Gigant sprzedaży internetowej Alibaba na swoim portalu grupowych zakupów Juhuasuan uruchomił niespotykaną ofertę. Młodzi mężczyźni mogą otrzymać od 3 do 5 tys. juanów (1 juan to ok. 60 gr) za oddanie nasienia do jednego z siedmiu państwowych banków spermy. Mimo że reklama wisiała tylko trzy dni, zgłosiło się ponad 22 tys. zainteresowanych.

Biorąc pod uwagę popularność strony, ogłoszenie o naborze na dawców nasienia z pewnością dotarło do szerokiej rzeszy młodych mężczyzn. System rejestracji online, pozwalający na uniknięcie pierwszej krępującej wizyty w budynku z szyldem „bank nasienia”, również może przyczynić się do zwiększenia liczby zgłoszeń. Niestandardowe formy reklamy pokazują, że sytuacja staje się poważna, a zdesperowane banki nie boją się kontrowersji. Niedobór spermy w prowincji Hubei był tak dotkliwy, że lokalny bank reklamował się na Weibo, chińskim Twitterze, niezwykle dobitnym hasłem: „Przestań marnować te chusteczki! Nieudaczniku! To szansa dla Ciebie. Bank spermy Hubei bardzo potrzebuje twoich plemników!”.

Chińskie banki spermy – w całym kraju jest ich jedynie 19 – borykają się z coraz poważniejszymi brakami. Kandydaci co prawda się zgłaszają, ale po testach medycznych jedynie niewielka ich część kwalifikuje się na dawców. Np. do banku nasienia w prowincji Shanxi w 2014 r. zgłosiło się 1213 młodzieńców, ale jedynie 136 cieszyło się odpowiednio zdrowymi plemnikami (ruchliwość min. 60 proc.). Spadającą jakość nasienia chińskich mężczyzn najczęściej wiąże się z różnorakimi zmianami cywilizacyjnymi, przede wszystkim z zanieczyszczeniem środowiska, nadmiernym używaniem pestycydów (chińscy chłopi mają nasienie gorszej jakości niż mieszkańcy miast), wyczerpującą pracą, permanentnym stresem, a także nadużywaniem alkoholu i papierosów. Według danych z 2012 r. problemy z płodnością dotyczą już ok. 40 mln Chińczyków, w tym aż 12,5 proc. w wieku reprodukcyjnym, podczas gdy w 1992 r. odsetek ten wynosił jedynie 3 proc.

Do niedoborów nasienia przyczyniają się także restrykcyjne przepisy chińskiego prawa, w myśl którego np. plemniki od jednego dawcy mogą się przyczynić do narodzenia jedynie pięciorga dzieci (w USA – 25 dzieci, w Wielkiej Brytanii – 10), dawcą może być jedynie mężczyzna pomiędzy 22 a 45 rokiem życia, zdrowy, heteroseksualny i narodowości chińskiej. Niektóre banki dokładają do tego kolejne ograniczenia, np. przyjmują nasienie jedynie od studentów, argumentując, że mężczyźni pracujący prowadzą niezdrowy i stresujący tryb życia (z czym trudno polemizować…). To wszystko powoduje, że małżeństwa (tylko one są uprawnione) planujące in vitro z użyciem plemników z banku spermy czekają w kolejce niekiedy i półtora roku.

Jednak na taki krok decydują się tylko bardzo zdeterminowane pary, w grę wchodzą bowiem odstraszające czynniki kulturowe. Dla Chińczyków niezwykle ważne jest sprowadzenie na świat potomka (najchętniej płci męskiej), ale musi to być krew z krwi i kość z kości. Przodków nie da się oszukać, dziecko musi być spokrewnione (stąd też niechęć Chińczyków do adopcji), a dla chińskiego mężczyzny wychowywanie nie swojego dziecka wymaga przełamania potężnych mentalnych barier. Działa to również w drugą stronę – mężczyźni niechętnie zostają dawcami, bowiem ciążyłaby im świadomość, że ich potomstwo byłoby wychowywane przez obcych ludzi i nie wiedziałoby nic o swoim biologicznym ojcu.

Chiny, przez ostatnie kilka dekad raczej koncentrujące się na ograniczaniu płodności swych obywateli niż na wspomaganiu leczenia niepłodności, mają dość surowe prawo dotyczące dawstwa czy przechowywania plemników i komórek jajowych. Do opisanych wyżej wymagań dla dawców plemników dochodzą inne ograniczenia dotyczące kobiet. Do procedury in vitro w Chinach kwalifikują się wyłącznie mężatki posiadające ważne pozwolenie na urodzenie dziecka. Pobranie i zamrożenie jajeczek na przyszłość (poza kilkoma wyjątkami, jak np. przed zastosowaniem chemioterapii) jest w Chinach nielegalne. Oczekiwanie na jajeczko może zająć nawet kilka lat, może je bowiem darować wyłącznie kobieta sama przechodząca procedurę zapłodnienia pozaustrojowego.

W Chinach rocznie przeprowadza się ponad 300 tys. cykli in vitro w ok. 350 ośrodkach. Nie jest znana ani liczba powstałych w ich wyniku ciąż, ani urodzonych dzięki tej metodzie dzieci, ale biorąc pod uwagę poziom zanieczyszczenia środowiska w Chinach, wciąż rosnący średni wiek zawierania małżeństw i prokreacji, liczby te mogą jedynie rosnąć.