11 listopada Prawo i Sprawiedliwość miało świetną okazję, by pokazać, co pozytywnego będzie chciało zrobić z władzą, gdy już zniszczy III RP i w całości przejmie państwo. Jak to wypadło? Odsłonięto pomnik Lecha Kaczyńskiego. Zorganizowano koncert. Ogłoszono odbudowę Pałacu Saskiego. W ostatniej chwili udało się zorganizować marsz, ale do spółki ze skrajną prawicą i neonazistami.

I tyle. Niczego na przyszłość. Nie było symbolicznej akcji „100 żłobków”, „100 elektrowni słonecznych” ani nawet „100 wyrzutni rakiet” na stulecie niepodległości. Finowie wybudowali sobie z okazji stulecia własnego państwa bibliotekę, ale polska kultura ani nauka niczego na tych obchodach nie zyskały.

PiS wygrało co prawda wybory samorządowe, ale najwyraźniej nie wie, co zrobić z władzą, kiedy już ją posiada. Rządzi chaos. W ostatnich tygodniach coraz większa liczba obserwatorów wskazuje, że partia rządząca wytraciła impet. Jak to się stało?

Fot. Flickr.com

PiS patrzy w przeszłość

Aby lepiej zrozumieć obecną sytuację, warto zwrócić uwagę na główne cechy pisowskiego modelu rządzenia. Model ten opisałem obszernie w książce „Nowy liberalizm. Jak zrozumieć i wykorzystać kryzys III RP”, tutaj ograniczę się więc do kilku podstawowych uwag.

Za czasu rządu Beaty Szydło Prawo i Sprawiedliwość działało na dwa sposoby: koncentrowało władzę oraz radykalizowało konflikt polityczny. Po pierwsze, w imię utworzenia „nowego państwa”, partia Jarosława Kaczyńskiego zmierzała do podporządkowania sobie jak największej liczby instytucji publicznych, a także uzyskania wpływu na jak największą ilość środków finansowych.

Lider PiS-u wyjaśnił swój sposób myślenia o tych kwestiach jeszcze w latach 90. Władza, jak mówił w jednym z wywiadów, to „system relacji między ludźmi. Jeśli te relacje są zakłócone i ci, którzy są na dole, mają inną opcję niż decydenci, to można powiedzieć, że klawisze fortepianu nie sięgają strun. Naciska się je według własnej, nowej partytury, a słychać dalej starą melodię” [1]. Tym sposobem czystki kadrowe okazują się główną metodą naprawy państwa.

Po drugie, partia Kaczyńskiego radykalizowała konflikt, kiedy napotykała opór ze strony niezależnych instytucji państwowych, społeczeństwa obywatelskiego lub opozycji. Przykładowo, PiS przyspieszało działania, jak przy okazji nocnego zaprzysiężenia „swoich” sędziów Trybunału Konstytucyjnego przez Andrzeja Dudę, co miało uprzedzić wyrok Trybunału Konstytucyjnego przesądzający o legalności ich wyboru. W obliczu protestów opozycji, politycy władzy zarzucali krytykom, że wysługują się obcym interesom.

Do czego dążyło PiS? Niektórzy komentatorzy przekonywali, że w gruncie rzeczy partia rządząca prowadziła politykę lewicową, ale nie była to prawda. Jeśli spojrzeć na politykę PiS-u całościowo, a nie tylko przez pryzmat programu Rodzina 500+, to łatwo zauważyć, że celem władzy nie była ochrona słabszych albo walka z nierównościami. Celem PiS-u była swojskość, poczucie bycia u siebie.

Działania PiS-u miały doprowadzić do wzmocnienia tożsamości narodowej, czy też „rekonstytucji polskości”, jak ujmował to zadanie Andrzej Zybertowicz. W teorii brzmi to dość wzniośle, w praktyce rzecz okazuje się jednak prostsza. Aby realizować polski interes i pozostawać w zgodzie z polską tożsamością, trzeba popierać PiS. Partia rządząca twierdziła, że działa w imię ludu i przeciwstawia się elitom, ale tak naprawdę proponowała ludziom odgórną rewolucję: to lud powinien podążać za bieżącą linią partii. Jarosław Kaczyński może wypowiedzieć wojnę Brukseli albo się z nią pogodzić, ale za każdym razem będzie miał rację. Smoleńsk może jednego dnia uchodzić za fundamentalną kwestię polityczną, a następnego zniknąć z politycznej agendy. Tyle że – tu wracamy do chwili obecnej – partia mnoży konflikty i poza ogólnikową wizją w istocie nie ma konkretnych pomysłów na przyszłość.

Niektórzy komentatorzy przekonywali, że partia rządząca prowadziła politykę lewicową, ale nie była to prawda. Jeśli spojrzeć na politykę PiS-u całościowo, a nie tylko przez pryzmat programu Rodzina 500+, łatwo zauważyć, że celem władzy nie była ochrona słabszych albo walka z nierównościami. | Tomasz Sawczuk

Morawiecki nie pomógł, ale to nie jego wina

Polityka PiS-u została wymyślona w taki sposób, że nie może być na dłuższą metę stabilna. Mogłaby ona zyskać stabilność tylko w jednym przypadku: gdyby ustrojowy Blitzkrieg zarządzony przez Jarosława Kaczyńskiego przebiegł płynnie i bez oporu. Instytucje zostałyby przejęte, świadomość społeczna zostałaby przeorana, zaś prywatne i publiczne podmioty międzynarodowe siedziałyby cicho. W skrócie: PiS rządzi, a wszyscy klaszczą. Taki scenariusz to jednak czysta fantazja.

Niektórzy spodziewali się, że powołanie Mateusza Morawieckiego na stanowisko premiera odmieni politykę PiS-u. Można było usłyszeć głosy, że przynajmniej zmieni się jej styl. Za Morawieckiego rząd PiS-u miał być bardziej wygadany i „europejski”. Premier miał wygasić konflikty i przyciągnąć do partii nowy elektorat, w szczególności mieszkańców większych miast.

Nadzieje tego rodzaju były jednak od początku płonne, ponieważ nikt w PiS-ie nie deklarował ustępstw w zasadniczych kwestiach, takich jak atak na niezależne sądownictwo. Morawiecki, który wywodzi się ideowo ze środowiska Solidarności Walczącej, w wielu sprawach okazał się zresztą większym radykałem niż Beata Szydło.

Partia rządząca jest dzisiaj w kropce. Z jednej strony, PiS nie tylko nie chce wycofać się z działań, które godzą w zachodni model demokracji, ale chciałoby pójść w nich jeszcze dalej. Świadczą o tym choćby zapowiedzi „repolonizacji mediów”, które sprowadzają się do chęci uciszenia krytycznej wobec rządu prasy. Z drugiej strony, trzy lata po przejęciu władzy ujawniają się ograniczenia przyjętego na początku kadencji modelu rządzenia.

[promobox_artykul link=”https://kulturaliberalna.pl/2018/11/13/pis-polityka-historyczna-swieto-niepodleglosci-wybory-jedrzejczak/” txt1=”Czytaj również tekst Heleny Jędrzejczak ” txt2=”Bez patriotyzmu, bez pomysłu, bez wstydu – PiS po 3 latach budowania tożsamości Polaków”]

Granice wzrostu

Przede wszystkim, PiS zostało zmuszone do spowolnienia procesu koncentracji władzy. Przedłużająca się walka o Sąd Najwyższy doprowadziła do sytuacji, w której już pięć razy zmieniano ustawę o SN, a to wciąż nie koniec. PiS przejęło kontrolę nad tak wieloma instytucjami, że każdy kolejny ruch prowokuje poważne kontrowersje w Polsce i za granicą. Po trzech latach u władzy opowieść o prawicy pokrzywdzonej przez III RP staje się coraz mniej wiarygodna. PiS działa dziś na własne konto i coraz trudniej będzie mu zrzucać niepowodzenia na poprzedników albo postkomunistyczne układy.

Po drugie, PiS nie może w nieskończoność radykalizować konfliktu politycznego. Zaostrzanie sporu w odpowiedzi na opór wobec polityki władzy stało się obecnie trudniejsze i mniej opłacalne. Na krajowym podwórku opozycja powstrzymuje się ostatnio od spektakularnych i emocjonalnych gestów, trudniej więc przedstawiać ją jako zdradziecką i nieodpowiedzialną. Jeśli chodzi o Unię Europejską, ataki PiS-u na Brukselę pozwoliły opozycji twierdzić, że partia rządząca chce wyprowadzenia Polski z UE, nawet jeśli nie celowo, to może nie zapanować nad procesami, które sprowokuje. PiS boi się tej linii krytyki, ponieważ przynależność do Unii wciąż cieszy się wśród Polaków bardzo wysokim poparciem. Wynik wyborów samorządowych pokazuje, że radykalizm partii rządzącej zraził do niej miasta, co także skłania do wyciszenia.

Partia rządząca jest dzisiaj w kropce. Z jednej strony, nie tylko nie chce wycofać się z działań, które godzą w zachodni model demokracji, ale chciałaby pójść w nich jeszcze dalej. Z drugiej strony, trzy lata po przejęciu władzy ujawniają się ograniczenia przyjętego na początku kadencji modelu rządzenia. | Tomasz Sawczuk

Ten sam problem dotyczy zresztą relacji PiS-u z instytucjami Unii. Partia rządząca długo przyjmowała wobec Brukseli postawę zgoła schizofreniczną. PiS miało nadzieję, że w obliczu innych problemów Unia pogodzi się z atakiem na niezależność sądownictwa w Polsce. Kiedy jednak sprawa nie cichła, partia rządząca przypuszczała na Brukselę gwałtowne ataki, które z pewnością nie sprzyjały uspokojeniu sytuacji. Reakcja PiS-u na wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie skoku na Sąd Najwyższy będzie w tym kontekście ważnym testem.

Po trzecie, pisowska polityka tożsamości również ma swoje ograniczenia. Szereg wydarzeń podważył rządową opowieść, zgodnie z którą PiS tak po prostu „wyraża wolę ludu”. Na początku 2018 roku wybuchła sprawa drugich pensji, które była premier Beata Szydło wypłacała pod stołem samej sobie i swoim ministrom. Pazerność rządu źle zgrywała się z opowieścią o realizowaniu przez PiS dziejowej misji narodowej. Jarosław Kaczyński kazał więc w odpowiedzi obniżyć uposażenia posłom, ale ten ruch mógł się sprawdzić raz. PiS nie może obniżać pensji parlamentarzystom za każdym razem, gdy w sferze publicznej pojawi się kolejny Misiewicz. A przecież do historii drugich pensji w rządzie dopisać można setki przypadków nepotyzmu na poziomie krajowym i lokalnym.

Co więcej, w ostatnich trzech latach miały miejsce demonstracje kobiet podczas czarnego protestu, protesty lekarzy rezydentów, matek dzieci z niepełnosprawnością, ostatnio zaś pracowników LOT-u czy policjantów. Zamiast radykalizować konflikt, z przekonaniem, że za partią stoi wola Polaków, PiS musi coraz częściej podejmować z owymi Polakami negocjacje. Od czasu, gdy PiS przejęło władzę, emocje trochę opadły i partia rządząca nie może mówić, że każdy kolejny protest inspirowany jest przez podejrzane grupy interesu albo zagranicę, bo z czasem już nikt nie będzie podchodził do tych deklaracji na poważnie.

Po trzech latach u władzy opowieść o prawicy pokrzywdzonej przez III RP staje się coraz mniej wiarygodna. PiS działa dziś na własne konto i coraz trudniej będzie mu zrzucać niepowodzenia na poprzedników albo postkomunistyczne układy. | Tomasz Sawczuk

To nie jest koniec PiS-u

Ostatnie wystąpienia publiczne Donalda Tuska rozbudziły nadzieje wielu osób na to, że ten wróci do polskiej polityki, aby zadać upadającemu PiS-owi ostateczny cios. Tusk słusznie powiedział jednak kilka dni temu w Łodzi, że opozycja nie powinna wyczekiwać „jeźdźca na białym koniu”.

PiS wydaje się dzisiaj trochę zagubione, ale warto pamiętać, że w wyborach samorządowych partia rządząca znacznie zwiększyła swój stan posiadania. PiS oblało egzamin polityczny przy okazji organizacji święta niepodległości, ale od egzaminu tego nie zależało nic konkretnego, a tegoroczne uroczystości po prostu nie różniły się specjalnie od wcześniejszych. Nie ma obecnie mowy o „końcu PiS-u”. W tej chwili skończył się jedynie tryumfalistyczny i niezakłócony pochód partii po władzę i splendor, który musiał się skończyć, ponieważ od początku opierał się na nierealistycznych oczekiwaniach. PiS dryfuje i nie ma jak na razie wyraźnego pomysłu na to, jak dostosować się do nowych okoliczności, dlatego może się wydawać słabsze niż dotąd. Ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego w dalszym ciągu jest jednak najsilniejszym graczem na scenie politycznej, ma wiele narzędzi działania i pozostaje głównym kandydatem do zwycięstwa w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych.

 

Przypis:

[1] „Czas na zmiany. Z Jarosławem Kaczyńskim rozmawiają Michał Bichniewicz i Piotr M. Rudnicki”, Editions Spotkania, Warszawa 1993, s. 102.