0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Felietony > [Stany Zjednoczone] Powrót...

[Stany Zjednoczone] Powrót do przeszłości

Jakub Bodziony

Chociaż jego kampania wydawała się już przegrana, to 77-letni Joe Biden jest dziś najpoważniejszym kandydatem do otrzymania prezydenckiej nominacji Partii Demokratycznej. I kandydatem… najmłodszym.

Jeszcze tydzień temu to Bernie Sanders umacniał się na pozycji lidera w wyścigu po nominację Partii Demokratycznej. To kandydat, który określa się jako „demokratyczny socjalista”, dotychczas stał na czele stawki. Joe Biden, lider centrowego skrzydła demokratów, po serii porażek w Iowa, New Hampshire i Nevadzie, przez niektórych został już spisany na straty. Wspierany przez partyjny establishment Biden zarzekał się, że wygra nadchodzące starcie w Karolinie Południowej. Obietnicy dotrzymał i 29 lutego zdobył aż 48,8 procent głosów w stanie, który określał jako swój bastion. Choć trudno w to uwierzyć, było to pierwsze zwycięstwo prawyborcze 77-letniego Bidena, chociaż o prezydenturę ubiega się już po raz trzeci. Po raz pierwszy startował… 32 lata temu, w roku 1988.

Sukces pozwolił kampanii Bidena odbić się od dna i złapać drugi oddech, niezbędny przed wyborczą kumulacją, zwaną „superwtorkiem”. 3 marca w prawyborach brało udział aż 14 stanów, a stawką było ponad 30 procent wszystkich delegatów w prawyborczych rozgrywkach. Dotychczasowa rywalizacja rozgrywała się pomiędzy dwoma skrzydłami partii – progresywnym, do którego oprócz Sandersa zalicza się Elizabeth Warren, i centrowym, którego głosy rozpraszały się aż na czterech kandydatów – Joe Bidena, Pete’a Buttigiega, Amy Klobuchar i Mike’a Bloomberga.

Tuż przed marcową kumulacją doszło jednak do istotnych przetasowań po stronie centrystów. Z rywalizacji wycofał Pete Buttiegieg, który zdecydował się wesprzeć Bidena. Burmistrz z Indiany, który zanotował bardzo dobre wyniki w Iowa i New Hampshire, nie zdołał przekonać do siebie czarnoskórych i latynoskich wyborców, kluczowych do zdobycia prezydenckiej nominacji. Podobnie było w przypadku Klobuchar. Senatorka z Minnesoty również zakończyła kampanię i przekazała swoje poparcie byłemu wiceprezydentowi. Na podobny gest zdecydował się Beto O’Rourke, kandydat, który z wyścigu wycofał się jeszcze w listopadzie zeszłego roku. To ruch z pozoru mało znaczący, bo O’Rourke, chociaż miał poparcie na poziomie 1 procenta, wsparł Bidena na wiecu w swoim macierzystym stanie, Teksasie, jednym z kluczowych dla wtorkowego głosowania.

Konsolidacja centrystów wzmocniła Bidena i w efekcie 3 marca zwyciężył w 10 z 14 stanów, które brały udział w prawyborach. Koalicja czarnoskórych wyborców, wśród których Biden cieszy się ogromną popularnością, centrystów i wyborców z tak zwanych przedmieść, przeważyła nad elektoratem Sandersa, złożonym w dużej części z młodych i progresywnie nastawionych wyborców. Zwolennicy Berniego, chociaż mogą czuć się rozczarowani, to z pewnością nie zostali upokorzeni skalą porażki. Poszczególne stany mają różne metody rozdzielania delegatów, a zwycięzca nie zgarnia całej puli. Dobrym tego przykładem jest Teksas, w którym mimo zwycięstwa Biden dostał jedynie czterech delegatów więcej niż drugi Sanders (42 do 38). Sukcesem kampanii tego drugiego jest spodziewane zwycięstwo w progresywnej Kalifornii, gdzie do zdobycia była największa liczba delegatów.

Biden często zapomina konkretnych słów, nie kończy zdań i potrafi mylić nazwiska osób, które stoją obok niego. Ostatnio zaś nie był w stanie przypomnieć sobie pierwszych zdań amerykańskiej Deklaracji Niepodległości!

Jakub Bodziony

Wyniki superwtorku z pewnością zmieniły układ sił u demokratów. Bernie stracił pozycję lidera i obecnie znajduje się nieznacznie za Bidenem. Z wyścigu wycofał się Mike Bloomberg, miliarder i były burmistrz Nowego Jorku, który podczas zaledwie trzech miesięcy wyborczej walki, wydał na kampanię rekordowe 450 milionów dolarów. Ogromne środki włożone w promocję przyniosły pewne efekty – w lutym poparcie dla Bloomberga dawało mu w ogólnokrajowych sondażach drugie miejsce, za Sandersem. Niemal nieograniczone zasoby finansowe nie wystarczyły jednak do przykrycia wszystkich wad kandydata, o czym boleśnie przekonał się on podczas wyborczych debat, w których szczególnie celnie atakowała go Elizabeth Warren. We wtorek Bloomberg wygrał wybory jedynie w… Samoa Amerykańskim. W konsekwencji zrezygnował z dalszej walki i również zdecydował się wesprzeć Bidena.

Dobre, momentami imponujące wystąpienia Warren w debatach nie przysporzyły jej dodatkowego poparcia. Nie udało się jej uciec z pułapki, w której była atakowana zarówno ze strony progresywistów, jako za mało postępowa, i centrystów, którzy oskarżali ją o radykalizm. Nie odniosła zwycięstwa w żadnym stanie, a w Massachusetts, które reprezentuje w Kongresie, zajęła upokarzające trzecie miejsce.

Sukces Bidena jest tym większy, że zwyciężył on nawet w miejscach, w których właściwie nie prowadził żadnej kampanii. Otwarte pozostaje pytanie, na ile jest to zasługa samego kandydata, a na ile partyjnego establishmentu, który pod wpływem sukcesów Sandersa, spanikował i postanowił zareagować w sposób zdecydowany. Poparcie Bidena przez Buttigiega poprzedziła rozmowa byłego burmistrza z Barackiem Obamą. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby zarówno kandydat z Indiany, jak i Amy Klobuchar kontynuowali swoje kampanie dłużej, co mogłoby wzmocnić ich pozycję w partii. Tak się jednak nie stało, a nagłą konsolidację po stronie centrystów trudno uznać za przypadek. Na korzyść tego argumentu przemawia również brak zmiany w zachowaniu Bidena. Często zdarza mu się mówić w sposób niezrozumiały i opowiada historie, które mają tylko luźne oparcie w faktach, czego przykładem jest anegdota o tym, jak rzekomo został aresztowany za spotkanie z Nelsonem Mandelą. Regularnie zapomina konkretnych słów, nie kończy zdań i potrafi mylić nazwiska osób, które stoją obok niego. Ostatnio zaś nie był w stanie przypomnieć sobie pierwszych zdań amerykańskiej Deklaracji Niepodległości! Wszystkim, którzy argumentują, że bardzo podobnie zachowuje się prezydent Trump, warto przypomnieć, że Biden ma symbolizować powrót do normalności i profesjonalizmu, a nie dalszą ewolucję w stronę starczej demencji.

Bez wątpienia ciekawym ruchem ze strony Bidena mogłoby być zaoferowanie stanowiska wiceprezydenta właśnie Warren. Taka decyzja pozwoliłaby wzmocnić partyjną jedność i zmobilizować progresywnych wyborców do głosowania podczas listopadowego starcia z Donaldem Trumpem.

Jakub Bodziony

Nie wiadomo również, jak długo Biden będzie się znajdował na fali wznoszącej. Na jego korzyść wskazują kolejne stany, w których odbędą się prawybory, szczególnie Floryda, gdzie Sanders naraził się kubańskim emigrantom słowami, które mogły zostać odebrane jako brak potępienia reżimu z czasów Fidela Castro. Sztabowcy Berniego wiedzą, że są w trudnej sytuacji i reagują nerwowo. Dobrym tego przykładem jest nowy spot wyborczy, który w całości składa się z kompilacji pochlebnych dla Sandersa wypowiedzi prezydenta Obamy. Kampanii natychmiast zarzucono manipulację i wyjęcie z kontekstu słów byłego prezydenta, który nigdy nie był specjalnym fanem Sandersa. Sam Sanders zresztą rozważał rzucenie Obamie rękawicy w czasie jego starań o reelekcję w 2012 roku. Trudno też wyobrazić sobie to, że wyborcy uwierzą, że Sanders cieszy się większym poparciem Obamy niż współpracujący z nim przez dwie kadencje wiceprezydent Biden.

Kolejna edycja prawyborów odbędzie się już 10 marca, a ekipa Sandersa jest daleka od złożenia broni. Bernie, w przemowie po wtorkowej przegranej, podkreślał kontrast pomiędzy nim, a Bidenem: „W tym wyścigu jeden z nas przewodził protestom przeciwko wojnie w Iraku – na niego właśnie patrzycie. Drugi z nas głosował za wojną w Iraku”, mówił. Porównywał również swoje i Bidena poglądy na temat opieki zdrowotnej, stosunku do korporacji, międzynarodowych umów handlowych czy wsparcia dla upadających banków. To zwiastuje zaostrzenie retoryki obu kandydatów. Tym bardziej, że w czwartek z dalszej rywalizacji zrezygnowała Elizabeth Warren. Nie wiemy jeszcze, którego z pozostałych kandydatów wesprze senatorka z Massachusetts. Ale bez wątpienia ciekawym ruchem ze strony Bidena mogłoby być zaoferowanie stanowiska wiceprezydenta właśnie Warren. Taka decyzja pozwoliłaby wzmocnić partyjną jedność i zmobilizować progresywnych wyborców do głosowania podczas listopadowego starcia z Donaldem Trumpem. Sam Biden w jednym z wywiadów wspominał, że Warren  jest na jego „liście” kandydatów na wiceprezydenta. A warto pamiętać, że w wypadku śmierci prezydenta lub niezdolności do pełnienia urzędu to właśnie wiceprezydent przejmuje jego obowiązki. W przypadku 77-letniego Bidena wybór kandydata na to stanowisko ma więc szczególne znaczenie.

 

Fot. Flickr.com

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 582

(9/2020)
6 marca 2020

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj