Kiedy spikerka amerykańskiej izby reprezentantów Nancy Pelosi wylądowała na początku sierpnia w Tajpej na Tajwanie, piloci chińskich sił zbrojnych wzbili w powietrze myśliwce, na wody w bliskiej odległości Tajwanu, wypłynęły załogi okrętów wojennych – i tak zaczęły się manewry chińskiej armii, które trwają do tej pory.
Europa, która pamięta manewry rosyjskie przy granicy z Ukrainą bezpośrednio poprzedzające inwazję na ten kraj, zamarła w poczuciu déjà vu. Podobieństwa dotyczą nie tylko relacji między Rosją a Ukrainą i Chinami a Tajwanem – w których to oba mocarstwa roszczą sobie prawa do mniejszych sąsiadów, odmawiając im prawa do własnej państwowości. Dotyczą one także konsekwencji. Wojna o Tajwan mogłaby wywołać ciąg zdarzeń porównywalnych do tych w Ukrainie. Po pierwsze, zaangażowanie militarne państw, a po drugie – konsekwencje gospodarcze.
Zaangażowanie militarne to przede wszystkim możliwa interwencja Stanów Zjednoczonych, dla których niezależność Tajwanu od Chin jest strategiczna. Chodzi oczywiście o niezależność faktyczną, bo teoretycznie państwa takiego jak Tajwan nie ma. Jest to jednak demokratycznie zarządzane terytorium, które leży w miejscu kluczowym dla mobilności chińskiej marynarki wojennej. Gdyby Chiny podporządkowały sobie Tajwan, ich okrętom łatwiej byłoby wyruszyć w morze, a więc stałyby się potężniejsze militarnie. Gospodarczo natomiast zaczęłyby kontrolować większość światowej produkcji półprzewodników niezbędnych do zaawansowanych technologii, co robi obecnie Tajwan. A technologie te są między innymi wykorzystywane przez amerykańską armię.
Konflikt chińsko-tajwański wykracza więc znacznie poza granice tych terytoriów i dotyczy zdecydowanie większej części świata. Tak zwykliśmy na to patrzeć. Jednak aktywne działania Chin na świecie wybiegają daleko poza to, co się wiąże z Tajwanem. To tylko jeden z wielu ich frontów.
Indonezja, Filipiny, Afryka – wszędzie tam Chiny prowadzą z zaangażowaniem działania, które można uznać z różnych powodów za agresywne. Nie jest to jednak agresja tak oczywista jak manewry z użyciem ostrej amunicji w Cieśninie Tajwańskiej. To agresja na pierwszy rzut oka niewidoczna, trudna do zidentyfikowania i do skontrowania stosowną reakcją.
Jednym z wielu światowych obszarów, w których Chiny prowadzą tego typu swoistą kolonizację, jest oczywiście również Europa, a w niej Polska. Tu robią to również trudnymi do uchwycenia i zidentyfikowania metodami, w sposób rozproszony, nieoczywisty. Jednak niebezpieczny tym bardziej, że jeszcze dobrze nierozpoznany.
Nasz groźny sąsiad Rosja jest pod tym względem dla nas, Europejczyków, bardziej przewidywalny, bo znamy jego metody. Rozpoznawania wpływów chińskich dopiero się uczymy. Czeka nas przyspieszony kurs, bo Chiny są wszędzie.
A jeśli nadal myślimy o Tajwanie i tej łatwej do nazwania i zidentyfikowania reakcji militarnej, to nasza przyszłość też jest z nią związana. Bo gdyby Chiny zaatakowały Tajwan, a Ameryka ruszyłaby na pomoc Tajwanowi, to czy angażowałaby się nadal w Ukrainie? Można trochę na wyrost powiedzieć, że bez niezależnego Tajwanu może nie być też wolnej Polski.
W najnowszym numerze „Kultury Liberalnej” zastanawiamy się, czy świat jest gotowy na chińską kolonizację.
„Czy możemy mówić o nowej zimnej wojnie pomiędzy USA i ich sojusznikami a Chinami i państwami, którym jest z nimi po drodze?” – pyta Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin, a profesor Krzysztof Kozłowski, prorektor SGH i specjalista od Chin, odpowiada: „Nie lubię tego porównania. Historia się rymuje, ale nie powtarza. Tamta rywalizacja była związana z konkretnymi uwarunkowaniami, ustalonymi przez koniec drugiej wojny światowej”.
Na pewno mamy do czynienia ze zmianą w organizacji centrów światowych, ale ład międzynarodowy, który obecnie się wyłania, nie będzie ładem dwubiegunowym – Pekin kontra Waszyngton oraz państwa zmuszone do opowiedzenia się po jednej ze stron.
Gospodarki Chin i Ameryki są tak głęboko ze sobą zszyte, że obecny stan zaawansowania globalizacji nie byłby możliwy bez bliskości tych dwóch państw.
To oznacza, że w nowym ładzie o wiele silniejszą rolę mogą odgrywać lokalne mocarstwa, które są w stanie lawirować między tymi potęgami.
W numerze rozmawiamy również z Sylwią Czubkowską, dziennikarką i autorką właśnie wydanej książki „Chińczycy trzymają nas mocno. Pierwsze śledztwo o tym, jak Chiny kolonizują Europę, w tym Polskę”. W rozmowie z Jakubem Bodzionym Czubkowska zwraca uwagę na specyfikę chińskiej dyplomacji, jej wszechstronne podejście i dominację technologiczną, którą ten kraj zdobył w naszym regionie.
O sposobach i tajnikach pracy pracowników chińskiego MSZ, nazywanych „dyplomacją wilczego wojownika”, Jakub Bodziony rozmawia w podcaście „Kultury Liberalnej” z sinolożką z Uniwersytetu Jagiellońskiego, dr Katarzyną Sarek.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”