Entuzjazm towarzyszący odbudowie Warszawy po 1945 roku to uczucie, które w tej książce dominuje nad wszystkimi innymi. Było ono tak silne, że jego źródeł Piątek szuka jeszcze przed wojną. Zaczyna on bowiem swoją książkę od zwrócenia uwagi na to, jakim wstydem napawała Warszawa przed zniszczeniem. Nie przeczytamy tu kwiecistych zdań o „Paryżu Północy”. Raczej o tym, jak zaniedbane i chaotyczne było to miasto, kiedy wkraczało w XX wiek. Lata zaborów i niechęć władz carskich do miasta usytuowanego na peryferiach Imperium, w którym w XIX wieku ciągle wybuchały jakieś powstania, odbijał się na jego wyglądzie. Reprezentacyjne budynki z okresu Królestwa Kongresowego były zaledwie smętnym echem dawnej świetności (która zresztą i tak była naonczas projektem). Nawet władza sanacyjna nie była w stanie odpowiednio uzdrowić tkanki miejskiej. Pomimo rozległych planów dotyczących przyszłości, wciąż borykała się z napiętym budżetem miejskim. Nie udało się wybudować choćby monumentalnej Dzielnicy Marszałka Piłsudskiego ze Świątynią Opatrzności Bożej według projektu Bohdana Pniewskiego. Potem przyszła wojna, w trakcie której zniszczenie Warszawy dokonało się w trzech dobrze znanych wszystkim aktach: naprzód we wrześniu 1939 roku, potem w maju 1943 roku po stłumieniu powstania w getcie, a następnie w wyniku upadku powstania warszawskiego w drugiej połowie 1944 roku. Opowieść Piątka rozpoczyna się de facto jeszcze w trakcie trwania powstania warszawskiego na lewym brzegu miasta, gdy do warszawskiej Pragi zaczynają docierać komuniści ze Wschodu.
Swoją opowieść autor koncentruje wokół kilku postaci: Mariana Spychalskiego, jeszcze we wrześniu 1944 roku mianowanego na Prezydenta Warszawy, osoby, która w pierwszej kolejności organizowała proces odbudowy Warszawy; Jana Zachwatowicza i Piotra Biegańskiego, architektów oddanych odbudowie Starego Miasta oraz zaangażowanych w działania prowadzące do zachowania najważniejszych zabytków Warszawy; oraz Józefa Sigalina, wiceszefa Biura Odbudowy Stolicy (BOS), który mocno wpłynął na cały proces. Oczywiście, w książce znaleźć można cały kalejdoskop postaci, których życiorysy zwięźlej lub szerzej opisuje Piątek, jednak skupienie się na kilku wybranych osobistościach pozwoliło autorowi w bardziej wyrazisty sposób nakreślić historię odbudowy Warszawy, a także pokazać, jak zróżnicowane politycznie było środowisko Biura Odbudowy Stolicy. Co jednak istotniejsze, ten zabieg umożliwił Piątkowi osiągnięcie czegoś, co daleko wykracza poza pracę historyka pewnego okresu w dziejach miasta – zbudowania pewnego mitu.
Fenomen na skale światową
O jaki mit chodzi? Rozproszonych tekstów dotyczących czasów odbudowy Warszawy – w postaci spisanych wspomnień, esejów etc. – jest wiele. Piątek zebrał je w jednym miejscu, powiązał bardzo zgrabną narracją, opatrzył bogatymi przypisami i bibliografią. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że „Najlepsze miasto świata” to praca akademicka. Widać od razu, że to książka z wpisaną wyraźną misją ideową. Piątek postawił przed sobą zadanie – z jednej strony rozmontować dotychczasowy mit BOS-u jako przybudówki partii komunistycznej, która doburzała powojenną stolicę, z drugiej – stworzyć nowy mit tej instytucji. Przedstawić jego członków jako marzycieli i zapaleńców, którzy w trudnych warunkach wśród ruin miasta doprowadzili do inwentaryzacji zniszczeń i koordynacji procesu jego odbudowy.
Zamiar Piątka powiódł się w pełni. Pomimo tego, że optymizm tamtych lat bardzo często kojarzony jest z propagandą komunistyczną, autor wiarygodnie pokazał, że wszystko to było rzeczywiste i miało pozapolityczne źródła, choć z czasem aparat państwa zaczął skutecznie wykorzystywać sukcesy i zdobycze BOS-u. Pierwotny zapał do odbudowy szedł w parze z nieudawaną miłością do miasta i udzielał się temu pokoleniu architektów i urbanistów, którzy widzieli błędy lat wcześniejszych, a jednocześnie otrzymali możliwość zaprojektowania miasta na nowo i z tej możliwości skorzystali. Piątek w budowie mitu BOS-u idzie jeszcze dalej, stwierdzając, że odbudowa Warszawy była ogólnoświatowym fenomenem, który nie otrzymał wystarczającego rozgłosu. Teza ta wydaje się uzasadniona. Od razu rodzi się jednak osobne pytanie: czy BOS-owi rzeczywiście udało się „odbudować” stolicę? Myślę, że Piątek chciałby odpowiedzieć, że w dużej mierze tak, ale nie stwierdza tego wyraźnie, pisząc tylko o tym, że BOS był instytucją z góry powołaną na krótkie trwanie. Częściowo pozostały po niej więc tylko marzenia i plany.
Miasto wyobrażone
Nie będę się tu rozwodził się nad tym, jak dobrze czyta się książkę Piątka, zostało to już słusznie uczynione w wielu innych recenzjach. Wskażę tylko te miejsca, które mogą wzbudzać jakieś wątpliwości. Tak jak choćby opisy Warszawy drugiej połowy lat 40. Są literacko doprawdy świetne. Piątek dał znać o swoim dobrym wyczuciu słowa już w „Sanatorze”. Malowniczy opis jazdy samochodem prezydenta Starzyńskiego w kierunku budującego się Starego Mokotowa pamiętam do dziś. W „Najlepszym mieście świata” również znajdziemy taki opis – będzie to też opis jazdy samochodem! – tym razem z Marianem Spychalskim w roli głównej, który jedzie przez Warszawę ze swojego biura na rogu Marszałkowskiej i Królewskiej do domu i specjalnie zmienia trasę, żeby przejechać niektórymi zrujnowanymi jeszcze fragmentami miasta i wyobrażać sobie przyszłe gmachy.
Ta fantazja o przyszłym mieście bardzo często powraca u Piątka, a w niektórych rozdziałach nawet dominuje. Są one bardzo dobrze napisane. Czasami jednak obok tej fantazji chciałoby się przeczytać też o tym, co rzeczywiście działo się na ulicach Warszawy. Historia Rynku Marszałkowskiego, który nigdy nie powstał, jest bardzo ciekawa, ale być może ciekawsza byłaby historia budynków, które ostatecznie powstały i które do dziś oglądamy, na przykład Centralnego Domu Towarowego, którego budowa zbiegła się w czasie z ogłoszeniem realnego socjalizmu w architekturze, a który był skrajnym przykładem nurtu przeciwnego – międzynarodowego modernizmu. W czasach, w których Polska wkraczała w mroki stalinizmu, ten budynek niczym latarnia morska rozświetlał nocne morze ruin Alei Jerozolimskich, a jego architekta Zbigniewa Ihnatowicza spotkały represje ze strony partii. Być może jednak z punktu widzenia autora takie historie to zbytnie poboczności, nie odpowiadające na najważniejsze pytanie książki: co robił BOS.
Ile starej Warszawy w nowej?
Kolejną dyskusyjną sprawą jest ograniczenie się w opisywaniu odbudowy Warszawy do lat 1944–1949. Na pierwszy rzut oka przyjęcie takich ram czasowych wydaje się uzasadnione. Podobny przedział wybierali klasycy badań nad historią odbudowy Warszawy, tacy jak Jan Górski, który miał to szczęście, że rozmawiał ze wszystkimi osobami, które brały udział w tym procesie. 1949 rok to przecież czas zakończenia działania BOS i symboliczny koniec odbudowy Warszawy. Wraca jednak pytanie, czy Warszawa była wtedy rzeczywiście odbudowana? Osobiście stoję na stanowisku, że wówczas zakończył się tylko proces budowy nowego miasta (co zresztą jest zgodne z perspektywą Piątka), z pewnym jedynie uwzględnieniem dawnej struktury urbanistycznej. Jeśli wziąć pod uwagę całość, to odbudowa nie zakończyła się tak naprawdę do dziś.
Książka Piątka skłania też do zastanowienia się, jak wyglądałaby Warszawa, gdyby architekci z BOS-u zrealizowali swoje wszystkie zamierzenia. I czy nam by się to miasto rzeczywiście podobało? W opowieści o budowie nowej Warszawy po wojnie często powtarza się frazę, że to, jak miasto było przebudowywane, wynikało z analizy struktury miasta przedwojennego. Jeszcze za Starzyńskiego powstało wiele wizji rozwoju Warszawy, które nie mogły być realizowane ze względu na prywatyzację gruntów oraz skąpy budżet miasta i państwa. Ale plany były. W czasie okupacji BOS-owcy obserwowali niszczoną Warszawę i szkicowali, jak mogłaby wyglądać po wojnie. Później, gdy zobaczyli pozostałości miasta, przystąpili do wprowadzania tych planów w życie. Maciej Nowicki szkicował Śródmieście Warszawy skąpane w zieleni, a pomiędzy drzewami pojedyncze bloki, żywcem wyjęte z lecorbusierowskich wizji. Jedynym elementem pozostawionym z przeszłości był w tej Warszawie plac Grzybowski i Ogród Saski. Być może dobrze więc, że historia potoczyła się tak, jak się potoczyła i ostatecznie zwyciężył trend, by w późniejszych przebudowach uwzględniać w większym stopniu elementy z planów dawniejszych.
Dobry początek dyskusji
Pozostaje wreszcie wspomnieć o nawiązaniach do współczesności. Podczas lektury książki Piątka przypomniała mi się wyjątkowa wystawa „Spór o odbudowę” zorganizowana w 2015 roku w ramach festiwalu „Warszawa w Budowie”. Opowiadała ona o odbudowie stolicy, opisując również współczesne problemy i dylematy, które ta ostatnia później spowodowała. Pod tym względem „Najlepsze miasto świata” pozostawia niedosyt. Rzecz jasna, na taki zakres opowieści nie starczyłoby być może nawet trzech opasłych tomów, jednak musimy pamiętać o tym, jak formacyjny dla naszego miasta i naszego obecnego życia w nim był czas tuż po wojnie. Paradoksalnie ten brak w książce Piątka jest jednak czymś optymistycznym. Filip Springer powiedział gdzieś, że „Najlepsze miasto świata” wyczerpuje temat odbudowy Warszawy. Należałoby raczej powiedzieć, że w sposób należyty i ważny go otwiera.
Książka:
Grzegorz Piątek, „Najlepsze miasto świata. Warszawa w odbudowie 1944–1949”, wyd. W.A.B., Warszawa 2020.