sposób wspiera. Również przedsiębiorcy mają masę ulg, zwolnień i dopłat. Mają też możliwość korzystania z podatku liniowego 19 proc., podatek CIT jest jednym z najniższych w Europie, a do tego funkcjonują w Polsce specjalne strefy ekonomiczne, których nie ma w żadnym innym kraju UE. Jeżeli państwo wspiera biznes, to dlaczego nie mogłoby finansować pielęgniarek i dentystek w szkołach? Dlaczego nie miałoby tworzyć nowych miejsc pracy?

Co do zakładania własnych przedsiębiorstw, warto pamiętać, że średnia płaca w mikroprzedsiębiorstwach to 2145 pln brutto, 40 proc. samozatrudnionych pracuje ponad 50 godz. tygodniowo, a 25 proc. – nawet ponad 60 godz. Nie muszę chyba dodawać, jakie konsekwencje, np. dla życia rodzinnego, mają takie warunki pracy. Ale ludzie nie są głupi i w większości wcale nie chcą zakładać firm, tylko system ich do tego zmusza. Wolą pracować w sektorze publicznym lub w dużych firmach prywatnych. Warto też pamiętać, że umowy śmieciowe w większości rozwiniętych krajów, nawet tych, które uważa się za liberalne, jak  Szwajcaria, praktycznie nie istnieją.

Katarzyna Kasia: Na ASP staramy się pracować nad interakcją między pracodawcami a światem akademickim – po to, by nasi absolwenci mieli szansę na znalezienie pracy. Co do tego, czy mecenat państwowy powinien objąć artystów, nie jestem przekonana. Mam wątpliwości, ponieważ nie wiem, kto tych artystów powinien wybierać. Nie jest łatwo stwierdzić, kto talent ma, a kto nie.

Joanna Tyrowicz: Dla uporządkowania: podatek CIT w Polsce jest liniowy, podatki od pracowników PIT niestety również są liniowe. A w przypadku osób samozatrudnionych wręcz regresywne – im więcej się zarabia, tym niższe łączne obciążenie fiskalne. Jeśli chodzi o to, jakie jest przełożenie inwestycji publicznych na tworzenie się miejsc pracy, to wszystkie badania, które na ten temat przeprowadziłam, wskazują na to, że nie ma takiej korelacji. Samo tworzenie miejsc pracy przez sektor publiczny jest niełatwe. Zwróćmy uwagę na scenariusz hiszpański: tam były miejsca pracy tworzone przez państwo, szczególnie w sektorze budowlanym, i bardzo źle się to skończyło; uwydatnił to tylko ostatni kryzys gospodarczy.

I teraz najważniejsza sprawa: dużo się mówi o myśleniu strategicznym, długofalowym. Tymczasem od 2006 r. dyskutujemy o elastyczności zatrudnienia, ale elastyczność ma niesamowicie wiele wymiarów i większość z nas rozumie ją na swój sposób. Dla przykładu wysokość wynagrodzeń. Pracodawca w Polsce właściwie nie ma prawa do obniżenia ludziom wynagrodzeń – wymaga to wypowiedzenia zmieniającego i jeśli pracownik go nie przyjmie, to wiąże się to z dużymi rekompensatami. Jaki jest skutek takich przepisów? Około 30 proc. polskich wynagrodzeń to coś, co się określa jako elastyczny składnik wynagrodzenia: mamy pewną podstawę (np. 2 tys. pln), a reszta jest wypłacana w zależności od wyniku (kilkaset albo kilka tys. pln). W ten sposób pracodawcy często obchodzą zakaz obniżania pensji. Skupiając się na premii, pracownicy akceptują takie warunki, bo nikt zapewne nie myślał o kryzysie. Następnym razem, jak coś będziemy chcieli doregulować, warto się najpierw zastanowić, jakie będą tego faktyczne – a nie tylko postulowane – skutki.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 305

(45/2014)
11 listopada 2014

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE

NAJPOPULARNIEJSZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj