0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Felietony > Armenia między UE...

Armenia między UE a Rosją: w poszukiwaniu godnego życia

Tereza Soušková

Rok temu Armenia znalazła się na celowniku światowych mediów. W spokojnym dotąd  kaukaskim kraju wybuchła rewolucja, która doprowadziła do obalenia autorytarnych rządów Serża Sarkisjana. Jak skończyła się próba wprowadzenia prawdziwej demokracji i praworządności w tym kraju?  

Armenia zdobyła niepodległość po rozpadzie Związku Radzieckiego w 1991 roku. Znajdowała się wtedy w niełatwej sytuacji, bowiem nie zdążyła jeszcze poradzić sobie ze skutkami silnego trzęsienia ziemi, które dotknęło ją w 1988 roku. Zginęło wówczas kilkadziesiąt tysięcy osób, a powstałe szkody materialne są w niektórych miejscach widoczne do dziś. Oprócz tego kraj musiał się zmierzyć z dodatkowymi problemami. Jednym z najpoważniejszych był ponowny wybuch konfliktu z sąsiednim Azerbejdżanem o terytorium Górskiego Karabachu. Wojna oraz głęboki kryzys ekonomiczny nie sprzyjały demokratyzacji. Pod hasłem „najpierw zwycięstwo” powstawał powoli ustrój będący demokratyczny jedynie na papierze, podczas gdy w rzeczywistości państwo stał się łupem dla różnych grup interesów.

Powstający system polityczny od początku nie brał pod uwagę potrzeb obywateli, ale był budowany tak, żeby przynieść korzyści osobiste dla sprawujących władzę. Armenię zaczęła nękać korupcja, która w skrajnych postaciach sięgała absurdu – osoba ubiegająca się o pracę musiała najpierw zaoszczędzić pieniądze na łapówkę, żeby otrzymać dane stanowisko. Rząd ograniczał działalność opozycji i ograniczał jej dostęp do mediów. Kupowanie głosów czy oszustwa wyborcze zdarzały się regularnie. Trwający wciąż konflikt w Górskim Karabachu (Ormianie nazywają go Arcach), posłużył jako pretekst. Za jego pomocą można było ukryć rosnące bogactwo oligarchów, którzy powtarzali obywatelom frazesy o zaciskaniu pasa, bo „przecież jest wojna”.

Armeńczycy szybko się nauczyli, że opowiastki o demokracji, prawach człowieka czy sprawiedliwości nie napełnią im żołądków. Okres lat 90., kiedy elektryczność działała przez dwie godziny, a dostęp do wody był co drugi dzień, nauczył mieszkańców, że zamiast głosić demokrację i zostać zwolnionym z pracy, lepiej odciąć się od pewnych idei i mieć spokój. Większość społeczeństwa przestała udzielać się politycznie.

Uciążliwi sąsiedzi

Armenia uważa siebie uważa za pierwszy na świecie kraj chrześcijański, co wyraźnie przekłada się na jej tożsamość. Z tego wynikają trudne relacje z trzema muzułmańskimi sąsiadami – Iranem, Azerbejdżanem i Turcją. Z każdym z nich łączy ją historia wojen, a z dwoma ostatnimi Erewań nie utrzymuje żadnych stosunków dyplomatycznych. Powodem jest wspomniany już konflikt o Górski Karabach. Ponadto w latach 1915–1918 Imperium Osmańskie dopuściło się ludobójstwa na Ormianach, do czego Ankara oficjalnie się nie przyznaje. Północnego sąsiada, Gruzji, kraju pod pewnymi względami bliskiego (przede wszystkim religijnie) Armeńczycy nie postrzegają jako sojusznika, tylko rywala.

Trudną sytuację Armenii wykorzystuje regionalny hegemon, jakim jest Rosja. Jej zaangażowanie jest najbardziej widoczne w sporze o Górski Karabach. Ponieważ Azerbejdżan dysponuje bogactwem naturalnym w postaci ropy i gazu ziemnego, kwestią czasu powinno być zwycięstwo tego kraju w wyścigu zbrojeń z ubogą w zasoby naturalne Armenią. Jednak Federacja Rosyjska utrzymuje szanse obu stron na wyrównanym poziomie, a za swoją pomoc oczekuje wdzięczności. Stąd akcesja Armenii do wstąpienia do Unii Euroazjatyckiej, czyli handlowej i bezcłowej organizacji przypominającej Unię Europejską pod skrzydłami Moskwy.

Jednak Armenii nie łączą z Rosją wyłącznie względy bezpieczeństwa. Długi okres, podczas którego oba kraje były częścią jednego państwa, wytworzył między nimi mocne więzi kulturowe, handlowe i migracyjne. Dziś praktycznie wszyscy Armeńczycy bez względu na wiek mówią płynnie po rosyjsku, w kraju powszechnie dostępne są rosyjskie gazety, książki, podręczniki czy kanały telewizyjne. W Moskwie znajduje się druga (po tej z Los Angeles) co do wielkości ormiańska diaspora na świecie, a Rosja jest największym partnerem handlowym tego kaukaskiego państwa, stanowiąc dla jego obywateli najczęstszy cel migracji pracowniczej.

Partnerstwo Wschodnie – nowe rozdanie

Armenia współpracuje bliżej z Unią Europejską od 1999 r., wtedy też zaczęła obowiązywać pierwsza umowa regulująca ramy prawne wzajemnych relacji. UE oferuje Armenii pomoc finansową, pod warunkiem wypełniania zobowiązań i  wprowadzania demokratycznych reform. Z funduszy europejskich przeznaczonych na pomoc zagraniczną wybudowano szkoły, drogi i centra turystyczne, powstały też miejsca pracy związane z  tradycyjnym rzemiosłem. Oprócz gospodarki Unia współpracuje z kaukaskim krajem także w sferze kultury oraz prowadzi z nim dialog na temat kwestii politycznych. Od 2009 r. Armenia jest częścią Partnerstwa Wschodniego UE, co jeszcze pogłębiło współpracę w wymienionych sferach.

Rządzące w Armenii elity obliczyły, że najbardziej opłaci się im lawirowanie między Rosją a UE. W momencie, w którym rząd musiał podjąć niepopularne kroki, rząd tłumaczył to albo presją ze strony UE, która w przypadku niezastosowania się Armenii do rozporządzeń, nie przekaże jej środków finansowych, albo grożącym ze strony Rosji wypowiedzeniem sojuszu w kwestii sporu o Górski Karabach.

Różnice w stosunku Armeńczyków do Unii Europejskiej są w wielkim stopniu kwestią pokoleniową. Osoby urodzone w ostatnich dekadach istnienia Związku Radzieckiego w swoim codziennym życiu nie przywiązują dużej wagi do UE. W telewizji Unia pokazywana jest w sposób negatywny, co również wpływa na obraz wspólnoty wśród Ormian, którzy o traktują ją jako miejsce gdzie można dobrze zarobić, a nie nadzieję na poprawę sytuacji w kraju.

Inaczej sytuacja wygląda w przypadku młodych ludzi, którzy w większym stopniu zdają sobie sprawę z przepaści jaka dzieli Armenię, a kraje UE. Najczęściej wymieniają kwestie życia codziennego, takie jak system komunikacji publicznej. W Armenii nie istnieje  zintegrowany, działający zgodnie z rozkładem transport miejski i międzymiastowy. To tylko kropla w morzu potrzeb, ale to właśnie fatalna jakość infrastruktury transportowej przyczynia się do pogłębiania różnic między mieszkańcami wsi i miast. Z tego powodu obiecujący uczniowie nie mogą jeździć ze wsi do lepszej szkoły w mieście, a dorośli mają problem z dotarciem do pracy. W konsekwencji mniejsze miejscowości wyludniają się, a ich mieszkańcy coraz częściej emigrują do Erywania.

Aksamitna rewolucja w Erywaniu 

Brak szans i perspektyw na przyszłość odbija się przede wszystkim na młodych ludziach. Również z tego powodu rok temu studenci zaczęli demonstrować przeciwko ustrojowi. Serż Sarkisjan będący przez dwie kadencje prezydentem odmówił ustąpienia z funkcji, czego domagali się protestujący. Parlament, w którym jego partia miała większość, przegłosował zmianę konstytucji, przenosząc najważniejsze uprawnienia prezydenta na premiera. Z wcześniejszej republiki półprezydenckiej, w której prezydent miał mocniejszą pozycję w porównaniu z innymi organami ustawodawczymi i wykonawczymi, Armenia stała się republiką parlamentarną, w której prezydent miał być tylko strażnikiem żyrandola. Osiem dni po zakończeniu kadencji prezydenckiej Sarkisjan zasiadł w fotelu premiera.

Młodzi ludzie interpretowali ten ruch jako ostateczne przekreślenie szans na pozytywną zmianę i wyszli na ulice. Wkrótce dołączyło do nich więcej osób, a protest, początkowo przypominający pojedynek Dawida z Goliatem, przerodził się w ogólnonarodowe demonstracje. Rewolucja, która dzięki swojej bezkrwawej formie nazywana była „aksamitną” – na wzór tej czechosłowackiej z 1989 roku – doprowadziła do zmiany na stanowisku premiera, które objął Nikola Paszinian, długoletni opozycyjny polityk.

Paszinian jest interesującym przykładem na to, jak na poziomie dyplomacji Armenia manewruje pomiędzy UE a Rosją. To długoletni dziennikarz, który przed laty został wydalony z uczelni z powodów politycznych. Był społecznym autorytetem, ale ludzie uważali go za dziwaka, jego opozycyjna gazeta była na marginesie debaty społecznej. Zawsze zajmował wyraźnie antyrosyjskie stanowisko, popierał sojusz z demokratyczną Europą. Jego koszulka moro, nieogolona twarz i czarna czapka z daszkiem z napisem „duchov” (po ormiańsku „odwaga”) stały się symbolem rewolucji. Tuż po objęciu przez niego stanowiska premiera na Kremlu zapanowała niepewność. Paszinian otrzymał telefon i zaproszenie do Soczi na spotkanie z rosyjskim prezydentem Władimirem Putinem. We wspólnym oświadczeniu przywódców, kilkukrotnie podkreślano, że wzajemne stosunki obu krajów pozostają bez zmian. Było to sprytne działanie ze strony nowego premiera. Wiedział, że spór na polu międzynarodowym jest ostatnią rzeczą, której Armenia potrzebuje po przejęciu władzy przez siły demokratyczne.

Moc Unii Europejskiej

Dzięki ujawnieniu poważnych przestępstw kilku oligarchów związanych z byłym prezydentem Sarkisjanem, Paszinian w krótkim czasie zapewnił stabilne poparcie społeczne . Wszczęcie postępowań karnych wobec beneficjentów dawnej władzy wywołało poczucie realnej zmiany. Nowy rząd powołał komisje bilateralne, zapraszając do nich ekspertów z UE, którzy mieli za zadanie opracowanie nowych reform w strategicznych sektorach państwa.

Dziś, rok po opisanych wyżej wydarzeniach, opadł już rewolucyjny entuzjazm, ale nowy rząd stworzył podstawy reform dotyczących funkcjonowania kraju. Postkomunistyczne państwa UE były stawiane za przykład postępu dla Armenii. Konkretne kroki, takie jak systemowe zmiany na poziomie polityki krajowej gospodarowania odpadami, pomogły ochronić źródła wody w Armenii przed zanieczyszczeniem. Komfort życie zwykłych obywateli poprawia się, podobnie jak ich opinia na temat Unii Europejskiej.

 

Artykuł został opublikowany 4 czerwca 2019 r. w czasopiśmie Demokratický střed.

Z czeskiego przetłumaczyła: Olga Słowik.

Redakcja tłumaczenia: Jakub Bodziony.

Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Flickr.com

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 569

(49/2019)
4 grudnia 2019

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj