Szanowni Państwo!
Opowieści o silnym państwie pod rządami PiS-u sypią się jak domek z kart.
Wraz z nadejściem zimy nadeszła też druga faza zdalnego życia. Chociaż oficjalnego lockdownu nie ogłoszono, sytuacja jest znacznie bardziej poważna niż w marcu. Codziennie z powodu koronawirusa umierają setki osób, a ci, którzy chcą i mogą sobie na to pozwolić, izolują się. Znów jesteśmy zamknięci w domach, znów zdalnie się uczymy, pracujemy, zdalnie chodzimy nawet do lekarza. Jednak wielu Polaków nie jest już w stanie wytrzymać z ograniczeniami, czego wymownym przykładem były pełne klientów galerie handlowe w ostatni weekend.
O ile wiosną mieliśmy do czynienia z początkiem bezprecedensowego kryzysu, to do września państwo miało niemal pół roku na przygotowania. Jednak rządzący byli w większym stopniu zajęci prowadzeniem kampanii wyborczej i wewnętrznymi rozgrywkami o władzę niż racją stanu. W konsekwencji system ochrony zdrowia jest niewydolny, co potwierdzają kolejne reportaże ze szpitalnych korytarzy.
Ogromnie ucierpiała również edukacja. Po wakacjach uczniowie wrócili do szkół, a ówczesny minister edukacji Dariusz Piątkowski przekonywał, że ich ponowne otwarcie nie będzie skutkowało wzrostem liczby zakażeń. Tak się nie stało, a rząd pod wpływem kolejnych alarmujących danych, zdecydował się powrócić do nauczania zdalnego.
Polityka rządu była dla nauczycieli źródłem kolejnych stresów i frustracji. Zwłaszcza że chęć wypracowania lepszych rozwiązań na „powrót do szkół” we wrześniu była widoczna w środowisku związanym z edukacją. Gorące dyskusje wokół tego tematu były prowadzone na ponad 50-tysięcznej grupie „Ja, nauczyciel” czy pod hasłem #misjawrzesień w środowisku skupionym wokół EDU-klastera.
Niestety, wnioski z tych dyskusji nie spotkały się ze zbyt dużym zainteresowaniem ministerstwa. Nauczyciele nie otrzymali żadnego systemowego wsparcia pod kątem metodyki nauczania i dostosowania do realiów pracy zdalnej. Według najnowszych badań Centrum Cyfrowego tylko 5 procent nauczycielek i nauczycieli ma poczucie, że otrzymało od MEN wsparcie merytoryczne w trakcie edukacji zdalnej. I chociaż wielu nauczycieli zapewne stara się podołać temu wyzwaniu, brak usystematyzowanego wsparcia istotnie wpływa na jakość zajęć. W badaniach „Młodzi w czasach koronawirusa” prowadzonych przez Polską Radę Organizacji Młodzieżowych dotychczas ponad 45 procent osób uczących się określiło zajęcia prowadzone zdalnie jako całkowicie lub raczej nieefektywne.
Młodzi w nauczaniu zdalnym całkowicie utracili dostęp do normalnych interakcji z rówieśnikami. W kraju, który jeszcze przed pandemią zmagał się z całkowitą zapaścią w dostępie do pediatrycznej opieki psychologicznej i psychiatrycznej, to tragiczna wiadomość. Psychologowie nie mają wątpliwości, że izolacja zwiększa prawdopodobieństwo występowania depresji, a młodzi są bardziej wrażliwi na efekty tej izolacji, o czym pisaliśmy w jednym z poprzednich numerów „Kultury Liberalnej”.
O przemyślanym, ideologicznym izolowaniu i „upupianiu” młodych pisze dr Helena Jędrzejczak z naszej redakcji, zastanawiając się, jak w nauczaniu nastawionym na posłuszeństwo młodzi mogą budować własną podmiotowość. Czy kryzys praworządności i praw kobiet stanie się dla nich jedyną realną, a nie zdalną lekcją… obywatelskości?
Warto też przyjrzeć się temu, czy wszystkich nas przejście na tryb zdalny obciąża podobnie. Dr Katarzyna Kasia z „Kultury Liberalnej” twierdzi, że w czasach kryzysu choroby społeczne nasilają objawy. Biedniejsi stają się jeszcze biedniejsi, wykluczeni – bardziej wykluczeni. W badaniu Centrum Cyfrowego 87 procent nauczycieli i nauczycielek wskazało, że wciąż problemem są braki sprzętowe wśród uczniów. Nietrudno sobie wyobrazić, że gdy cała edukacja przechodzi w tryb zdalny, uczeń bez laptopa będzie miał mniejsze szanse sukcesu niż ten z laptopem.
Na to, że zdalna edukacja jeszcze bardziej pogłębi nierówności wśród uczniów zwraca uwagę również Jarosław Pytlak, dyrektor jednej ze szkół społecznych. W rozmowie z Jakubem Bodzionym Pytlak podkreśla, że to „Roman Giertych jako pierwszy solidnie nastraszył rodziców przemocą w szkołach, nieudolnie próbując zaradzić temu choćby pomysłem wprowadzenia mundurków. Od tego czasu chęć ucieczki z publicznego systemu jest coraz większa. To naturalna konsekwencja tego, że oczekiwania ludzi wobec systemu edukacji są coraz większe, a jego wydolność, dzięki działaniom kolejnych rządów, maleje”.
Co znamienne, szkoły niepubliczne znacznie lepiej poradziły sobie z wyzwaniem edukacji zdalnej niż placówki publiczne. „Na pewno mamy więcej pieniędzy, większą swobodę i lepszą organizację. Do tego mniej dzieci przypada na nauczyciela, co w przypadku zdalnej nauki ma chyba jeszcze większe znaczenie”, mówi Pytlak. Oznacza to, że pandemia po raz kolejny obnażyła puste frazesy władzy o strategicznym planowaniu, „walce z impossybilizmem” itp.
Sfrustrowani i zawiedzeni obywatele szukają alternatyw na wolnym rynku, co trafnie diagnozował Łukasz Pawłowski w książce „Druga fala prywatyzacji”.
Czy pandemia przyspieszy ten proces? Wszystko na to wskazuje.
Zapraszamy do lektury!
Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Daisy Anderson, źródło: Pexels