Szanowni Państwo!
Sześć dni przed wyborami Onet pisze, że Karol Nawrocki, pracując jako ochroniarz hotelu Grand w Sopocie, sprowadzał prostytutki dla gości. Jak dotychczas afery nie szkodziły kandydatowi PiS-u, być może jednak zdecyduje masa krytyczna – to już kolejna afera w krótkim czasie i wybuchła, kiedy wciąż jeszcze trwa dyskusja o snusach (czyli saszetkach z nikotyną, których Karol Nawrocki używał podczas debat).
Jednak wybór między Rafałem Trzaskowskim i Karolem Nawrockim to nie tylko wybór między kandydatem z dobrą i złą reputacją i różnymi kompetencjami. To także, zgodnie zresztą z tym, co mówią sami kandydaci, wybór między dwiema skrajnie różnymi wizjami współpracy prezydenta i rządu. A co za tym idzie – między wizją funkcjonowania państwa i przyszłością jego instytucji oraz liberalnej demokracji.
Rafał Trzaskowski deklaruje, że jako prezydent podpisze ustawy przywracające praworządność i reformujące sądownictwo. Będzie współpracował z rządem, jeśli chodzi o nakłady na obronność i politykę zagraniczną, oraz w ramach Unii Europejskiej. Można też spodziewać się, że podpisze ustawy w sprawie związków partnerskich i legalizacji aborcji do 12. tygodnia ciąży. To kluczowe obietnice Koalicji Obywatelskiej i Lewicy, jeśli znajdzie się sposób, by zostały przegłosowane w Sejmie, Trzaskowski mógłby przyczynić się do ich spełnienia. Ale przede wszystkim Trzaskowski jako prezydent umożliwia realizację polityki większości parlamentarnej i koalicyjnego rządu.
Po Karolu Nawrockim jako prezydencie można się spodziewać blokowania tej polityki, co sam zresztą zapowiada, powtarzając, że Trzaskowski jest politycznie związany z największą partią rządzącą, a on nie – i nie musi, jak mówi, wykonywać niczyich poleceń. Można więc spodziewać się blokowania ustaw praworządnościowych, dotyczących praw człowieka i obronności, o ile te ostatnie nie będą zgodne z interesami PiS-u. Przede wszystkim jednak można spodziewać się prób skrócenia kadencji Sejmu i rozpisania wcześniejszych wyborów albo osłabiania rządu, poprzez podcinanie jego skuteczności, a tym samym jego popularności i potencjału wyborczego tworzących go partii.
Dynamika kampanii wyborczej między pierwszą a drugą turą przybrała na sile. Najpierw emocje podniosły wyniki pierwszej tury pokazującej wysokie poparcie dla skrajnej prawicy i odmowę młodych wyborców poparcia utrwalonego w Polsce duopolu. Jednak to również sygnał, w jakim kierunku może iść polski konserwatyzm. Bo ponad 20 procent głosów oddanych na prawicę, ale nie na PiS, to również poważne ostrzeżenie dla tej formacji.
Rafał Trzaskowski, chcąc przekonać do siebie jak najszersze spektrum wyborców, przez całą kampanię zwracał się również do sympatyków Konfederacji. Pod koniec kampanii przemówił wprost do wyborców Sławomira Mentzena w rozmowie na żywo publikowanej na jego kanale na Youtubie.
Wydaje się – bo kiedy powstaje ten tekst, nie ma jeszcze wiarygodnych badań na ten temat – że ta rozmowa okazała się bardziej przełomowa niż debata telewizyjna z Nawrockim, na którą czekano jak na bardzo ważne wydarzenie. I rzeczywiście była ważna – Trzaskowski dał się podczas niej zapamiętać jako polityk, który wrócił do swojego potencjału i naturalnej energii, a Nawrocki, jako kandydat sztuczny, wyszkolony, ale przede wszystkim uzależniony od substancji, od której nie może powstrzymać się nawet przez półtorej godziny (ciekawe, czy po tym incydencie jeszcze kiedyś zapyta publicznie Trzaskowskiego o zdrowie). Jednak hitem była rozmowa u Mentzena, a jeszcze większym – filmik z jego pubu opublikowany po rozmowie przez Radosława Sikorskiego, na którym trójka polityków wspólnie pije piwo. Trzaskowski wyszedł ze spotkania z Mentzenem jako kandydat, który nie boi się prawicy, bo umie zaznaczyć swoje zdanie, ale i jako polityk, który nie boi się rozmawiać z prawicą i szukać poparcia u jej zwolenników, wchodząc na teren jej kandydata w pierwszej turze wyborów.
Prawicowy kandydat z drugiej tury na tym terenie okazał znacznie mniej odwagi, zgadzając się na wszystko w ciemno, oraz wykazał się znacznie mniejszą swobodą i charyzmą. W sposób bardzo wyraźny o prawicy świadczy to, że żaden z jej kandydatów z pierwszej tury nie wystąpił na scenie podczas marszu poparcia dla Nawrockiego w niedzielę. Z Trzaskowskim wystąpili kandydaci wszystkich współkoalicjantów KO, udzielając mu wyraźnego, wręcz entuzjastycznego poparcia. Prawica PiS-owska, nawet jeśli wciąż cieszy się poparciem społecznym, wydaje się być osamotniona w politycznym zróżnicowaniu w Polsce.
W aktualnym numerze „Kultury Liberalnej” przed drugą turą wyborów prezydenckich piszemy o prawicy, bo to z jej kandydatem rywalizuje kandydat obozu demokratycznego. Jaką przyszłość ma Polska z prezydentem Nawrockim, a jaką z Trzaskowskim? I jak na tę przyszłość przekłada się poparcie dla Mentzena i Grzegorza Brauna?
Profesor Antoni Dudek w rozmowie z Jarosławem Kuiszem opowiada o Karolu Nawrockim to, czego nie było w reportażu Onetu i innych tekstach odkrywających jego przeszłość: „To jest człowiek niezwykle brutalny. Oczywiście teraz, z tym przyklejonym uśmiechem, próbuje to jakoś schować. Ale powiedzmy sobie jasno, jego pierwszym celem po zdobyciu prezydentury będzie wykończenie rządu Tuska, ale następnym będzie wykończenie prezesa Kaczyńskiego”. Opowiada też o tym, jakim Nawrocki był szefem w IPN-u i wcześniej w Muzeum Drugiej Wojny Światowej – pod jego rządami „wyrzucono z centrali instytutu jedną trzecią pracowników”. Powodem mogło być zaś to, że „nie chcieli dzielić się nagrodami”. „Polecam wszystkim słynny film Krzysztofa Krauzego «Dług». Pokazuje, jak Gerard, postać grana przez Andrzeja Chyrę, przekształca się z sympatycznego kolegi biznesmena w brutalnego gangstera. Myślę, że to jest mniej więcej to, co może wielu spotkać ze strony Karola Nawrockiego” – mówi Antonii Dudek.
Jakub Bodziony, zastępca redaktora naczelnego „Kultury Liberalnej”, pisze o podobieństwach między polską kampanią prezydencką a ostatnimi wyborami w Stanach Zjednoczonych. I tym, że jeśli Karol Nawrocki zachowuje się jak Donald Trump, to Trzaskowski nie może podążać śladami Kamali Harris.
Polecam też tekst, w którym Ben Stanley odnosi się do dylematu lewicy, czy głosować na „mniejsze zło”. „Jako liberał – a przede wszystkim liberalno-demokratyczny pluralista – bardzo bym chciał, aby zwyciężył kandydat, który nie będzie stwarzał dalszych przeszkód dla przywrócenia liberalnej demokracji w Polsce. Jednocześnie w pełni rozumiem, dlaczego wielu wyborców lewicowych nie ma ochoty słuchać wykładów o zaletach pluralizmu od tych, którzy te zalety dostrzegają tylko wtedy, gdy do nich dociera, że PO znów nie zdobędzie samodzielnej większości. Warto jednak powtórzyć, że w dwuturowych wyborach prezydenckich w demokracji wielopartyjnej o wyniku wyborów decydują zazwyczaj wyborcy, którzy głosują na «mniejsze zło»” – pisze.
Zapraszam również do czytania pozostałych tekstów z numeru.
Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin,
Zastępczyni redaktora naczelnego „Kultury Liberalnej”