„Basik Grysik i wrony” to wspólne dzieło wyjątkowo mocnego duetu: Justyny Bednarek, autorki między innymi serii o niesfornych skarpetkach czy „Babcochy” nominowanej do Nagrody IBBY w 2018 roku (i recenzowanej w nr 523 „KL”) oraz Elżbiety Wasiuczyńskiej, ilustratorki między innymi serii o Panu Kuleczce, laureatki nagrody graficznej IBBY 2009 za książkę „Mój pierwszy alfabet”. Oczekiwania czytelników i czytelniczek wobec tej pozycji z pewnością będą duże – wszak w tym przypadku nic nie powinno się nie udać.
Opowieść Bednarek i Wasiuczyńskiej rozpoczyna się cudownymi narodzinami. Zupełnie jak w baśniach tradycyjnych, Basik Grysik Kapelusik, główna bohaterka książki, „przychodzi na świat w pewną mroźną styczniową noc” [s. 3], a niezwykłemu wydarzeniu towarzyszą zwierzęta – w tym przypadku są to wrony o wielkich sercach, entuzjastycznie witające dziewczynkę na świecie (tak by się przynajmniej wydawało). Ilustracja otwierająca historię sugeruje, że narodziny Basika są przełomowe dla otaczającej ją rzeczywistości. Śnieżną i pełną mroku noc rozjaśnia okno, z którego wyłaniają się kolorowe kwiaty. Niczym mityczna Persefona, dziewczynka przynosi ze sobą wiosnę. Ale czy tylko?
Kluczową dla fabuły metaforą jest nitka, tajemnicze połączenie człowieka zarówno ze światem, jak i z innymi ludźmi. Z początku autorki przedstawiają tę relację za pomocą obrazu pępowiny łączącej noworodka z matką. Jednak już na następnej stronie tłumaczą, że takie połączenie to coś więcej niż tylko fizyczna reprezentacja, dosłowne przywiązanie. Jak się okazuje, za każdym z nas ciągnie się zagadkowy sznurek przywiązany do nogi od momentu narodzin, niewidoczny dla ludzkiego oka. „Linka Osobista Sprężysta” [s. 7] sprawia, że ludzie nie gubią się w wielkim świecie oraz zawiązują (dosłownie) między sobą relacje. Z początku wizja ta brzmi nieco zagmatwanie, jednak autorki rozwiewają na kolejnych stronach wszelkie wątpliwości, pozostawiając jednocześnie czytelnikom miejsce na własną interpretację – zarówno w tekście, jak i na towarzyszących mu ilustracjach.
W dalszej części obserwujemy dorastanie Basika – od niemowlęctwa aż po wiek dorosły. Dowiadujemy się, że dziewczynka wprost uwielbia naleśniki, prawie tak bardzo jak swoją zabawkę-kaczkę, którą niestety gubi. Jednym z ważniejszych wątków książki jest również niezwykła więź między Basikiem a wronami, które towarzyszą bohaterce od chwili narodzin. Tylko one widzą ciągnącą się za dziewczynką nitkę, na której zdarza im się skakać „jak na gumie” [s. 17], śmieją się z niezdarności ludzi potykających się o ciągnące za nimi sznurki i, jeśli trzeba, mącą w ich życiu, nakierowując przy tym na właściwą drogę. Tak by się przynajmniej wydawało.
Podobnie dzieje się w przypadku Basika, która znajduje na swojej drodze (zupełnie nieprzypadkowo) nie tylko ranną wronę, lecz przy okazji również kogoś, z kim później zwiąże (dosłownie) swój własny los. Jest nim tajemniczy chłopiec, który, jak się okazuje, niegdyś odnalazł zagubioną przez dziewczynkę ukochaną kaczkę. Ranna wrona pełni w tym momencie funkcję deus ex machina, napędza historię, której scenariusz został już dawno napisany. Co więcej, pozostałe wrony odgrywają role antycznych mojr. Choć nie odnajdziemy tu motywu śmierci i metaforycznego przecinania nici, to właśnie te ptaki zdają się pleść ludzkie losy, a przynajmniej nadzorować egzystencjalne tkactwo swoim mitycznym spojrzeniem. Należy przyznać, że po tej lekturze ciężko będzie spojrzeć na te wszędobylskie ptaszyska w ten sam sposób.
W „Basiku…” najciekawsze wydaje się pokazanie prowadzenia życiowych nitek przed bohaterów nieświadomych nieprzypadkowości swoich losów. W świecie Bednarek i Wasiuczyńskiej nie ma bowiem zbiegów okoliczności – każdy splot, nawet ten najmniej zgrabny czy z pozoru nieznaczący – oddaje naturę ludzkiej egzystencji złożonej z wielu supełków i mniej lub bardziej świadomych powiązań. Autorki świetnie operują tą metaforą, sprowadzając ją do wizji „wiecznego kręgu życia” i pronatalistycznej idei zaprezentowanej na końcu książki. Oto bowiem dorosła Basik Grysik i jej partner, po sformalizowaniu znajomości, witają na świecie dziecko na dywaniku utkanym ze splecionych wspólnie nitek. Choć nie jestem pewna, czy taka wizja dorosłości mnie przekonuje, można uznać ją za element komplementarnego obrazu ludzkiego życia, zrealizowanego przez autorki w duchu determinizmu. Możemy się z taką wizją oczywiście nie zgadzać, nie zmienia to jednak faktu, że zaprezentowany w książce warsztat Bednarek i Wasiuczyńskiej został zaprezentowany w pełnej krasie.
Tak jak w klasycznych baśniach, bohaterowie „Basika…” nieuchronnie dążą do szczęśliwego zakończenia zwieńczonego powiciem potomka. „Linka Osobista Sprężysta” jest również przywiązana do jego nogi, sugerując tym samym, że i chłopiec już jest uwikłany w sieć nadzorowaną przez „widzące” wrony. Historia zatacza koło, a koniec staje się początkiem.
Książka Bednarek i Wasiuczyńskiej intryguje, skłania do refleksji, mimo że daje dość jednoznaczne rozwiązanie. Pozostaje jeszcze tylko jedno pytanie – czy wrony na pewno mają nasze dobro na względzie? Może, jak same mówią, to wszystko, czego właśnie doświadczyliśmy, „to tylko takie ludzkie gadanie” [s. 28]?
Książka:
Justyna Bednarek, „Basik Grysik i wrony”, il. Elżbieta Wasiuczyńska, wyd. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020.
Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.