Łukasz Słowiński, Ziemowit Szczerek

Łukasz Słowiński: Dlaczego protesty studentów, które trwają w Serbii od listopada ubiegłego roku, nie były od początku antyrządowe? Studenci podkreślali, że nie dążą do obalenia rządu, tylko ukrócenia korupcji i odpartyjnienia państwa. Dopiero od niedawna mają hasła polityczne.

Ziemowit Szczerek: Bo antyrządowych protestów w Serbii było już wiele. Zaczęły się bezpośrednio po wyborach, które były zmanipulowane, podobnie jak zmanipulowane były te w Gruzji. Serbscy opozycjoniści wręcz obrażali się na Europę, że ta jest na krawędzi nieuznania nowych władz w Gruzji, a nic nie mówi o Serbii. A dlaczego Europa nic nie mówi o Serbii? Prezydent Aleksandar Vučić korzysta ze zgrabnego szantażu: „jak nie ja, to przyjdzie ktoś gorszy”. Do tego dochodzi sprawa Rio Tinto [koncernu zajmującego się m.in. wydobywaniem litu, który występuje w Serbii i na który liczy Europa – przyp. red.], w Kragujevacu właśnie za wielkie pieniądze zmodernizowano fabrykę Fiata, gdzie dawniej produkowano Zastavę… Vučić umiejętnie zapewnia sobie poparcie europejskie – i studenci o tym wiedzą. 

Bardzo możliwe, że gdyby rozpisano nowe wybory, to SNS [partia rządząca – przyp. red.] by je wygrało. Studenci uznali, że muszą mieć wytrych do tych wyborów i że tym wytrychem będzie dążenie do merytokracji. Jeśli nie mogą zmusić rządu do ustąpienia, to muszą znaleźć inny punkt, w który będą uderzać.

Czy początkowe żądania studentów nie były naiwne?

Oni specjalnie to osadzili w ogólnej i górnolotnej formie. Chcieli maksymalnie odkleić swój ruch od brudnej polityki. I to im się udało. W tej swojej czystości osiągnęli pewien ciężar polityczny. Studenci ruszyli na prowincję, spali w domach zwyczajnych ludzi na wsi, organizowali plena na wydziałach, ale rozmawiali też w podobny sposób z ludźmi poza dużymi miastami, wciągali ich w debatę o państwie.

Vučić zawsze spłycał ruch studentów jako fanaberię uprzywilejowanych ludzi z dużych miast, mówił, że prawdziwa Serbia jest na wsi. Oni pozbawili ten przekaz wiarygodności. Chodzą po tej prawdziwej Serbii, Serbii peryferyjnej i wchodzą w interakcję z lokalnymi środowiskami – i to naprawdę działa. 

Jeździłem teraz po kraju i byłem przekonany, że gdzieś w głębokiej Szumadii, rozmawiając z lokalnym przedsiębiorcą, usłyszę: „Pół roku bez nauki? Kto to widział?”. Zamiast tego usłyszałem: „No, nauki nie ma, ale ja to rozumiem. Trzeba w końcu zrobić porządek z tymi skurwysynami”, mimo że w telewizorze w knajpie, w której siedzieliśmy, leciała rządowa telewizja. 

Studenci integrują państwo w miejscach, w których nigdy wcześniej nie było zintegrowane. Na przykład pojechali do Sandżaku – to tradycyjny muzułmański region na południu kraju. Pazarczycy [mieszkańcy Nowego Pazaru – przyp. red.], pomimo że mieszkają w Serbii, nie do końca czują się Serbami – politycznie identyfikują się bardziej jako Bośniacy. Studenci zorganizowali tam mityng i mieszkańcy pierwszy raz poczuli się włączeni w proces, który dzieje się w ich kraju. Czuli, że Vučić zawsze nimi gardził, władze dawały do zrozumienia, że to nie jest część prawdziwej Serbii. 

Potrafił też szczuć na Vojvodinę – tradycyjnie na wojwodińców mówi się na „lale”, czyli tulipany. Niby to tradycyjne określenie, ale też trochę symbolizuje pewną wyniosłość. Chodziło o pokazanie, że to nie są prawdziwi Serbowie, że mieszkańcy Vojvodiny chcą być bardziej europejscy i mają gdzieś los prawdziwego Serba. 

Studenci, osiągając przychylność takich regionów, stali się siłą polityczną, mogą coś zaoferować. Tworzą wielki ruch, można powiedzieć, że nawet ludowy. 

A nie wygląda to jak zaplanowana akcja polityczna? Półmiesięczna kampania PR-owa, potem kampania door to door, i teraz, z pomocą opozycji, zaczęli nawoływać do przedwczesnych wyborów.

Też tak to odbieram. 

Udawali apolitycznych? 

Studenci wiedzieli przecież, że aby coś zmienić, będą musieli układać się z politykami. Ale odcinając się od nich, z początku nabrali własnej ciężkości politycznej, znamion ruchu intelektualno-ludowego. Mają za sobą zwolenników – masę ludzi. Trzeba teraz się z nimi liczyć.

Rzeczywiście, to ma strukturę zaplanowanej akcji. Parę tysięcy osób siedziało na plenach na fakultetach przez parę miesięcy i w końcu wymyślili formułę, która może im ułatwić wyrwanie się z bagna europejskiej niemożności. 

Bardzo doceniam ten ruch. To jeden z niewielu, który u nas, w Europie Środkowej, daje mi nadzieję na to, że możliwe jest zbudowanie społeczeństwa z nowymi wymaganiami wobec władzy i takiego, które może tę władzę kontrolować.

Załóżmy, że im się uda i niedługo będą nowe wybory – co to da, jeśli wybory są fałszowane?

No, coś trzeba robić. Też niestety uważam, że Vučić wygra. Może nie sfałszuje jakoś bardzo nonszalancko wyborów na poziomie krajowym, bo zdaje sobie sprawę, że będzie mieć wtedy takie protesty, że… Jednak może manipulować wyborami, jak w Gruzji – on już wie, jak to robić. Tak naprawdę i Vučić, i studenci chcą przyspieszonych wyborów.

Dlaczego Vučić chce przyspieszonych wyborów?

Żeby się uwiarygodnić. Ale to on decyduje, kiedy są wybory i wybierze najlepszy dla siebie moment. 14 czerwca Christopher Hill, były ambasador Stanów Zjednoczonych w Serbii, udzielił wywiadu dla Radia Wolna Europa, że Stany mają już serdecznie dosyć angażowania w sprawy Bałkanów. Chce, żeby zajęła się tym Unia Europejska, która na tym odcinku jest słaba. Celowo wymienił również Kosowo. Napięcie między Kosowem a Serbią jest punktem zapalnym, który mógłby wywołać może nie wojnę, ale przedłużoną atmosferę strachu czy choćby pograniczną strzelaninę, czyli dać efekt. 

Vučić może sobie tym zagrać. Znów może ustawić wojsko przy granicy i grzać to napięcie. Jak mu się uda, to wygra wybory. Występuje efekt flagi i pewnie nawet niektórzy studenci na niego zagłosują. Pomyślą, że muszą teraz stanąć za państwem. 

Czy Serbia jest bliżej Unii Europejskiej czy Rosji?

To blatowanie z Rosją jest rozpaczliwe – ono odbywa się głównie na poziomie emocjonalnym. Serbia jest otoczona nie tylko przez Unię Europejską, ale też NATO – jest w samym środku Europy Środkowej i znaczna część tego kraju to byłe Austro-Węgry. Uważam, że w miejscowościach takich jak Subotica czy Nowy Sad można poczuć się bardziej europejsko niż w Warszawie. 

W Serbii nadal jest potitowska inteligencja. Jugosławia, owszem była krajem rządzonym przez dyktatora, ale była to dyktatura oświecona. Był to kraj rozwijający się, opierający się na inteligencji technicznej, a więc na racjonalizmie, a co za tym idzie, na szanowaniu praw człowieka. Pod wieloma względami Serbia nadal jest bardziej zachodnia niż Francja, w której mało kto reaguje na policyjną przemoc stosowaną podczas protestów – a w Serbii jednak się reaguje.

Owszem, Serbia też tkwi w bagnie środkowoeuropejskim, które można określić jako rządy pogranicza władzy i biznesu. I fakt, miała okres nacjonalizmu, który doprowadził do zbrodni wojennych niewidzianych w Europie od drugiej wojny światowej, więc przy tym argument o wyczuleniu na przemoc aparatu państwowego faktycznie brzmi dziwnie. No ale to był czas wojny. Tak czy owak – Serbia ma to wszystko na koncie. 

Faktem jest jednak również, że to społeczeństwo, które – jak widzimy dzięki protestom – ma całkiem wysokie wymagania co do jakości swojego życia społecznego – to nie jest państwo dzikie. Nie udało się go do końca jeszcze spauperyzować, zwulgaryzować przez aplikowany w mediach populistyczny bełkot czy trashową wersję popkultury. Da się nadal wyczuć bardzo dużo z tego socjalistycznego, godnościowego myślenia o państwie, o obywatelach, nawet jeśli za Jugosławii to była tylko propaganda, to ludzie w Belgradzie nadal czują te wartości. 

Oczywiście, wspominają lata dziewięćdziesiąte jako koszmar – swój własny i ten, który zgotowali innym. Patrzą na teraźniejszość i widzą bagno, w którym tkwią do dzisiaj. Ale to jest naród z aspiracjami, który nie godzi się na to. I widać to po studenckich protestach. Kombinują jak koń pod górkę, żeby wyrwać się z tej niemocy. 

A wejdą do Unii Europejskiej?

Kiedyś tak. Jeśli Unia przetrwa, to wejdą.

 

 

This issue was published as part of PERSPECTIVES – the new label for independent, constructive and multi-perspective journalism. PERSPECTIVES is co-financed by the EU and implemented by a transnational editorial network from Central-Eastern Europe under the leadership of Goethe-Institut. Find out more about PERSPECTIVES: goethe.de/perspectives_eu.

Co-funded by the European Union. Views and opinions expressed are, however, those of the author(s) only and do not necessarily reflect those of the European Union or the European Commission. Neither the European Union nor the granting authority can be held responsible.