Pamiętna filmowa scena: nastoletni Elio wpatruje się zaczerwienionymi oczami w ogień w kominku. Po jego chłopięcej twarzy płyną łzy. Minionego lata przeżył spotkanie, które go zmieniło. „Piękną przyjaźń”, jak to eufemistycznie ujął jego ojciec, z Oliverem, młodym, przystojnym doktorantem z USA. To już zamknięty rozdział. Teraz trzeba zmierzyć się z bólem rozstania, dorosnąć, wyjść ku światu. Ale czy to na pewno koniec? – dopytywali widzowie „Tamtych dni, tamtych nocy” – ekranizacji powieści André Acimana pod tym samym tytułem [1].

Czytelnicy książki [2] wiedzieli nieco więcej. Powieść opowiadająca o letnim gejowskim romansie rozgrywającym się we Włoszech w latach 80. kończy się inaczej niż film – jej ostatnie kilkadziesiąt stron to część zatytułowana „Miejsca ułudne”, z której dowiadujemy się w zarysie o dalszych losach bohaterów. Wiemy, że Elio i Oliver nie zapomnieli o zdarzeniach z tych kilku wakacyjnych tygodni i że spotkali się znowu, po latach. Ale jakie konsekwencje miało owo spotkanie i czy było punktem zwrotnym w ich życiorysach, tego z pierwszej książki nie mogliśmy wywnioskować na pewno, co najwyżej tylko przypuszczać, przy czym interpretacje mogły pójść w bardzo różne strony.

André Aciman zostawił sobie furtkę do opowiedzenia (lub dopowiedzenia) dalszych losów swoich bohaterów. W wywiadach wspominał parokrotnie, że stali się oni dla niego tak ważni i bliscy, że czuł, iż kiedyś jeszcze do nich wróci. Można z powodzeniem założyć, że ostatecznie przekonała go do tego niezwykła popularność książki po ekranizacji – wydana po raz pierwszy w 2007 roku powieść zyskała światowy rozgłos w dziesięć lat później, właśnie dzięki obrazowi Luki Guadagnina, do którego scenariusz (nagrodzony Oscarem) napisał James Ivory.

„Przez krótką chwilę panowałem nad swoim życiem”

W kołach czytelniczych, na grupach i forach internetowych nadal żywo dyskutuje się zarówno na temat obrazu filmowego, jak i książki. Powstały tysiące utworów typu fanfiction (prozy fanowskiej), w przeróżny sposób czerpiące z fabuły i ukazujące alternatywną wersję zdarzeń lub ich ciąg dalszy [3]. Dla wielu „Tamte dni, tamte noce” okazały się swoistym catharsis – impulsem do zmiany, do coming outu, do życia w większej otwartości [4].

Nie dziwi więc, że Aciman zdecydował się napisać kontynuację – jej oficjalna światowa premiera ma miejsce dzisiaj, 29 października, polska zaś – już jutro. Choć słowo „kontynuacja” nie jest tu najtrafniejsze. W „Znajdź mnie” nie odnajdziemy bowiem opisu, który pozwoliłby czytelnikowi poczuć, że towarzyszy bohaterom od momentu, w którym rozstał się z nimi w poprzedniej książce. Co więcej niemal połowa powieści poświęcona jest nie Eliowi i Oliverowi, lecz ojcu Elia (!). Profesor Samuel Perlman (ciekawostką jest, że Aciman nie nadał tej postaci imienia, ale ponieważ zrobił to Guadagnino, w „Znajdź mnie” imię się pojawia), badacz kultury Greków i Rzymian przybywa do Rzymu w drugiej połowie lat 90., aby wygłosić odczyt na uniwersytecie. W pociągu poznaje o połowę młodszą od siebie Mirandę i natychmiast traci dla niej głowę.

„My się starzejemy, tylko nie doroślejemy”

W ciągu najbliższych kilkunastu godzin Sami przewartościuje całe swoje życie i wróci myślami do poruszającej rozmowy z synem sprzed lat. W kultowym dla wielu czytelników i widzów dialogu, pocieszając Elia załamanego po wyjeździe Olivera, wyznał: „Ból nie jest czymś godnym pozazdroszczenia, a jednak ci go zazdroszczę […] może byłem blisko, ale nigdy nie miałem tego, co ty. Zawsze mnie coś powstrzymywało albo stało na przeszkodzie”. Teraz Sami próbuje zatrzymać utracony czas i żyje tak, jak nie miał odwagi żyć kilkadziesiąt lat temu. „Być może było parę promów, którymi należało popłynąć, ale tego nie zrobiłem” – stwierdza w „Znajdź mnie”. Czytelnik obserwuje jego poczynania z mieszanymi uczuciami – z jednej strony Samuel jest w nich głęboko ludzki, z drugiej bardzo infantylny i wręcz żałosny. Są momenty, w których jego relacja z Mirandą osiąga taki poziom absurdu, że zaczynamy z zakłopotaniem wiercić się w fotelu i sprawdzać, ile jeszcze stron musimy przeczytać, nim ta farsa się skończy. Być może jednak właśnie o to chodziło Acimanowi, o swego rodzaju prowokację, zderzenie wizerunku cieszącego się życiem i sypiącego filozoficznymi mądrościami profesora Perlmana z ogarniętym chucią Samim, który nie zasłaniając hotelowych zasłon uprawia wyuzdany seks z dwudziestokilkulatką, nazywającą jego penisa latarnią morską i deklarującą wytatuowanie sobie takowej w miejscu intymnym. „Ach, papo Perlmanie!”, chciałoby się zawołać, czytając następującą deklarację:

„Zawsze marzyłem o skórzanej kurtce, taką jaką ma Miranda. A także o ubraniach, w których nie wyglądałbym jak człowiek, który po wyjściu z kościoła zdjął krawat w drodze na pole golfowe. Zamierzałem też zmienić imię na przezwisko. Spytałem Mirandę, co myśli o tym, żebym zgolił głowę albo nosił kolczyk w uchu.
– Co tylko chcesz!
– Nigdy się z tego nie budźmy.”

Zdaniem Acimana w jednym życiu mamy kilka różnych wcieleń i bardzo prawdopodobne, że właśnie to inne wcielenie Samuela Perlmana poznajemy w „Znajdź mnie”. Stateczny profesor bezwstydnie odsłania przed nami swoje niewysublimowane pragnienia i każe nam konfrontować jego przeszłe „ja” z teraźniejszym. Zupełnie jakby czuł, że nie zostało już wiele czasu – uwzględniając kontinuum czasowe książki określone już w pierwszej części, wiemy, że to ostatnia dekada życia Samiego.

„Chcemy tylko tych, których nie możemy mieć”

W drugiej części powieści do głosu dochodzi Elio. To już początek lat dwutysięcznych i przenosimy się do Paryża, gdzie mieszka młody Perlman – ceniony pianista, grający muzykę klasyczną. Ta część ma w sobie wiele z nastroju „Tamtych dni, tamtych nocy”. Być może dlatego, że znowu słyszymy znajomy głos narratora pierwszej książki, przypominamy sobie typowe dla niego wahanie i niepewność, przy jednoczesnej żarliwości, emocjonalności i zaangażowaniu w kontakt z drugim człowiekiem. Elio pozostał wierny sobie i swoim ideałom, jest też pogodzony z własną seksualnością. Ukonstytuowało ją lato spędzone z Oliverem. Elio, zarówno w „Tamtych dniach, tamtych nocach”, jak i „Znajdź mnie”, jest postacią zdecydowanie najbardziej autentyczną i przekonującą. Relacja młodego Perlmana z dwukrotnie starszym od niego Michelem też wydaje się bardziej wiarygodna, prawdziwsza niż związek Samuela i Mirandy. Tę część zdecydowanie lepiej się także czyta. Michel jest dla Elia przyjacielem i kochankiem, Elio dla niego także trochę synem, ale obie strony nie kryją, że dla młodszego z mężczyzn jest to tylko przystanek w drodze powrotnej – do tego mężczyzny, od którego wszystko się zaczęło.

Oliver jest narratorem trzeciej części książki. Mąż i ojciec dwóch synów, wykładowca akademicki, właśnie wyprowadza się z uczelnianego nowojorskiego mieszkania z powrotem do Nowej Anglii. Pożegnalne przyjęcie jest dla niego nie tylko podsumowaniem etapu zawodowej działalności – to także moment, w którym nareszcie otwarcie przygląda się swojej biseksualności, a obserwując młodszego kolegę po fachu, grającego na fortepianie, uświadamia sobie, że jego myśli mimo upływu lat biegną ku Eliowi.

„Dwa słowa od ciebie, a wszyscy staną się tylko figurynkami”

W części czwartej, na końcowych stronach „Znajdź mnie”, znowu trwa upalne lato, tyle że 20 lat później. Nie jest to jednak ten sam czas. Bo też i nie ma prostych powrotów do chwil, które upłynęły. Można jednak zacząć raz jeszcze, nie trzymając się kurczowo wspomnień, choć to z nich i osób, które je tworzyły, zbudowana jest teraźniejszość. „Nie udawajmy, że nigdy nie istnieli, ale nie chcę oglądać się za siebie” – mówi do Elia Oliver.

Każda z części „Znajdź mnie” jest więc opowieścią o czasie i o tym, jak jedno zdarzenie może wpływać na życie wielu osób, tworząc łańcuszek relacji, pociągając za sobą rozmaite decyzje, rezonując po latach. Historia Elia i Olivera jest dla Acimana okazją do (kolejnej) refleksji nad niestabilnością tożsamości człowieka, nad uporczywym, a czasem panicznym szukaniem siebie, które często prowadzi do zaskakujących odkryć. Jest to również hołd dla odchodzącego świata klasy wyższej i próba dostrzeżenia jego powidoków w życiu współczesnych przedstawicieli inteligencji.

Te wątki są stale obecne w pisarstwie Acimana, a ich źródła odnaleźć można w biografii pisarza. Aciman urodził się w rodzinie sefardyjskich Żydów i do nastoletniości mieszkał w Aleksandrii. Dziecięce i młodzieńcze wspomnienia z tego barwnego okresu zawarł w znakomitej powieści biograficznej „Wyjście z Egiptu” [5] i tam też znajdziemy klucz do motywów obecnych w jego twórczości. W latach 50. i 60. z Egiptu wyemigrowała ponad połowa społeczności żydowskiej – 25 tysięcy osób. Wielu jej przedstawicieli osiedliło się ostatecznie, tak jak Aciman, w Stanach Zjednoczonych. Wielokulturowa, wielojęzyczna, tętniąca życiem Aleksandria, która w postaci znanej Acimanowi z dzieciństwa odeszła w niebyt, jest dla autora symbolem owego czasu utraconego. Muzykalny, oczytany, władający kilkoma językami Elio, żartujący ze służbą i uczestniczący w spotkaniach towarzyskich rodziców w „Tamtych dniach, tamtych nocach” do złudzenia przypomina młodego Acimana z kart jego autobiograficznej powieści. W „Znajdź mnie” Oliver wraz z Eliem płyną statkiem do Aleksandrii właśnie – tam, gdzie „zaczęło się wszystko, co ma dla nas dwóch jakieś znaczenie”. Jest to symboliczny powrót do źródeł, decyzja, która wyraża postanowienie „zacznijmy wszystko od początku”.

To, co dla jednych jest atutem, dla innych będzie nieznośną wadą twórczości Acimana. Światy tworzone przez tego pisarza są jak bańki, w których zamkniętej sztucznej przestrzeni poruszają się bohaterowie. Snobują się, chadzając na koncerty muzyki klasycznej, przesiadują w kawiarniach, enotekach, godzinami dyskutują o literaturze, sztuce, kulturze starożytnej i filozofii. Są całkowicie oderwani od życia i skoncentrowani na sobie. Zewnętrzne dla nich nie istnieje, a jeśli nawet, to tylko jako tło do zaprezentowania siebie. W „Tamtych dniach, tamtych nocach” życie Perlmanów trwało niejako poza czasem – dom i ogród zdawały się dryfować w niedookreślonej przestrzeni społecznej i politycznej, co zresztą było jednym z zarzutów stawianych przez krytyków pod adresem książki. Ale Aciman pozostał konsekwentny. Tak jak poprzednio nie wspomniał o dramacie AIDS w latach 80., tak i w „Znajdź mnie” nie akcentuje w żaden sposób zupełnie przecież odmiennej sytuacji osób nieheteronormatywnych w latach dwutysięcznych. Nadal interesuje go niemal wyłącznie świat wewnętrzny postaci, gęsto utkany z myśli, wspomnień i emocji. Jeśli zaś sięga po wątki społeczno-polityczne, to raczej po to, by przedstawić na tym tle historię rodziny i losy narodów wplątane w codzienność – jakieś zaprzeszłe rodzinne dramaty, stłumione, niewypowiedziane, odkrywane po latach.

„Tak naprawdę nigdy stamtąd nie wyjechałem”

Z pewnością tworząc „Znajdź mnie”, Aciman odczuwał presję środowisk fanowskich. Nie jest łatwo mierzyć się z pisarskim zadaniem, kiedy po drugiej stronie stoi czytelnik mający konkretne oczekiwania i swoje wizje tego, co się wydarzy. Co niektórzy zastrzegali, że cokolwiek Aciman napisze, i tak będzie to tylko jego własny fanfik, jedna historia pośród wielu innych. Czy ma więc sens odpowiedź na pytanie, czy Aciman sprostał czytelniczym wyobrażeniom? Fani z pewnością będą usatysfakcjonowani finałem „Znajdź mnie”, ale proces dochodzenia do niego może się wydać im niepotrzebnym i zbyt długim dryfowaniem po mieliznach. Z drugiej strony to właśnie dzięki temu widzimy, że życie głównych bohaterów „Tamtych dni, tamtych nocy” nie zamarło z chwilą rozstania. Przeciwnie, toczyło się dalej – intensywne i gęste.

Doceniam, że Aciman podążył własną ścieżką, własnym narracyjnym torem, nawet jeśli naznaczonym obsesją nostalgii i Proustowskiej magdalenki (nie bez powodu zresztą – Aciman jest literaturoznawcą, autorem prac na temat Prousta).

Niewykluczone, że nie będzie to ostatnie słowo w tym cyklu powieściowym. Niedawno na spotkaniu z węgierskimi czytelnikami pisarz zauważył, że w „Znajdź mnie” nie została opowiedziana historia Annelli Perlman, matki Elia, być może więc całość ułoży się w tryptyk?

 

Przypisy:

[1] O filmie „Tamte dni, tamte noce” [ang. Call Me by Your Name] pisał w nr. 477 „Kultury Liberalnej” Mateusz Góra.

[2] André Aciman, „Tamte dni, tamte noce”, tłum. Tomasz Bieroń, wyd. Poradnia K, Warszawa 2018.

[3] Serwis Archive of Our Own jest jednym z najobszerniejszych i najprężniej działających serwisów fanfiction, na którym swoje prace publikują fani z całego świata.

[4] Zainteresowanych prześledzeniem tego fenomenu odsyłam do książki: Barb Mirrel, „Call Me By Your Name. How a Little Film Touched So Many Lives”, wyd. Liberty Bell Publishers, Philadelphia 2018.

[5] André Aciman, „Wyjście z Egiptu”, przeł. Elżbieta Jasińska, wyd. Czarne, Wołowiec 2009.

 

Książka:

André Aciman, „Znajdź mnie”, tłum. Tomasz Bieroń, wyd. Poradnia K, Warszawa 2019.